Rozdział 4
Sława
- Czy to naprawdę konieczne? - Marcel zgrzytał zębami, gdy tymczasem makijażystka nanosiła mu grubą warstwę podkładu na skórę twarzy. - Lakier do włosów i puder? Przecież mam tylko opowiedzieć o pracy policji, a nie pozować do rozkładówki.
- Jest pan w telewizji, a tutaj mamy standardy i nie można się świecić przed kamerą. - Każdorazowo śmieszyli ją mężczyźni, którzy czuli się, jakby warstwą makijażu chciała odebrać im godność.
Ten podobał jej się wyjątkowo. Choć nie miał urody modela, to wyczuwała od niego męskość. Zastanawiała się, czy to przez fakt, że jest policjantem, a jak to mówią: „za mundurem panny sznurem”. Było w nim coś, co działało na nią, prowokując do pochylania się tak, by widział jej pełen dekolt. Uśmiechała się przy tym zalotnie i ewidentnie widziała, że i ona podoba się gościowi porannej telewizji śniadaniowej.
- A czy w ramach swojej pracy zmyje mi pani to paskudztwo po wywiadzie? - Marcela również ciągnęło do kobiety.
- To zależy – mówiąc to, pudrowała mu nos, przez co delikatnie pachnący proszek dostał mu się do oczu, więc zacisnął je odruchowo.
- Od czego?
- Co będę z tego miała – uśmiechnęła się, stwierdzając w myślach, że mężczyźni nie powinni mieć tak długich rzęs, że to niesprawiedliwe.
- Kawę, drinka, kolację – wyliczał, po czym kichnął donośnie. - I masaż pleców – dodał na koniec, na co kobieta zareagowała śmiechem. - Kolejność dowolna.
- No to jesteśmy umówieni.
***
Damian opadł na kanapę przed telewizorem. Najpierw chciał pooglądać któryś z ulubionych seriali o detektywach i ściganych przez nich złoczyńcach. Fascynowała go taka praca tym bardziej, ze sam od lat zajmował nudne stanowisko w banku. Nie raz marzył, jakby to było móc wziąć udział w śledztwie. A jeszcze lepiej byłoby być przestępcą i stać poza prawem, łamiąc je i naginając rzeczywistość. Nie raz podczas bezsennych nocy wyobrażał sobie siebie jako kogoś innego. Dokonywał bohaterskich czynów jako detektyw, lub straszliwych przestępstw będąc tym złym. Nigdy nie zdecydował, która rola podoba mu się bardziej. Najchętniej robiłby i jedno i drugie – był złoczyńcą i bohaterem równocześnie.
Westchnął i załączył telewizor, wybierając program na chybił trafił. Przyglądał się uśmiechniętej, pulchnej kobiecie, która rozmawiała z kimś. Spojrzał na pasek informujący o tematyce programu. „Ogromny sukces śląskiej policji”
- Sukces – parsknął, upijając łyk kawy. - Srukces!
Niby był spokojny, ale czuł, że program irytuje go. Nienawidził tego słowa, bo ono dawało innym to, co należało się jemu. Przyjrzał się człowiekowi, którego twarz znalazła się w kadrze i zajęła połowę ekranu.
- Oczywiście blondyn. - Umysł wypluł wspomnienie kobiety, która przez ulotny moment była jego żoną. Uwielbiała blondynów i przez jakiś czas rozjaśniał dla niej włosy. - Jebany James Bond! - Odstawił kubek, pochylając się gwałtownie do przodu.
Leave a Reply