Niekompletni (III)

with Brak komentarzy

 

***

Rozdział 3

Zaproszenie prosto z piekła

- I co niby mamy z nim zrobić? – zapytała poirytowana Selene. – Na dodatek śmierdzi.

- Przecież to trup – powiedziała Sara, po raz kolejny okrążając siedzącego na krześle zombie. – Spragniony ludzkiego mięsa i ludzkiej krwi, rozkładający się i gnijący trup.

- Bez przesady – odważył się wtrącić przedmiot ich dyskusji. – Trochę zalatuję, ale to głównie brak kąpieli. I wcale nie jadam ludzkiego mięsa. Wystarczy mi odrobina krwi.

- Na przykład mojej – westchnęła Selene. – Nie mam pojęcia, co z nim zrobić, nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszałam. Nie znałam się też od tej strony.

- Ale jaja! – oświadczyła z zachwytem Sara. – Zobacz, jak on jest zbudowany. Abeesy mu nie zgniły.

- Przestań, bo mnie mdli. Dzwonię do Daniki, może ona zna więcej takich przypadków.

Ostatnie zadanie co prawda nie zakończyło się fiaskiem, bo cel został osiągnięty, a lokator opuszczonego domu eksmitowany, ale gorsze było to, że teraz zamieszkał na zapleczu ich biura. Zombie były potworami łatwymi w obsłudze, tylko kłapały resztkami zębów i kapały różnymi płynami ustrojowymi. No, jeszcze gubiły różne nadgniłe części ciała. Została w nich tylko jedna myśl, a był nim obfity posiłek z istoty żywej, najlepiej człowieka. Zabijało się je jeszcze łatwiej, potem paliło i po sprawie.

Tylko że im trafił się osobnik niestandardowy, jedynie nieznacznie zalatujący zgnilizną. Nawet nie miał w oczach bielma śmierci, a jedynie maksymalnie zmniejszone źrenice. Mówił, poruszał i reagował jak człowiek, a jednak był zombie. O takim przypadku nie słyszała ani Selene, ani Sara, ani nawet ich mentorka, Danika.

- Przystojny – stwierdziła z cmoknięciem. – Skąd wytrzasnęłyście takie cudo?

- Łup z ostatniej misji. Chcesz coś do picia?

- Z dużą ilością lodu, bo ten upał mnie dobija. A jeśli chodzi o niego, to kiedyś o tym czytałam. W jednej z najstarszych ksiąg. Było tam coś o niezwykłej ludzkiej krwi, która potrafi powstrzymać proces destrukcji, chociaż nie przywróci go do życia. Ty masz niezwykłą krew. Musieliście spotkać się wcześniej.

- Pół roku temu zostałam ranna – powiedziała zamyślona Selene. - Trochę krwi zostało na ulicy. Polowałam wtedy na grupę zombi i byłam pewna, że wszystkich znalazłam.

- Widocznie nie, a ten tutaj zlizał z bruku posokę i tak oto zamienił się w to – Danika wskazała ręką na przysłuchującego się im zombie. – Nie gnije, nie rozkłada się, jedynie kolorki ma nieciekawe. Proponuję mocny, wodoodporny makijaż i odpowiednie ubranie, a ręczę, że pomylisz go na ulicy z człowiekiem.

- Zwariowałaś? Mam kupować podkład i puder dla umarlaka?

- Musisz wziąć odpowiedzialność za to, że nie posprzątałaś. Mówiłam, że twoja krew jest cenna.

- Nie myślałam, że aż tak – westchnęła Selene. – Dobrze, zresztą i tak chciałam zatrudnić ochronę.

- No, na ochroniarza się nada. – Danika pomacała muskuły rysujące się pod poszarpanym ubraniem. – Będę częściej wpadać na herbatkę.

- To profesjonalne biuro, a nie zamtuz!

- Mówiłam o herbatce.

Zombie nie zwracał uwagi na tę wymianę zdań. Wstał, rozprostował zdrętwiałe mięśnie, po czym rzeczowo zapytał.

- To gdzie mój pokój?

- Na poddaszu jest wolna sypialnia. Masz jakieś imię?

- Imię? – zamyślił się. – Nie pamiętam. Akurat wspomnienia znikają jako pierwsze.

- Może David? – zaproponowała rozćwierkana Danika. Dla niej to, że był martwy nie stanowiło przeszkody, bo ostatnio prowadzała się trzecim synem Nefrytowego Smoka, a wcześniej, podczas pobytu w Irlandii ze złotowłosym elfem. Co prawda w tajemnicy, bo oficjalnie szanowanej czarodziejce nie przystawały takie związki.

- Podoba mi się. – Głos miał głęboki, głuchy, jakby dobywający się z pustej studni. – Gdzie mogę się wykąpać?

- Tylko lepiej w zimnej wodzie – ostrzegła go przezornie Sara. – Na końcu korytarza jest łazienka z dużą wanną. Zaczekaj, dam ci ręcznik, a potem przygotuję coś do ubrania.

Selene już nic nie mówiła, bo rozbolała ją głowa. Tylko co innego miała z nim zrobić? Wygonić? Spalić? To byłoby niehumanitarne.

- Oszaleję – wplotła palce we włosy, a następnie je wytarmosiła. – Czwarta zasada, dokładnie po sobie sprzątaj, bo nie wiadomo, co może się przywlec twoim tropem. Co taki zombie jada?

- Mózgi – odparła nieuważnie Danika, bo właśnie buszowała w necie, na stronie z męską bielizną. - Nie marudź, dorzucę się do utrzymania.

- Co dorzucisz? Te mózgi?

- Słyszałaś, że ludzi nie jada.

- Tylko co? Sałatę? Rzodkiewkę?

- Aha, jesteś sarkastyczna, a to znaczy, że boli cię głowa. Nic dziwnego, za trzy dni pełnia. Wybierasz się na polowanie na grubego zwierza?

- Można tak to ująć, bo idę na przyjęcie prezesa RJ International.

- Do tego prezesa? - Danika od razu straciła zainteresowanie męskimi bokserkami i zaczęła się jej podejrzliwie przyglądać.

- Taki jest znany?

- Nie mówi, że nie wiesz?

- Co niby mam wiedzieć? Trzeba tutaj przewietrzyć, strasznie jedzie trupem.

- Musisz też kupić dobre perfumy dla Davida. I może coś do konserwowania zwłok.

- Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Lepiej powiedz, co powinnam wiedzieć, a czego nie wiem.

- To diabeł, wcielone zło z piekła rodem.

- Żaden z nich do aniołów nie należy. – Selene otworzyła szeroko okno i skrzywiła się, gdy w twarz buchnęło jej rozgrzane powietrze z zewnątrz.

- Ale on dosłownie pochodzi z piekła. Można powiedzieć, że z samej góry. To Lucyfer – rzuciła jakby od niechcenia Danika.

- Lucy… Co?

- Jaki Lucyfer? – Sara wróciła z góry i zdążyła usłyszeć te kilka słów.

- Zaprosił ją na imprezę.

- Szefową? Do piekła?

- Nie wytrzymam z wami – rozgniewała się Selene. Wyjęła jeszcze z lodówki butelkę zimnej wody mineralnej, po czym ostentacyjnie poszła do własnej sypialni. Starannie zamknęła drzwi, opuściła rolety i gdy spowił ją półmrok, opadła na łóżko, rozkładając ramiona. Przez chwilę patrzyła w sufit, podążając spojrzeniem za leniwie obracającym się wiatrakiem, a potem głośno westchnęła. Wróciła wspomnieniami do chwili, gdy razem stali na dachu, gdy zachłannie przyssał się do jej tętnicy na szyi. To prawda, zabolało, że tak po prostu chciał ją zabić, chociaż wiedziała, że to po prostu leży w jego naturze.

On był potworem.

Ona była człowiekiem.

On wcale nie należał do zwyczajnych wampirów.

Ona nie należała do zwyczajnych kobiet.

A połączył ich pakt przypieczętowany krwią.

Pewne podstawowe prawa obowiązywały każdą ze stron. Były niczym prawa fizyki w normalnym świecie, nie do złamania, nie do podważenia. Jednym z nim była umowa, jaką zawarła z Siergiejem. Być może on nie brał tego poważnie, ale nie oznaczało to, że mógł lekceważyć własną obietnicę. Nawet jeśli nie znała jego prawdziwego imienia, wciąż był zobowiązany, aby ją chronić. A że złożyło się tak, iż on sam stanowił największe zagrożenie…

- To skomplikowane – wyszeptała, zamykając oczy.

Tamten obraz z przeszłości nie odpowiadał rzeczywistości. Może dlatego, że wtedy była siedmioletnią dziewczynką, a teraz dojrzałą kobietą. Ten przeklęty wampir mógł się nie tylko podobać; mógł też stać się obsesją. Ciekawe, kim był naprawdę i kto go stworzył?

- Muszę kupić wystrzałową kieckę – powiedziała ze śmiechem. – Przynajmniej będę potencjalną przekąską w ładnym opakowaniu.

Leave a Reply