Reborn (XXIV)

with Brak komentarzy

***

Rozdział 23

Prawie nie zmrużyłam oka. W głowie wciąż odtwarzałam tamtą scenę.

Szeroki hol, szmer rozmów i kobieta, która potknąwszy się, wpadła prosto w ramiona Dawida. Ich spotkaniu nie towarzyszyły żadne efekty specjalne, a jednak miałam wrażenie jakby uderzył piorun z jasnego nieba. Nie to było jednak najgorsze, a obojętność z jaką zaczął mnie traktować Dawid. Na powrót stałam się niewidzialna, stałam się przedmiotem. Ta mała iskierka nadziei, która pojawiła się w moim życiu, zniknęła. Zostało rozczarowanie i ból, bo miałam rację mówiąc o przeznaczeniu. Ono było bezlitosne. Kiedy już trochę uwierzyłam, że mogę coś zmienić, upomniało się o swoje. Marika wkroczyła w nasze życie, a Dawid okazał się takim dupkiem, jak wcześniej.

Nawet nie udawał, pochłonięty tylko jedną myślą, jednym pragnieniem. Milczał, kiedy wracaliśmy do domu. Odwrócił głowę, kiedy wysiadałam.

Byłam substytutem.

Zabawką, która się znudziła.

Przypadkiem, jaki nie powinien się wydarzyć.

Byłam dla niego niczym.

O poranku zeszłam na dół, aby przygotować sobie kawę i coś wypić. Czekały mnie trudne dni ignorowania i unikania, przygotowanie rozwodu oraz pakowanie walizek, bo nie chciałam tutaj dłużej mieszkać. Za jakiś czas wprowadzi się przecież Marika, a ja nie zamierzałam znieść takiego upokorzenia. Wolałam się wyprowadzić, uciekając od widoku tej zimnej suki udającej niewiniątko i mojego męża wpatrującego się w nią maślanym wzrokiem.

Dawid siedział w kuchni nad filiżanką kawy. Tak zamyślony, że nie wiem, czy mnie w ogóle zauważył. Poczułam się zaskoczona, gdy się odezwał.

Zaraz wychodzę do pracy.

Dobrze. – Nawet nie odwróciłam się w jego kierunku. Za to podeszłam do okna i zapatrzyłam się na mokrą od deszczu szybę. Padało, jakby cały świat chciał dostosować się do mojego nastroju. Zamarłam, gdy objął mnie od tyłu ramionami.

Przepraszam – wyszeptał. – Wczoraj spotkało mnie coś zaskakującego i muszę sobie z tym poradzić.

Nie ma sprawy. – Mimowolnie zadrżałam, chociaż nie w oczekiwaniu na coś przyjemnego. Tym razem czekałam na cierpienie, uczucie jakże skrajne i odmienne. – Poproszę Mateusza, aby kontynuował przygotowanie papierów rozwodowych – dodałam i Dawid w końcu zareagował z dawnym ogniem.

Jaki rozwód! O czym ty bredzisz?

Powoli wyswobodziłam się z jego objęć i odwróciłam. Przez kilka sekund zobaczyłam w nim tego dawnego Dawida, takiego sprzed wczoraj lub sprzed tygodnia. Później to ulotne wrażenie zniknęło.

O co chodzi, Karolinko? – zapytał, muskając palcami mój policzek.

Oboje wiemy, że prędzej czy później sam będziesz chciał się ze mną rozwieść – powiedziałam cicho. – Oszczędźmy sobie nieprzyjemności i zróbmy to od razu.

Zaraz… – zmarszczył brwi i nagle w jego oczach ukazał się gniew.

Spotkałyście się, prawda? – Potrząsnął mną z furią. Zabolało nie tylko fizycznie. Nawet jeśli, to nie powinien się o to wściekać. – Wiedziałaś, że jest podobna do Marty? Jak mogłaś to przede mną ukryć? – wrzasnął.

Znałam – potwierdziłam z pozornym spokojem. – Pracuje w kawiarni, w której jestem częstym gościem.

Suka!

Odepchnął mnie brutalnie z taką siłą, że upadłam na podłogę, boleśnie wykręcając sobie kostkę. I wyszedł, nawet się nie oglądając.

Rozpłakałam się. Łkałam rozpaczliwie, skulona na kuchennej podłodze, bo mimo wszystko nie spodziewałam się tego po Dawidzie. Jak on mógł? Jak on do cholery mógł mnie tak potraktować? Przez ten krótki czas stał się dla mnie ważną osobą, kimś na kim mogłam polegać, komu mogłam zaufać i kogo mogłam pokochać. Nie wstydziłam się użyć tego słowa, bo dokładnie określało to, co czułam.

Podciągnęłam się i wstałam. Nogi mi drżały, serce pękało, a w głowie krystalizował się nowy plan. Nie dowie się, jak bardzo mnie zranił. Nie zdradzę ani przed nim, ani przed Mariką, co czułam i jak bardzo boli mnie ich miłość. Skoro nasze życie wróciło na dawne tory, to będę walczyć o siebie, o swoją przyszłość i szczęście. Nie dam się poniżyć, nie dam się stłamsić.

Otarłam dłonią mokrą twarz i wróciłam do sypialni, aby się ubrać. Byłam pewna, że Dawid popędzi do Mariki. Zaproponuje jej spotkanie w neutralnym miejscu, aby mogli porozmawiać. Tym neutralnym miejscem będzie jego ulubiona knajpka, gdzie często jadał śniadania i lunche.

Gdybym miała przyjaciółkę, to z pewnością teraz łkałabym na jej ramieniu. Niestety, byłam skazana tylko na siebie. Picie w samotności mogło sprawić, że załamię się jeszcze bardziej, więc postanowiłam znaleźć sobie towarzystwo.

W pierwszej kolejności padło na Mateusza. Niestety, jego telefon pozostawał wyłączony i poddałam się po dwóch kwadransach. Potem przypomniałam sobie Tomka, ale do niego nie miałam żadnego kontaktu. Totalnie nic, nawet pomysłu, jak taki kontakt zdobyć.

Znalazłam się na rozdrożu i to zupełnie sama.

Spakowałam plecak, założyłam coś luźnego i po prostu wyszłam z domu, naciągając na głowę kaptur przeciwdeszczowej kurtki, bo nadal padało. Pomyślałam, że przecież to obojętne, w jakim miejscu będę, bo wszędzie towarzyszyć mi będzie jedynie samotność i poczucie klęski.

Cholerne przeznaczenie!

Z drugiej strony sama chciałam pokazać mu Marikę. Tylko że na moich warunkach. Niestety, nie udało się i poniosłam porażkę. Gdyby to była wojna, to można powiedzieć, że nie tylko straciłam z trudem zdobyte pozycje, ale i wróg wtargnął w głąb kraju.

Nie zabrałam samochodu. Poszłam na najbliższy przystanek i wsiadłam do pierwszego lepszego autobusu. Zajęłam miejsce przy oknie i ściskając w objęciach plecak, patrzyłam na skąpany w strugach deszczu świat. Taki czysty, taki prosty, bo pomalowany jedynie paletą szarości. Taki obcy, bo przez ostatnie dni w moim życiu świeciło słońce.

Nie płakałam, chociaż oczy miałam pełne łez. Nie zadzwoniłam do Dawida, bo byłam pewna, że między nami koniec. Jutro było dziś, a ja już wiedziałam, że to koniec, że nic już nie zostało.

Był kiedyś inny świat…

Łzy zawisły na rzęsach, potem powoli spłynęły po policzkach.

Nie było innego. Cały czas przeznaczenie walczyło z moimi marzeniami, z moim pragnieniami, próbując z powrotem wepchnąć mnie do piekła straconych szans.

Czy powinnam się z tym pogodzić?

Zdecydowanym ruchem otarłam mokrą twarz.

Niech to kurewskie przeznaczenie pocałuje mnie w dupę! Niech sobie weźmie Dawida, kancelarię, wszystko oprócz mojego życia. Tego nie oddam tak łatwo! Będę walczyć niczym lwica, zrobię wszystko, abym nie znalazła się w tym samym punkcie, co przed śmiercią. Przecież po coś dostałam drugą szansę!

Autobus jechał teraz ulicami centrum. Zatrzymał się przed budynkiem Uniwersytetu Medycznego i spora grupa studentów wtłoczyła się do środka. Pewnie nie zwróciłabym na nich uwagi, bo wolałam pochylić głowę, aby ukryć zapłakaną twarz, ale jedna z tych osób przykuła mój wzrok.

Tomek!

Zamarłam, wpatrując się w niego z zaskoczeniem. Nawet mi do głowy nie przyszło, że gapię się na niego tak bezczelnie i bez żadnego skrępowania. Dopiero kiedy on odwzajemnił moje spojrzenie i szeroko się uśmiechnął, poczułam zawstydzenie. Tylko że było już za późno.

Podszedł do mnie i bez pytania zajął miejsce obok.

Cześć.

Tak po prostu, bez zbędnych podchodów, bez fałszu i z uśmiechem na ustach. Jakby spotkał dobrą znajomą lub przyjaciółkę, a nie namolną babę, która próbowała narzucić mu własne towarzystwo.

Nie mogłam nie odpowiedzieć, bo to jedno słowo dotknęło najczulszych strun w mojej duszy. Też szeroko się uśmiechnęłam i wtedy nagle zza skłębionych chmur wyjrzało słońce.

Leave a Reply