Nie ten mężczyzna (I)

with 30 komentarzy
tom 4 serii seksowni dranie

 

Zaczynamy!

 

Dom zastał otwarty.

Wszedł do środka i rozejrzał się, ubierając skórzane rękawiczki. Wnętrze było umeblowane skromnie, bez zbędnych luksusów. Drewniane podłogi, przybrudzona biel ścian, na nich kolorowe reprodukcje znanych dzieł sztuki, podniszczone meble. Nic, co przykuwałoby uwagę.

Nic, prócz ciemno czerwonych śladów.

Pierwsze ciało znalazł na środku salonu. Kobieta, młoda, o złotorudych włosach zlepionych krwią. Twarz miała tak zmasakrowaną, że niepodobna było rozróżnić, gdzie kiedyś był nos, a gdzie usta. Nie musiał sprawdzać, by wiedzieć, iż zginęła kilka godzin temu. Minął ją i znalazł się w wąskim korytarzyku. Tam znalazł drugą ofiarę, także kobietę, skuloną w pozycji embrionalnej. Ta została zadźgana nożem. Zabójca zrobił to tyle razy, że całe ciało wyglądało niczym sito, z którego wypływały czerwone strużki zakrzepłej już teraz krwi. Tutaj także nie musiał się upewniać.

Nie podobało mu się to, co widział, ale bynajmniej nie z powodu martwych, bestialsko zamordowanych kobiet czy wszechobecnej czerwieni. Ta była wszędzie, nawet na suficie. Nie podobało mu się, bo nie cierpiał bałaganu, zwłaszcza takiego, który miał posprzątać.

Cóż, takie zlecenie, pomyślał zniesmaczony, sięgając po baniak z benzyną i nagle zamarł, bo jedno z ciał drgnęło.

Czyżby ktoś przeżył masakrę?

Podszedł bliżej i wtedy przekonał się, że wrażenie było słuszne. Dziewczyna, w zasadzie jeszcze dziecko, młoda, zbyt młoda, która nie powinna się tutaj znaleźć. Pewnie dziwka albo ćpunka, bo ten psychopatyczny maniak właśnie z takimi się zabawiał. Bezdomnymi, samotnymi, porzuconymi, o których mało kto pamiętał.

Z trudem uniosła głowę. Twarz miała zakrwawioną, opuchniętą od uderzeń. Liczne rany po nożu, który szaleniec wbijał w nią z upodobaniem. Jednego oka w ogólnie nie było widać, w drugim dostrzegł niemą prośbę. Rozpaczliwe błaganie o litość. Otworzyła usta i wtedy zauważył powybijane, połamane zęby. Co dziwniejsze nawet teraz, w takim stanie, wydawała się piękna.

– Ludzka wola przetrwania mnie zdumiewa – mruknął Jacob, po czym wyjął broń i strzelił dziewczynie prosto w głowę. Wtedy dobiegł go odgłos policyjnych syren. Zaskoczony uniósł brwi, lecz nie stracił zimnej krwi. Nie wyprowadziło go to z równowagi. Wyraz jego twarzy ani przez sekundę nie uległ zmianie, z ust nie padło nawet ciche przekleństwo. Schował broń, wyjął zapalniczkę i już po chwili wyskoczył przez jedno z okien na tyłach budynku. Za jego plecami rozpętało się ogniste piekło, ale Jacob czuł niezadowolenie, bo płomienie miały strawić dowody zbrodni zanim ktokolwiek się zjawi. Tymczasem istniało spore prawdopodobieństwo, że straż zdąży dotrzeć na czas.

Jednak to nie możliwość zdemaskowania i naprowadzenia na swój trop policji, martwiły Jacoba. Czuł rozgoryczenie, bo nie lubił niedokończonych akcji. Nawet tak głupich, jak ta, która uwłaczała jego godności, marnując wrodzone zdolności.

On był stworzony do zabijania, a nie niańczenia porąbanych psychopatów.

Wykrzywił usta, wsiadając do zaparkowanego na uboczu auta. Dostrzegł, że zaczął padać śnieg. To nie był zaskakujący fakt, bo pogodynka już od tygodnia zapowiadała zimę stulecia.

Czas na niego, tutaj już nic więcej nie zdziała.

Nie miał ochoty na kolejne spotkanie ze zleceniodawcą, zresztą podłożył ogień zgodnie z wytycznymi. O strzelaniu do straży pożarnej nie było mowy, więc Jacob odrobinę się rozluźnił.

Tylko raz przeprowadził akcję, która zakończyła się fiaskiem. To nauczyło go planować, sprawdzać, trzymać nerwy na wodzy. Był dokładny i skrupulatny aż do szaleństwa, opanowany i bezlitosny, bo tego wymagał ten fach. Niczego już nie zostawiał przypadkowi. Nikogo już nie żałował. Świat i tak był przeludniony, więc dlaczego nie ulżyć mu w cierpieniu? W dodatku znakomicie na tym zarabiając.

Kąciki jego ust drgnęły, jakby mężczyzna zamierzał się uśmiechnąć. W jasnobłękitnych i zimnych jak lód oczach, ukazała się odrobina rozbawienia. Nie z powodu zadania, które wykonał, ale tego, jakie na niego czekało. Prawdziwe zlecenie dla zabójcy, nie to, co teraz. Nie był przecież sprzątaczką, a zadanie przyjął ulegając prośbie najlepszego klienta. To był porządny człowiek, zawsze regulował rachunki na czas, nigdy nie zalecał brutalności, a jedynie czystą, fachową robotę. Wyjątkiem był podpalenie chaty na przedmieściach, bo jego głupawemu, rozpuszczonemu synalkowi czasami odbijało.

Jacob ze względu na stałą współpracę obiecał posprzątać po mordercy i zrobił to na swój własny sposób. W swym fachu czuł się niczym bóg, nigdy nie miał żadnych wątpliwości czy zastrzeżeń. Już dawno stwierdził, że zabijanie stanowiło sens jego życia. Dobrze zaplanowanego życia.

Jedno zlecenie na kwartał. Był wybredny, byle czego nie brał. Seks cztery razy w roku, zawsze w ten sam dzień. Za każdym razem wymyślał coś nowego, czego jeszcze nie robił. Próbował wszystkiego, a ostatnio nawet rozmyślał nad orgią z udziałem biseksualnych mężczyzn. Mogłoby być ciekawie, zwłaszcza dla kogoś takiego jak on, kto już próbował tak wielu atrakcji, że całkiem zwyczajny seks wzbudzał w nim jedynie politowanie.

Cóż, wszystko było dla ludzi. Żadnych ograniczeń, bo te istniały jedynie w pospolitych umysłach. A on do takich siebie nie zaliczał.

Srebrzysty samochód mknął drogą, a śnieg padał coraz mocniej, białą kurtyną zasłaniając cały świat. Wycieraczki z trudem nadążały, ale Jacob ani trochę się nie przejął. Najwyżej przenocuje w pierwszym napotkanym hotelu. Zresztą, od mieszkania w Budapeszcie dzieliło go tak wiele kilometrów, że był wręcz zmuszony do postoju. Z Wilna do stolicy Węgier było ponad tysiąc kilometrów, a jazda w takich warunkach nie należała ani do łatwych, ani do przyjemnych. Zwłaszcza gdy ktoś tak jak on, unikał głównych tras, poruszając się tymi mniej uczęszczanymi.

Po przekroczeniu polskiej granicy warunki nie tylko się pogorszyły, ale i trafił na gigantyczny korek. Widać gdzieś musiał zdarzyć się wypadek. Jacob przez chwilę rozmyślał nad możliwymi sposobami ominięcie zatoru, po czym zdecydował się skręcić w boczną, mało uczęszczaną drogę. Popijając zimną już kawę, którą kupił w przydrożnym barze, przebijał się przez coraz większe zaspy, z niezadowoleniem myśląc o swojej decyzji. Tylko że on nie miał w zwyczaju się poddawać i właśnie dlatego nie zawrócił.

Nie przyspieszał, nie irytował się, parł jedynie do przodu, ze spokojem, który cechował go przez całe życie. Nadciągała noc, ale nawet ten fakt go nie zdenerwował. Pewnie prędzej czy później dotarłby co celu, gdyby nie złośliwy los w postaci jelenia, który niespodziewanie wybiegł na drogę. Jacob co prawda zareagował prawidłowo, ale nie do końca wziął pod uwagę stan nawierzchni. Samochodem szarpnęło, po czym pojazd gwałtownie skręcił w prawo i wpadł prosto w głęboki, przydrożny rów.

Być może zapięty pas ocalił Jacobowi życie, a z pewnością zaoszczędził wielu nieprzyjemności, lecz tak zupełnie nie wyszedł z wypadku bez szwanku. Po wydostaniu się na zewnątrz, okazało się, że ucierpiała lewa noga. Ignorując ból, obejrzał ją dokładnie i dopiero wtedy pozwolił sobie na okazanie odrobiny irytacji. Może nie była złamana, ale na pewno nie nadawała się na długie, piesze wędrówki. Tylko, że w zasadzie nie miał wyjścia.

Ekran telefonu pokazywał brak sieci. Droga, co dało się zauważyć, nie należała do zbytnio uczęszczanych. Zapadał zmrok, a śnieg padał z coraz większą siłą. Temperatura gwałtownie spadała, a na dodatek zaczął wiać przenikliwy wiatr.

Jacob ruszył przed siebie, zaciskając zęby i podpierając się znalezionym drągiem. Niezbyt przejął się swoim położeniem, zakładając, iż przeciwności są po to, aby je pokonać. Z każdego takiego starcia wychodził silniejszy i bardziej odporny. Dlatego teraz brnął przez śnieg, pod wiatr, kuląc się z zimna, lecz wciąż znakomicie panując nad własnym ciałem. Ktoś inny na jego miejscu, już dawno wpadłby w stan permanentnej paniki, płacząc i złorzecząc, ale nie Jacob. Z filozoficznym spokojem przyjął zaistniałą sytuację, obmyślając już plan na kolejne zlecenie. Było trudne, ale jemu to nie przeszkadzało. Lubił wyzwania. Nie takie jak podpalenie domu z trupami, bo jakiegoś kretyna poniosły emocje.

Pewnie w końcu dotarłby do najbliższej miejscowości, bo północno–wschodnia Polska to nie było bezludne pustkowie, ale prócz niepokornego jelenia, los zgotował mu i inną niespodziankę. Kiedy Jacob poruszając się wzdłuż pobocza drogi, znalazł się pod jednym z drzew, rozległ się potwornie głośny zgrzyt. W normalnych warunkach nie miałby problemu z uniknięciem katastrofy, bo prócz spokoju, charakteryzował się niesłychanym refleksem, ale tym razem zawiodło słabe ciało. Mężczyzna potknął się, przewrócił i na samym końcu poczuł silne uderzenie.

A wtedy otoczył go mrok.

***

– Jaki ty jesteś zimny! Jak sopel lodu!

Głos był niezwykle melodyjny i z pewnością należał do kobiety. Dało się w nim wychwycić nutki rozbawienia i odrobinę pobłażliwości. Dziwna mieszanka, pomyślał, otwierając oczy.

Leżał pośrodku wąskiego korytarzyka, którego ściany pokrywała pociemniała ze starości boazeria.

Skrępowany, co wprawiło go w zaskoczenie.

Dłonie miał skute kajdankami, nogi związane sznurkiem. Ciało zdrętwiałe, zziębnięte, odzież przesiąkniętą wilgocią, bose stopy i od razu zorientował się, że kobieta musiała zabrać jego broń. Akurat ten fakt nieoczekiwanie go zirytował. Nie tolerował nikogo, kto sięgał po jego glocka, bo z bronią łączyło go coś w rodzaju pokrewieństwa. Krępowania kajdankami też nie tolerował, ale myśląc logicznie, kobieta miała powód, aby tak postąpić.

– Oczy też masz zimne – mruknęła, pochylając się nad nim. Szczupłą, piegowatą twarz o trójkątnym podbródku otaczała burza rudych loków. Mały nosek był figlarnie zadarty, a kiedy niespodziewanie się uśmiechnęła, w policzkach ukazały się urocze dołeczki. Lecz nie tylko jej włosy miały kolor ognia. Dostrzegł go również w szarych oczach, przysłoniętych gęstą firanką ciemnych rzęs. – Przepraszam że cię skrępowałam, ale sam rozumiesz. Mało kto nosi przy sobie broń i to takiego kalibru.

Miała rację. Był to wykonany na specjalne zamówienie pistolet maszynowy, glock z czterema pełnymi magazynkami. Do tego dwa skonstruowane zgodnie z najnowszą technologią tłumiki. Ponieważ lufa broni została wydłużona i nagwintowana, bez trudu można było nakręcić tłumik, a specjalne magazynki zawierały po trzydzieści trzy naboje, które wzmacniały potencjał w trybie ognia ciągłego do maksimum.

Była to broń, z którą Jacob się utożsamiał, tak samo jak on nieubłagana i skuteczna, służąca śmierci. Nawet kabura była do niej idealnie przystosowana, właśnie na glocka z wydłużonym magazynkiem, zaopatrzonego w tłumik. Jacob nie lubił hałasu, wolał działać cicho i szybko.

– Chyba że jesteś policjantem – dodała kobieta, z uwagą się w niego wpatrując. Na próżno, bo więcej emocji dostrzegłaby w kłodzie drewna.

– Nie jestem policjantem – nie przywykł do kłamstw. Prawda była mniej skomplikowana, zresztą, co złego było w noszeniu broni? Raczej nic. – Uwolnisz mnie?

– No nie wiem – głos miała pełen wątpliwości, spojrzenie niepewne, ostrożne. – A jak mnie zabijesz?

– Nie zabijam bez powodu.

– Też mi pocieszenie – zakpiła. – Dobrze, nogi uwolnię, bo ciężki jesteś panie Sopel. Ten akcent świadczy również, że pochodzisz z innego kraju, zgadłam?

– Węgry.

– A! No widzisz! – Sprawnie przecięła sznurek krępujący jego kostki. – Zapraszam do mojego skromnego królestwa. Mam gorący piec kaflowy, może cię rozgrzeje? A ja w międzyczasie opatrzę ranę na głowie, bo ta gałąź całkiem nieźle ci przywaliła.

Nie widząc sensu w okazaniu sprzeciwu, posłusznie pokuśtykał za nią do kuchni.

– Noga także? – znacząco spojrzała w kierunku lewej stopy.

– Wypadek.

– Tak, widziałam samochód leżący w rowie – wskazała mu miejsce na krześle stojącym w pobliżu rozpalonego kominka. Pomieszczenie, w którym się znaleźli było jednocześnie kuchnią, salonem i jadalnią. Tutaj ściany były białe, a sufit tak niski, że Jacob bez problemu dotknąłby go ręką. Kuchnia, mocno rustykalna i naruszona w znaczącym stopniu zębem czasu, była pełna korzennych zapachów, a w oknach stały doniczki z ziołami. Kanapa w rogu miała przetarte obicia, a wszędzie, dosłownie wszędzie leżały książki.

Jacob rozejrzał się z niechęcią. Przytulne, pełne chaosu wnętrza drażniły go i wprawiały w zły nastrój. Wolał beton, stal i kontrast czerni oraz bieli. Tutaj było zbyt pstrokato, zbyt ciepło, nawet w dosłownym rozumieniu tego słowa. Kobieta właśnie zdjęła puchatą kurtkę, zsunęła ciepłe śniegowce i ujmując się pod boki, stanęła naprzeciwko swego gościa.

– Czy ty jesteś w szoku, czy zawsze masz taką minę?

– Nie jestem w szoku.

– Kurczę? – zafrasowała się. – Jak mam zdjąć z ciebie płaszcz, skoro cię skułam?

– To proste, rozkuj mnie.

– Nie, jeszcze nie – oznajmiła, chwytając potężną, żeliwną patelnię. Bez problemu odgadł jej zamiary, a ciało dzięki długoletnim treningom zareagowało odruchowo.

– Zwariowałaś? – spytał z niesmakiem, odbierając zaskoczonej kobiecie kuchenną broń. Zrobił to zwinnie i szybko, pomimo skrępowanych nadgarstków, że znieruchomiała zdumiona. Potem odłożył patelnię na kuchenny blat i z powrotem usiadł na krześle. – Już wolę się zgrzać niż zyskać kolejnego guza.

– Na pewno? – nieoczekiwanie się roześmiała. – No dobrze, niech ci będzie.

Z tylnej kieszeni spodni wyjęła kluczyk, a chwilę później Jacob rozcierał obolałe nadgarstki.

– Dziękuję.

– Bardzo proszę. Ale broni ci nie zwrócę. Dostaniesz ją, jak już ruszysz w swoją stronę.

Uniósł lekko jedną brew, lecz nie odpowiedział. Patrzył za to, jak się krząta, jak parzy herbatę i wyjmuje z apteczki potrzebne akcesoria. Potem złapał się na tym, że gapi się również na rozłożyste biodra i krągłą, nawet zbyt krągłą pupę. W obcisłych dżinsach nasuwała niegrzeczne myśli, co wprawiło go w nieoczekiwaną złość. Żadne takie, zżymał się w duchu, upominając surowo sam siebie, iż termin kolejnego seksu przypada równo za dwa miesiące i dziesięć dni.

– Najpierw trzeba zmyć zaschniętą krew. – Stanęła tuż obok, lekko się pochylając. W ręku trzymała mokry ręcznik, w skupieniu przekształcając swoje słowa w czyny. – Masz rozciętą skórę, ale żadnego siniaka. Gdybyś poczuł mdłości, zawroty głowy, będziemy mieć problem. Zima rozszalała się na całego, nie mam pojęcia, czy dałabym radę dojechać do najbliższego szpitala.

– Nic mi nie jest – powiedział, spoglądając w okno. Faktycznie, za wymalowaną w fikuśne, lodowe wzory szybą, niewiele dawało się dostrzec. – To tylko draśnięcie.

– Oby – westchnęła. Po czym chwyciła jego podbródek i uniosła w górę, tak, że patrzył teraz prosto w szare, błyszczące rozbawieniem oczy. – Jestem Zuzanna, dla przyjaciół Zuzka. A ty?

– Jacob.

– Miło mi – kciukiem musnęła jego policzek, wywołując nieoczekiwany dreszcz w całym ciele. – Skąd się wziąłeś na tym zadupiu?

– Wracam do kraju. Na głównej drodze był wypadek, więc skręciłem w boczną…

– Głupio, bardzo głupio – potrząsnęła głową, a rude loki zawirowały dookoła jej twarzy. – Tutaj boczne drogi wiodą na manowce. Ale nie martw się, mam dobrze zaopatrzoną spiżarnię, dużo drewna na opał i wygodne łóżko.

– Łóżko? – Zmrużył oczy, bo nieoczekiwanie poczuł dziwne mrowienie w podbrzuszu.

– Dwa łóżka, a co myślałeś? – roześmiała się. I znów dostrzegł te dołeczki w policzkach.

– Nic Zuzanno.

– Zuzanno? Jeszcze nie odtajałeś? – zakpiła. – Dobrze, zdejmuj spodnie, przyjrzymy się twojej nodze.

– Słucham?

– Jestem pielęgniarką, trochę się na tym znam, więc możesz mi zaufać. No dalej!

Posłusznie wstał, sięgając do rozporka. Dziwnie się czuł, zsuwając spodnie pod bacznym, nieco rozbawionym wzrokiem tej kobiety. Ciekawe, na początku myślał o niej w kategorii nastolatka, ale teraz już wiedział, że musiała być o wiele starsza. Świadczyła o tym siateczka drobniutkich, ledwo dostrzegalnych zmarszczek w kącikach oczu, pewna dojrzałość spojrzenia. Jacob dałby jej coś koło trzydziestu pięciu lat. Może więcej, na pewno nie mniej. Poza tym była typem, który nie przykułby jego spojrzenia w żadnej sytuacji. Średniego wzrostu, pełna krągłości, z tymi ognisto rudymi włosami, piegowata twarzą i oczyma, które wyrażały więcej niż słowa, była wręcz zaprzeczeniem jego ideału. Jacob preferował wysokie, szczupłe i zgrabne kobiety, o starannie dopracowanej twarzy, chłodnej urodzie i nienagannych manierach. Powściągliwe, dyskretne, opanowane. A ta tutaj była bardziej podoba iskrze, która właśnie wyskoczyła z paleniska i zaskwierczała na drewnianej podłodze.

– Wiesz co? – zamyśliła się. – Tam jest łazienka. Dam ci mój szlafrok, powinien pasować, a twoje ciuchy wysuszę, zgoda? Inaczej nabawisz się kataru, albo czegoś gorszego.

Skinął głową, bo wilgotne ubranie dawało mu się we znaki. Zaraz potem skamieniał ze zgrozy, bo kobieta podała mu coś puszystego we wściekle różowym kolorze.

– To mam założyć? – spytał osłupiały.

– Nic innego nie mam. No dalej, to nie pokaz mody. – Pchnęła zaskoczonego Jacoba w stronę drzwi łazienki. Posłuchał, chociaż gdy złapał widok swego odbicie w lustrze, po raz pierwszy poczuł coś na kształt wściekłości.

Komentarze

  1. A
    Ania
    | Odpowiedz

    Haha super! Zapowiada się ciekawie??

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Kilka niespodzianek będzie 🙂

  2. p
    perfekcyjnie_zaczytana
    | Odpowiedz

    ????Zapowiada się rewelacyjnie????

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Saszki nie przeskoczy, ale może być ciekawie 😉

  3. A
    Asiq
    | Odpowiedz

    No no no zapowiada się interesująco. Zuza nie da sobie w kasze dmuchać a i Jacob nie jest typem pantoflarza. Będzie sie działo coś czuję

    • M
      Majka
      | Odpowiedz

      Super że wróciłaś Babeczko a z Jacobem też będzie ciekawie. Już czuję to w kościach ha ha

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Będzie zadziornie, bo i Zuzka zadziorna wyszła 😉

    • M
      MariTH
      | Odpowiedz

      Rewelacja ?? coś mi się wydaje, że może byc zabawnie ?

      • Babeczka
        |

        Chyba tak, a może nawet na pewno 😀

      • P
        P.
        |

        Sceneria i okoliczności trochę przypominają te z opowiadania „Nie pukam…” tam było ciekawie, tu na pewno też będzie ?

      • Babeczka
        |

        To prawda, też tak pomyślałam, gdy o tym pisałam 🙂

  4. D
    Dominika
    | Odpowiedz

    Mala, ognista iskierka… Plus lodowy dupek??walke tytanow czas zaczac ??

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Faktycznie, liczę na bum przy zderzeniu 😀

  5. K
    Kamila Gałecka
    | Odpowiedz

    Oj oj ja już chcę więcej i więcej super się zapowiada ??

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Będzie na pewno jedna część jeszcze w tym tygodniu 🙂

  6. K
    Karolina
    | Odpowiedz

    Cudownie znów czytać twoje teksty? zapowiada się ciekawie? i ten różowy szlafrok??? coś czuje, że Zuzia złamie jego postanowienia co do seksu cztery razy w roku???

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Coś tam chyba o tym jest 😉

  7. Anonim
    | Odpowiedz

    Ja już bym chciała cała serie żeby wszystko kupić na papierze ❤️

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Niestety, to trochę jest pracy, ale i tak robię co mogę :-)))

      • Anonim
        |

        Cierpliwie będę czekać ?

      • Babeczka
        |

        Wiem 😀

  8. D
    Duminowa
    | Odpowiedz

    Cudownie się zapowiada. Czekam na ciąg dalszy?

    P.s. Gdzie pojawiła się Jo i inne piszące panie?

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Panie poszły na „swoje” 🙂 a Rebel umilkła 🙁

      • D
        Duminowa
        |

        Wielka szkoda. A masz jakiś adres twórczości Jo? Chciałabym też odwiedzić jej strone i zobaczyć jak jej idzie ?

      • Babeczka
        |

        Bardzo proszę 🙂
        https://www.wattpad.com/user/jowinchester86

      • D
        Duminowa
        |

        Dziękuję Babeczko! Przesyłam buziaki i czekam na kolejne części ??

      • Babeczka
        |

        Będą na pewno i to szybko 🙂

  9. G
    Gabriela
    | Odpowiedz

    Jacob to bezduszny morderca, w swoim życiu ma wszystko zaplanowane nawet seks. Zuzka mu namiesza w głowie i to mocno.

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Z tym seksem to będą jaja, daję słowo 😉

  10. J
    Julita
    | Odpowiedz

    Z tym sexem 4 razy w roku to mnie rozbawilas i to bardzo ??
    On taki zimny sopel i Ona taki promyczek i pewnie wszędzie jej pełno.
    Będzie się działo :3

Leave a Reply to Babeczka Anuluj pisanie odpowiedzi