Wakacyjny epizod (II)

with Brak komentarzy

Rozdział 2

Fiut

Rankiem wstałam skoro świt, ciesząc się z dwóch powodów. Po pierwsze dzień wcześniej w kawiarni udało mi się przekonać Grześka, by wrócił do swojego mieszkania. Nie chciałam, by spał u mnie choćby jeszcze jedną noc z obawy, że mimo wszystko będzie się próbował do mnie dobrać. Na pożegnanie, na otarcie łez, na pamiątkę. Oczywiście wzbraniał się przed powrotem do siebie, ale w końcu to moje mieszkanie, więc nie mógł rościć sobie do niego żadnych praw. Obiecałam mu tylko, że spakuję jego rzeczy i następnego dnia wieczorem będzie mógł je odebrać.

Po drugie mogłam odebrać przysługę u zmienniczki. Wisiała mi tyle dni, które za nią wzięłam, że nie obawiałam się, że odmówi zamiany. Musiałaby pracować codziennie przez najbliższe dwa tygodnie, by oddać mi godziny. Pewnie powinnam się czuć wykorzystana, ale po pierwsze sama na to przystałam, a bywało, że i proponowałam. Dlaczego? Bo nie chciałam wracać do mieszkania i do Grześka. Ta dołująca prawda docierała do mnie właśnie z siłą przysłowiowego wodospadu, dobijała koncertowo, ale równolegle cieszyłam się, bo wreszcie przestałam się oszukiwać.

– Mój Boże! Przecież ja unikałam go od dłuższego czasu! – Aż się plasnęłam w czoło, gdy zdałam sobie z tego sprawę. – Gorzej niż struś chowający głowę w piasek!

Stałam właśnie przed lustrem w sypialni, która służyła mi równocześnie za garderobę i patrzyłam swojemu odbiciu w oczy, mierząc się z tym mało wesołym wnioskiem. To w tym momencie postanowiłam, że coś podobnego nie powtórzy się już. Nie będę z facetem, do którego uczucie nie powali mnie na kolana i nie przeciora wątrobą po podłodze. Jeśli ponownie wejdę w taki durny układ, to nie będę w nim gniła aż tyle czasu.

– Żeby chociaż seks był porządny! Wtedy miałabyś usprawiedliwienie. – Wycelowałam palcem oskarżycielsko we własne odbicie. – A tu co? Ani ruchanka, ani ciekawie spędzonego czasu! Koniec z łatwymi wyjściami! Albo będą emocje, albo adios amigo i lecę dalej!

Westchnęłam rozdzierająco, po czym zaklęłam, widząc godzinę, którą wyświetlał zegarek. Nie, no, spóźnić to ja się nie mogę! Nie na rozmowę w sprawie pracy! Trzeba się szybko ogarnąć i biec na tramwaj!

Włosy, które do pracy zazwyczaj spinałam w grzeczny kok, postanowiłam zostawić rozpuszczone, pozwalając, by rozsypały się na plecy. Porzuciłam wysiłek zebrania ich i skręcenia w ciasny węzeł. Założyłam kosmyki za uszy, stwierdzając, że postawię na ich naturalność. W końcu mam kandydować na opiekuna młodzieży, więc nie mogę być ani zbytnio ugrzeczniona, ani też za bardzo wyluzowana.

Z szafy w sypialni wybrałam białą bluzkę z kołnierzykiem i ciemne spodnie za kolano. Taki ubiór najbardziej pasował mi do tej rozmowy w sprawie pracy. Patrząc na swoje odbicie w lustrze doszłam do wniosku, że elegancja jasnej koszuli z kołnierzykiem i maleńkimi guziczkami świadczy o tym, że jestem odpowiedzialna i poważnie podchodzę do spotkania z pracodawcą. Luźne materiałowe spodenki przed kolano nie gryzły się z koszulą, a przy okazji nadawały mi bardziej wyluzowany wygląd. Przymknęłam oko, uniosłam kciuk do góry i smartfonem zrobiłam zdjęcie swojemu odbiciu w dużym lustrze w drzwiach szafy. Po czym wysłałam w wiadomości prywatnej do Moniki. Nie przypuszczałam, by cokolwiek odpisała, ale zwyczajnie za nią tęskniłam i poczułam taką potrzebę.

Wygładziłam tkaninę na ramionach, strzepnęłam niewidzialny pyłek z rękawa, po czym z niewielkim skórzanym plecakiem na ramieniu opuściłam mieszkanie.

– Komu w drogę, temu wrotki! – sapnęłam, dodając sobie animuszu, wduszając przycisk przywołujący windę. – Obym nie żałowała tej decyzji.

Ech, ten diablik i wewnętrzny pesymista zawsze się musi przypieprzyć! Pewnie, że mogłabym olać sprawę i powiedzieć Grześkowi, że zwyczajnie zrywamy i nigdzie nie jadę, ale potrzebowałam tej zmiany i chciałam wyjechać z miasta. Samotne wakacje mi się nie uśmiechały, więc to rozwiązanie wydawało mi się najlepsze.

Postanowiłam jechać tramwajem. Na co dzień najchętniej przemieszczam się po mieście rowerem, ale obawiałam się, że po pierwsze mój na wpół elegancki strój może na tym ucierpieć, a poza tym nie chciałam się martwić koniecznością szukania miejsca do przypięcia roweru. Po drugie niebo nie było idealnie błękitne, a i prognozy zapowiadały deszcz, więc wolałam nie ryzykować zmoknięcia. Podbiegłam więc na przystanek tramwajowy, który dojeżdżał właśnie na przystanek. Wskoczyłam do środka i opadłam wygodnie na siedzenie.

W telefonie miałam zapisane adresy trzech szkół, do których chciałam jechać, by dowiedzieć się czegoś więcej o pracy wychowawcy kolonijnego.

Tramwajem lekko kołysało, klimatyzacja przynosiła ulgę, bo na zewnątrz zaczynał się już lać żar z nieba. Do tego dochodził zaduch, od którego spociłam się w przeciągu kilku minut drogi na przystanek, co świadczyło o tym, że faktycznie zanosi się na deszcze.

Siedziałam wygodnie na pojedynczym foteliku i obserwowałam przesuwające się za oknem krajobrazy. Dojeżdżaliśmy właśnie do kolejnego przystanku, co oznajmił kobiecy głos płynący z głośnika. Gdy zatrzymaliśmy się na światłach tuż przed przystankiem, wzrok mój przyciągnął mężczyzna i dziewczyna. Dziewczyna stałą nieruchomo ze wzrokiem wbitym w przestrzeń za oknem i była czerwona na twarzy niczym piwonia. Mężczyzna dla odmiany sprawiał wrażenie spokojnego i obojętnie spoglądającego przez okno i tylko nie pasował mi fakt, że stał zbyt blisko dziewczyny. Ona za to wyglądała, jakby chciała wkomponować się w róg, który tworzyła ściana i rurka przy oknie. Nie rozumiałam sytuacji do momentu, gdy wzrok mój zjechał w dół, poniżej pasa mężczyzny. Coś mi mignęło, po chwili ponownie i omal nie krzyknęłam ze zgrozy, gdy zrozumiałam co widzę. Facet ocierał się gołym, sztywnym fiutem o biodro dziewczyny! Napierał na nią, a ona nie wiedziała jak się wykaraskać z tej patowej dla niej sytuacji. Namolny froterysta napastował ją, a ona zamiast odgonić natręta, pąsowiała na twarzy, starając się od niego odsunąć. Bezskutecznie, zboczeniec dobijał sobą do jej biodra, odcinając jej drogę ucieczki. Minę miał przy tym taką, jakby zamyślił się nad problemem egzystencjonalnym. Na pierwszym z przystanków dziewczyna przecisnęła się, odpychając zboka, po czym wyprysnęła z tramwaju i mogłabym się założyć, że to nie był jej przystanek. Rozumiałam ten pośpiech, choć będąc na jej miejscu, z całą pewnością zareagowałabym zupełnie inaczej.

Poza mną, w tylnej części pojazdu, siedziała jeszcze tylko starsza, zapatrzona w przestrzeń za oknem kobieta i śpiący na tak zwaną „popielniczkę” mężczyzna. Wyglądał na mocno wczorajszego. Pewnie wracał po nocnej imprezie. Chrapnął, ocknął się, rozejrzał wokoło, po czym ponownie zapadł w sen.
Froterysta namierzał kolejną ofiarę, ale poza mną, nie było w pojeździe żadnej dziewczyny. Nie nadawałam się na obiekt jego ataku. Siedziałam, więc nie mógł się o mnie ocierać. Pewnie na kolejnym przystanku i on wysiądzie, zmieni tramwaj, a tam zacznie polowanie od początku.

Prawie jak seks przerywany! Tyle, że trochę nietypowy. Cóż, każdy dupczy tak jak lubi.

Okazało się, że nie doceniłam faceta. Po chwili wahania usiadł opodal w polu mojego widzenia, po czym zaczął majstrować przy rozporku. Minutę później siedział z rozszerzonymi udami, a sterczący purpurową główką penis, wystawał z rozpiętych dżinsów. Osłupiałam, nie wiedząc, jak zareagować. Nie zamierzałam mu się przyglądać, żeby nie poczuł się zbyt pewnie i podniecił jeszcze bardziej. Odwróciłam głowę i niewidzący wzrok wbiłam w przesuwające się za oknem budynki. Myślałam, że tak go przetrzymam, ale nie doszacowałam zdesperowania gościa i chęci na nietypowy, jak dla mnie, orgazm.

Aż podskoczyłam czując coś gładkiego, czym zostałam dziabnięta w ucho. Odwróciłam głowę, by napotkać patrzące na mnie oko. Miałam przed oczami kutasa. Facet stał z penisem w ręku i starał się nim mnie dotknąć! W ucho?! No ja jebię!

 

Leave a Reply