Nikolaj (IV)

with 6 komentarzy

Rozdział V

Obecnie

Znudzony Nikolaj sięgnął po leżącą na sąsiednim siedzeniu gazetę, którą musiał zostawić jeden z pasażerów. Mimo iż cały świat był dostępny z poziomu internetu, on nadal wolał papierowe wydania. Przez chwilę bezmyślnie przewracał kolorowe strony, po czym zatrzymał się na artykule o handlu żywym towarem. Czytał go rozbawiony, zastanawiając się, że co te pismaki mogą wiedzieć o tym biznesie. Z treści wynikało, iż niewiele.

Twoja kawa. – Nevio postawił przed nim papierowy kubek, zajmując miejsce naprzeciwko. – Podwójne espersso, jak sobie zażyczyłeś.

Nikolaj nie podziękował, a jedynie duszkiem wypił gorący napój. Zgniótł papierowy kubek, a następnie rzucił go na ziemię.

Zachowuj się! – syknął jego towarzysz. – To nie chlew ani ulice Moskwy.

Za to porównanie powinienem odstrzelić ci jaja – mruknął Nikolaj.

Już się boję – zadrwił tamten. Chłopak, chociaż młody, imponował mu odwagą, zwinnością i tym, że traktował go niemal jak boga. Niemal, bo zdolny był również do bezpośredniego wyrażania własnej opinii. Nie bał się, co w Arnautowie budziło niechętny podziw.

Niewielu było na tym świecie ludzi, którzy nie chcieli go zabić i którzy się go nie bali.

Za dwie godziny będziemy na miejscu.

Dobrze. Idę się odlać – powiedział Nikolaj, wstając.

Nie zabij nikogo po drodze. Rozkaz Siergieja.

Kim on jest, żeby mi rozkazywać?

Naszym szefem – odparł ze spokojem Nevio, odwzajemniając chmurne spojrzenie złocistych oczu.

Nikolaj nie wdawał się w bezsensowne sprzeczki. Szczeniak był wygadany, zazwyczaj to do niego należało ostatnie słowo. Bez słowa ruszył w kierunku łącznika pomiędzy dwoma wagonami. Zamknął za sobą pierwsze drzwi i odetchnął głęboko, bo nie przepadał za takimi ciasnymi, niemal klaustrofobicznymi pomieszczeniami. Wyjął z kieszeni papierosy, jednego wsadził do ust i pochyliwszy głowę, chciał podpalić, gdy ktoś przechodzący obok, potrącił go ramieniem.

Jesteśmy już w drodze, za niedługo powinniśmy być na miejscu.

Nikolaj obrócił się, dostrzegając niewysokiego mężczyznę o pospolitej twarzy, który był tak pochłonięty rozmową, że nawet nie zwrócił uwagi na ten drobny incydent. Dalej coś mówił do trzymanej w lewej ręce słuchawki.

Hej! Worku kości! – warknął Nikolaj.

Worku kości? – Dopiero teraz nieznajomy spojrzał na niego ze zdziwieniem. – Mówisz do mnie?

A jest tutaj ktoś inny?

Mężczyzna najwyraźniej nie miał ochoty na konfrontację. Zmarszczył z irytacją czoło, zamierzając przejść do kolejnego wagonu.

Godzinę wcześniej wsiadł do pociągu wraz z rodziną. Żona trzymała w ramionach roczną córeczkę, on trzyletniego synka. Był lekko poirytowany przymusową wizytą u teściów, ale nie protestował, traktując to jako obowiązek związany z małżeńskim pożyciem. Niewielki bagaż upchnął na górnej półce, wziął chłopca na kolana, lecz nie dane było mu odetchnąć.

Idź, kup coś do picia. Dla mnie kawa, czarna, bez cukru – powiedziała żona, znużonym ruchem odgarniając wilgotne kosmyki włosów z czoła.

Nie miał pojęcia, po co to powtarza, przecież doskonale znał jej upodobania. Zostawił rodzinę i wzdychając, ruszył w kierunku wagonu restauracyjnego. Poddenerwowany czekającą go wizytą, upałem i telefonem z pracy zwiastującym kolejne kłopoty, nie przypuszczał, że podczas tej krótkiej drogi znajdzie dopełnienie swego losu.

W zasadzie to nie musiał się już o nic martwić, chociaż jeszcze o tym nie wiedział.

Nikolaj bardzo powoli podniósł głowę, uśmiechając się asymetrycznie, z doskonale widoczną pogardą. Oczy zwęziły się niczym u drapieżnika szykującego się do ataku. Wystudiowanym ruchem przeczesał włosy, aby sekundę później zaatakować.

Pchnął przeciwnika na ścianę, zakleszczając palce na jego szyi. Tym razem nie użył broni, nie potrzebował jej. On był bronią. Dla wielu skręcenie karku gołymi rękoma wydawało się abstrakcją, dla niego było czymś zwyczajnym. Twarz ofiary momentalnie poczerwieniała, oczy prawie wyszły na wierzch, a spomiędzy zaciśniętych warg wydobyło się głośne rzężenie. Chaotycznymi ruchami próbował oderwać więżące go dłonie, ale na próżno. Zabrakło mu i siły, i czasu.

Koniec przyszedł niezwykle szybko. Nie zakradał się, nie czaił za rogiem. W ciemnych oczach ukazało się niedowierzanie, ostatnia emocja zamknięta w rozszerzających się źrenicach.

Nikolaj nie wahał się ani chwili. Otworzył drzwi toalety, aby pozbyć się trupa w sposób całkowicie niewymuszony, jak inni pozbywają się papierka po przekąskach. Nie zwracając uwagi na leżące ciało, skorzystał z ubikacji, starannie umył ręce, a później się zamyślił.

Nie, to nie był dobry pomysł, aby za chwilę ktoś natknął się na stygnące zwłoki. Wyrzucenie ich na najbliższej stacji też nie wchodziło w rachubę. Pozostało jedno wyjście. Okno. Co prawda nie grzeszyło rozmiarem, ale przypadkowa ofiara również. Nikolaj fachowo ocenił szanse na powodzenie, po czym zdjął marynarkę, owinął nią łokieć i uderzył z całej siły w matowe szkło.

Pięć minut później zadowolony siedział na swoim miejscu, popijając wodę i unikając podejrzliwego spojrzenia Nevio.

Cholerny smarkacz, czemu się tak gapił?

Mimo wszystko lubił gnojka na swój własny, specyficzny sposób, zwłaszcza że łączyły ich pewne fakty z przeszłości. Na przykład miłość okazywana przez ich ojców czy pragnienie zemsty. Jednak chłopak przyłączył się do niego z zupełnie innego powodu.

Kiedy miał siedem lat, jego poniżana i katowana matka postanowiła uciec od męża. Była skromną kobietą, słabo wykształconą, pochodzącą z rodziny związanej z mafią. Zgodnie z wolą ojca również poślubiła gangstera, koszmar jednego życia zamieniając na koszmar innego. Pierwsze dziecko urodziła mając szesnaście lat, kolejne mając osiemnaście. Tym kolejnym był Nevio, słabego zdrowia chuchro, wywołujące w dumnym ojcu niekontrolowane wybuchy agresji. Następne ciąże kończyły się poronieniami, chociaż tajemnicą poliszynela był fakt, iż następowały one na skutek ciężkich pobić. Jednak oprawca przekroczył kolejną granicę, gdy na śmierć zakatował starszego syna. Wtedy znalazła w sobie siłę, aby walczyć. Z wymiarem sprawiedliwości, który bywał nim tylko z nazwy, z własną rodziną, która po wszystkim wyrzekła się wyrodnej córki, z ogarniętym szaleństwem zemsty mężem. Z całym światem jaki znała, z własnych słabościami, bo bywały chwile, gdy wydawało się, że najprościej będzie się poddać i umrzeć.

Pomocną dłoń wyciągnęła organizacja zajmująca się takimi przypadkami jak jej. Przez kilka lat udawało im się żyć w miarę normalnie, mimo iż za plecami zawsze czaił się strach, obawa przed zdemaskowaniem, cień potwora, który obiecał ich dopaść.

Udało mu się po trzech latach, pewnej deszczowej nocy.

Nie okazał ani odrobiny litości. Podczas gdy chłopca trzymał krępy osiłek, przykładny małżonek wymierzał „sprawiedliwość”. Najpierw w ruch poszły pięści, później wstał i zaczął kopać bezwładne już ciało. Na samym końcu zdjął pasek od spodni, uderzając nim na oślep. Metalowa klamra zostawiała głębokie rany, rozcinając delikatną skórę. Towarzyszyły temu pełne jadowitej nienawiści epitety. Gdy ofiara straciła przytomność, została na powrót ocucona, aby oprawca mógł dalej się pastwić. Ukląkł, pochylając się nad nią, ujął głowę w obie dłonie i wysyczał:

Teraz zginiesz dziwko!

Nie kłamał. Uderzał tak długo, aż twarz kobiety zamieniła się w krwawą miazgę. Wybite zęby rozsypały się po podłodze, długie czarne włosy skleiła lepka posoka. Wargi zaczęły przypominać mielone mięso, a wydłubane z oczodołu oko, zawisło na pojedynczych nerwach, potęgując makabryczne wrażenie.

Na to wszystko patrzył dziesięcioletni chłopiec, jeszcze nie tak dawno temu będący świadkiem śmierci starszego brata. Patrzył, ale nie płakał, nie krzyczał, nie wzywał pomocy. Zdawał sobie sprawę, że to nic nie da, w niczym nie pomoże. Gardło miał ściśnięte, w czarnych oczach obłęd, spodnie mokre od moczu, bieliznę brudną od kału, bo strach sprawił, że puściły mu zwieracze. Z kącika ust ciekła ślina, ale policzki pozostały suche. Nie uronił ani jednej łzy. Płakał dużo później, w bezsenne noce, gdy ojciec zamykał go w piwnicy, aby nauczyć smarkacza moresu. Tylko wtedy pozwalał sobie na chwilę słabości. W dzień, w blasku słońca, zaciskał usta i walczył.

Ze wszystkich organizacji na świecie najbardziej nienawidził włoskiej mafii, obojętnie w jakiej formie. Tych co byli na samym dole i tych, którym udało się dotrzeć na szczyt. Nie wybrał drogi prawa, bo zbyt dobrze pamiętał, że sprawiedliwość potrafi być ślepą suką. Działał na własną rękę, dokonując egzekucji na zlecenie lub dla zwykłej zemsty. Każdy kto był wrogiem jego wroga, zasługiwał na uwagę jako potencjalny sojusznik. W ten właśnie sposób trafił do Stepana, później spotkał Nikolaja. Nie przestał być gwiazdą na mrocznym niebie przestępczym, lecz w końcu pierwszy raz poczuł, że odnalazł swoje miejsce. Miejsce u boku prawdziwego szaleńca, brutalnego mordercy i socjopaty. Człowieka, od którego sporo się nauczył, człowieka, którego szybko przerósł bezwzględnością.

Mało kto spodziewał się młody, niespełna dwudziestopięcioletni chłopak, o przystojnej twarzy i szerokim, lśniącym bielą uśmiech, w rzeczywistości jest prawdziwym diabłem. Za maską czarującego, dowcipnego rozmówcy skrywała się nie znająca litości bestia. Potrafił wykonać każde zlecenie, zabić każdego, nawet dzieci. Wiek, płeć, pozycja, nic nie robiło różnicy. Pierwszą ofiarą był własny ojciec i jego nowa rodzina. Po wielogodzinnych torturach, odciął mu genitalia, po czym wepchnął do gardła, tak, że tamten się zadławił. Wcześniej na jego oczach zakatował nową żonę i dwoje ich dzieci. Nie miało dla niego znaczenia, że są również jego przyrodnim rodzeństwem. Dziewczynka miała dwa lata. Chwycił ją za nóżki i wziąwszy potężny zamach, roztrzaskał jej główkę o odrapaną kolumnę. Chłopiec miał pięć. Jego udusił. Ciała podpalił, resztki zakopał. Nie pozostał po nich żaden ślad, nawet w pamięci Nevio.

Można powiedzieć, że poczuł się spełniony, jakby w końcu dotarł do wyznaczonego sobie celu. Dla Nikolaja okazał się idealnym kompanem, zdolnym zarówno do zgodnej współpracy, jak i twardego sprzeciwu.

Za godzinę będziemy na miejscu. – To Nevio przerwał ciszę. – Dlaczego jednak mam wrażenie, że nabroiłeś?

Nie ma trupa, nie ma sprawy.

Kretyn.

Na twoim miejscu bym się zastanowił, zanim coś kłapniesz dziobem – warknął Nikolaj.

Na twoim miejscu bym się zastanowił, zanim zaczniesz mi grozić.

Struna napięta do granic swej wytrzymałości, może pęknąć.

Guma od gaci również – zakpił Nevio. – Odpuść, i tak wiem, że masz coś na sumieniu. Wyglądasz niczym lew, który wrócił z szybkiego polowania. Stepan ma rację, kiedyś przez twoje głupie wybryki nas złapią. Nie, ciebie złapią. Ja mam zamiar nadal cieszyć się wolnością.

Tak, pewnie – sarknął Nikolaj. Nie dodał nic więcej; z doświadczenia wiedział, że wynik walki na słowa zazwyczaj wypadał na jego niekorzyść. Przyjemne uczucie, towarzyszące mu po zabiciu przypadkowej ofiary, nagle się gdzieś ulotniło. Symulując drzemkę, aby smarkacz w końcu się odczepił, pogrążył się we własnych myślach.

Godzina podróży szybko minęła.

Gdy wysiadali, przy wyjściu zrobiło się małe zamieszanie. Jakaś kobieta z dzieckiem na ręku, podniesionym głosem domagała się pomocy w poszukiwaniu męża. Najwyraźniej zdenerwowana tłumaczyła coś dwóm członkom personelu i starszej parze, która zdecydowała się jej pomóc. Nevio zatrzymał się obok niewielkiej grupki, lekko przekrzywiając głowę. Nie musiał zbytnio się przysłuchiwać, by wiedzieć, co się stało.

Proszę się nie martwić – odezwał się w końcu, klepiąc po ciemnej główce wystraszonego chłopca, tulącego się na nogi głośnej matki. – Mężczyźni już tak mają, że znikają w całkiem nieodpowiednim momencie.

Ale mój mąż…

Śliczna córeczka. – Szeroko uśmiechnął się do dziewczynki, a ta nieoczekiwanie odwzajemniła ten uśmiech. Nevio połaskotał ją po nosku, po czym odwrócił się, puszczając oczko do zastygłego w bezruchu nieopodal Nikolaja.

Do czekającego na nich samochodu, dotarli w milczeniu.

Pozbawiłeś tę uroczą dwójkę równie uroczego tatusia – zakpił, gdy już wsiedli do środka. – Może powinienem dokończyć i ulżyć im w cierpieniu, kontynuując twoją misję?

Czysty przypadek. – Nikolaj nie dał się sprowokować. – Miał po prostu pecha.

Nie mogłeś sobie darować, prawda?

Nie. – Tym razem to Nikolaj szeroko się uśmiechnął. – Koleje zapewniają pasażerom zbyt mało rozrywki, więc sam musiałem się o to zatroszczyć.

Komentarze

  1. Anonim
    | Odpowiedz

    Długo wyczekiwany rozdział. ale warto było czekać

    • Agnieszka
      | Odpowiedz

      Mam nadzieję, że teraz będę dodawać częściej 🙂

      • Anonim
        |

        To świetnie :)))

  2. G
    Gabriela
    | Odpowiedz

    To nic nowego u Nikolaja 😛

    • Agnieszka
      | Odpowiedz

      Okrutnie to pisać, ale on ma takie hobby…

      • Anonim
        |

        Ten typ tak ma 🙂

Leave a Reply