Posłuchał. Głównie dlatego, że poczuł się zaskoczony z jaką nonszalancją potraktowała odebranie sobie broni. Nie okazywała strachu, a rozbawienie, nie była przerażona czy ostrożna, lecz bardziej rozkojarzona.
Była dziwna.
Jak na kobietę. Spotykał w swoim życiu różne typy, od szarych gęsi, poprzez głupiutkie idiotki, przez wyrachowane suki, aż do całkiem szalonych, zabijających tak jak on, z zimną krwią. Wybierał tylko piękne i namiętne, dyskretne i eleganckie.
Na pewno nie takie, jak ten rudzielec.
– Jak chcesz możesz wrócić do siebie i się położyć. – Z lodówki wyjęła jajka, z szafki mąkę i ogromny słoik miodu. – Ja wykorzystam przymusowy pobyt w domu i napiekę pierniczków. Dzieci je uwielbiają – uśmiechnęła się lekko.
– Nie masz dzieci. – To nie było pytanie, a stwierdzenie faktu.
– Nie mam. Mówię o okolicznych maluchach z biedniejszych rodzin. Piekę tego dobra tony i rozdaję co święta. – Podeszła do radia i pstryknęła jeden z guziczków. Po chwili pomieszczenie wypełnił głos Franka Sinatry, wyśpiewującego z radością o padającym śniegu. Zuzka również zaczęła sobie to nucić pod nosem, krzątając się po kuchni i przygotowując do pieczenia. A Jacob wcale nie wrócił do sypialni. Na powrót usiadł przy stole, obserwując ze skupieniem swoją gospodynię. Zresztą, lubił obserwować ludzi.
– Naprawdę nie jesteś policjantem? – Zbyt długo nie wytrzymała bez rozmowy.
– Nie jestem.
– A kim? Płatnym mordercą? – zażartowała. Jacobowi nawet nie drgnęła powieka.
– Broń służy mi bardziej do obrony.
– Przed kim? Nie mów, niech zgadnę. Przed całym tabunem napalonych bab? Ładniutki jesteś, chociaż sztywny niczym nieboszczyk. Jakby was tak obok siebie postawić, nie wiem, w którym byłoby więcej życia.
– Ładniutki? – Znów to robiła. Ledwo co wrócił do równowagi, ona usiłowała go z niej wytrącić. – Powiedzmy.
– A ja? Co sądzisz o mnie? – spojrzała na niego z ciekawością, wysypując mąkę na stolnicę.
– Ty? Mam być prawdomówny czy dyplomatyczny?
– Oj tam, pewnie chodzi o moją pupę. Za duża jest – dodała ze śmiechem.
– Powiedzmy, że nie jesteś w moim typie.
– Czyli wariant dyplomatyczny?
Zamiast odpowiedzieć, wzruszył ramionami.
– Wypogodziło się – powiedział, patrząc w okno.
– Tak, trochę. – Ona również spojrzała w tym samym kierunku i od razu zmarszczyła z niezadowoleniem brwi. – Chyba mam gości.
– Gości?
– Z gatunku tych, co za próg nie wpuszczamy – wytarła uwalane mąką dłonie o fartuch, po czym go zdjęła. – Cholera! Trzech. Oni, w przeciwieństwie do ciebie, zrezygnowali z wariantu dyplomatycznego.
– Oni? – Jacob również wstał, wpatrując się w widok na zewnątrz.
– Tu jest jezioro, a mój dom stoi prawie nad samym brzegiem. Pewien palant ubzdurał sobie, że otworzy tutaj luksusowy ośrodek wypoczynkowy. Od tego czasu nachodzi mnie próbując zmusić do sprzedaży ziemi i domu. Gdzie odłożyłeś dubeltówkę?
– Równie dobrze możesz wziąć procę – mruknął. – Daj mi moją broń.
– No nie wie…
– Hej, ruda! – Ktoś ryknął pod oknem. – Otwieraj! Przyjechaliśmy porozmawiać!
Po raz pierwszy dostrzegł w jej oczach niepewność. Najpierw spojrzała na niechcianych gości, potem na zastygłego w bezruchu Jacoba. Oszacowała szanse w starciu z trzema byczkami i z westchnieniem sięgnęła po ogromną księgę.
Biblia, przeczytał napis na niej Jacob, ale zanim zdążył się spytać, czy będą się bronić słowem bożym, Zuzka otworzyła książkę, wewnątrz której znajdowała się skrytka i jego glock.
– Teraz z nimi porozmawiamy – oświadczył suchym tonem czując delikatny dreszcz podniecenia. Uwielbiał takie akcje, zwłaszcza, że tego typu mięśniaki zazwyczaj nie grzeszyły rozumem.
– Może lepiej przez drzwi? – zaproponowała odrobinę drżącym głosem Zuzka.
Spojrzał na nią z politowaniem, ale nic nie powiedział. Sprawdził jeszcze magazynek, po czym ruszył w kierunku drzwi. Chociaż noga odebrała mu nieco sprawności, przypływ adrenaliny znieczulił, uodpornił na ból. Zwłaszcza że Jacob nie zamierzał być dyplomatyczny.
Wyszedł za próg i zanim zaskoczeni mężczyźni zorientowali się w sytuacji, oddał trzy, niezwykle precyzyjne strzały. Powietrze przeszyły głośne wrzaski.
– Nie radzę – powiedział Jacob do jednego z osiłków, który sięgnął po własną spluwę. Niestety, nie posłuchał i kolejny strzał poharatał mu drugie kolano.
– Boże! – Zuza stała za jego plecami, z pięścią przy ustach. Powstrzymywała tak własny krzyk. – Coś ty zrobił?
– Przecież nie zabiłem. Trupy teraz ciężko zakopać – dodał z lekkim zniecierpliwieniem. – A teraz panowie, proszę wsiąść na skutery i odjechać. Policzę powoli do dziesięciu i jak skończę, po was ma zostać wspomnienie, rozumiemy się? Raz, dwa…
Panowie mieli niejakie problemy, ale uwinęli się w miarę sprawnie. A kiedy ucichły odgłosy motorów, jęków i przekleństw, zadowolony Jacob odwrócił się i zatykając broń za pasek spodni, chciał wrócić do domu.
Niestety, drzwi były zamknięte.
– Nie wpuszczę cię – dobiegł zza nich drżący, kobiecy głos. – Rzucę przez okno kluczyki. Możesz wziąć moje auto i spróbować się przebić do głównej drogi.
– Otwórz.
– Nie. Rozumiem, broń. Ale strzelać, ot tak sobie, do ludzi… Jacob! Przecież ty im zrobiłeś krzywdę!
– Gdyby nie ja, oni zrobiliby tobie. Otwórz.
– Nie. Boję się.
– Wytrącasz mnie z równowagi, ale dzień lub dwa wytrzymam. Otwórz.
– Mam przed domem ślady krwi!
– Ciesz się, że nie twoje. Otwórz.
Nie odpowiedziała. Gorączkowo zastanawiała się, co powinna zrobić. Znów zaczął padać gęsty śnieg i jazda samochodem po zasypanych drogach była praktycznie niemożliwa. Co prawda Jacob radził sobie niespodziewanie dobrze, nawet z uszkodzoną nogą, ale przecież nie na tyle, aby pokonać pieszo kilkanaście kilometrów i to w szalejącą śnieżycę. W zasadzie to gdyby nie pogoda, Zuza już dawno spakowałaby się i wyjechała, bo konflikt z namolnym „przedsiębiorcą” wchodził w fazę prawdziwej wojny. Ziemi i domu nie zamierzała sprzedać, ale zaczynała się też coraz bardziej bać wizyt, jak ta sprzed kwadransa. Chociaż tak naprawdę niewiele miała do stracenia, już nie. To co było dla niej najcenniejsze, od dawna nie istniało, zamieniło się w proch. Stało się bolesnym wspomnieniem, bladym cieniem dawnego życia i szczęścia.
– No dobrze – uśmiechnęła się niewesoło, po czym otworzyła drzwi. – Ale oddasz mi broń.
– Nie – wszedł do środka, ze wzgardliwą obojętnością odnosząc się do jej propozycji. – Broń zostanie przy mnie. Już ci mówiłem, że gdybym chciał ci zrobić krzywdę, to nie miałbym z tym problemu. Z glockiem czy bez glocka.
– Tym bardziej możesz ją oddać.
Wzruszył tylko ramionami. Zajął to samo miejsce co poprzednio i zachowywał się tak samo, jak wcześniej, ale tym razem to Zuzka była roztrzęsiona. Wiele w życiu widziała, ale to… Kogo ona u diabła zgarnęła z tego pobocza?
– Wcześniej próbował pertraktacji – wyjaśniła, chociaż Jacob wcale nie oczekiwał wyjaśnień. – Prosił, groził, podlizywał się. Ostatnio kiedy przyjeżdżał, udawałam, że nie ma mnie w domu. Chociaż bałam się, że może podpalić…
– Powinnaś nabić tę swoją dubeltówkę.
– Prędzej zrobię im krzywdę procą niż tym czymś – roześmiała się, nerwowym gestem poprawiając włosy. Przygotowała herbatę i jeden kubek postawiła przed Jacobem. Od razu dostrzegł, że nieznacznie drżały jej dłonie. Tyle mojego, pomyślał z nieoczekiwaną satysfakcją. Wczoraj co prawda po jego głowie krążyły różne myśli, ale już od dawna nie zabijał bez powodu. Zwłaszcza ludzi, którzy w jakiś sposób mu pomogli. Niewielu ich było, szczerze mówiąc, to nawet teraz nikt nie przychodził mu do głowy. Tylko ona.
– Zobacz jakie szaleństwo się rozpętało! – wskazała na okno. Podążył za ruchem jej dłoni i nagle zrozumiał, dlaczego wewnątrz domu robiło się coraz ciemniej. – Pewnie znów padnie mi zasilanie – westchnęła, wracając do wyrobionego już ciasta.
– Zasilanie?
– Tak. Tutaj wszystko jest na prąd. Mam co prawda mały agregat, ale bardziej służy do tego, aby podgrzać wodę i móc się wykąpać. Ogrzewanie zapewnia kominek i piec kaflowy przy wejściu, zawartość lodówki mogę z czystym sumieniem wynieść na zewnątrz, a herbatę czy inne posiłki przygotowuję na tych dwóch palnikach – wskazała na kuchenkę – które są podłączone do butli. Trzeba sobie radzić, chociaż ostatnie takie załamanie pogody miało miejsce dwa lata temu. No i oboje będziemy musieli spać tutaj, bo sypialnie nie są ogrzewane.
– Mnie to nie przeszkadza.
– Jakoś się nie dziwię – mruknęła, lecz ugryzła się w język i nie dodała „panie sopel lodu”. Faceta, który bez wahania strzela do innych, lepiej nie drażnić. – Mam nadzieję, że zdążę upiec chociaż jedną porcję.
– Ładnie pachnie – powiedział suchym tonem. Może dlatego, że wróciły wspomnienia, które zazwyczaj upychał gdzieś w zakamarkach umysłu. Wspomnienia dzieciństwa, bo jego matka też zawsze piekła pierniki na święta. – Powinnaś się spakować i wyjechać razem ze mną.
– Dlaczego? Ze względu na tego dupka?
– Tak, dokładnie z jego powodu.
– Nawet miałam taki zamiar – przyznała uczciwie. – Ale kocham to miejsce.
– Dziwny wybór.
– Chciałam odpocząć od życia, uciec od problemów. Nie od wszystkich, część zawsze będzie mi towarzyszyć.
– Racja – przyznał suchym tonem. – Dasz mi adres. W ramach wyrazów wdzięczności oraz zapłaty za opiekę, porozmawiam sobie z tym biznesmenem i może nie będziesz musiała wyjeżdżać. W zasadzie to nawet na pewno nie będziesz musiała.
– Aż tak bywasz skuteczny?
– Powiedzmy, że stuprocentowo.
– Żadnego marginesu błędu? – spojrzała na niego zaciekawiona.
– Żadnego.
– To podchodzi pod zarozumialstwo Jacobie.
– Może.
– Na pewno nie pracujesz w policji? Albo w jakiś super, mega tajnych służbach?
– Nie.
– Czyli działasz raczej pod drugiej stronie?
– Takie hobby – powiedział powoli. W żadnym wypadku nie zamierzał zdradzić jakiegokolwiek szczegółu swego życia.
– Strzelanie do ludzi to hobby? – zamyśliła się. To dziwne, ale zrozumiała, że w ogóle się go nie boi. Pozostał jedynie lekki niepokój, lecz nie strach.
– Wolałabyś żebym ich zaprosił do środka i ugościł? – spytał z przekąsem.
– Dobrze, już dobrze – machnęła ręką. – Nie będę dociekać kim jesteś, czym się zajmujesz i ani słowa nie powiem na temat twojego hobby – dodała ze śmiechem. – A teraz czas się uwinąć z ciastem.
– Na co ci tego tyle?
– Już mówiłam. To… takie moje hobby.
– Hobby? Raczej głupota.
– Pesymista.
– Realista.
– Nie Jacobie, pesymista. I sceptyk. Bo świat jest jak dom. Zrujnowany, zaniedbany, czasami wymagający pilnego remontu. Nie dam rady zbudować go od nowa, nie dam rady sama go naprawić. Ale mogę wmurować swoją cegiełkę. I jeśli milion innych osób zrobi to samo… Pomyśl! Wtedy nam się uda!
Patrzył na nią milcząc, zdumiony entuzjazmem w melodyjnym głosie.
– Wyglądasz, jakbyś nadal nie zrozumiał – roześmiała się, energicznie wałkując ciasto. Zbyt energicznie, bo Jacoba zahipnotyzował widok falujących piersi. Co prawda bluzeczka nie miała dekoltu, ale to było jeszcze gorsze, bo zostawiło zbyt wiele pola dla wyobraźni. Gapił się zafascynowany, czując mrowienie wzdłuż kręgosłupa. To zawsze zwiastowało u niego stan podniecenia seksualnego.
– Jacob! – Zuza pochyliła się do przodu, łokciem oparła o stół, a dłonią pomachała mu przed twarzą. – To bardzo niegrzeczne żeby podczas rozmowy, zamiast w oczy, gapić się na moje cycki.
– Hę? – Z trudem uniósł wzrok i od razu napotkał spojrzenie rozbawionych oczu.
Komentarze
Anigna
Genialne. .. Kocham cie babo za takie teksty. To jest zajebiste. 😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘😘
Babeczka
Dziękuję, mam nadzieję że utrzymam poziom 🙂 do końca!
Kasia
Po prostu Wow, brakuje słów 🙂 i jeszcze narobiłaś mi ochoty na pierniczki… 😉🤤
Babeczka
Najwyższa pora na pieczenie 🙂 Ja w tym tygodniu pewnie się skuszę 😉
Kasia
No ja niestety nie wiem czy mi się uda w tym roku za to zabrać, z noworodkiem i niespełna trzylatkiem może być ciężko 😂 starszy jeszcze powykrawa, ale czy młodszy pozwoli odejść od siebie na dłużej to zobaczymy 😅
Ags
Co prawda pierniczków nie lubię,ale twoje pisanie to mniam.
Babeczka
Może moje byś polubiła? Już niejednego do siebie przekonały 😀
Gabriela
Pierniki u mnie sa obowiązkowe, ale ta Zuzka jest genialna, a Pan Sopel , choć twierdzi, że Ruda nie jest w jego typie, to szybko zaczyna się przy niej topić:)