Po licznych bisach, grubo po północy, udało się wreszcie zagonić dzieci do łóżek. Obowiązkowe było tylko mycie zębów. Reszta toalety musiała poczekać. Wiedziałem, że część z nich jest brudna, jak nieboskie stworzenia, ale zrobiło się zbyt późno na kąpiel. Gdybyśmy dali im jeszcze czas na prysznic, dnia następnego nie zwleklibyśmy ich z łóżek.
O pierwszej trzydzieści nastała cisza. Wszyscy popadali wycieńczeni dniem, ja nie potrafiłem. Byłem w takim stanie, że nawet nie miałem ochoty na zwalenie sobie konia! Po prostu leżałem, wpatrzony w ciemny sufit i mieliłem swój stan. Po godzinie roznosiło mnie, nie potrafiłem sobie znaleźć pozycji. Usiadłem na posłaniu, zakryłem twarz dłońmi. Swędziała mnie głowa, poczochrałem włosy. Mrowiły mnie uda, jakby szalały pod skórą mrówki.
– Kurwa mać – warknąłem do siebie, zakładając koszulkę. – Pal licho regulamin.
Najciszej, jak umiałem, uchyliłem drzwi, wyjrzałem na zewnątrz. Cisza i ciemność, jeśli nie liczyć latarni z góry. Była pełnia, ani jedna chmura nie zacieniała blasku księżyca, można było i książkę czytać na werandzie. Książki nie miałem, z resztą i tak nie nadawałbym się do czytania w obecnym stanie. Wytrzymałem pięć minut, po upływie których zbiegłem po schodkach i skierowałem się do bramy wyjściowej. Wiedziałem, że nie powinienem opuszczać terenu obiektu. I ja i Iza, byliśmy strażnikami wejścia. Po to wyznaczono nam domki przy furtce na rancho. Spojrzałem tęsknie na drzwi zajmowanego przez nią domku. Mógłbym wejść do niej, położyć się obok. I co dalej?
Albo bym dostał w pysk, a to nie prowadziło do niczego pozytywnego. Druga opcja byłaby taka, że dostałbym to, co chcę. Wtedy byłoby jeszcze gorzej, bo co myśleć o dziewczynie, która bzyka się z nieznanym jej facetem? Co wtedy począłbym z tym nowym, durnym i obezwładniającym uczuciem? Wolałem zdobywać, bo łatwego zaliczania dziewczyn miałem przesyt od dawna.
Westchnąłem, zamknąłem za sobą furtkę i wszedłem w las. Nogi zaprowadziły mnie nad jezioro.
Leave a Reply