Trochę mnie nie było, przepraszam. Będę zmieniać główną stronę, bo na razie to jest taka sztywna i nieciekawa, nie ma na niej miejsca, żeby dzielić się z Wami różnymi głupotkami :-)))
Trzy lata. Trzy bardzo długie lata.
W końcu mogła wtulić się w ramiona brata, rzucić siostrze na szyję. Ich dzieci prawie nie poznała, tak urosły.
– Czy nikt...
– Nie bój się, oficjalnie jesteśmy właśnie w drodze do Chorwacji. Pokaż mojego ulubionego siostrzeńca – roześmiała się Klara, chwytając w objęcia nieco speszonego chłopca. Nic dziwnego, dotąd widzieli się jedynie podczas rozmów online przez telefon. – Ależ ty jesteś duży! Prawdziwy mężczyzna!
Nie dodała jednak, że musi być podobny do ojca, bo mały Wojtuś nie miał w sobie nic z eterycznej urody Anastazji. Przeciwnie, włosy miał czarne, cerę smagłą, a oczy jasnoszare. Klara nawet nie przypuszczała, jak wiele racji jest w jej podejrzeniach i jak bardzo cierpiała z tego powodu jej siostra.
Zwyciężyła miłość. Bezgraniczne uczucie do chłopczyka, który z taką czułością obdarowywał ją mokrymi całusami i tak nieporadnie mówił, że ją kocha. Był jej skarbem, sensem jej życia. Mimo iż zewnętrznie tak bardzo przypominał Nataniela, to Anastazja wierzyła, że jest zupełnie inny niż ten popieprzony sadysta. Nie, ona nawet to widziała w głębi jasnych, przejrzystych oczu swego dziecka.
– Kto to? – Anastazja spięła się, widząc obcego mężczyznę, który pojawił się właśnie w przedsionku domu.
– Spokojnie. To jest Marek. Pomógł wszystko nam zorganizować.
– Ale...
– Znamy się od ponad dekady. – Wojtek uśmiechnął się uspokajająco. – Ufam mu jak samemu sobie, więc naprawdę nie musisz się martwić.
Speszyła się, gdy nieznajomy uścisnął jej dłoń. Był bardzo wysoki, ale też dobrze zbudowany, o wyżelowanych ciemnoblond włosach i niebieskich oczach. Twarz miał surową, o kwadratowym podbródku i wyraziście zarysowanych liniach szczęki. Nie wyglądał na lekarza, więc to chyba nie był kolega Wojtka z pracy? Zapytam o to później, pomyślała, bo na razie oszołomił ją gwar tylu głosów, obecność tylu osób. Na co dzień żyła przecież skromnie i samotnie. Właśnie teraz uświadomiła sobie, że może zbyt samotnie, zwłaszcza, że Marek przyglądał się jej badawczo.
Szybko nadrobili te trzy lata. Rozmawiali, oglądali zdjęcia i krótkie filmiki nagrywane telefonem. Urządzili sobie piknik w ogromnym ogrodzie, przygotowali miejsca do spania, bo domek jednak nie grzeszył rozmiarami i potrzeba było kilku sprytnych rozwiązań. Aż w końcu nadeszła północ i zapadła cisza.
Zmęczona, ale i szczęśliwa Anastazja przygotowała sobie ulubioną zieloną herbatę, po czym wyszła na zewnątrz i usiadła na stopniach werandy. Noc była wyjątkowo ciepła, niebo pełne mrugających gwiazd, a powietrze przesycone pełnią lata. Patrzyła na korony drzew poruszające się w podmuchach lekkiego wiatru, na puste już pola, będące bezkresnym mrokiem, na cienki sierp księżyca. Patrzyła i myślała, że może nareszcie jej życie wróci na właściwe tory? Nie chciała niczego więcej, jedynie spokoju, pewności, iż nigdy nie spotka Nataniela.
– Piękna noc, prawda? – Drgnęła, gdy za jej plecami rozległ się męski głos.
– Piękna – potwierdziła niechętnie. Nie przywykła do męskiego towarzystwa. Zawsze go unikała ze względu na wspomnienia z przeszłości. Tylko że Marek nic sobie z tego nie robił. Usiadł obok, na szczęście zachowując bezpieczną odległość.
– Czy uznasz mnie za bezczelnego, gdy powiem, że ty też jesteś piękna?
– Nie – uśmiechnęła się blado, odwracając głowę w jego kierunku. – Komplementy mogą mnie peszyć, ale nie obrażać.
– Szczerze mówiąc, spodziewałem się tego, bo Wojtek nie raz pokazywał mi cię na zdjęciach.
– Nie było okazji zapytać. Długo się znacie?
– Od czasów studiów.
– Nie wyglądasz na lekarza – powiedziała z wahaniem. W mroku nocy, jego głęboki, męski głos, wywierał na niej szczególne wrażenie.
– Nie studiowałem medycyny. Zatrzymałem twojego brata, gdy pijany narozrabiał na studenckiej imprezie.
– Policjant? – Zadrżała. Tego się nie spodziewała.
– Niezupełnie. Powiedzmy, że awansowałem.
No tak, mogła się tego domyślić. Niestety, tym wyznaniem wcale nie zyskał jej zaufania, wręcz przeciwnie. Przecież to właśnie skarga złożona policji, była początkiem piekła, jakie zafundowało jej życie.
– Przepraszam, jestem mało rozmowna. Trochę zdziczałam na tym odludziu.
– Nie, absolutnie nie. – Nie widziała szczegółów jego twarzy, ale poczuła, że się uśmiecha. – Wiesz, że to ja pomagałem Wojtkowi załatwić dla ciebie nową tożsamość?
– Dziękuję, naprawdę dziękuję. Ja...
– Sporo mi opowiedział. Wiem też, kim jest ten mężczyzna. Niestety, zniknął trzy lata temu z, że tak powiem, przestrzeni publicznej. Ciężko go ruszyć, bo jego ojciec to znakomity prawnik. Wybroni każdą szumowinę, która odpowiednio mu zapłaci.
– Poznałam go kiedyś. Sprawiał sympatyczne wrażenie – odparła zamyślona Nastka. – Matkę nawet polubiłam. I bratanicę...
– Tę, którą zabito?
– Jak to zabito? – wyszeptała zaskoczona. – Wiktoria nie żyje?
– Tak. Wewnętrzne porachunki, chociaż oficjalnie rodzice milczeli jak zaklęci. Sypnął jeden z ochroniarzy, podobno zabójstwo zlecił pewien człowiek, któremu naraził się syn pana prawnika. Ten starszy, który był i twoim prześladowcą.
Milczała, czując napływające do oczu łzy. Ta mała, słodka dziewczynka, taka roześmiana i radosna... Boże!
– Nic nie wiedziałam. Kiedy to było?
Zmroziło ją, gdy usłyszała datę. Ten sam dzień, w którym Nataniel zepchnął ją ze schodów, w którym powiedziała mu, że zostanie ojcem. Zjawił się taki dziwny, zmieniony na twarzy, z szaleństwem w oczach. Czyli już wtedy wiedział o Wiktorii. Być może nawet winił się za jej śmierć?
Nie, on za jej śmierć winił ją, Anastazję.
– Czy ten człowiek, którego podejrzewano o zlecenie zabójstwa, miał na imię Paweł?
– Tak, skąd wiesz? – zapytał zdumiony.
– Nieważne. – Nie wytrzymała i rozpłakała się. Biedna malutka!
– Ej, spokojnie. – Poczuła jak obejmuje ją męskie ramię. Na moment zdrętwiała, lecz zaraz później się poddała. Bo dlaczego nie? Jej życie uczuciowe było takie ubogie, takie żałosne. Nie chodziło przecież o seks, ale o odrobinę czegoś normalnego. Pierwszy raz od bardzo dawna normalnie rozmawiała z mężczyzną, pierwszy raz od bardzo dawna poczuła się przy kimś kobietą. Nie matką, nie dziwką, której ciała można używać wedle swego uznania, a kobietą.
Wtuliła się w niego, lekko drżąc i mocząc koszulę łzami. Wtedy wzmocnił uścisk. Nic nie powiedział, jedynie ją obejmował, gładząc drugą ręką po plecach.
A potem pomyślał, że chociaż to był zaledwie początek, to poszło mu niezwykle łatwo.
***
Rozpadało się. Z nieba leciały duże, białe płaty, zakrywając całą szpetotę tego świata.
Nataniel postawił kołnierz płaszcza i z namaszczeniem ubrał skórzane rękawiczki. Zima czy nie, dziś był dzień odwiedzin u jego laleczki. Znów kupił róże, tym razem czerwone. Zamienił słowo z pulchną kwiaciarką, chociaż na samym początku miał ochotę udusić babę z powodu jej gadatliwości.
Gdy znalazł się w miejscu, które regularnie odwiedzał od ponad trzech lat, w pierwszej kolejności zaczął od porządków. Później przysiadł na brzegu granitowej płyty, zapalił papierosa i zaczął mówić.
Na początku krępowała go ta konwersacja z powietrzem. Lecz kiedy pierwszy raz się przemógł, długie monologi stały się swoistą tradycją.
Opowiadał swojej laleczce o tym, co robił. O nowych pomysłach na tortury, o ludziach, których skrzywdził i zabił. O własnej tęsknocie, o tym, jak bardzo czuje się samotny. Kilka razy mówił też o Wiktorii, jak brakuje mu tej dziewczynki, która tak bardzo w niego wierzyła. I o tym, jak bardzo chciałby poznać swojego imiennika, małego Nataniela. Zobaczyć bliźniaczki, które Patrycja urodziła rok temu. Uścisnąć brata i móc błagać o wybaczenie.
– Bo to wszystko, to moja wina, laleczko. Czułem się taki wszechmocny, taki niezwyciężony. Zapłaciła za to Wikusia i ty. A teraz płacę ja i będę to robić nie tylko do końca mego nędznego żywota, ale i w piekle, gdy już się tam znajdę.
Dwa razy nie wytrzymał i zrobił sobie dobrze, pilnując, aby nikt nie był tego świadkiem. Śmiał się jak obłąkany, gdy później zeskrobywał z granitowej płyty zaschniętą spermę.
Cóż, był wariatem.
Dziś bardziej miał ochotę milczeć niż mówić. Stanął przed grobem i zapalił, patrząc, jak śnieg przykrywa cienkim kobiercem zimny granit. Stał tak, aż poczuł czyjąś obecność za plecami. Jednak nie odwrócił się od razu.
– Wiem, że tam jesteś – powiedział. – Trudno mnie podejść.
– Przepraszam, nie sądziłam, że kogoś tutaj zastanę.
Kobieta podeszła bliżej, nerwowym gestem poprawiając kaptur kurtki. Znał ją. To była młodsza siostra Anastazji.
– Zaniedbujecie go – wskazał na grób. – Cholernie zaniedbujecie, nie zdając sobie sprawy, jak wiele dla was zrobiła i ile poświęciła.
– To prawda – odpowiedziała cicho Klara. – Była cudowną osobą.
Zjawiła się w tym miejscu pierwszy raz od pogrzebu, wcześniej wpadał tu tylko Wojtek. Już kiedy szła wąską alejką, dostrzegła wysoką sylwetkę mężczyzny. Jednak nie sądziła, że to może być on!
Anastazja wszystko jej opowiedziała. Od pierwszego momentu, gdy Nataniel zjawił się późnym wieczorem w restauracji do chwili, gdy zepchnął ją ze schodów. Nie pominęła żadnego szczegółu i później Klara nie jeden raz śniła o tym koszmary.
Teraz stała tutaj, przed fałszywym grobem siostry, a jej oprawca zarzucał jej zaniedbania. Zamiast strachu, czuła zdumienie, bo nie tak wyobrażała sobie tego mężczyznę. Był cholernie seksowny, nawet, a może pomimo, blizn na prawym policzku. Nawet ona, która dotąd prawie nie dostrzegała nikogo prócz męża, poczuła kiełkującą fascynację.
Poza tym miała rację. Mały Wojtuś to był wykapany ojciec. Włosy, oczy, rysy twarzy, dosłownie wszystko.
Nie, nie wszytko. W jasnoszarych oczach Nataniela dostrzegła niezwykły chłód uczuciowy, szaleństwo wirujące z ciemnych źrenicach. Sposób w jaki się uśmiechał, w jaki wypowiadał każde słowo, świadczył o tym, że należał do kategorii niebezpiecznych, czarujących drani.
– Nie robimy tego specjalnie – odezwała się w końcu. – Mieszkamy zbyt daleko, więc nieczęsto ją odwiedzamy.
– Nieczęsto? – Skrzywił się. – Jestem tutaj co miesiąc i tylko trzy razy dostrzegłem kwiaty czy zapalony znicz.
– Co... miesiąc? – wydukała Klara. Jak to, co miesiąc? Czyżby podejrzewał, że pogrzeb Anastazji był mistyfikacją? Nie, niemożliwe.
– Lubię odwiedzać moją laleczkę. Rozmawiać z nią – dodał zamyślony Nataniel. – Wiem, że nie byłaby zadowolona z tego, jak żyję, ale bez niej nie mam szansy na cokolwiek innego.
Klara milczał, zbyt zszokowana, aby znaleźć odpowiednie słowa. Ten facet to świrus jakich mało! W dodatku z prawdziwą obsesją. Jeśli dowiedziałby się, że Nastka żyje... Wzdrygnęła się.
– Nigdy jej nie zapytałem... Lubiła róże? Czerwone kupuję zimną, białe wiosną, herbaciane jesienią, a różowe latem. A może wolała inne kwiaty?
– Lubiła – wyjąkała Klara. Życie bywa popieprzone, ale żeby aż tak?! Stoi tutaj z oprawcą siostry, z człowiekiem, który wielokrotnie ją zgwałcił, katował do nieprzytomności, a na końcu chciał zabić i rozmawia na temat kwiatów. Anastazja miała rację. On był totalnym szaleńcem. Przystojnym, czarującym i cholernie niebezpiecznym sadystą i mordercą. – Kochała kwiaty i książki.
– No, książek to jej nie przyniosę. Ale mógłby przychodzić i czytać. Co o tym sądzisz? – spojrzał z zaciekawieniem na Klarę i nagle zaczął się śmiać. – Nie bój się, nie sfiksowałem. Po prostu tutaj czuję, jakbym był bliżej niej. Skoro tylko to mi pozostało – wzruszył ramionami.
– Przepraszam, ale muszę już iść – powiedziała, splatając nerwowo dłonie.
– Nie, zostań. Skoro bywasz tutaj raz do roku, to ja pójdę, a ty porozmawiaj z Anastazją. – Wyrzucił papierosa, przyduszając go czubkiem buta. Potem sięgnął za pazuchę, wyjmując stamtąd niewielką wizytówkę, na której był jedynie numer telefonu.
– Gdybyś kiedyś potrzebowała pomocy, nie wiem, pobić kogoś, postraszyć, a nawet usunąć z tego padołu łez, śmiało dzwoń. No chyba, że mnie zamkną czy zabiją, to wtedy nie pomogę – dodał ze śmiechem. A później odwrócił się i odszedł, zostawiając osłupiałą Klarę z kawałkiem papieru w ręce.
Zamyślona kobieta jeszcze chwilę stała przy grobie. Później udała, że się modli i na koniec, zapaliła znicz, który przyniosła.
Kiedy wychodziła z cmentarza, wiedziona impulsem, weszła do niewielkiej budki. Kwiaciarka okazała się osoba niezwykle rozmowną i ochoczo potwierdziła słowa Nataniela, rozpływając się w zachwytach nad tym cudownym mężczyzną. Klara słuchała ją, potakując w odpowiednich momentach, a później wsiadła w samochód i ruszyła w drogę.
Musiała porozmawiać z Anastazją, bo inaczej czuła, że zwariuje.
***
– Cześć mamo! – Nataniel gestem zaprosił Marię do środka. Weszła, rozglądając się dookoła z obrzydzeniem, bo panujący tu bałagan bardziej przypominał chlew niż ludzkie mieszkanie. Niestety, ostatnimi czasy nie miała żadnego wpływu na starszego z synów.
– Dawno cię nie widziałam.
– Zapomniałaś, że mam zakaz wstępu do waszego domu? – zapytał z goryczą.
– To niezupełnie tak.
– A jak? – Odsunął krzesło, ręką zmiótł z niego stare gazety i podsunął je matce. – Ojciec nie chce mnie widzieć, Arek nie chce mnie znać. Tobie też raczej nie tak tęskno – wykrzywił twarz.
– Poznałbyś prześliczne bliźniaczki Arka i Patrycji.
– Prześliczne? – Uśmiechnął się, ale tak jakoś smutno. – Mamo, proszę! Odpuść. Mnie też jest ciężko, zwłaszcza że to wszystko to moja wina.
– Nawet nie znasz własnego imiennika.
– Tym lepiej dla niego. Chcesz kawy? Herbaty chyba nie mam.
– Natanielu... – Maria wstała i podeszła do syna. Z niezwykłą czułością przytuliła dłoń do jego policzka. – Nie masz żadnego zakazu. On istnieje tylko w twojej głowie.
– Czyżby?
Nie odpowiedziała, smutniejąc. Przez ostatnie lata dostrzegała jego metamorfozę. Niestety, na gorsze. Prochy, wódka i te rzeczy, o których nigdy nie chciała wiedzieć. Przez chwilę miała wrażenie, że to się zmieni, że Anastazja to zmieni, bo przy niej Nataniel zachowywał się zupełnie inaczej. Na samym początku była do niej nastawiona niezwykle sceptycznie. Później Arek wyjaśnił kim naprawdę była, rehabilitując ją w ich oczach. Jednak los bywał przewrotny, cholernie przewrotny.
Martwiła się o Nataniela. Zmierzał wprost w objęcia szaleństwa. Zachowywał się coraz bardziej irracjonalnie, coraz bardziej ryzykując i zupełnie nie licząc się z tym, że może zginąć. Czuła też coraz większe wyrzuty sumienia. Co zrobili źle? Co zaniedbali? Dlaczego stał się tym, kim jest? A może to geny? Jego dziadek też przejawiał sadystyczne skłonności, katując żonę i dzieci. To plus brak prawdziwego zainteresowania przez pierwsze lata życia chłopca, być może miało na niego decydujący wpływ.
– Organizuję przyjęcie – odezwała się w końcu. – W ten piątek, wieczorem. Arka z rodziną nie będzie, wyjechali na wakacje. Proszę, przyjdź. Od czegoś trzeba zacząć.
– Przyjdę – mruknął. – Nie oczekuj za wiele. Są rzeczy, których nie idzie naprawić czy odbudować. Przekonuję się o tym co miesiąc, stojąc nad jej grobem.
– Przecież nie była jedyną kobietą...
– Dla mnie była – uciął krótko. – Może nie od początku, ale z każdym dniem fascynowała mnie coraz bardziej.
– Natanielu... Jak bardzo ją skrzywdziłeś? – zapytała cicho. – Wiem o twoim ostatnim wybryku. A wcześniej?
– Pierwszy raz spotkaliśmy się prawie szesnaście lat temu. – Oparł się wygodnie, sięgając po papierosy. – Zgwałciłem ją, skatowałem i pozwoliłem zabawić się też moim ludziom. Potem uratowała mi życie, bo inaczej nieprzytomny zamarzłby na śmierć.
– Czy to wtedy się zakochałeś? – Szczególny ból sprawiły jej słowa o gwałcie.
– Wtedy? Nie – roześmiał się z goryczą. – Wtedy zgwałciłem ją po raz kolejny, a później zabrałem ze sobą, aby się zabawić. Raz musiał pomóc mi kolega lekarz, bo połamałem jej żebra.
– Natanielu! – W oczach Marii ukazały się łzy. – Chyba żartujesz?
– Nie, chociaż chciałbym. Potem...
– Było coś gorszego?
– Było – potwierdził z ociąganiem. – Mamo, odpuść. Będę się za to wszystko smażył w piekle, cierpiąc podwójnie, bo mój aniołek już dawno zamieszkał w niebie. Nigdy jej nie zobaczę i to jest kara dla mnie.
Milczała, bo nie miała pojęcia, jak ująć w słowa to, co czuła. Biedna Anastazja!
Mój syn, pomyślała z bólem. Mój syn tak bardzo skrzywdził niewinną kobietę, kobietę, którą później pokochał. A może to wcale nie była miłość? Może po prostu kolejna fanaberia bezlitosnego potwora, jakim się stał?
– Przyjdź – powiedziała, wstając. To wszystko, bo na więcej nie miała siły.
Po jej wyjściu Nataniel sięgnął po butelkę wódki.
Matka zawsze miała lepszy kontakt z Arkiem. Pamiętał, że kiedyś chciał dorównać bratu, zawsze walczył o jej uwagę i czułość, których tak mu skąpiła. Wciąż był gorszy. Gorzej się uczył, gorzej zachowywał, bardziej buntował i rozrabiał. Zawsze porównywała go do Arka, zawsze to tamten był tym lepszym. To Arek poszedł w ślady ojca i wybrał studia prawnicze. To Arek pierwszy oznajmił rodzicom, że się żeni, a oni zostaną dziadkami. Był jednym z najlepszych studentów na roku. Był też wspaniałym ojcem.
A on, Nataniel? W pierwszy konflikt z prawem wszedł w wieku szesnastu lat. Z trudem zdał maturę i wybrał studia na akademii wychowania fizycznego, których i tak nie ukończył. Nie miał stałej partnerki, wolał przygodne związki albo wyuzdane orgie. Szybko wkroczył na drogę przestępstwa, chociaż starannie ukrywał szczegóły przed rodziną.
Nie mogła być z niego dumna, bo on sam nie był. Czym miał się pochwalić? Doświadczeniem w torturowaniu ludzi? Może w zabijaniu? A może w pieprzeniu, bo jednej nocy potrafił zaliczyć po kilka dziwek.
Wiktoria miałaby teraz dwanaście lat. Jego dziecko, syn lub córka, pięć. Córeczka o złocistych włosach swej matki lub chłopczyk o oczach swego ojca.
– Powinienem ze sobą skończyć. Świat i tak nie ma ze mnie pożytku – mruknął.
Dobrze, skoro chcą, zjawi się w piątek wieczorem. Dziś też miał wyjście, bo został zaproszony na przyjemną orgietkę. Najpierw wciąganie kresek, potem dziwki, które będą robić to, czego goście sobie zażyczą. W miarę upływu czasu coraz bardziej wyuzdane pomysły, a na sam koniec zapowiedziano niespodziankę. Ludzie, którzy tam się zjawiali, byli niczym zwierzęta, obleśni, pomysłowi i prymitywni w swych żądzach. Jeśli to wszystko prawda, to czeka go całkiem niezła zabawa z zaskakującym finałem.
Kilka godzin później taksówka zawiozła Nataniela do willi na przedmieściach, otoczonej wysokim murem i rozległym parkiem. Brama z kutego żelaza otworzyła się przed nim bezszelestnie, ale zanim przejechali, ochrona starannie go wylegitymowała. Musiał pokazać twarz i zaproszenie, czarną wizytówką z wytłoczonym na niej purpurowym symbolem. Między czasie Nataniel dostrzegł, że mur miał prawie trzy metry wysokości, a na całej jego dostrzegalnej długości, zainstalowano kamery.
Dom był niski, ultra nowoczesny i rozświetlony krwistą łuną.
Przed wejściem został zrewidowany, co przyjął z pobłażliwym uśmiechem, bo broń nie była mu konieczna do obrony czy ataku. Od lat wzorował się na japońskiej yakuzie, gdzie jej członkowie potrafili zabić, posługując się najbardziej zwyczajnymi przedmiotami. Broń palna była w Japonii zakazana, a jej posiadanie surowo karane. Nataniel bardzo szybko przekonał się, że zwykły nóż mógł przynieść śmierć równie szybko, wystarczyło tylko umiejętnie się nim posługiwać.
Pomieszczenie, do którego wszedł, było ogromne. Z głośników sączyła się hipnotyzująca, nieco futurystyczna muzyka. W kominku palił się ogień, a światła były przytłumione, zabarwione krwistą czerwienią. W powietrzu unosił się zapach drogich perfum, potu, papierosów, narkotyków i seksu. Ten ostatni nie był dominująca nutą, bo zabawa dopiero się zaczynała. Przez otulającą wnętrze muzykę dawało się też słyszeć narastające szepty, jęki, wulgarne słowa i chichoty.
Dostrzegł około dwudziestu osób. Niektórzy elegancko ubrani, inni już w zdekompletowanej garderobie. Dwie kobiety całkiem nagie. Jedna z nich leżała na stole, a gruby, pękaty mężczyzna w drogim garniturze posuwał ją na oczach wszystkich.
Nataniel poczęstował się drinkiem podanym przez kelnerkę, ubraną w seksowną bieliznę. Udał, że nie dostrzega jej pełnego zainteresowania spojrzenia. Zaproszenie przyjął z nudów. Seks jak seks, dostarczał przyjemności, ale nie spełnienia.
Usiadł z boku, w cieniu rozłożystej palmy, przyglądając się zgromadzonemu towarzystwu. Szczerze mówiąc, nic nadzwyczajnego, ocenił. Tej orgii daleko było do zabaw, jakie kiedyś urządzał. Ale ponoć później akcja się rozkręcała i to na całego. Miał nadzieję, że to prawda, bo inaczej uśnie tu z nudów.
Na chwilę zamknął oczy, pogrążając się we wspomnieniach. Z premedytacją odsunął te dotyczące Anastazji, za to z nicości wywołał inne, bardzie wyuzdane, okrutne, ociekające seksem i fascynacją. Przez chwilę delektował się nimi, aby później wrócić do rzeczywistości.
Nie ograniczał się w piciu, nie odmówił prochów. Nie dziś. Dziś nie było limitów.
Omiótł wzrokiem parę przy kanapie. Ona miała podwiniętą sukienkę, on opuszczone spodnie. Brał ją od tyłu, szybko, rytmicznie, ale z dość znudzoną miną, która rozbawiła Nataniela. Kobieta leżąca na stole była już wypełniona trzema penisami, co stanowiło całkiem niezły widok. Inną, rozpłaszczoną na ścianie, pieprzył jakiś młokos. Ogólnie można powiedzieć, że każdy ze zgromadzonych był czymś zajęty, chociaż jak na razie był to całkiem zwyczajny seks. Jęki, sapanie i klaskanie nagich ciał przybrało na sile, a wtedy do pomieszczenia weszły kolejne trzy osoby. Dwóch osiłków i oszałamiająca piękność o złocistych włosach. Bez słowa podeszli do jednego ze stołów, ona opadła na twardy blat, a oni zaczęli ją przywiązywać w takiej pozycji, aby wyeksponować jej nagi tyłek w dogodnej pozycji. Oczywiście od razu znaleźli się amatorzy tych wdzięków. Pół godziny później jej odbyt był zaczerwieniony i pulsujący, wylewając z siebie strugi nasienia, które wpompowało w nią kilku facetów. Sperma pokrywała krągłe pośladki, smukłe plecy, spływała po udach, tworząc na podłodze całkiem sporą kałużę.
Nataniel wyrzucił papierosa i wstał, rozpinając spodnie. Jednocześnie wyjął gumkę z kieszeni, bo dziwek nie ruchał na sucho. Kiedy był młody zlekceważył sobie pewne rady i później trochę potrwało, zanim wyleczył nabyte tym sposobem parchy. Od tego czasu zawsze pilnował, aby zakładać prezerwatywę.
Wyjątkiem była jego laleczka.
– Będę sobie wyobrażał, że to ona tu leży – wymruczał, zbliżając się do unieruchomionej kobiety. Prochy, wódka i podniecenie stanowiły niebezpieczną mieszankę. W głowie mu wirowało, bo zdecydowanie przesadził z dwoma pierwszymi. Klepnął kilka razy twardym penisem w jędrne, zaspermione pośladki, a później bezceremonialnie wepchnął go w opuchnięty odbyt.
– O, tak! – sapnął. – Tak, kurwa! Nieźle cię rozjechali suko. Gorąco i ślisko!
Posuwał ją w wypięty tyłek, jakby to był przedmiot, kawałek mięsa służący jedynie do przyjemności. W zasadzie to i ta przyjemność była dziwnie mdła, mało satysfakcjonująca.
Seks, tylko seks.
Miała złociste włosy i drobne ciało. Trochę przypominała jego laleczkę, ale to było złudne wrażenie, bo ta dziwka nigdy nie mogłaby jej zastąpić. Zacisnął zęby i jeszcze przyspieszył, zakleszczając palce na pośladkach kochanki. Czuł perlący się pot na czole, zbliżającą ekstazę, ale nic więcej.
– Spuść się w jej dupę! Wypierdol ją na maksa – wyszeptała mu na ucho jakaś kobieta. – Potem każemy jej wszystko zlizać. – Damska dłoń błądziła po jego torsie, wślizgnęła się za materiał koszuli. Doszedł gwałtownie, a później dysząc, wycofał się i sięgnął po kolejnego drinka.
Opadł na fotel znajdujący się w pobliżu, dostrzegając, iż jego miejsce zajął kolejny kandydat. Zdjął gumkę i niedbale rzucił ją na ziemię. Potem już tylko palił i pił, patrząc na ciąg dalszy przedstawienia, które stało się jego udziałem.
W zasadzie to miał ochotę wrócić do domu, ale powstrzymała go myśl, o głównej atrakcji wieczoru. Skrył się w półmroku i znów tylko obserwował, podczas gdy zgromadzeni tutaj stawali się coraz bardziej obsceniczni. Z każdym wytryskiem i orgazmem pozbywali się wszelkich zahamowań. Niektóre z pań bez skrępowania raczyły się moczem, rozsmarowując go na całym ciele. Niektórzy z panów korzystali z młodych chłopców. Dostrzegł też trójkącik, gdzie leżący na kanapie mężczyzna był ujeżdżany przez jedną z kobiet, a druga przyklękła nad jego twarzą i raczyła go własnym kałem. Nataniel skrzywił się. No tego akurat nie lubił. Jakim trzeba być pojebańcem, żeby żreć podczas seksu czyjeś gówno?
Muzykę zagłuszały krzyki kobiety, której wymierzano chłostę. Pojawiła się nowa atrakcja, kolejna kobieta, którą rozciągnięto na stole, ale to już Nataniela nie interesowało. Trochę ożywił się, gdy do akcji wkroczył sporych rozmiarów doberman, z rozrzewnieniem wspominając stare czasy. Jakaś kobieta umiejętnie zajęła się wtedy jego twardniejącym kutasem i Nataniel musiał przyznać z uznaniem, że była mistrzynią w swoim fachu. O bardzo sprawnym języczku oraz głębokim gardle. Szybko doszedł w jej ustach, a na sam koniec przydusił z całej siły, puszczając dopiero, gdy jej ciało wpadło w przedśmiertne drgawki.
Odepchnął na bok i pomyślał, że czas się zmywać. Orgia jak orgia, nic nadzwyczajnego.
To wszystko było bez sensu. Chwilowa przyjemność, a potem wracało poczucie beznadziejności. Oddałby cały ten seks za jedną noc z jego laleczką. Cały cholerny seks, całe życie i każdą chwilę, którą miał spędzić na tym chujowym świecie. Tęsknota za nią była destrukcyjnym uczuciem, które udawało mu się zagłuszyć jedynie chwilami takimi jak ta, pełnymi brutalności i seksu.
Nie rozumiał, skąd się to brało. Nie pamiętał, w którym momencie zaczęło. Żałował jedynie, że nie pomyślało o tym wtedy, gdy zepchnął ją ze schodów, gdy jeszcze na moment wróciła chęć skrzywdzenia jej, pokazania, iż on tak łatwo się nie podda. Nie miał też pojęcia, czy byłby w stanie zapanować nad sobą, czy też znów zacząłby się nad nią znęcać.
Naprawdę chciał się wtedy zmienić.
Nie zdążył.
Wstał, zapinając spodnie. Dopił drinka, lecz zanim zdążył odstawić szklaneczkę, w pomieszczeniu znów zjawili się dwaj muskularni mężczyźni, podtrzymując słaniającą się kobietę. A kiedy Nataniel na nią spojrzał, momentalnie pobladł.
Odpowiedzi
N.
❤❤❤
Gabriela
On bez Nastki coraz bardziej się zatraca w ciemności:(