Psychol. Karma – cz. 1

with Brak komentarzy

Trzeci tom thrillera erotycznego oddaję w Wasze ręce. Te historie, w sensie Psychola, zmieniły mnie. Ostatnio nawet do komedii wkradł się mrok i spod werandy wykopano trupa 🙂

„Psychol – Karma”  Życie Piotra i Marty po burzliwych wydarzeniach wraca do normy. Para postanawia zamieszkać razem.
Marcel mimo ogromnych wyrzutów, jakie czynił sobie po ostatniej sprawie, również stara się ustabilizować własne życie. Dodatkowo postanawia pomóc Nataszy, dziewczynie ocalonej z rąk Garego, która mocno fascynuje detektywa.
Jednak demony nie śpią i postanawiają tym razem uderzyć z podwójną siłą.
Marcel na polecenie przełożonego udziela w telewizji wywiadu. Od tego momentu świat detektywa zaczyna się walić. Dotykają go tragedie z pozoru wydające się nieszczęśliwymi wypadkami. Z pomocą Marcelowi przychodzą Piotr i Marta.
Czy ogrom tragedii, jaka dotyka detektywa to zbiegi okoliczności, czy może jednak karma za grzech zaniechania, jakiego Marcel dopuścił się w przeszłości?
Jakie tajemnice skrywają się w przeszłości detektywa?Jedno jest pewne – nie zabraknie emocji, pożądania, strachu i brutalności. Zakończenie natomiast jest tak zaskakujące, że powala z nóg.

 

Prolog

Patrzył na człowieka, którego nienawidził bardziej, niż kogokolwiek w dotychczasowym życiu. Właściwie to dotąd nie darzył nikogo aż tak silnie negatywnymi emocjami. Teraz szczerze i bezbrzeżnie czuł wstręt, złość i chęć unicestwienia tego człowieka. Patrzył na jego złamany nos i wciąż czuł na wierzchu dłoni impet siły uderzenia, gdy przestawiał go pięścią. Jego krew miał na kościach dłoni. Było mu mało, bo ilość strachu, która przez to ludzkie ścierwo znalazła się w jego życiu zmieniła go, czyniąc złym człowiekiem. Zawsze był zły, ale starał się tłumić tę część natury. Teraz nie potrafił, bo przez niego obudził się w nim mrok.

- Wiesz, jak napisano w biblii? - Sięgnął po kanister, odkręcił zatyczkę wężyka, wetknął go w usta wpółprzytomnego mężczyzny. - Oko za oko, rana za ranę, pręga za pręgę. - Złapał go za nos, więżąc między zgiętym palcem środkowym i wskazującym, zatykając go, nie zważając na fakt, że ten zaczyna się krztusić. - Chciałeś mi odebrać to, co w życiu najcenniejsze, więc ja odbiorę ci to, co masz ty. - Cofnął rękę, człowiek zaniósł się kaszlem, krztusząc się benzyną, próbując wypluć ją z ust, wykasłać z przełyku. - Przez ciebie staję się zły. - Sięgnął do kieszeni, wyciągnął z niej zapalniczkę. - Z własnej woli nie zrobiłbym czegoś tak karygodnego, ale czyniąc zło, sprawiam że dzięki temu świat stanie się lepszy. - Wytarł dłoń z benzyny, odsunął się w tył. - Na chwasty najlepszy jest ogień, trzeba je wypalić. - Odpalił zapalniczkę, rzucił nią w mężczyznę. - Ze spalonych chwastów powstaje nawóz, dzięki któremu ziemia będzie żyźniejsza. I dziękuję ci za wskazówkę, jaki kierunek powinienem wybrać w życiu. Gdyby nie ty, pewnie nie dotarłbym do tego.

Odstąpił jeszcze krok w tył, nogą przechylając kanister tak, że ten przewrócił się na leżącego. Płomienie objęły dół ciała, nogawki zaczęły płonąć, mężczyzna drgnął, odzyskując przytomność. Próbował się podźwignąć, wesprzeć na przedramionach. Ból go cucił, włączył instynkt przetrwania. Chciał krzyknąć, nawet nabrał powietrze w płuca. Niestety usta, policzki i cała pierś były mokre od benzyny. Krzyknął tylko raz, bo już po chwili ogień wdarł się do ust wraz z wciąganym powietrzem i dalej do przełyku i głębiej w płuca. Płonęły policzki i włosy, powieki skwierczały pod czułymi pocałunkami płomieni. Nie zdołał już krzyknąć, nie wydał żadnego dźwięku. Spazmy bólu wstrząsały ciałem, by po kilku kolejnych uderzeniach serca znieruchomieć. Ciało umarło, stało się popsutą, niepotrzebną już powłoką. Dusza opuściła je, nadeszła pora oczyszczenia. Za ból zadany przez jej właściciela, za zło, którym obdarował niewinne istoty.

Rozdział 1

Opiekun

Piotr stał przed drzwiami sali szpitalnej i oddychał głęboko, by się uspokoić. Na jednym z łóżek leżała Marta. Lekarz pozwolił na odwiedziny, stan zdrowia pozwalał na to. Piotr zwlekał, starając się ogarnąć wszystko to, co działo się w jego umyśle. Właściwie określiłby to mianem szaleństwa, bo nie potrafiłby inaczej nazwać nadmiarów, które zalewały go endorfinami, a równocześnie skuwały lodem wnętrze i kończyny.

Przemknęła mu przez głowę myśl, że lepiej mu było, gdy nie znał Marty, a praca stanowiła jedyny sens jego życia. Momentalnie zdusił ją, przypominając sobie, co obiecywał Bogu w zamian za ocalenie Marty i oddanie mu jej całej i zdrowej.

Po prostu się boję! - Dotarło do niego to proste odkrycie. - Stąd chęć ucieczki. Tchórz!

Nazwanie rzeczywistości pomogło. Nie był strachliwy i coś tak idiotycznego jak lęk przed porażką nie mogło go powstrzymać przed wejściem do sali. Obiecał to Bogu, obiecał sobie, zaklinając rzeczywistość, by mu nie odbierała Marty. Wtedy, gdy bał się, że ją straci, gdy nie wiedział gdzie jest i kto mu ją zabrał.

Nacisnął klamkę, wszedł z kołaczącym w szaleńczym rytmie sercem. Nie mrugał oczami, nie oddychał nawet, skupiając się na zarejestrowaniu każdego szczegółu tego momentu, tej ważnej chwili.

Drzwi otwierały się powoli, zbyt wolno jak na rozedrganie Piotra. Odsłaniały kolejne centymetry obrazu, który wbijał się właśnie w oszołomiony umysł.

Jasno grafitowa posadzka pokryta tłumiącą dźwięki wykładziną i białe, połyskujące politurą kafle na ścianach. Zimne, nieprzyjemne światło płynące z lamp wpuszczonych w sufit i cisza panująca w pomieszczeniu.

Piotr stanął w otwartych drzwiach, przebiegając wzrokiem po leżących na łóżkach osobach. Łóżka stały cztery w jednym rzędzie i każde było zajęte. Jego wzrok spoczął na tym ustawionym najbliżej okna. Na miękkich nogach podszedł, z zachwytem rejestrując widok dziewczyny, przez którą czuł tak wiele.

Leżała na brzuchu, z odsłoniętymi plecami. Większą powierzchnię nagiej skóry pokrywały opatrunki. Piotr skrzywił się, jakby coś go zabolało. Tak to odebrał, jak fizyczny ból, choć to przecież ona była poraniona. Nie zauważał nikogo poza Martą, toteż nie widział przyglądających mu się kobiet. Zapomniał o powitaniu i po prostu podszedł i stanął przy posłaniu.

Przez dłuższą chwilę Marta nie zauważyła gościa. Leżała, tkwiąc we wpół śnie, nie mogąc przekręcić się na plecy. Ciepłe powietrze wpływało do sali szpitalnej przez uchylone okna, muskając jej ciało i przywodząc wyłącznie pozytywne myśli.

Leave a Reply