Oops! I did it again! (II)

with 4 komentarze

Ave cezar!

Iwo

Była z innym facetem, a mimo to posyłała mi zachęcające spojrzenia. To naprawdę robiło się nudne. Rozumiem, że nieczęsto spotyka się takiego mężczyznę jak ja, ale powinna być odrobinę bardziej dyskretna.

Sięgnąłem po serwetkę i napisałem na niej numer telefonu. Nie, nie mój, wymyślony. Łatwe kobiety nie były w moim typie, wolałem długie i zaciekłe polowanie, chociaż kiedy ofiara wpadała już w moje ramiona, to i tak szybko traciłem zainteresowanie. Co innego zabawa. Uwielbiałem się bawić, wzbudzać nadzieję, tak, aby na koniec następował maksymalnie bolesny upadek.

Wstałem i przechodząc obok stolika kusicielki, jakby od niechcenia położyłem na blacie serwetkę. Oboje spojrzeli na mnie z zaskoczeniem, kobieta lekko poczerwieniała, w oczach mężczyzny pokazał się gniew. Nic nie powiedziałem, po prostu szedłem dalej, nawet się za siebie nie oglądając. Dopiąłem marynarkę, zsunąłem na nos okulary przeciwsłoneczne, bo znalazłem się na zewnątrz. Ciepły wiatr rozwiał włosy, przypominając, że to już lato w pełni.

Po trzech latach w Stanach wróciłem w końcu na dłużej do Polski. Niechętnie, ale musiałem dopilnować spraw spadkowych. Nie zamierzałem oddać wszystkiego ukochanemu rodzeństwu. Odpuściłem sobie pogrzeb, ale nie zamierzałem odpuścić majątku, który mi się należał. Zapowiadała się krwawa, pełna ofiar walka, bo ani Alicja, ani Tobiasz nie mieli najmniejszej ochoty dzielić się ze mną władzą w firmie. Zwłaszcza, że w ich oczach byłem niezasługującym na cokolwiek smarkaczem. Na szczęście miałem po swojej stronie matkę, a ta potrafiła owinąć sobie ojca wokół palca. Mówiąc brutalnie, z pewnością zostanę dopuszczony do koryta. Najbardziej żałowałem zmiany uczelni, jednak dziennikarstwo studiować mogę wszędzie, a drugiej szansy przy podziale władzy mogę już nie mieć.

Wsiadłem do limuzyny, która podjechała po zapakowaniu mojego bagażu. Z pobłażliwością patrzyłem na widoki za oknem, po Nowym Jorku każde miasto w ojczystym kraju wydawało się nijakie i zacofane. W planach na dziś miałem jedynie odpoczynek oraz kolację z rodzicami. Rozmowę z rodzeństwem i prawnikami zostawiłem sobie na później, tak samo jak wizytę na uczelni.

Mój apartament mieścił się na pięćdziesiątym piętrze. Oceniłem, że prezentuje się dość przyzwoicie, w końcu musiałem wziąć poprawkę na warunki kraju, do którego wróciłem. Sprawdziłem wyposażenie siłowni, zaprojektowanej na moje specjalne życzenie oraz czystość, bo te dwie rzeczy miały dla mnie kluczowe znaczenie. Moja mizofobia nigdy nie pozwalała zapomnieć, że na świecie czyhają miliony bakterii, gotowe zaatakować mnie w najmniej spodziewanym momencie. Co prawda cierpiałem na łagodną postać tej choroby, ale mimo wszystko objawiało się to w różnoraki sposób. Porządek i czystość były podstawą, abym zaakceptował to miejsce.

W pierwszej kolejności przygotowałem sobie drinka. Ze szklaneczką w ręku poszedłem do łazienki, aby nieco się odświeżyć. Po zdjęciu ubrania, z uznaniem przyjrzałem się swojemu odbiciu w lustrze.

Nieźle, całkiem nieźle – pochwaliłem. Naprężyłem muskuły, pogłaskałem sześciopak na brzuchu. Miało się to ciało! Do tego niezwykle przystojna twarz, z lekkim, seksownym śladem zarostu. Uśmiechnąłem się szeroko. Idealna biel zębów! Cofnąłem się o krok i powędrowałem spojrzeniem w dół, poniżej pępka. Tak, tutaj też prezentowałem się rewelacyjnie, stanowczo powyżej średniej.

Dla kobiety taki mężczyzna jak ja, to wygrana na loterii. Niedościgniony ideał, o którym większość nawet nie śniła.

Odświeżony, z ręcznikiem owiniętym wokół bioder, popijałem drinka, patrząc na panoramę miasta rozciągającą się za oknem. Zerknąłem na zegarek, sprawdzając, ile pozostało mi czasu. Później wbiłem w wyszukiwarkę nazwę restauracji, którą wysłała mi matka. Lekko się skrzywiłem, bo to nie był znany lokal, co nie do końca odpowiadało moim standardom. Trudno, raz przeżyję i przecież nie muszę nic jeść.

Wybór odpowiedniego ubrania zawsze zajmował mi trzy kwadranse. Wychodziłem ze słusznego założenia, że odpowiednio luksusowy towar, jakim było moje ciało, zasługiwał na nie mniej luksusowe opakowanie. Tym razem zrezygnowałem z garnituru i założyłem coś mniej zobowiązującego. Białe spodnie, szara, lniana koszula z obowiązkowo rozpiętymi przynajmniej trzema guzikami, drogie dodatki i odpowiednie do tego, wykonane na specjalne zamówienie buty. Postawiłem również na swobodną fryzurę, nie ułożyłem włosów na żel, ale pozwoliłem grzywce swobodnie opaść na czoło.

Kwintesencja seksapilu – podsumowałem własny widok z satysfakcją. – Jeszcze się taka nie urodziła, która zdoła się mi oprzeć.

Pomyślałem, że po kolacji zadzwonię do Wiktora, umówimy się na drinka w naszym ulubionym klubie. Wiedział, że dziś przyleciałem i obiecał zarezerwować dla mnie wieczór, abyśmy mogli się napić i porozmawiać.

Nie zadzwoniłem po taksówkę, wolałem skorzystać z limuzyny moich rodziców. Taksówki były brudne i mało estetyczne, musiałbym zawinąć się w całości w folię ochronną, bo obrzydzeniem napełniał mnie sam widok, a co dopiero gdybym miał znaleźć się w takim wnętrzu. Pomimo iż wieczór należał do bardzo ciepłych, nie spodobało mi się, że do restauracji, w której się umówiliśmy, musiałem dojść, a nie dojechać. Nie cierpiałem poruszać się w hałaśliwym tłumie, pełnym ordynarnych i krzykliwych ludzi. Zacisnąłem jednak zęby, twardo zmierzając do celu.

Spadek, myśl o spadku, powtarzałem sobie w duchu. Dotarłem w końcu na miejsce i odetchnąłem. W bocznej uliczce prawie nie było ludzi, a wnętrze restauracji prezentowało się minimalistycznie i elegancko. Nawet lepiej niż na zdjęciach.

Obok mnie przeszły dwie kobiety, chichocząc i bezczelnie pożerając mnie wzrokiem.

Niech się napatrzą, pozwoliłem łaskawie. Mogą jedynie podziwiać, bo takich jak one, nie tknąłbym nawet kijem. Zwyczajne aż do bólu, tandetne i nijakie. Obrzydliwe.

Wszedłem do środka i dyskretnie się rozejrzałem. Matka przekazała mi, że mają zarezerwowany stoli na pierwszym piętrze, więc po prostu musiałem znaleźć schody. Dostrzegłem je w głębi pomieszczenia. Ignorując kelnerkę, która coś do mnie mówiła, ruszyłem przed siebie i wtedy poczułem potężne uderzenie z prawej strony.

Ktoś na mnie z impetem wpadł.

Moje muskuły nie były jedynie na pokaz, świadczyły także o sile, ale atak z zaskoczenia powalił mnie na ziemię. Zetknięcie z zimną podłogą było traumatycznym doświadczeniem, może nie tak bolesnym, ale traumatycznym. W mojej głowie pojawiła się tylko jedna myśl – ta podłoga była pełna bakterii…

Wrzasnąłem, próbując wstać. Ktoś inny też wrzasnął i zdecydowanie było to kobiecy głos. Nie obchodziło mnie to teraz, rozpaczliwie usiłowałem przyjąć pozycję pionową, ale nieznany napastnik skutecznie mi to uniemożliwił.

Kaśka, oszalałaś!

Przybiegło kilka osób z obsługi. Ktoś pomógł mi wstać, ktoś usiłował poprawić moje ubranie.

Precz z łapami! – warknąłem. – Bo kurwa nie wytrzymam.

Jaki ordynarny. – Spojrzałem w stronę osoby wypowiadającej te słowa i aż mnie otrząsnęło. Ptasie gniazdo z włosów, poplamiona bluzka, przekrzywiony fartuszek.

Sammy, przestań. Będziesz miała kłopoty, a my razem z tobą.

Przecież nie zrobiłam tego celowo. – Czupiradło sapnęło ze złością, a wtedy TO poczułem.

Lawenda.

Jasna cholera, dlaczego akurat lawenda?

Odpowiedzi

  1. P
    Paulina
    | Odpowiedz

    To już było na wattpad!?
    Poproszę o nowy rozdział ??

  2. AmiSopot
    | Odpowiedz

    No i znowu ?… Czekanie wykańcza.

    • Agnieszka
      | Odpowiedz

      Ale za to takaaaa scena będzie 🙂

      • M
        Monika
        |

        Czemu nie można znaleźć poprzednich odcinków

Leave a Reply