Rozdział dziewiętnasty
Konfrontacja
Po wymianie przez Emila drugiego koła i wrzuceniu go do bagażnika Magda rzeczowo zapytała, ile była winna za pomoc. Podziękowała, gdy odmówił przyjęcia pieniędzy. Skłoniła głowę, wciąż unikając kontaktu wzrokowego i odjechała.
– Tak po prostu, kurwa! – jęknął pod nosem, rozrzucając bezradnie ramiona. – Hej, cześć, pa i fuck off. Wydupczyłeś, koło zmieniłeś i spadaj?!
Przeszedł kilka metrów, po czym przystanął. Znowu kilkanaście kroków i zrobił w tył zwrot.
Rozsadzało go od środka. Kotłowało się we wnętrzu multum uczuć. Nie wiedział, co z sobą począć. Z rozdygotanym sercem, ściśniętym żołądkiem i z szalejącymi myślami. Nawet zmysł wzroku był nadwrażliwy. Jakby zbyt intensywnie docierały do niego obrazy. Czuł się jak przed wybuchem. Eksplozją lub wręcz przeciwnie, przed implodowaniem do wewnątrz siebie.
Recepcjonistka obserwowała na ekranie podglądu monitoringu ten dziwny, wielokierunkowy marsz Emila. Zadzwoniła do koleżanki, proponując, że weźmie jej popołudniową zmianę, jeśli ta zechce. Zmienniczka zdziwiła się, lecz przyjęła jej propozycję z radością. Recepcjonistka wciągnęła się w akcję tego niekonwencjonalnego romansu. Trzymała kciuki za to, by im się udało.
Emil wrócił do budynku, nie wiedząc, co innego mógłby z sobą zrobić. Tak naprawdę, to wszystkie czynności, które nie prowadziły go do Magdy, stały się pozbawione sensu. Czuł wyłącznie jedną, palącą potrzebę – jechać do niej, wziąć ją sobie, zatrzymać, nie wypuścić. Zmusić, by patrzyła mu w oczy tak, jak w kinie, czy w knajpie. Spowodować, by jęczała z rozkoszy, jak wtedy na podłodze. Czego mógłby chcieć więcej, tego nie wiedział. Nie miał doświadczeń z kobietami wykraczających poza spotkanie w celach konsumpcyjnych. Ta myśl dobiła go, gdy kolejny wniosek dotarł do niego z siłą wodospadu. Poczuł, jak bardzo był upośledzony i ograniczony przez to, że lata temu postawił barierę i nie pozwolił przekroczyć jej żadnej kobiecie.
– Wariuję – mruknął pod nosem, wchodząc do recepcji.
Emil wchodził do budynku, a Marcin w tym samym czasie wychodził z szatni. Zatrzymali się naprzeciwko siebie w odległości kilku metrów, dokładnie przed ladą recepcji. Zamarli, wpatrując się sobie w oczy i mierząc się spojrzeniem niczym dwa rozjuszone byki. Recepcjonistka wstała i powolutku zdjęła z blatu szklaną kulę, w której pływał Zenek – firmowa rybka, bojownik. Zrobiła to na wszelki wypadek, widząc wyraz twarzy mężczyzn i to, jak przyglądają się sobie z nietłumioną złością.
Całość czeka na Ciebie na Wattpad — przycisk poniżej przekieruje Cię do tej i kolejnych części 🙂
Leave a Reply