Wyklęty (VIII)

with 15 komentarzy

Azack przerwał, lecz nie puścił jej dłoni. Patrzył na pobladłą, ściągniętą przerażeniem twarz dziewczyny.

Oto, kim byłem panno czarodziejko. I do czego byłem zdolny. Z czego czerpałem satysfakcję. Zwycięstwa, z których byłem dumny. Możesz mi wierzyć, nawet teraz zabiłbym cię bez wahania. – Usiadł, mierząc ją lekko pogardliwym spojrzeniem. Była słaba, kompletnie nieprzygotowana na zderzenie z prawdziwym światem. Głupia, naiwna, powtarzał sobie. – Nie droczyłem się z tobą. Mówiłem prawdę.

W zielonych oczach pokazały się łzy. Usta jej drżały, zresztą cała dygotała ze wzburzenia. Sądził, że albo się rozzłości, albo rozklei. A ona zrobiła coś, czego się nie spodziewał.

Ujęła jego twarz w obie dłonie. I lekko się uśmiechnęła.

Nie. Nie zabiłbyś mnie.

No dobrze. Wpierw bym cię przeleciał. Czasami warto sobie pofolgować.

Wczoraj nie było warto? – zaciekawiła się.

Nie łap mnie za słówka.

– Tylko pytam. Bo wyraźnie czułam… że chciałbyś sobie pofolgować – zakończyła z trudem. – Czyli nie było warto?

Zgrzytnął zębami, całkowicie wytrącony z równowagi. Jednocześnie czuł dziwny niesmak, bo pokazał jej jedno z najmroczniejszych wspomnień swego życia. Liczył na obrzydzenie, pogardę, a spotkał się jedynie z niedowierzaniem.

El, proszę! Sprawiasz, że wszystko jest o wiele trudniejsze.

Nieprawda, sam wszystko komplikujesz. – Położyła się obok, przytulając, ignorując, że on niezauważanie się odsunął. – Śpiąca jestem. Mam tylko nadzieję, że ten twój śnieg nie zacznie padać dzisiejszej nocy.

Nie zacznie – mruknął. – Nie zacznie El, daję słowo.

A kiedy zasnęła, jeszcze długo gładził ją po włosach, rozmyślając, jak ma wybrnąć z sytuacji, w jakiej się znalazł.

***

Chociaż początkowo droga nie była gorsza od znanych jej szlaków, wszystko zmieniło się wraz z nadejściem kolejnego dnia. Dość wygodny trakt ustąpił miejsca stromej i niebezpiecznej ścieżce. Na dodatek zaczął padać zapowiedziany przez Azacka śnieg. Słońce, które oświetlało ich złocistymi promieniami, zniknęło już poprzedniego wieczoru za ołowianymi chmurami i nic nie zapowiadało jakiejkolwiek zmiany.

Najgorsze było jednak to, że pojawiło się pomiędzy nimi dziwne napięcie. El nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale wyglądało na to, iż za wszelką cenę Azack postanowił ją ignorować. Odzywał się zdawkowo, odsuwał, gdy przypadkiem znalazła się zbyt blisko, patrzył z chłodem w oczach, którego wcześniej nie było. Na początku ją to irytowało, później złościło, aż w końcu i ona zaczęła reagować ozięble. Nie zadawała już pytań, bo każde zbywał oschłym słowem. Jechała w milczeniu, wstrząsana dreszczami, bo mimo ciepłej odzieży, wiatr wpijał się w nią lodowatymi szponami.

Ich wędrówka z miarę wygodnej podróży, przekształciła się w mozolną wspinaczkę ku wyznaczonemu celowi. Ścieżka była coraz węższa, coraz bardziej kręta, a jazda po niej coraz bardziej niebezpieczna. Pieli się coraz wyżej i wyżej, jak gdyby chcieli dotrzeć do samego nieba, ręką sięgnąć ołowianych chmur. Upływający czas stracił większe znaczenie. Jeżeli nie padał śnieg, to wiatr rwał zaspy, odgradzając ich od świata grubą, białą zasłoną. Zimne powietrze tak parzyło krtań i płuca El, jak gdyby wdychała ogień. A jednak nie poskarżyła się ani jednym słowem. Za to Azack sprawiał wrażenie, jakby warunki pogodowe w ogóle nie stanowiły dla niego problemu.

Daleko jeszcze? – spytała w końcu, drżąc na całym ciele ze zmęczenia i zimna. W Krainie Dolin zimy były łagodne, nie przywykła więc do tak niskich temperatur.

Nie. Dasz radę?

Dam – odparła, usiłując nie szczękać zębami. Tak naprawdę to nie miała pojęcia, czy da radę. Poza tym uświadomiła sobie, jak bardzo była bezbronna. Nie miała nawet siły unieść ręki, by posłużyć się najprostszym zaklęciem. Gdyby Azack zdecydował się na atak, bez problemu by ją pokonał.

El? – W jego głosie wyczuwało się raczej niepokój niż chęć realizacji niecnych planów. – Wszystko w porządku?

Tak.

Niedaleko stąd jest jaskinia. Tam zanocujemy.

Jaskinia?! – jęknęła z rozczarowaniem. Nocleg w ciemnej, zimnej jaskini nie był czymś przyjemnym.

Chodź tutaj! – Bez problemu chwycił ją, uniósł i posadził przed sobą na siodle. Potem otulił połami płaszcza tak, że dziewczynie wystawał jedynie przysłowiowy czubek nosa.

Bogowie, ależ jesteś lodowata! – mruknął. Szybkie zaklęcie i El ze zdumieniem poczuła żar rozlewający się potężną falą po całym ciele, od koniuszka głowy po palce stóp. – Nie mogłaś sama? – spytał z przyganą Azack.

Mogłam. – Westchnęła z ulgą, wtulając się w jego ramiona. – Ale chciałam wytrzymać jak najdłużej.

Po co? Żeby udowodnić sobie coś głupiego?

Czy to głupie, że czasami chcę być jak inni?

Inni dawno już by nie żyli. Zabiłbym ich.

Odchyliła głowę, prawie kładąc ją na jego ramieniu i usiłując złapać spojrzenie jasnych oczu. Co okazało się niezwykle trudne, bo Azack patrzył prosto przed siebie, nie zaszczycając jej ani odrobiną uwagi. Irytowało ją to na równi z własną niemocą. Miała dosyć tego, że tak ją ignorował. I chociaż już dawno temu nauczyła się kontrolować uczucia, zarówno te pozytywne jak i te negatywne, to tym razem irytacja zamieniła się w złość, a ta po prostu musiała znaleźć gdzieś ujście.

El wyprostowała się gwałtownie. Czarnoksiężnik syknął coś niecenzuralnego, ale nic więcej nie zdążył zrobić. Chłodne, spękane od mrozu usta dziewczyny dotknęły jego warg.

Tylko na kilka sekund, ale to wystarczyło.

Świat się zatrzymał.

Bardzo powoli pochylił głowę. W jasnych oczach dostrzec można było nie tylko zdumienie.

Nie rób tego więcej – powiedział w końcu ostrzegawczym tonem.

Więc zrobiła.

Tym razem to nie było jedynie muśnięcie. Drobna, kobieca dłoń wślizgnęła się na jego kark, smukłe palce wplątały się we włosy, oddech przesycony słodyczą wdarł się do płuc.

Azack na moment zamarł. Nieznośny żar oblał jego ciało. Kłamał mówiąc, że tyle czasu spędził jedynie we własnym towarzystwie. Ale nie był kłamstwem fakt, że i tak czuł się samotny.

Do momentu, gdy spotkał ją po raz pierwszy.

Z taką siłą zacisnął ramię wokół pasa dziewczyny, z taką siłą odpowiedział na pocałunek, że aż jęknęła protestując. Lecz on na nic nie zważał. Całował ją jak oszalały, jakby puściły wszystkie, sztucznie postawione tamy. Miażdżył ustami delikatne wargi, sycił się zapachem i smakiem, badał dotykiem każdy zakamarek, każdą wypukłość. Nie wiadomo jak i nie wiadomo czym, by się to skończyło, gdyby koń zwyczajnie się nie potknął.

Czarnoksiężnik zaklął. El obudziła się z letargu. Zarumieniona, podniecona, schowała twarz na jego piersi.

Nie będziemy zatrzymywać się w jaskini. Pojedziemy dalej – odezwał się zmienionym pod wpływem emocji głosem. – Musisz wytrzymać.

Z ironią pomyślał, że to bardziej on musi wytrzymać. Pocałunek znów obudził w nim coś, co dotychczas pozostawało uśpione przez długi, bardzo długi czas.

Pożądanie.

Spalające od środka, wszechwładne. Tym razem nie potrafił mu się oprzeć jak poprzednim razem. Już nie. Przymknął oczy, usiłując zapanować na rozedrganymi nerwami. Chyba po raz pierwszy w życiu tracił nad sobą panowanie. Z całej siły zacisnął palce na wodzach. Gdyby chociaż go odepchnęła! Przeklęte kobiety! Każda taka sama, bez względu na wszystko.

El nic już nie powiedziała. Skuliła się, a drogę, pełną potępiającego milczenia, w połowie przespała. Co dziwne, czuła się niezwykle bezpiecznie w jego ramionach. Śnieżyca odpuściła, chociaż wciąż panował siarczysty mróz. Z otępienia wyrwał ją stukot końskich kopyt na kamiennej drodze. Zamroczona, wyprostowała się i zamarła.

Tuż przed nią wznosiła się smukła budowla. Zamek, jakiego nigdy wcześniej nie widziała. Strzeliste wieżyczki, kręte krużganki, niezdobyte mury. Wszystko z kamienia w kolorze ludzkiej krwi. Szeroko otwarta brama z wyrytymi nad nią symbolami, które rozbłysły czerwienią, gdy pod nimi przejeżdżali. Wzdrygnęła się. Magia, czarna magia. Zabezpieczenie, niekoniecznie pozostawione przez dawnych właścicieli. Raczej czar rzucony przez Azacka.

Zabolało. Nie chciała, aby był jedynie tym złym. Bogowie, nie rozumiała dlaczego, ale nie chciała tego. Pomimo tego, co o nim wiedziała, co wyczuwała i co sam dawał do zrozumienia. Nie chciała, aby był wyłącznie zły…

Koniec drogi.– Zeskoczył z konia, gdy znaleźli się na dziedzińcu z trzech stron otoczonych przez niskie zabudowania. – Kimkolwiek czy czymkolwiek jest ta nieproszona siła, nie było jej tutaj podczas mojej nieobecności.

Jesteś pewien? – spytała, podczas gdy on pomógł jej zsiąść. W zasadzie wpadła prosto w jego ramiona.

Tak.

Nie postawił jej na ziemi. Odwrócił się, kierując ku wysokim drzwiom. Otworzył jedno skrzydło kopniakiem. Wszechobecną ciszę przerywały jedynie głośne kroki na marmurowej posadzce. El objęła go za szyję, nie protestując. Była zmęczona i taka zagubiona. Nauki u Rothara nie przygotowały jej na wszystko. Przez całe życie wspomagała się swym darem, lecz tym razem czuła coś, co niewiele miało wspólnego z magicznym talentem.

Gdzie mnie niesiesz?

Zobaczysz – syknął, przez zaciśnięte zęby.

Skrzywdzisz mnie?

Nie.

Mogę ci wierzyć?

Zauważyła, jak zadrżały skrzydełka jego nosa. Pierwszy raz widziała Azacka tak wzburzonego. Czy to przez pocałunek? Czy właśnie tym tak bardzo go rozjuszyła? Bardziej nawet niż frywolnym zachowaniem poprzedniego wieczoru?

Znaleźli się w niewielkiej sypialni, której okna wychodziły na śnieżne wzgórza. Dopiero teraz El dostrzegła, jak wielkie szkody poczynił czas. Ściany pociemniały, niektóre meble wyglądały tak źle, że bałby się ich dotknąć. Jedynie stojące na środku łoże wyglądało całkiem nieźle.

Rzucił ją na miękki materac. Pstryknięciem, rozniecił ogień na kominku. Wysoki płomień buchnął w górę, rozświetlając wszystkie zakamarki. Kolejne zaklęcie i drzwi zatrzasnęły się z hukiem.

Nie rozumiem… – wyszeptała, zahipnotyzowana spojrzeniem czarnoksiężnika.

Nie musisz. – Zrzucił z siebie płaszcz, szarpnął klamrę pasa, przy którym przymocowany był miecz. Usta miał surowo zaciśnięte, oczy błyszczały mu szaleństwem.

Komentarze

  1. Jo Winchester
    | Odpowiedz

    Oj, El! Dziewczyno, ty nie masz pojęcia, jaki Azack potrafi być. Ja sama tego nie wiem, ale za grzecznego maga bym go nie brała. Cały czas mam wrażenie, że El uważa, iż on jej nie skrzywdzi. A moim zdaniem nie wolno go ignorować, chociaż dziewczyna niewątpliwie wywołuje w nim jakieś uczucia. Na pewno pożądanie, ale czy coś jeszcze?
    Ciekawe, czy Azack zdoła się temu przeciwstawić, bo ewidentnie zmierza sytuacja ku jednemu zakończeniu.

  2. M
    MartiPe
    | Odpowiedz

    Jak zwykle zakończenie rozdziału przed najciekawszym momentem w całym opowiadnaiu 😀

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Wiem 😉 Ale ja tak to lubię…

  3. A
    Asia
    | Odpowiedz

    No i co dalej? Jak to tak zostawić na tydzien? Babeczko dożuć moze jeszcze z jedna linijeczke 😛

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Część 14 będzie dłuższa, to dam na pocieszenie. 😀

  4. T
    Tony Porter
    | Odpowiedz

    Oho, zdaje się, że miarka się przebrała i Azack ma dość ćwiczenia siły woli. Błyszczące szaleństwem oczy mogą być zapowiedzią fajerwerków na erotycznym polu, ale surowo zaciśnięte usta wzbudzają niepokój – może Azack zechce dać młodej, naiwnej czarodziejce nauczkę? Pokazać jej, że nie jest zbłąkanym bohaterem romantycznym? Tylko, że co by mu to dało? Jeśli skrzywdzi El, to ta na pewno mu nie pomoże. No ciekawe, jak Azack to rozegra. I jakie El ma upodobania:) Oj, jak ja bym chciała znać zaklęcie na włączenie w sobie grzejniczka – jestem chronicznym zmarźluchem. Sezon rękawiczkowy trwa od września do czerwca. Zakończenie idealnie wyważone:)

    • Jo Winchester
      | Odpowiedz

      A ja myślałam, że tylko ja marznę w dłonie i w stopy, kiedy trwa wiosna.

      • T
        Tony Porter
        |

        Jo, ja czasem i w lipcu mam ochotę założyć rękawiczki, a skarpet do spania mam więcej niż tych „dziennych”. Wiosna i jesień to najtrudniejsze dla mnie pory roku – jeszcze, albo już się nie grzeje – a ja zamarzam. Ale jak się ma ciśnienie 60/90, a to 60 czasem spada do 48, to trudno, żeby było mi ciepło. Azack, rozgrzej mnie:)

      • Jo Winchester
        |

        Witaj w klubie, Tony! Czasami dłonie mam tak zimne, że aż stawy czuje. Kiedyś nawet byłam z tym u lekarza, ale nic mi to nie dało i jest, jak jest.

      • Babeczka
        |

        To od ciśnienia? U mnie też norma 60/90, przy wyższym zaczynam chodzić po ścianach :-))) Podobno jest jakaś choroba genetyczna, która właśnie objawia się brakiem możliwości ogrzania kończyn, nie wiem, nie pamiętam nazwy, ale fakt zapamiętałam, bo ciekawy.

      • Jo Winchester
        |

        Możliwe, bo też albo mam niższe, albo w normie. Nie należę do wysoko ciśnieniowców. To mnie pocieszyłaś z chorobą 😀

      • T
        Tony Porter
        |

        Od ciśnienia, złego krążenia, stresu, zakrzepicy żył, choroby Raynauda itp.- jest sporo możliwości i gdyby istniał szpital w Leśnej Górze, albo przyjmował Dr House, to miałybyśmy szansę na diagnozę i leczenie:) Chodzenie po ścianach nie jest mi obce, ale najgorszy jest rozjazd: 113/50, tętno ze standardowego 60-70 skacze na 95 – a ja po ścianach nie chodzę, tylko mnie o nie rozwala – Nirvana, kur…. Ale co? EKG w normie. Jak to mi kiedyś lekarz powiedział przy innych moich problemach zdrowotnych – „Taka pani uroda” – też mi, ku… , komplement:)

      • Babeczka
        |

        Ja największy odlot miałam przy 48/60… Tylko raz, ale za to pamiętam do dziś 🙂
        Taka już pani uroda, usłyszałam od neurologa po badaniu EEG, co je robiłam podczas badań lotniczych 🙁

      • Jo Winchester
        |

        Ja nawet teraz, siedząc w ciepłym domu, grzejniki gorące, a moje dłonie lodowate. Stopy zresztą też . Więc chyba też taka moja uroda .

  5. Rebel Girl
    | Odpowiedz

    😀 jak dobrze, że dopiero dziś miałam czas przeczytać kolejną część, moje czekanie będzie o dwa dni krótsze… Jak ja lubię to opowiadanie 🙂 Ojjj, lubię!

Leave a Reply