Niekompletni (I)

with 2 komentarze

Chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie zmieniłam treści książki, jak zrobiłam to w Niekompletnych. Ale żal było zmarnować taki pomysł, więc przedstawiam Wam całkowicie nową, zupełnie inną wersję tamtej historii. Pół żartem, pół serio, prawdziwe romantasy z naciskiem na fantasy. Z bohaterką, która zna swoją wartość i bohaterem, który dosłownie, nie w przenośni, nie ma serca.

***

Rozdział 1

Związani krwią

Na szerokim szpitalnym korytarzu siedziała dziewczynka. Buzię miała brudną, z wyraźnie wyżłobionymi bruzdami po spływających łzach oraz śladami krwi. Na prawej ręce świeżo co założony gips. Zielone kozaczki ubłocone i przesiąknięte wodą. Ciemne włosy potargane, a w oczach cierpienie.

Była sama, chociaż w takim miejscu powinien towarzyszyć jej ktoś dorosły. Obok, na jednym z krzeseł leżała czerwona włóczkowa czapeczka, długi kolorowy szalik i czarna kurteczka.

Nie wiadomo, czy na kogoś czekała, czy została tutaj porzucona celowo.

Nagle gwałtownie się pochyliła, z całej siły zaciskając powieki. Kuliła się tak dłuższą chwilę, potem ostrożnie uniosła głowę i równie ostrożnie się rozejrzała.

Zniknął.

Na szczęście zniknął i jej nie zauważył. Odetchnęła, lecz wiedziała, że za chwilę znów pojawi się niebezpieczeństwo. Wyczuwała to instynktownie, jak zwierzę, bo przecież już dawno temu zrozumiała, że jest inna i inaczej niż pozostali patrzy na świat.

Drgnęła, gdy jej niespokojny oddech zamienił się w lodową mgiełkę. Nie chciała tego, ale wręcz instynktownie odwróciła głowę i zobaczyła mężczyznę.

Był inny wszyscy. Nie przypominała ani zjawy, ani złego ducha, a jednak wiedziała, że nie był też człowiekiem.

Był piękny.

Patrzyła na niego z fascynacją, nie licząc się nawet z tym, że to może ją zdemaskować.

W końcu on też na nią spojrzał, a na szczupłej twarzy odmalowało się wyraźne zaskoczenie. Nie zwlekając podszedł do dziewczynki, przykląkł tuż obok niej, a potem dotknął opuszkami palców brudnego policzka.

Pojawił się nagły błysk, ale był niczym mgnienie oka, bo zaraz zniknął.

- Niemożliwe – wyszeptał nieznajomy. – Widzisz mnie, prawda?

- Tak – poświadczyła odważnie dziewczynka. Może dlatego, że ten duch ją nie przerażał. Wyglądał tak zwyczajnie, chociaż dostrzegła jak w głębi ciemnych źrenic wykwitały powoli purpurowe kwiaty.

- I czujesz?

- Tak.

- Ale jak…? – Nie umiał sobie tego wytłumaczyć.

Od ponad tysiąca lat błąkał się po tym świecie jako nierzeczywisty byt, nie będący ani duchem, ani żywym. Bo przecież on nie mógł umrzeć, był nieśmiertelny. Zrodzony w ogniu wulkanu, obdarzony mocą i przekleństwem przeznaczenia, nie mógł umrzeć. Kara, która go dotknęła miała być wieczna, bo zgrzeszył przeciwko własnemu ojcu. Próbował pokrzyżować jego ambitne plany, a potem naraził się i innym. Jak pewnemu potężnemu szamanowi, który zamienił go w to coś, skazując na nędzny żywot pomiędzy wymiarami.

Ona była pierwsza, która go widziała. Pierwsza, której mógł dotknąć i pierwsza, której poczuł ciepło ciała.

Gładził więc teraz miękki policzek, przeczesał palcami wzburzone włosy, a potem ostrożnie dotknął wypukłej żyły, tak cudownie pulsującej w rytm bicia jej serca. Pulsującej życiem, siłą, ukojeniem.

Upłynęło tyle lat, że nie pamiętał już nawet jak smakuje świeża krew.

Nie miał pojęcia, że czerwień rozpełzła się w jego oczach, a wargi rozchyliły się, ukazując ostre zęby. A wtedy twarz dziewczynki wykrzywiła się przerażeniem i nagle dłoń mężczyzny napotkała nicość. Świat znów stał się nierzeczywistą jednością.

- Cholera! – zaklął, a potem niespodziewanie się roześmiał.

- Nie ugryzę cię, słowo honoru! – uniósł w górę dwa palce w geście przysięgi. – W sumie pewnie nie byłbym w stanie – dodał ze śmiechem.

- Chciałeś mnie ugryźć? – To dziwne, ale jego uśmiech wzbudził w niej zaufanie. Złe duchy przecież się nie uśmiechały.

- Potrzebuję czegoś, aby wrócić.

- Do domu?

- Można tak powiedzieć. – Wzruszył ramionami. W sumie jakich pytań spodziewał się od siedmiolatki? I tak wydawała się zbyt dojrzała jak na swój wiek, ale to pewnie kwestia jej daru.

- Też bym chciała wrócić. Mama… - Gwałtownie się skuliła, a on od razu zrozumiał z jakiego powodu. Za jego plecami pokazał się czarny cień. Był niczym ogromna dziura pochłaniająca światło, każdą jego iskrę.

- Boisz się tego tam? – zapytał z zainteresowaniem, a dziewczynka w pośpiechu pokiwała głową, chociaż wcale nie sprecyzował czym jest ten tam.

- Ty go też widzisz? – wyszeptała.

- Tak, a na dodatek nie lubię. Śmierdzi siarką – dodał i wtedy zrobiła coś nieoczekiwanego. Przytuliła się do niego, jedną rączką oplatając szyję.

Była taka ciepła…

Poprzez ubranie wyczuwał, jak szybko bije jej serduszko, jak bardzo jest wystraszona i jak desperacko szuka bezpieczeństwa. Dziwne, że chciała je znaleźć w jego ramionach.

Sam nie rozumiał, dlaczego delikatnie pogładził zmierzwione włosy i dlaczego się znów uśmiechnął. Nie znał tego uczucia, było mu całkowicie obce. Pokonało nawet głód, zawirowało srebrnymi plamami rozkwitającymi w oczach. I słowami będącymi zaskoczeniem nawet dla niego, który je wypowiedział.

- Nie bój się. On zaraz zniknie.

Męskie ramię błyskawicznie się wyprostowało, a z widmowych palców wystrzeliła pojedyncza iskra ognia, zmieniając czarny cień w poszarpaną mgłę, która i tak po chwili się rozwiała. Towarzyszył temu milknący krzyk, aż w końcu zapadła cisza.

Dziewczynka uniosła głowę i odważnie spojrzała w górę.

- Naucz mnie tego panie czarodzieju – poprosiła poważnym tonem.

- To nie jest chyba coś, czego mógłbym cię nauczyć.

- Jestem dobra w czytaniu, a liczeniu też. Pani mówi, że jestem pil… pilną uczennicą.

- Tak, pewnie tak. – Obie dłonie położył na szczupłych ramionach, uważnie jej się przyglądając. – Możesz wiele zobaczyć, ale nie potrafisz się przed nimi bronić, prawda?

- Wciąż czegoś ode mnie chcą.

- Może powinnaś nauczyć się z nimi rozmiawiać?

Przez chwilę wyglądała na zamyśloną.

- No nie wiem, oni nie chcą rozmawiać.

- A czego chcą?

- Słyszę ich głosy w głowie. Szepczą, że jest im tak zimno i potrzebują mojego ciepła.

- Cholera – mruknął, a potem znów pogładził dziecięcy policzek. – Nie tylko one, ja również.

- Ciebie nie słyszę w głowie.

- Nie jestem duchem, a panem czarodziejem – żartobliwie pstryknął ją w nos. – Tylko pomyliłem zaklęcia i sama widzisz, co się stało. Utknąłem.

- Jak pieniążek w szparze – powiedziała domyślnie. – Panie czarodzieju, dam ci trochę mojego ciepła, ale obiecasz, że będziesz mnie chronił przed duchami?

- To może być trochę trudne. Brakuje mi odpowiedniego zaklęcia. – Zamyślił się. Nie potrzebował żadnego czary mary, a świeżej krwi. Wystarczyłoby kilka łyków, aby zdobył siłę, by pokonać klątwę.

- Nawet pozwolę się ugryźć.

- To tak nie działa. – Był pewien, że gdyby spróbował, nawet za jej pozwoleniem, znów zamieniłaby się w nicość. Musiała mieć w sobie jakiś mechanizm obronny, inaczej już dawno opętałaby ją jedna z tych zjaw. Z drugiej strony nie zamierzał zmarnować takiej okazji. Pierwszej po upływie dziesięciu stuleci, pierwszej, jaka mogła go uwolnić.

- Proszę panie czarodzieju!

- Czekaj, myślę… - rozejrzał się i od razu dostrzegł leżące nieopodal nożyczki oraz pielęgniarski fartuch. Nie wiadomo, kto lekkomyślnie je tutaj zostawił, ale akurat były tym, czego potrzebował.

- Widzisz tamte nożyczki?

Dziewczynka podążyła za jego wzorkiem i skinęła głową.

- Będą nam potrzebne.

Bez namysłu podbiegła i zrobiła co kazał. Wróciła lekko zadyszana, z zarumienionymi policzkami.

- Jak bardzo jesteś odważna? – zapytał poważnie.

- Bardzo, bardzo – oświadczyła dumnie.

- No zobaczymy. Unieś ramię, przetnij skórę i postaraj się, aby kilka kropli twojej krwi spadło na moją twarz.

Oczekiwał przerażenia, a w następnej kolejności ucieczki, ale dziewczynka przyglądała mu się w skupieniu, ze zmarszczonymi brwiami.

- Obiecujesz, że będziesz mnie bronił przed duchami? – zapytała w końcu, przywołując na jego ustach szeroki uśmiech. – Zawrzemy pakt?

- Znasz dużo trudnych słów. Dobrze, niech to będzie pakt. – Zgodził się, chociaż wiedział, że umowa przypieczętowana krwią, będzie dla niego kolejną klątwą. Zaraz po uwolnieniu będzie musiał też poszukać nowej ofiary, a szkoda, bo miał ochotę skosztować tej małej w całości. – Kiedy tylko zawołasz mnie w myślach, przybędę na pomoc.

- Jak mam cię wołać?

- Po imieniu, bo takie są zasady. Jestem Siergiej – wyciągnął dłoń, a ona uścisnęła mu czubki palców małą rączką.

- Mam na imię Selene.

- A więc mała Selene, daję słowo, że przybędę aby cię obronić, gdy tylko wypowiesz moje imię. – Kłamstwo przeszło gładko, bo i tak było błahostką wobec zbrodni, które popełnił.

- Dziękuję panie czarodzieju. – Uniosła ramię i nacięła jasną skórę.

W końcu to poczuł. Powrót siły, potęgę własnej mocy. Pierwsze krople zmoczyły wysuszone przez stulecia usta, przeniknęły przez lodowatą skórę, dotarły do martwego serca. Rozbłysły niczym fajerwerki na nocnym niebie. Były pierwszym kamykiem, który wywołał lawinę.

Przyniosły nieopisany ból, bo złamanie klątwy nie było łatwe.

A jedynym widzem jego przemiany była blada jak ściana dziewczynka, bo tym razem przeraziło ją to, na co patrzyła. Jednak dzielnie się trzymała, mając w pamięci obietnicę, która miała ją uratować. Bo znacznie bardziej bała się tych zimnych, czarnych cieni, oplatających ją widmowymi ramionami i przeraźliwym chłodem wysysających ciepło.

Aż w końcu wszystko się skończyło.

Gdyby teraz ktoś zjawił się w pustym korytarzu, dostrzegłby stojące pod ścianą dziecko i klęczącego pośrodku mężczyznę z pochyloną głową i w dziwacznym ubraniu. Mężczyznę o włosach srebrzystych jak księżyc i ciemnych jak noc oczach, w głębi których wirowały czerwone iskierki.

- Panie czarodzieju? – Dziewczynka delikatnie dotknęła jego ramienia.

W końcu podniósł głowę. Znów się uśmiechał, ale tym razem nie spodobał jej się ten uśmiech. Było w nim coś obcego, coś przerażającego. A jednak dalej się nie bała, ufając obietnicy.

- Selene – wstał, powoli się przeciągając. Ziewnął, zatoczył głową kilka kółek, po czym z satysfakcją przyjrzał się własnym dłoniom. – Kto by pomyślał, że się uda – dodał zaskoczony. Co prawda miał nadzieję, ale nie spodziewał się, że pójdzie tak gładko. Jej krew była doprawdy niezwykła.

Spojrzał w dół, na stojącą przed nim dziewczynkę. Szkoda, naprawdę szkoda, że musiał obiecać, iż będzie ją bronił. Co prawda nie było tam nic o tym, że nie będzie mógł jej krzywdzić, ale nie był głupi, wiedział, że taki konflikt, może się skończyć dla niego bardzo źle. Musiał zaakceptować warunki i czym prędzej się stąd ulotnić. Pora na długą kąpiel oraz kilka innych przyjemnych rzeczy.

- To wołaj mnie, jak będę potrzebny, od razu się zjawię – mrugnął okiem i zniknął. Jak duch, którym przed chwilą jeszcze był. Zostawił ją przy życiu, ale z fałszywą obietnicą, bo przecież nikt nie znał jego prawdziwego imienia. Nikt. I dlatego nawet jeśli umowa była ważna, to ten ludzki dzieciak nie mógł liczyć na jego pomoc, bo nie mógł go zawezwać.

Tego jednak ta mała samotna dziewczynka jeszcze nie wiedziała.

Otarła rączką łzy wzruszenia, bo dla niej świat nagle przestał być niebezpiecznym miejscem. Nie tylko spotkała kogoś, kto też widział te straszne rzeczy, to jeszcze ten ktoś został jej aniołem stróżem.

- Panie czarodzieju, mam nadzieję, że szybko się spotkamy – wyszeptała.

Odpowiedzi

  1. Anonim
    | Odpowiedz

    Już to kocham 🥰

Leave a Reply