Zostań moim chłopakiem (I)

with Brak komentarzy

 

Walentynkowo, ode mnie, dla Was.

"Zostań moim chłopakiem"

Zbliżały się walentynki. Nie pałałam do tego dnia jakimś szczególnym sentymentem, po prostu był jednym z wielu. Szczerze mówiąc, nieziemsko wkurzały mnie wszechobecne czerwone serducha, lukrowane cytaty i cała reszta, ale nie z powodu braku chłopaka.

Aktualnie próbowałam się jednego pozbyć.

Nasz związek trwał dokładnie dwieście pięćdziesiąt trzy dni, cztery godziny i osiemnaście minut. Był udany, lecz bez fajerwerków. Najładniejsza studentka na roku i najlepiej rokujący absolwent wydziału prawa. Dla wszystkich był to romans jak z bajki, taki jak z książki czy filmu. Rycerz podjeżdżał czarnym lexusem, księżniczka miała twarz anioła i stan konta kopciuszka. On melancholijnie się uśmiechał, zawsze ubrany w elegancki, markowy garnitur, ona chciała zostać przedszkolanką. Jakie to słodkie, romantyczne i cudowne.

Ble!

To cud, że wytrzymałam te dwieście pięć coś tam dni, ileś godzin i minut. Czas naszego związku skrupulatnie wyliczył Xavier. A, właśnie, zapomniałam dodać, że rozchwytywany był także za swą urodę, odziedziczoną po matce hiszpance. Niestety, temperamentu nie odziedziczył po rodzicielce, a raczej po jakiś odległych przodkach z epoki lodowcowej. Seks? Jaki seks! Zazwyczaj kończyło się na namiętnym pocałunku, przy czym namiętna była ja. Często miałam wrażenie, że jakiś jego wewnętrzny timer odmierza czas, a po osiągnięciu limitu, włącza się niewidzialny alarm. Spontaniczny pocałunek to dla Xaviera był oksymoron, bo przed każdą akcją, szedł umyć zęby. Trzy minuty starannego szorowania, nie mniej, nie więcej. Później kolejne trzy minuty całowania i znów mył zęby…

Podczas okresu dorastania ominęły mnie takie problemy jak pryszcze, figurę miałam więcej niż dobrą, tupetu i pewności siebie również mi nie brakowało. Mogłam wybierać, przebierać i grymasić. Niestety, każdy kolejny chłopak już na drugiej randce zaczynał pchać się z łapami, a niektórzy w desperacji używali również starego numeru: jak mnie kochasz, to… Wiadomo co, ale na mnie takie gadki nie działały. Xavierem zainteresowałam się właśnie dlatego, że potrafił zachować umiar. Był dżentelmenem w pełnym znaczenia tego słowa i nawet to mycie zębów na początku nie raziło. Uwierzywszy, że spotkałam swego księcia z bajki, miałam w końcu nadzieję, na coś więcej niż niewinne pieszczoty. Marzyłam o tym przez kilka bezsennych nocy, później pojawiła się irytacja, a na końcu gniew. Najpierw był cichy i stłumiony, potem na horyzoncie dało się słyszeć pierwsze pomruki burzy, ale prawdziwe szaleństwo rozpętało się w drugie święto Bożego narodzenia.

Wiadomo, co się robi pod jemiołą. Znaleźliśmy się tam całkiem przypadkiem, gdy znajomi zaczęli skandować: pocałunek. I co zrobił ten kretyn? Wyjął z torby szczoteczkę do zębów, przeprosił wszystkich i zniknął w drzwiach łazienki.

Przeżyłam, ale bóg mi świadkiem, z ledwością nie ukatrupiłam debila na miejscu.

W sylwestra szczęśliwie złapałam wirusa grypy. Spędziliśmy go razem, oglądając film wysokich lotów o dużej głębi psychologicznej. Nic z niego nie zrozumiałam, nudny był jak diabli, więc siedziałam otulona w koc, ponuro patrząc w ekran telewizora, a obok mnie siedział Xavier, niezwykle zadowolony, bo pocałunki czy bliższy kontakt miał z głowy.

Dlaczego ja go wtedy nie zabiłam?

Tydzień później ze spokojem oznajmiłam mu, że zrywamy.

My? Z jakiego powodu? – Bardziej wyglądał na zdumionego niż poruszonego.

Kilka się znajdzie – oświadczyłam posępnie.

Ależ Wikuś, idealnie do siebie pasujemy.

Idealnie?

Oczywiście – powiedział z niezwykłym jak na sytuację zadowoleniem. – We wszystkim się zgadzamy, mamy podobne zainteresowania, świetnie razem wyglądamy na zdjęciach. Chcesz zerwać, a przecież po tym jak skończysz studia, a ja odziedziczę kancelarię ojca, planowaliśmy ślub. Kupimy dom, a później urodzisz mi dzieci. Najpierw chłopca, potem dziewczynkę. On zostanie prawnikiem, jak ja, ona będzie tak śliczna jak ty.

Przez chwilę zastanawiałam się, czym go walnąć w ten głupi łeb. Później zrezygnowałam, na rzecz sarkazmu, o którym mówi się, że jest idealną bronią ludzi inteligentnych przeciw głupocie innych.

Dzieci? – zapytałam słodko. – Zdajesz sobie sprawę, że nie przynosi ich bocian, trzeba się samemu o to postarać?

Zdaję. – Spojrzał na mnie pobłażliwie. – To będzie bardzo przyjemne. I za każdym razem będziemy brać długą, relaksującą kąpiel.

Właśnie ujrzałam to oczyma wyobraźni. Najpierw dokładne szorowanie ciała pod prysznicem, trzy minutowe mycie zębów, balsamowanie, wklepywanie kremów, układanie fryzury. Potem trafimy do łóżka, a na stoliku obok stanie żelazny zestaw: środek antyseptyczny, paczka chusteczek i butelka mineralnej, żeby broń boże się nie odwodnić. Xavier spiska pościel, potem mnie, na końcu włączy ten swój timer i zacznie się odliczanie. Po wszystkim znów trzeba będzie się porządnie wyszorować pod prysznicem, nakremować, umyć zęby i zmienić pościel. Wywietrzyć pokój, włączyć jonizator powietrza, zapalić zapachową świeczkę…

Mówiłam poważnie. Zrywamy – oświadczyłam twardo, bo wizja, jakiej doznałam, wywołała u mnie dziwny ucisk w żołądku.

Nie.

Chyba o tym, czy jesteśmy parą, decydujemy razem?

Masz kryzys, rozumiem. Zaczekam, aż się to zmieni. – Sięgnął po tablet, tracąc zainteresowanie rozmową. – Bywasz czasami zbyt temperamentna. Przyzwyczaiłem się do tego, więc wiem, że wcale nie chcesz mnie zostawić.

Chcę – jęknęłam z desperacją. Spodziewałam się każdej reakcji, ale nie takiej! Co za dupek żołędny! Temperamentna? Już ja mu pokaże mój temperament. – Zakochałam się w innym!

W innym? – Znów to spojrzenie pełne pobłażania. – Niby w kim?

Mogłam powiedzieć, że to stara miłość, która nagle odżyła po latach. Mogłam skłamać, że poderwał mnie jakiś super macho, gdy siedziałam w ulubionej knajpce nad filiżanką kawy. Mogłam. Mogłam naprawdę wiele wymyślić, niestety, ułamek sekundy po pytaniu zadanym przez Xaviera, moje spojrzenie padło na ulotkę, którą bezmyślnie dołączyłam do notatek i przyniosłam ze sobą z uczelni. Nawet nie pamiętałam, kto mi ją wręczył, kiedy i czego dotyczyła, za to dostrzegłam zdjęcie szczupłego, ciemnowłosego chłopaka w okularach, a pod nim napis „Zapraszamy na noc z kometą”. Myśl ludzka naprawdę bywa szybka i wystarczyło pięć sekund, abym zdecydowała się na drastyczny krok.

Z nim. – Podałam ulotkę Xavierowi. – Przeuroczy student drugiego roku, słodki i nieśmiały. Na pierwszą randkę zaprosił mnie na wspólne podziwianie niezwykłego zjawiska. Może miłość to zbyt wiele powiedziane, ale zauroczył mnie do tego stopnia, że zdobyłam się na odwagę, by z tobą zerwać.

On? – Osłupiała mina byłego już chłopaka, była dla mnie wystarczającą nagrodą. – Zgłupiałaś do reszty?

Nie, właśnie zmądrzałam. – Chwyciłam torebkę, chcąc uciec, aby uniknąć kolejnych pytań, lecz tym razem Xavier wykazał się niezwykłym refleksem, zaciskając palce na moim nadgarstku i zatrzymując mnie w miejscu.

Bzdura! – powiedział dobitnie. – Nie wierzę w ani jedno słowo.

Możesz sobie wierzyć, w co chcesz.

Nie porzuciłabyś mnie dla takiego… takiego… – prychnął z pogardą. – Dla takiego zera.

Za chwilę będziesz miał system zero jedynkowy w uzębieniu! – warknęłam. Bufon jeden. Chociaż tak w sumie, to miał rację, a moje kłamstwo zostało uszyte zbyt grubymi nićmi. Lecz skoro powiedziało się a, trzeba powiedzieć i b. – Przedstawię ci go jutro.

Przedstawisz? – zmrużył oczy. – Jutro?

Tak – potwierdziłam bezczelnie. – Jesteśmy zaproszeni na urodziny Eweliny. Pójdziemy tam osobno, ja z moim nowym chłopakiem, ty ze swoim starym, wybujałym ego.

Tak, pójdziemy. – Puścił moją dłoń i usiadł na kanapie, jakby całkowicie stracił mną zainteresowanie. – To do jutra kochanie. Pamiętaj tylko żeby założyć tę błękitną sukienkę, którą ci kupiłem. To moja ulubiona.

Powstrzymałam cisnące się na usta słowa, że jak chce, to mogę mu podrzucić, aby sam ją założył. Powstrzymałam też przekleństwa. Opuściłam pole bitwy z podniesioną głową, zastanawiając się, jak u licha mam poderwać obcego faceta w jeden dzień?

Leave a Reply