Reborn (XXI)

with Brak komentarzy

***

Rozdział 20

Już w momencie, kiedy Karolina zaprowadziła, a w zasadzie zaciągnęła mnie do środka, wiedziałem, że mam szansę. Nie chciałem czekać na powrót do domu. Na nic nie chciałem czekać. Od kilku dni chodziłem pobudzony, źle spałem i miałem bardzo barwne sny. Dzisiaj dwukrotnie doprowadziła mnie do wrzenia, pierwszy raz jak zobaczyłem ją tak ubraną, drugi za pomocą kilku pieprznych słów wyszeptanych przy stole.

Chciałem nadrobić te wszystkie stracone lat.

Chciałem, aby naprawdę była moją żoną, nie tylko z zapisu w dokumentach.

Jak cudownie było ją czuć pod sobą; własna przewaga i jej pozorna bezbronność niesamowicie podniecały. To, że mocnym uchwytem przytrzymywałem jej ramiona nad głową, też podniecało. Sposób w jaki na mnie patrzyła, trochę niepewnie, trochę prowokująco. Piersi unoszące się w przyspieszonym oddechu. Rozrzucone na poduszce włosy. Chyba mógłbym tak wymieniać w nieskończoność.

Nie ma mowy! – Zaskoczyła mnie tym, że nagle próbowała się wyrwać. Tylko że ja byłem przygotowany, więc nie miała najmniejszych szans.

Pocałowałem ją. Jeszcze przez kilka sekund byłem w stanie się kontrolować, zachować odrobinę opanowania i zimnej krwi. Kiedy jednak poczułem smak jej ust, zapach ciała, zakosztowałem nieznanego mi smaku zebranego koniuszkiem języka spomiędzy warg, poległem.

I wtedy gwałtownie otworzyły się drzwi, a od progu wionęło grobowo:

Dawidzie!

Karolina odepchnęła mnie z taką siłą, iż z hukiem spadłem na podłogę, boleśnie obijając sobie łokieć.

Cholera jasna! – wrzasnąłem z furią. Musiałem jakoś dać upust złości, bo nie wypadało zabić własnej matki. – O co chodzi?

Jak ty się do mnie zwracasz?

Zerknąłem na Karolinę, która wyglądała, jakby z całych sił powstrzymywała wybuch śmiechu. Potem na stojącą w drzwiach matkę. Westchnąłem, bo już było pewne, że z seksu nici. Kurwa jego mać, zakląłem w duchu. Od tego ciągłego opadania i sztywnienia jeszcze nabawię się jakiejś choroby.

Przepraszam – wycedziłem przez zęby, po czym wstałem. – O co chodzi?

Amelia cię szukała.

Nie wiem, jaką miałem minę, ale moja żona zerwała się z łóżka i zanosząc się śmiechem, uciekła do łazienki obok. Mnie nie wypadało, tym bardziej, że w progu pojawił się również ojciec.

Należało zapukać – powiedziałem tylko, poprawiając marynarkę. – Co by było, gdybyśmy byli już nadzy?

Dawidzie, ta kobieta ma na ciebie zły wpływ, nie wypada tak w obcym domu.

Zamknąłem oczy i policzyłem do dziesięciu. Moja matka ostatnio zrobiła się po prostu nieznośna. Może dlatego,że nie lubiła Karoliny i wolałaby, abyśmy się rozstali. Problem polegał na tym, że ja wcale nie chciałem rozstania.

Zamarłem, tak zaskakująca była to myśl.

Tak, nie chciałem rozwodu, rozstania, powrotu do przeszłości. Podobało mi się to napięcie między nami, swoista gra w kotka i myszkę, przy czym wcale nie byłem pewien, że rola kota przypadnie właśnie mnie.

Dobrze, pójdę porozmawiać z Amelią – westchnąłem z rezygnacją. To była wymówka, ale pozwoliła mi wrócić i przez najbliższy kwadrans lawirować pomiędzy gośćmi. Po dwóch zacząłem odczuwać niepokój, bo nigdzie nie widziałem Karoliny. Po trzech poddałem się i ruszyłem na jej poszukiwania. Nie wiadomo, ile czasu bym spędził krążąc pomiędzy domem, a ogrodem, gdyby nie moja siostra.

Szukasz Karoliny? Nie ma jej. Po burzliwie rozmowie z mamą, wezwała taksówkę i pewnie wróciła do domu.

Dlaczego nagle wszystkich tak obchodzi moje małżeństwo? – sarknąłem.

To prawda, że jesteście w trakcie rozwodu? – zapytała z ciekawością Vanessa.

Nie będzie żadnego rozwodu!

A! Czyli ona chce, ty nie. Dlaczego? Przecież wszyscy wiedzą, że ojciec zmusił cię do tego ślubu. Powinieneś się cieszyć i…

Nie denerwuj mnie.

Mam dla ciebie idealną kandydatkę na żonę.

Powiedz rodzicom, że przepraszam, ale wzywają mnie pilne sprawy. – Osiągnąłem właśnie temperaturę wrzenia i wolałem, aby wybuch nie nastąpił przy gościach. Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem w kierunku bramy, a kiedy jeszcze dostrzegłem, że zbliża się moja matka, szybki krok przeszedł w bieg. Głupio było tak uciekać, ale nie miałem wyboru.

Wróciłem do domu w ekspresowym tempie i nie ukrywam, że w mojej głowie błąkała się tylko jedna myśl. Zahamowałem na podjeździe z piskiem opon, po czym wyprysnąłem z auta i po drodze ze zniecierpliwieniem pozbyłem się krawatu oraz marynarki.

Tylko że Karoliny nie było w jej sypialni. Nigdzie jej nie było, w całym domu, a nieco zaspany ochroniarz przyznał, że pani jeszcze nie wróciła. Prawdziwy problem pojawił się dopiero, gdy okazało się, że jej komórka jest wyłączona, a ostatnia wiadomość, jaką dostałem brzmiała: „pojechałam się zabawić, wrócę późno, pamiętaj o papierach rozwodowych”.

Niewiele było momentów w moim życiu, gdy ktokolwiek tak podniósł mi ciśnienie. Nie mogłem się napić, bo zamierzałem za chwilę usiąść za kółkiem, więc wyładowałem złość rzucającym tym, co miałem pod ręką. Minutę później już siedziałem w samochodzie, zastanawiając się, gdzie też moja szanowna małżonka się zabawiała. Jak z tym padalcem, to przysięgam, tak skopię mu dupę, że przez miesiąc będzie nosił gipsy i bandaże.

Pod uwagę wziąłem trzy kluby. Reszta to terytorium dzieciarni, wątpiłem, aby wybrała którykolwiek z nich. Dwa znajdowały się na drugim krańcu miasta, jeden miałem po drodze.

Pierwszy okazał się fiaskiem, zresztą niewielu w nim było klientów. Parkiet okupował podstarzały brunet stylizowany na lata osiemdziesiąte, a znudzona ochrona gapiła się na mnie bez zainteresowania. W drugim szalał dziki tłum, bo ktoś organizował większą imprezę. Spędziłem w nim prawie godziny, dochodząc do wniosku, że Karoliny tutaj nie znajdę. Kiedy podjechałem pod trzeci, temperatura mojego wnętrza osiągnęła wartość wrzenia, a w głowie wirowało dziesiątki niezbyt przyjemnych myśli. Przecież zabawić się mogła gdziekolwiek, to wcale nie musiał być klub. Nie miałem nawet szans, aby ją namierzyć, bo wyłączyła telefon, a angażowanie policji wydawało się grubą przesadą. Pozostały poszukiwania w ciemno, nie gwarantujące żadnego sukcesu.

Marynarkę zostawiłem w samochodzie. Zdjąłem też krawat, bo wydawał się zbyt poważny jak na to miejsce. Zamówiłem bezalkoholowego drinka przy barze, po czym ze szklaneczką w ręku podszedłem do barierki i spojrzałem w dół, na parkiet.

Nadaremnie. Klnąc w duchu, ruszyłem na obchód i nagle mnie przystopowało.

W czerwonej loży siedziała Karolina w towarzystwie nieznanych mi osób. Widać, że dobrze się bawiła, wznosząc toast i śmiejąc się do młodego chłopaka po jej prawej stronie.

Wytargam tę babę za ryże kudły, obiecałem sobie mściwie w duchu. Tak wyglądało to jej zabawię się? Z obcymi facetami? Z takim wymoczkiem? Zgrzytnąłem zębami i bez wahania ruszyłem w kierunku rozbawionego towarzystwa.

Nie będzie mi tutaj byle melepeta żony uwodził!

Leave a Reply