Niekompletni (IV)

with Brak komentarzy

 

***

Rozdział 4

Dance with the devil

Stał na galerii, która z obu stron otaczała ogromną bankietową salę. Oparty o barierkę, z palcami zaciśniętymi na szklaneczce z whisky, obserwował zgromadzony na dole tłum. Z lekceważeniem, z jawą pogardą, może tylko od czasu do czasu zerknął z uznaniem na co bardziej smakowite kąski.

- Znudzony? – Za jego plecami pojawiła się kobieta w czarnej sukni, o długich krwistych paznokciach i ustach w tym samym kolorze. Wyglądała drapieżnie i niebezpiecznie, ale dla Siergieja nie było to czymś zaskakującym. On doskonale znał prawdziwą naturę Ayo.

- Bo co jest ciekawego w takich spędach? – wzruszył ramionami.

- Sporo tutaj naszych.

- I dlatego słaby wybór przekąsek – zakpił, dopijając drinka.

- A ona? – wskazała w kierunku wejścia na salę, gdzie przeciskał się spory tłum. – Kobieta w czerwonej sukience. Piękna i świeża, sama mam na nią ochotę. - Ayo z zachwytem mlasnęła językiem.

Zerknął we wskazanym kierunku znad grubego szkła i o mało co się nie zakrztusił.

Nie spodziewał się, że naprawdę przyjdzie.

Czyli jego mała Selene miała aż tyle odwagi, aby pojawić się w jaskini zła, wśród tych, z którymi walczyła i często wysyłała w niebyt. A może wciąż liczyła na jego pomoc? Była głupia czy lekkomyślna?

- Nawet nie waż się do niej zbliżyć – warknął. – Ona jest moja.

- Zainteresowała cię. – Wampirzyca przytuliła się do jego ramienia, łasząc się niczym suka. – Może odstąpisz kawałeczek, taki malutki okruszek?

- Ona zdjęła klątwę. – Tylko prawda mogła uchronić Selene przed zakusami.

- Tę klątwę?

- Dokładnie tę, więc trzymaj się od niej z daleka. Pakt krwi – dodał ze spokojem. – Nawet ja nie mogę jej ruszyć. Nie pozwolę też na to innym.

- Zawsze jest jakieś wyjście. Musi być apetyczna – Ayo oblizała wargi długim, gibkim językiem.

- Ma mnie i jest fanką osikowych kołków, więc lepiej potraktuj te ostrzeżenia poważnie.

- Kołki? Przecież to nie działa!

- Ja działam. – Oderwał się od barierki i bez słowa wyjaśnienia ruszył w kierunku schodów. Ani chwili się nie zastanawiał, bo dostrzegł nadciągające niebezpieczeństwo. Do wyssania krwi jego małej Selene miał prawo tylko on i jak w końcu wykombinuje sposób na zerwanie umowy, to wtedy pozbawi ją życia osobiście.

Wyróżniała się w tłumie, chociaż należała do dość niskich kobiet. Czerwona, błyszcząca tkanina opinała szczupłe ciało, wyraziście eksponując wszystkie zaokrąglenia i smukłą biel szyi, której nie zdobiła żadna biżuteria. Ciemne, połyskujące granatem włosy, ciężkim węzłem podkreślały idealne proporcje sylwetki, a kilka luźnych kosmyków, opadało na owalną twarz. Kiedy się uśmiechnęła, widać było dołeczek w prawym policzku. Nos miała prosty, klasyczny, brwi unosiły się niczym skrzydła motyla nad dużymi oczyma w kolorze błękitu splecionego z zielenią, przywodząc na myśl przejrzyste wody oceanu, lecz największą uwagę przyciągały pełne usta, soczyste i kuszące, z górną wargą nieznacznie, chociaż zauważalnie większą od dolnej. To on przykuwały wzrok, prowokowały do fantazji i pobudzały do działania.

Tylko że Selene nie miała zamiaru rozmieniać się na drobne. Przyszła tutaj w jednym celu i dla jednego mężczyzny. Jeśli nie spotka go w przeciągu kwadransa, to wyjdzie, bo nie lubiła ani tłumów, ani takich przyjęć. A najbardziej nie pasował jej fakt, że znalazła się w prawdziwej jaskini lwa. Obecnych tutaj prawdziwych ludzi mogła policzyć na palcach, nawet obsługa do nich nie należała. Dziś była pełnia, więc ich wibracje wyczuwała niezwykle mocno. Miała tylko nadzieję, że oni aż tak dobrze jej nie wyczuwają.

Rozejrzała się za kelnerką z tacką, bo wypadałoby chociaż udawać, że czuje się tutaj dobrze. Prawda była nieco inna i niestety, najbardziej zawiniły nowe buty, eleganckie szpilki na masakrycznie wysokim obcasie. Dosłownie masakrycznym. W końcu dostrzegła ją kilka metrów dalej, ani zanim zdążyła ruszyć z miejsca, ktoś delikatnie ujął ją za łokieć.

- Szampana?

Zadrżała, bo aura tego mężczyzny była niezwykle silna. Lecz nie wypadało uciekać. Odważnie odwróciła się w kierunku mówiącego i szeroko się uśmiechnęła.

Nieznajomy mógłby być modelem lub wziętym aktorem, a jego wygląd wręcz powalał. Wysoki, ubrany w idealnie dopasowany czarny garnitur i białą koszulę, cerę miał smagłą, południowe rysy twarzy i ciemne, błyszczące oczy. Ślad zarostu i lekko asymetryczny uśmiech dopełniały obrazu, który można było kontemplować w szczegółach lub w całości. Czarne włosy układały się w idealną fryzurę, z pewnością dzieło jakiegoś mistrza fryzjerskiego, a kilka posrebrzanych kosmyków, które zostawiono celowo, przyciągało uwagę i sprawiało, że nieznajomy wydawał się wręcz doskonały.

- Poproszę. – Bez wahania wzięła z jego ręki smukły kieliszek. I chociaż to mogło być złudzenie, zdało się, że za jego plecami zaszeleściły ogromne, czarne jak nocne niebo bez gwiazd, skrzydła. Jeśli tak, to już wiedziała z kim ma do czynienia, bez względu jak zamierzał się przedstawić.

- Kristofer. – Z gracją ujął podaną sobie dłoń, uniósł ją i pocałował, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Tylko że ona bez problemu wytrzymała jego przeszywające spojrzenie.

- Selene.

- Aktorka? Celebrytka?

- Znajoma Siergieja. – Nie była pewna, pod jakim imieniem jest tutaj znany, ale nie miała też nic do stracenia.

- Jego? A co ma z nim wspólnego czło… - W porę się powstrzymał, ale wtedy to ona dokończyła.

- Człowiek? Trochę mam.

- Zamówił posiłek z dostawą do domu. – Skoro zrozumiał, że ona wie, on też nie miał powodów, by udawać.

- Obiecał mi marynatę i pyszny sos. – Ostrożnie dała łyka szampana. – Oraz główne miejsce na ruszcie. Tylko dlatego przyjęłam zaproszenie.

Uniósł brwi w wyrazie zaskoczenia, bo najwyraźniej się go nie obawiała. Czyżby była tak pewna swojej urody? Nie, to coś innego, ten dziwny niepokój, jaki wyczuwał pod skórą, gdy tylko po raz pierwszy spojrzał w jej oczy. Tak, była człowiekiem, ale jej aura należała do nietypowych. Nigdy wcześniej się z taką nie spotkał i to właśnie go zaskoczyło. Dla niego nigdy wcześniej oznaczało wieczność.

Co ten stuknięty wampir wykombinował? Mało mu było kłopotów z kapłanką, którą przerobił na krwisty befsztyk? Albo z premierem sąsiedniego kraju, którego w pośpiechu musiał zastąpić pewien sukub. Od kiedy pojawił się w jego życiu ćwierć dekady temu, sprawiał same problemy. Bezczelny, wyluzowany, nie uznający żadnych autorytetów, a na dodatek nie słuchający poleceń, narażał ich tylko na niebezpieczeństwo. Równowaga sił światła i ciemności musiała zastać zachowana i na wszelkie naruszenia tego porządku patrzono bardzo niechętnie. W przypadku znaczących, bez szemrania karano winnych, zsyłając ich na wygnanie do nieznanych, pustych wymiarów. Protest nie miał sensu, bo ani on, ani Siergiej czy ktokolwiek inny, nie dysponowali wystarczającą mocą, aby obrócić ten porządek świata w perzynę. Nawet gdyby zjednoczyli siły i tak mogło to być ryzykowne. Znacznie lepszym pomysłem było zdobycie władzy i wpływów w tym świecie, co także wkurzało tych na górze, ale nie było powodem do interwencji.

- Ja bym najpierw skorzystał z ciebie w inny sposób – oświadczył z błyskiem w oku. Piękna kobieta, czy to człowiek, czy potwór, czy bogini, zawsze były celem, jaki musiał osiągnąć.

- Nie, dziękuję, zaczekam na Siergieja.

- Nie pytałem o pozwolenie.

- Nie jestem łatwą zdobyczą.

- Za to ja jestem doskonałym myśliwym. – Nie słowa, ale chłód i opanowanie w jej głosi, podziałały na niego niczym czerwona płachta na byka. Chciał ją objąć w pasie i przyciągnąć, ale nie zdążył.

- Mało masz towaru? – warknął Siergiej, pojawiając się niczym duch i odtrącają ramię Kristofera. – Idź, weź poluj gdzieś indziej. Ona jest moja.

- Tak, słyszałem, że przygotowałeś już przekąski. O co w tym wszystkim chodzi?

- Zdjęła klątwę.

- Zdjęła… - Kristofer zmrużył oczy. Miał rację, ta kobieta była nietypowa. – A więc to jej zawdzięczam twoje męczące, upierdliwe towarzystwo?

- Tak, to jej zawdzięczasz odrobinę rozrywki w swoim nędznym życiu.

- Mówiono mi o pewnym biurze detektywistycznym w mieście…

- Właśnie adoptowałam zombie – powiedziała szybko Selene, stosując ogromny skrót myślowy, bo aktualnie zezowała na prawo, gdzie pokazała się popularna gwiazda kina. Nie zwróciła uwagi, że obaj panowie zastygli w bezruchu, z nieco ogłupiałym wyrazem twarzy. – Zamieszkał na poddaszu.

- Po co? – wymsknęło się zaskoczonemu Siergiejowi. Zombiaki nawet wśród swoich nie cieszyły się sympatią.

- Wypada do niego podejść po autograf? – wyszeptała konspiracyjnie do Kristofera. – Uwielbiam jego filmy. Zajebiście walczy.

- Przecież udaje – zauważył z niechęcią Siergiej.

- Ludzie udają różne rzeczy.

- Nie jest człowiekiem. To wilkołak – dodał Kristofer.

- Duży, owłosiony i tylko raz w miesiącu byłby nieobecny w domu, bo wtedy wyskakuje na imprezy wśród ziomków.

- Na dodatek przynosi świeże mięso. Zapasy jak się patrzy. Delikatne żeberka z niemowlęcia, polędwiczka ze zgrabnego uda.

- Co za różnica, czy było zgrabne – odparła w roztargnieniu Selene.

- Przy stópkach na galacik to jednak ma znaczenie.

- Przecież umyjesz przed gotowaniem.

- Jednak obstaję przy swoim zdaniu, że młodsze są lepsze. Całkiem niezły ze mnie kucharz – pochwalił się, nie rezygnując z tematu. Podobało mu się jej poczucie humoru.

- A właśnie, jest pełnia. Więc co on tutaj robi?

- Na imprezę z kumplami od wycia wyskoczy po północy.

- Nie wiem czy będzie w stanie, bo nie wylewa za kołnierz.

- Sądzisz, że wilkołak może się upić?

- Serwujecie ruską wódkę, każdy polegnie, nawet mój zombie.

- Przestańcie, bo oszaleję! – warknął Siergiej. – Jak dwójka dzieci w piaskownicy.

- Skąd wiesz? – zainteresowała się gwałtownie Selene, w końcu odrywając maślane spojrzenie od swojego idola. – Nie podejrzewam cię o zabawy w piaskownicy.

- A ja o to, że przyszłaś tutaj, aby rozmawiać o wilkołakach.

- Nie, mówiłeś, że mam rozeznać teren.

- Jak to rozeznać? – Teraz wtrącił się Kristofer.

- Mnie wbije osikowy kołek, a ciebie pewnie potraktuje wersetami z biblii i wodą święconą.

- Usuwam tylko szkodniki, nie walczę z każdym.

- I ty ją zaprosiłeś? Do mnie? Na ten bankiet?

- A co? – Tym razem Siergiej objął w pasie zaskoczoną Selene i przyciągnął ku sobie. – Nie zaczynaj, bo mamy pakt. Ona mnie uwolniła, ja ją chronię, a przypieczętowane zostało to krwią. Wiesz, co to oznacza, prawda?

- Świat jest taki piękny, dlaczego nie wyruszysz w jakąś podróż? – Kristofer wyraźnie spochmurniał po słowach o umowie. A więc zdobycz nie okazała się wcale taka łatwa. Miała potężną ochronę. – Wyobraź sobie te sensacyjne nagłówki w necie, tajemniczy szlak morderstw od Moskwy po Lizbonę. Mógłbyś sobie co ciekawsze drukować i zrobić z tego kronikę.

- Tu mi dobrze i nigdzie się nie wybieram.

- Panie prezesie! – rozległ się aksamitny, zmysłowy głos Ayo. – Czas na przemówienie.

Z bezczelną ciekawością zlustrowała spojrzeniem Selene, ale widać było, że nie do końca wie, co o niej myśleć. Miała pewność, że to człowiek, ale podejrzewała też dość nietypowy. Pachniała… zabójczo! Na samą myśl o smaku krwi tej ludzkiej kobiety, wirowało jej w głowie. Tylko że zasada numer jeden brzmiała – nie wolno wchodzić w drogę silniejszym, a ona doskonale wiedziała, kim jest Siergiej i jakimi mocami włada. Mógł ją zgnieść jak pluskwę najmniejszym palcem i nawet wstawiennictwo Kristofera nic by nie dało.

- Nie chce mi się – burknął pan prezes, ale odstawił kieliszek na tacę przechodzącej kelnerki, poprawił marynarkę i ruszył w kierunku podium.

- Jak na księcia piekieł jest dość nietypowy – powiedziała rozbawiona Selene, zgrabnie usiłując się wyplątać z uścisku męskiego ramienia. Udało jej się bez problemu, bo Siergiejowi nie zależało na takiej bliskości.

- Zostawił schedę i zwiał, bo twierdzi, że nie odpowiada mu tamtejszy klimat.

- Więc kto tam teraz rządzi?

- O to się nie bój, zawsze znajdzie się chętny.

- Tylko klimat?

- Powinnaś rozmieć jak się to kończy, kiedy rodzice decydują za dzieci o wyborze życiowej drogi. Zresztą zawsze kiepsko dogadywał się z tym draniem, którego nazywał ojcem.

- Wiesz co? Stwierdzam, że wiedza z książek, po konfrontacji z wiedzą praktyczną i informacją u źródła, jest niczym.

- Mówiłem ci, że kołkiem nie zabijesz wampira. Nawet osikowym.

- Zleceń z wampirami staram się unikać. Czy jak poznam twoje imię, będziesz wtedy przybywał mi na pomoc? – spojrzała na niego z ciekawością.

- Powodzenia – rzucił kpiąco. – Jak znajdę sposób, aby zerwać umowę, to mogę się wyssać?

- Drań jesteś. Ja cię uratowałam, a ty chcesz ze mnie zrobić musik.

- Oczekujesz ode mnie wdzięczności? – Z rękoma w kieszeniach, ubrany jak zwykle cały na czarno, wysoki, o nienagannej figurze i z tym niebezpiecznym błyskiem w oczach, przyciągał nawet więcej spojrzeń niż przemawiający Kristofer. Lecz patrząca na niego Selene nagle posmutniała. Bezwiednie objęła się ramionami i ze wzrokiem wbitym w podium, powiedziała:

- Kiedyś jeszcze oczekiwałam, teraz już nie. Mój pan czarodziej okazał się potworem z piekła rodem, więc naprawdę niczego już nie oczekuję. Przestałam w niego wierzyć.

Nie odpowiedział, tylko przyglądał się jej w zamyśleniu, lekko przekrzywiając głowę. Nie rozumiał powodu, ale te słowa mu się nie spodobały. Wywołały dziwne uczucie, jakiego wcześniej nie doświadczył. Nie, nie do końca tak było. Już kiedyś poczuł się podobnie. Tamtej nocy, na szpitalnym korytarzu, gdy w jego ramiona wtuliła się mała dziewczynka, pierwsza żywa istota, której mógł dotknąć po ponad tysiącu lat wygnania.

Bez namysłu stanął za plecami Selene, a potem delikatnie ją objął, pochylając się.

- A chciałabyś znów uwierzyć? – wyszeptał jej na ucho, pieszcząc oddechem.

Nie odepchnęła go, nie wyrwała się. Wręcz przeciwnie, oparła się o jego ciało i zamknęła oczy.

- Teraz już nie mam na to szans.

- Dlaczego?

- Bo w twoich źrenicach rozkwitają nieregularnymi plamami czerwone kwiaty i teraz wiem, co to oznacza. Stoimy po przeciwnych stronach, Siergieju, i tylko tamta dziwna umowa gwarantuje chwiejny sojusz. Nie będę ci wchodzić w drogę, obiecuję. Świat jest wystarczająco duży dla nas obojga.

- Tak, jest wielki. – Zamyślony, oparł podbródek o jej ramię i z tego zamyślenia wyrwał go cichy jęk. Zaskoczony spojrzał w dół i dostrzegł, jak Selene się uśmiecha.

- Mam piękne buty, dodają mi też sporo pewności siebie. Z drugiej strony piekielnie bolą mnie w nich nogi. Więc wybacz, ale wrócę do domu.

- Dlatego wydawałaś się wyższa.

- Odrobina kobiecej próżności. – Chciała wyplątać się z jego uścisku i po pierwsze zdjąć buty, ale nie dopuścił do tego. Bez wahania wziął ją na ręce, bez najmniejszego problemu unosząc w górę. Nie miała innego wyjścia, więc ostrożnie objęła go za szyję.

- Co robisz, wariacie?

- Chciałaś wrócić do domu.

- Czyli teraz zamienisz się w nietoperza?

- Swoje ważysz, nietoperz nie dałby rady. – Roześmiał się, zręcznie uchylając przed ciosem. Ani przez chwilę nie pomyślał, że może to dziwnie wyglądać. Zresztą, nawet gdyby pomyślał, czy cokolwiek by to go obeszło? Miał kaprys aby wyświadczyć jej przysługę i tyle.

A może po prostu tak najłatwiej było to sobie wytłumaczyć?

Leave a Reply