Tysiąc odcieni bieli (V)

with 14 komentarzy

Wstała z wahaniem. Odruchowo poprawiła sukienkę, odgarnęła włosy do tyłu. Więcej nie zdążyła zrobić, bo mężczyzna chwycił jej dłoń, przyciągając do siebie, sadzając na kolanach, a potem wplótł palce w jedwabiste włosy. Drugą ręką błądził po smukłej szyi, sycąc oczy widokiem jej ciała. Dla niego była doskonała. Nie rozumiał dlaczego akurat ta kobieta budziła w nim tyle emocji, lecz był pewien, że gdy się nią nasyci, odzyska zdrowy rozsądek i władzę nad swoimi myślami. Cała reszta go nie obchodziła.

– Mogłabym uznać, że to porwanie – odezwała się cicho, ujmując jego szczupłą twarz w obie dłonie. Tym razem nie skapitulowała i odważnie zatopiła wzrok w czarnych źrenicach. Wbrew wszystkiemu, podniecało ją to, co tam zobaczyła.

– Możesz uznać, co chcesz. – Zsunął materiał sukienki z ramienia, przebiegł palcami po aksamitnej skórze. Nie zaprotestował, gdy to ona go pocałowała. Muskała zachęcająco gorące wargi, uwalniając powoli tłumioną tęsknotę. Nie umiała wytłumaczyć, dlaczego to zrobiła, dlaczego wyszła mu naprzeciw. Być może nie potrafiła wygrać z pragnieniami własnego ciała, być może zadecydowała o tym ciekawość. To przestało być ważne. Smakowała go niczym najlepsze wino, czując jak jej ciało wibruje od emocji, których nigdy wcześniej nie doświadczyło. Bo jak miała porównać tę sytuację, do jakiegokolwiek wydarzenia w swoim życiu, tego mężczyznę do innych? Nie potrafiła. Był inny. Jego chłód rozpalał żar w jej ciele, prowokował, prowadził do zatracenia. Zatonęła w jego objęciach, zatonęła w pocałunku, w jednakowym stopniu przytłoczona własnymi uczuciami, jak i promieniującą od niego pewnością siebie. Gdzieś tam pojawiła się myśl, że tak bezwarunkowa kapitulacja nie jest dobra, a za raz popełniony błąd przyjdzie słono zapłacić. Pojawiła się i zniknęła, tonąc w morzu pożądania.

Tak jak i oni.

Bo Rafał, chociaż zawsze potrafił znakomicie nad sobą panować, tym razem chciwie wgryzł się w miękkie, aksamitne wargi, nie potrafiąc wygrać walki, w którą się uwikłał. Jego dłonie sunęły po smukłym, kobiecym ciele, wślizgując się w każdy zakamarek, wargi z coraz większą stanowczością żądały całkowitego podporządkowania, żądały rozkoszy. Agnieszka mętnie pomyślała, że nie ma w tym nic z poprzedniej brutalności. Nie przyszło jej do głowy, że gdyby stanowczo zaprotestowała, to sytuacja mogłaby wyglądać całkiem inaczej.

– Nie! – odezwał się nagle Rafał, przerywając pocałunek. Od razu zrozumiała, co miał na myśli. Nie byli sami, a ciasna kabina odrzutowca nie sprzyjała intymności. Nie wiedziała, że podniecenie zwyciężyła świadomość, iż ktokolwiek z podwładnych lub pracowników, mógłby być świadkiem jego słabości. Zawstydziła się więc swojej spontaniczności. I tego, że to nie ona przerwała.

– Przepraszam – bąknęła, usiłując pośpiesznie wstać. Potknęła się, lecz silna męska dłoń pomogła jej zachować równowagę. A kiedy spojrzała w oczy Rafała zrozumiała, że on nie zrezygnował. Zauważyła też z jakim trudem nad sobą panował. Z powrotem zajęła swoje miejsce, zarumieniona, oszołomiona. Odruchowo zerknęła za okno. Nic, ciemność. I odbicie jej twarzy, rozszerzonych podnieceniem oczu, rozchylonych i nabrzmiałych od pocałunku warg. Dotknęła ich opuszkiem palca. Potem kierowana niezrozumiałym impulsem, spojrzała na Rafała. Nie spuszczał z niej wzroku, zaciskając palce na poręczach, lekko pochylony do przodu, niczym atakujący drapieżnik.

– Może się zdrzemnę? – zaproponowała drżącym głosem.

Powoli skinął głową. Nic więcej. Sięgnęła po jedną z poduszek i opierając na niej głowę, zapatrzyła się w ciemność za malutkim oknem. Szukała w niej ukojenia, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, że tam go nie znajdzie. Nie było takiego miejsca na świecie, gdzie mogłaby się uwolnić od własnych mrocznych pragnień, zapomnieć o pocałunkach. Zgodziła się na to spotkanie, wykonała pierwszy krok i przepadła. Od samego początku stała na straconej pozycji i to nie tylko dlatego, że on był zdecydowany postawić na swoim. Zamknęła oczy, czując piekące pod powiekami łzy. Tego szaleństwa nie da się powstrzymać, nie wystarczy powiedzieć stop.

– Gdzie lecimy? – spytała, licząc na to, że tym razem odpowie. Lecz panującą ciszę, zagłuszała jedynie rozmowa prowadzona półgłosem pomiędzy pilotami. Nic poza tym. Pozostała jej tylko nadzieja, że wylądują w miejscu, z którego będzie mogła uciec. Tylko czy na długo? Walczyła z zamętem opanowującym umysł, z dziwnym uczuciem budzącym się gdzieś w głębi duszy. Nie liczyła upływającego czasu, bo nie widziała w tym żadnego sensu. Mogła jedynie starać się opanować własne pragnienia. I kiedy jej się to w końcu udało, otworzyła oczy i spojrzała na Rafała. Siedział blisko, w zasadzie na wyciagnięcie ręki, zamyślony, zapatrzony w małe okno. Był tak fascynujący, że patrzenie na niego, sprawiało niemal fizyczny ból. Założył nogę na nogę, dłonią podparł podbródek i wydawał się całkiem nieobecny duchem. Lecz ponure, pełne żaru spojrzenie mówiło całkiem coś innego. A jednak mało brakowało, a zerwałaby się z miejsca, aby pełnym czułości gestem przeczesać jego włosy, dotknąć rozpalonej skóry, chłodnych warg. Otrząsnęła się ze zgrozą, a wtedy na nią spojrzał.

– Lądujemy – oznajmił krótko.

– Już? – Trochę się zdziwiła, bo ile mogli być w powietrzu? Godzinę? Nie, chyba dłużej. Dwie? Maksymalnie. W takim razie raczej daleko nie zalecieli?

– Kilkakrotnie pytałam, gdzie jesteśmy. Za każdym razem zbywałeś moje pytanie milczeniem. Czy teraz mogę się tego dowiedzieć? – spytała stanowczo.

– Zobaczysz.

– Nie chcę zobaczyć. Chcę wiedzieć.

– Wiedzieć? – Uśmiechnął się zimno. – Po co? Po wszystkim odstawię cię do domu.

– Po wszystkim?

Bezsensowna rozmowa. Nie chciał jej powiedzieć. I znakomicie zdawała sobie sprawę, co oznaczają słowa „po wszystkim”. Coś, co wywoływało dreszcz zniecierpliwienia, strach i jednocześnie tęsknotę.

– Mogę dostać wody? – poprosiła niepewnie. Po chwil trzymała w dłoniach ciężką szklankę, napełnioną aż po sam brzeg. Dopiero, kiedy dała pierwszy łyk, uświadomiła sobie, jak bardzo była spragniona. I głodna. Od wczoraj mało co zjadła, nie miała apetytu. Zresztą naiwnie wierzyła, że idą na kolację.

Kiedy wylądowali, zauważyła, że na zewnątrz pada. Silny wiatr zacinał o bok maszyny, a z nieba lały się hektolitry wody. Z niepokojem pomyślała o swojej sukience, całkiem nieodpowiedniej na taką pogodę. Lecz Rafał zaskoczył ją po raz kolejny, bo szybkim ruchem zdjął marynarkę, zarzucając na jej ramiona. Potem otworzył parasol i nieco drwiącym tonem powiedział:

– Pani przodem!

To było dziwne. Z niesmakiem pomyślała, że to szaleństwo, jeżeli całkiem ludzkie odruchy w jego wykonaniu, wydają się dziwne. Tylko że tak, tak właśnie było. To, co u innych wzięłaby za oznakę normalności, u niego było niezwykłe, nietypowe. I jakby nieszczere.To nie człowiek, który dbałby o grę pozorów, więc musiało chodzić o coś innego. Zadrżała. Domyślała się o co.

Marynarka i parasol niewiele pomogły. Wystarczyło kilkanaście sekund, aby jej ciało pokryło się gęsią skórką. Z ulgą wsiadła do stojącego tuż obok samolotu, auta. Otrząsnęła się i spojrzała na zajmującego miejsce obok mężczyznę. Limuzyna nie była zbyt duża, ale wygodna, z luksusowym wnętrzem w kolorze kości słoniowej. Za oknami lało, a tutaj było ciepło, przyjemnie i odrobinę pachniało tytoniem. Uśmiechnęła się lekko, bo ten zapach skojarzył jej się z czymś niesłychanie przyjemnym.

– Możesz oddać moją marynarkę.

– Nie – tym razem postanowiła celowo go sprowokować. – Jeśli chcesz ją z powrotem, to ją sobie zabierz.

Zmrużył oczy z wyrazem niezadowolenia. Nie podobało mu się, że zwierzyna staje się coraz bardziej odważna, coraz bardziej chętna. Wolał widzieć w jej oczach strach. Z całej siły zacisnął zęby. Zobaczy go. Najpierw jednak muszą dotrzeć na miejsce. Tam będzie mógł zrobić wszystko, o czym zamarzy. Tam nikt nie usłyszy jej krzyków.

Samochód mknął przez ciemność i pustkę, a oni siedzieli w milczeniu, które zakłócał jedynie cichy pomruk silnika i szum uparcie padającegodeszczu. Agnieszka chuchnęła na szybę, a potem powoli opuszkiem palca narysowała uśmiechniętą buźkę. Zawsze tak robiła, od kiedy była dzieckiem. Dwie kropki oczu, jedna pełniąca rolę nosa i kreska symbolizująca usta. Obrazek szybko zniknął, a ona z melancholią pomyślała, że chociaż siedzą tak blisko, wyczuwając żar swoich ciał, to jednocześnie wciąż dzieli ich przepaść nie do przebycia. I żaden fizyczny akt tego nie zmieni. Żaden, chociaż najwspanialszy seks. Bo ona z każdą sekundą pragnęła czegoś więcej, a on… Nie, teraz była pewna, że nigdy nie da rady skruszyć tego muru wokół siebie zbudował. Bo tak naprawdę go nie było. Niczego nie było. Drugiego dna, zagubionej duszy, prawdziwych uczuć maskowanych przez chłód. Rafał był po prostu zimnym, egoistycznym draniem, zaspokajającym jedynie swoje własne potrzeby i pragnienia.

– Dojeżdżamy – przerwał jej rozmyślania szorstkim tonem.

Skupiła się za tym, co mogła dojrzeć za oknem. Na próżno. Wszędzie wszechobecna czerń, niebo przecinane jasnymi wstęgami błyskawic. Dopiero kiedy spojrzała do przodu, dostrzegła coś, co musiało być źródłem światła.

Pomieszczenie, do którego wjechali bardziej przypominało betonowy bunkier niż garaż. Stało tam zresztą kilka innych samochodów.Gdy tylko wysiedli, szofer wrzucił wsteczny i zniknął za kurtyną padającego deszczu.

Agnieszka rozglądała się dyskretniedookoła, podczas gdy brama zamykała się z cichym szumem.Nadal miała na sobie marynarkę Rafała. Nie zdjęła jej z dwóch powodów: po pierwsze było zimno, a po drugie, sprawiało jej przyjemność otulanie się jego zapachem.

Z drwiącym uśmiechem otworzył przed nią drzwi. Odrobinę się zawahała, jednocześnie uświadamiając sobie, że za późno na takie rzeczy.Najpierw szli długim, klaustrofobicznie ciasnym korytarzem. Później betonowe schody, pnące się ku górze, zaprowadziły ich do ogromnego salonu. Agnieszka po raz kolejny rozejrzała się z ciekawością. Dom wyglądał na ultranowoczesny: beton, stal, szkło i surowe drewno. Mebli było niewiele, żadnych obrazów, kwiatów czy dekoracyjnych drobiazgów, za wyjątkiem kilku futurystycznych rzeźb, które rzucały długie cienie na nagie podłogi.Zaskakiwały ogromne okna, które tak w zasadzie pełniły rolę ścian. I widok za nimi. Bezkresny ocean, wzburzone, kotłujące się fale. Ciemne, bezgwiezdne niebo, co chwila rozświetlane białą poświatą.Nigdy wcześniej nie widziała tak nowoczesnego, sterylnego domu. W dodatku w tak oryginalnym miejscu, tuż na krawędzi wysokiego klifu. Podeszła do ogromnego okna, a w zasadzie szklanej ściany, o którą uderzały fale padającego deszczu. Przyłożyła dłoń do zimnej tafli, czując jak Rafał stanął tuż za nią.

– Gdzie jesteśmy? – spytała ponownie, odwracając się powoli. I wtedy przeraził ją wyraz jego oczu. Nigdy wcześniej nie pozwolił, aby ukazało się w nich tak wiele.

– W miejscu, którego nigdy nie zapomnisz – odezwał się w końcu szeptem, uśmiechając się z satysfakcją. Szczupłe palce bardzo wolno zacisnęły się na jej krtani. – W moim domu.

– A kolacja? – wyszeptała zmartwiałymi wargami.

– Kolacja? Jesteś głodna? – Ustamidotknął jej policzka. – Ja też. Pozwól jednak, że pierwszy zaspokoję swój głód.

Komentarze

  1. A
    Anonimowy
    | Odpowiedz

    W takim momencie!!! ;o
    Już czułam to napięcie ;>
    Wspaniały kawałek, oby tak dalej Babeczko 😀 <3
    Monia ^^

  2. A
    Anonimowy
    | Odpowiedz

    Kończyć w takim momencie ? Babeczko jesteś potworem :)…

  3. A
    Anonimowy
    | Odpowiedz

    Jej, genialne! Z niecierpliwością czekam na więcej
    S. 🙂

  4. A
    Anonimowy
    | Odpowiedz

    Ja nie mogę Babeczko pliss kontynuuj szybciutko 😛

  5. A
    Anonimowy
    | Odpowiedz

    Wiesz co?
    Miałeś kobiet sto
    Możesz kolejną mieć –
    I tak jestem dla ciebie śmieć

    I tak jestem dla ciebie pogardy godna
    I pełnego odrzucenia
    Mogę chodzić naga, bosa i głodna –
    Dla ciebie to tylko forma podniecenia

    Już całkiem zgłupiałeś
    Zgubiłeś wszystko, co było cenne
    Bo naprawdę kiedyś wszystko miałeś –
    A teraz serce twe puste, a życie – denne…

    • A
      Anonimowy
      | Odpowiedz

      Bardzo mi się podoba ;D

  6. A
    Anonimowy
    | Odpowiedz

    Babeczko! Czy strona mobilna jest u Ciebie? ?

    No, no dzieje się, dzieje!

    • A
      Anonimowy
      | Odpowiedz

      Też się zdziwiłam wchodząc na stronę przez komórkę… Cóż się stało z wersją mobilną?

  7. A
    Anonimowy
    | Odpowiedz

    Kiedy kolejny fragment?

  8. A
    Anonimowy
    | Odpowiedz

    Miej litość …

  9. A
    Anonimowy
    | Odpowiedz

    jak mogłas przerwac w takim momencie ;-;
    chce jeszcze jedna czesc dzis xd

  10. U
    Unknown
    | Odpowiedz

    No nieeeeee….. Błagam jak tak można? Proszę, w takim momencie? :/

  11. m
    manieczka
    | Odpowiedz

    babeczko ja chciałam ci powiedzieć ze dzisiaj panowie maja mecz a my… no wlasnie fajnie by było jakbys nas zaskoczyla i wrzucila nowy kawalek czegokolwiek… prosimy 🙂 🙂 🙂

  12. A
    Anonimowy
    | Odpowiedz

    Cudowne ? moje ulubione! Kiedy kolejna czesc ?

Leave a Reply to Anonimowy Anuluj pisanie odpowiedzi