Reborn (XXV)

with Brak komentarzy

***

Rozdział 24

Byłem oszołomiony. Wiedziałem, że spotkałem inną kobietę, a jednak wciąż wydawało mi się, że to Marta. Miała jej oczy i jej włosy, jej twarz i figurę. Głos miała nieco inny, bardziej piskliwy i inaczej się uśmiechała, ale to były nic nie znaczące szczegóły. Tak, to nie była ona, a jednak miałem wrażenie, jakby otwarły się przede mną bramy raju. Mogłem wszystko naprawić. Mogłem podarować jej życie, jakiego zawsze pragnęliśmy.

Potrząsnąłem głową, bo czułem, że oszalałem. Przeszłość i teraźniejszość nałożyły się na siebie i straciłem poczucie rzeczywistości. Mimo to nie traktowałem tamtej dziewczyny, jak obcej. Może nie była moją Martą, ale przecież mogła się nią stać.

Drgnąłem, bo ktoś wszedł do kuchni.

Karolina.

Jakby ktoś walnął mnie obuchem siekiery. Miałem żonę. Żonę, której od wczorajszego popołudnia nie poświęciłem ani jednej myśli, kompletnie o niej zapominając, chociaż przez ostatni miesiąc miałem na jej punkcie prawdziwą obsesję. Uniosłem głowę i w milczeniu przyglądałem się, jak przygotowuje sobie kawę, jak wyjmuje z lodówki butelkę z sokiem. Nie patrzyła w moją stronę i też nic nie mówiła. Zachowywała się, jakby mnie tu nie było.

Jeszcze wczoraj miałem wobec niej, nie, wobec nas tyle planów. A dzisiaj…

Dzisiaj miałem wrażenie jakby stała się dla mnie obcą osobą.

Odchrząknąłem, zmuszając się do zachowania normalności.

Zaraz wychodzę do pracy.

Dobrze. – Nawet nie odwróciła się w moim kierunku. Podeszła do okna i zapatrzyła w dal. Nie rozumiałem tego dziwnego uczucia, gdy teraz na nią patrzyłem. To nie była litość, nie były to też wyrzuty sumienia. Nie wiem co to było, ale wręcz sprawiało mi ból. Może dlatego wstałem i podszedłem do Karoliny, obejmując ją od tyłu ramionami.

Przepraszam – wyszeptałem. – Wczoraj spotkało mnie coś zaskakującego i muszę sobie z tym poradzić.

Nie ma sprawy. – Nie spojrzała na mnie, chociaż poczułem jak zadrżała. – Poproszę Mateusza, aby kontynuował przygotowanie papierów rozwodowych.

Jaki rozwód! – zdenerwowałem się. – O czym ty bredzisz?

Powoli wyswobodziła się z moich objęć i odwróciła. Żal ścisnął mi serce, bo oczy miała opuchnięte, smutek na twarzy i wyglądała, jakby całą noc nie spała.

O co chodzi, Karolinko? – zapytałem, muskając palcami blady policzek. Pytałem, chociaż domyślałem się odpowiedzi.

Oboje wiemy, że prędzej czy później sam będziesz chciał się ze mną rozwieść. Oszczędźmy sobie nieprzyjemności i zróbmy to od razu.

Zaraz… – zmarszczyłem brwi. Ona już wcześniej twierdziła, że będę chciał tego rozwodu. Jakby wiedziała, że spotkam Martę. Nie, nie Martę, Marikę, lecz imię nie było ważne. Coś innego przyszło mi do głowy. Znała ją. Znała, chociażby z widzenia. Znała i nic mi nie powiedziała?

Spotkałyście się, prawda? – Zacisnąłem palce na ramionach Karoliny i z furią nią potrząsnąłem.

Wiedziałaś, że jest podobna do Marty? Jak mogłaś to przede mną ukryć? – wrzasnąłem rozjuszony.

Znałam – potwierdziła ze spokojem. – Pracuje w kawiarni, w której jestem częstym gościem.

Może i mój gniew był irracjonalny, ale nie potrafiłem nad nim zapanować. Towarzyszyło mu rozczarowanie, bo nie spodziewałem się tego po Karolinie. Powinna była mi powiedzieć. Bez względu na wszystko powinna była powiedzieć.

Suka! – rzuciłem z wściekłością, brutalnie ją od siebie odpychając. Upadła na podłogę, ale nic nie odpowiedziała. I dobrze, niech czuje się winna. Naprawdę chciała ukryć przede mną coś takiego?

Chwyciłem marynarkę i wzburzony wyszedłem z kuchni. Opanowałem się dopiero za kółkiem, bo prowadząc w takim stanie mogłem zaliczyć któreś drzewo na poboczu. Tyle myśli kotłowało się w mojej głowie, tyle różnorakich uczuć, że miałem wrażenie, iż za chwilę zwariuję. Ponad to zaczęły wybijać się wyrzuty sumienia. Nie powinienem był tak traktować Karoliny. Tak naprawdę w niczym nie zawiniła.

Jestem draniem – mruknąłem, przypominając sobie, jak ją potraktowałem. Później przyszła mi do głowy zaskakując myśl. Moja żona nigdy nie spotkała Marty. Nie miała też możliwości zobaczyć jej na zdjęciu, bo wszystkie skrzętnie schowałem. Skąd więc wiedziała o tym niezwykłym podobieństwie?

Potrząsnąłem głową, przeganiając zarówno zbędne pytania, jak i wyrzuty sumienia. Musiałem zając się najważniejszą dla mnie w tej chwili sprawą.

Gdy dotarłem do celu, postanowiłem, że wezmę dziś urlop. Chciałem pojechać do tej dziewczyny i przekonać się, że naprawdę była jak Marta. Chciałem z nią porozmawiać, patrzeć na nią, sycić się cudem, jaki się wydarzył. Nie miałem pojęcia co powiem, ale to nie było ważne.

Pół godziny później stałem pod jej mieszkaniem, zadzierając głowę w górę i wpatrując się w okna na czwartym piętrze. Osiedle było stare, jeszcze z czasów PRL–u, chociaż blok wyglądał na zadbany i odnowiony. Wokół było mnóstwo zieleni, o wiele więcej niż na współczesnych blokowiskach, gdzie liczy się każdy kawałek ziemi i nie pozostaje za dużo miejsca na inne inwestycje.

Nie skorzystałem z domofonu. Przemknąłem do środka, gdy wychodził jakiś staruszek. Popędziłem na górę, przeskakując po dwa stopnie, ale kiedy znalazłem się przed drzwiami z numerem dziesięć, ogarnęła mnie panika. Co mam powiedzieć? Spotkaliśmy się zaledwie raz, wczoraj, kiedy przypadkowo na mnie wpadła. Adres zdobyłem śledząc ją. Na razie niewiele wiedziałem, ale moja zachłanność aby dowiedzieć się wszystkiego, była przerażająca.

Determinacja sprawiła, że uniosłem ramię i nacisnąłem dzwonek.

Widok jej twarzy był czymś najpiękniejszym na świecie. Moja pamięć nie spłatała figla, ona naprawdę była niesłychanie podobna do Marty. Jedynie w niebieskich oczach dostrzegłem nieufność i obawę, chociaż byłem pewniej, że szybko to zmienię. Więcej, postawiłem sobie za punkt honoru szybko to zmienić.

To ty? – zapytała ostrożnie spoglądając na mnie znad łańcucha.

Wiem, że mnie nie wpuścisz, ale chciałbym cię zaprosić na kolację i wszystko wyjaśnić. – Mówiąc to, podałem jej kartkę z zapisanym adresem i godziną. – Będę czekał. Dzisiaj, jutro, pojutrze. Tak długo, aż nie przyjdziesz.

Przez chwilę przyglądała mi się w milczeniu. A później uśmiechnęła się słodko.

Przyjdę nawet dzisiaj. Bo naprawdę jestem ciekawa, co masz mi do powiedzenia, Dawidzie.

Leave a Reply