Nie ta kobieta (III)

with Brak komentarzy

Już pojutrze!

zestaw seksowni dranie

TYLKO DO 06.12.2020!!!

SUPER CENA

 

Jeśli chcesz posłuchać niefachowego czytania...

... to w poniższym nagraniu czeka na Ciebie czytanie Moniki. Jeśli wolisz czytać, to zjedź jeszcze niżej.

 

 

 

 

"Nie ta chwila"

Nika na skutek fatalnego zbiegu okoliczności trafia w ręce ludzi, dla których życie nie ma żadnej wartości. Zostaje uwięziona i zmuszona do małżeństwa, a jej mężem okazuje się być bezwzględny i brutalny wariat, równie fascynujący, co odrażający. Aleksandr jest także człowiekiem, który nie przebiera w środkach aby utrzymać się na samym szczycie przestępczej działalności. Nikomu nie ufa, w nic nie wierzy i jest pozbawiony jakichkolwiek hamulców moralnych. Chociaż początek ich znajomości należy do wyjątkowo nieudanych, to z czasem sytuacja zaczyna ulegać powolnej, zauważalnej zmianie. czytaj dalej...

"Nie ta chwila"

Czy morderca może się zakochać? Pewnego dnia Żora budzi się w obcym miejscu, przywiązany do wezgłowia łóżka, nie wiedząc kto i dlaczego go uwięził. Szybko okazuje się, że porywaczem jest kobieta, a sytuacja, w jakiej się znalazł, to skutek wydarzeń z przeszłości. Kobieta pałająca chęcią zemsty, lecz jednocześnie niezdająca sobie sprawy, że jej ofiara to nie tylko damski podrywacz, ale również seryjny morderca i wysoki rangą żołnierz ukraińskiego mafioza, Aleksandra Soroczyńskiego. Żora coraz głębiej wchodzi w życie Litki, która nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności okazuje się nie tylko policjantką... czytaj dalej...

"Nie ta kobieta"

Konrad wraca do kraju po trzech latach służby w Legii Cudzoziemskiej. Lecz nie jest już tym samym człowiekiem, co wcześniej. Trzymiesięczna niewola, okrucieństwa, których był świadkiem i których sam dokonywał, odcisnęły na nim piętno, pokancerowały psychicznie. Zatrudnia się jako stróż w biurowcu jednej z największych firm w stolicy. Tam nieoczekiwanie spotyka dawną narzeczoną, obecnie żonę samego prezesa. Ponieważ wciąż jest w niej zakochany, zgadza się zostać jej ochroniarzem i kochankiem. Jednak nie wszystko układa się po ich myśli. Zwłaszcza, że w głowie Konrada kryją się demony... czytaj dalej... 

fragment nr 3

"Nie ta kobieta"

autorka: Agnieszka Kowalska Bojar

Magda bębniła idealnymi paznokciami o blat toaletki, przed którą siedziała. W łóżku, za jej plecami, smacznie pochrapywał szanowny małżonek.
Stary pryk, pomyślała z pogardą. Zaraz potem westchnęła z rozrzewnieniem, wspominając to, co zrobił z nią Konrad w restauracyjnej toalecie.
Dawno nie miała takiego orgazmu!
Kto by pomyślał, że ten subtelny, wręcz odrobinę nieśmiały Kondziu, potrafi tak zaszaleć! Nawet teraz ją to podniecało. Dlatego musiała zrobić wszystko, aby mieć go przy sobie. Najciemniej pod latarnią, zresztą czasami miała wrażenie, że Krzysztof wie o jej skokach w bok. Wie, ale nie reaguje, jakby specjalnie pozwalał, aby jego młoda żona mogła zaspokoić swój apetyt w ramionach innych kochanków.
Tylko jak ma go przekonać, aby zatrudnił właśnie Konrada?
Zmrużyła oczy. Mogłaby powiedzieć, że to krewny, który szuka zatrudnienia. Referencje? Przy takim wyglądzie
referencje nie były ważne. Poza tym to ona by go rekomendowała. Niby dla Jagienki, ale przy okazji dla siebie. Taki babski ochroniarz. Pomysł świetny, tylko jaki krewny? Najlepiej kuzyn pierwszego stopnia, żeby zdusić w zarodku wszelkie podejrzenia o zdradę. Ale dla Krzysztofa sprawdzenie prawdziwości ich pokrewieństwa, nie byłoby problemem. Miał swojego prywatnego detektywa… Magda znów się zamyśliła. Ten obleśny knypeć leciał na nią. W takim razie musiała go przeciągnąć na swoją stronę, kupcząc własnym ciałem. Mało przyjemne, ale opłacalne. Da mu jedną noc, a on dostarczy Krzysztofowi fałszywych informacji.
Zadowolona wstała i udała się do garderoby. Nie chciała zwlekać. Musi załatwić to jak najszybciej, bo coś czuła, że długo nie wytrzyma bez swojego Kondzia. Ależ on się zrobił cholernie seksowny! I jaki brutalny, zdecydowany. Czy chciała ostrzej? O niczym innym nie marzyła!
Kwestię zatrudnienia nowego ochroniarza poruszyła przy śniadaniu.
– Kochanie – uśmiechnęła się czarująco do swego małżonka. – Tak sobie myślę… Basia, moja przyjaciółka, no wiesz która!
– Uhm – jej mąż nie miał bladego pojęcia, o jaką Basię chodzi, ale odruchowo potaknął. Miał teraz tyle problemów, a na czoło wysuwały się te z pogróżkami.
– Więc Basia ma swojego osobistego ochroniarza. Pomyślałam, że mnie też by się taki przydał. A wczoraj, zupełnie przypadkowo natknęłam się na bliskiego kuzyna, który szuka pracy właśnie jako ochroniarz.
– Kuzyna? – Tym razem Krzysztof spojrzał na nią uważnie. Coś nieprzyjemnie zakuło go w sercu. Czyżby Magda proponowała swego kochanka? – Znam go? Z naszego wesela chociażby?
– Niestety, nie było go wtedy w kraju. Służył w Legii Cudzoziemskiej, nie mógł przyjechać.
– W Legii? Bardzo oryginalnie. I zrezygnował, bo?
– Zdrowie – oświadczyła ze smutkiem. – Chłopak postawny, o wielu talentach, ręczę, że by się nadawał.
– Dobrze najdroższa, pomyślę o tym i obiecuję, że do końca tygodnia dam ci odpowiedź. Zgadzasz się?
– Oczywiście! – Magda rozpromieniła się niczym słoneczko. – A jeśli nie, znajdziesz mi innego, prawda?
– Tak – również się uśmiechnął. Patrząc na jej reakcję, od razu uwierzył w kuzyna, ale mimo wszystko wolał to sprawdzić. Poza tym Magda miała rację, przyda się dwóch postawnych osiłków, którzy będą chronić najdroższe jego sercu kobiety. W zasadzie miał już kogoś na oku, dawnego kolegę syna, zawodowego bodyguarda, którego chciał przeznaczyć dla ukochanej żony. Teraz pojawił się drugi kandydat, być może idealny dla Jagusi. Poprosi tylko Pawła, aby go sprawdził i to w tempie ekspresowym. Lepiej chuchać na zimne, a dziewczynom przyda się dodatkowa, osobista ochrona.
Magda triumfowała. Teraz pozostało jej tylko jedno. Fałszywa tożsamość Konrada. Tylko że tutaj nie przewidywała problemów.
I miała rację, chociaż kosztowało ją to trzy spotkania, podczas których musiała zaspokoić podstarzałego, dychawicznego palanta w średnim wieku. Co prawda miał trochę oporów, ale przekonała go damska dłoń pieszcząca jego krocze.
– Panie prezesie. – Do gabinetu weszła sekretarka. – Przyszedł do pana niejaki Konrad Grodzki. Ponoć był umówiony.
– Tak, może wejść.
Kiedy rozległ się cichy szelest kroków, Krzysztof uniósł głowę znad przeglądanych dokumentów. Nieznacznie się skrzywił, kiedy napotkał ostre, kłujące spojrzenie czarnych oczu.
– Siadaj – wskazał mu miejsce. – Mam tutaj twoje dokumenty. Całkiem niezły życiorys. No i poleciła cię Magda, moja żona. Jednak ze względu na wasze pokrewieństwo, chciałbym, abyś objął pieczę nad moją córką.
– Dobrze – Konrad skinął głową. Szczerze mówiąc, było to mu obojętne, bo pieprzyć tę dziwkę mógł w każdym miejscu. Nawet w jej własnej, małżeńskiej sypialni.
– Jagna nie ma zwyczaju włóczyć się po imprezach. W grę wchodzi więc tylko szkoła i ewentualne zakupy. Ma też swoje hobby. – Prezes nie wyglądał na zadowolonego, gdy o tym mówił. – Lecz to raczej spokojna dziewczyna, nie w głowie jej dzikie wyskoki.
– Rozumiem.
– Poza tym jest coś jeszcze. Propozycja Magdy spadła mi jak z nieba, bo tydzień temu dostałem pierwszy list z pogróżkami. Pomińmy jego sens, skupiając się raczej na bezpieczeństwie mojej żony i córki. Jeśli okaże się to potrzebne, dostaniesz pomoc, nawet całą drużynę. Na razie to tylko jeden list, żadnych innych zagrożeń nie zauważono.
– Dobrze.
– Nie jesteś zbyt rozmowny?
– Nie do rozmowy mnie pan zatrudnia – Konrad wzruszył ramionami. – Kiedy mam zacząć?
– Nawet teraz. Wieczorem mamy wyjście do teatru, przydasz się. Adres znasz? To dobrze. Masz jak dojechać?
– Nie mam samochodu.
– Dostaniesz taki z kuloodpornymi szybami i specjalnymi zabezpieczeniami. Na razie weź taksówkę. Magda cię ugości, poznasz też Jagienkę. A co do wynagrodzenia, to proponuję… –
tu wymienił kwotę, a Konrad zaskoczony uniósł brwi. Zaraz potem nieznacznie się uśmiechnął.
Cudownie, doprawdy zajebiście! Tyle kasy za pilnowanie dziewczątka, a na dodatek będzie mógł sypiać z żoną tego bęcwała!
– Jeśli to wszystko, nie będę dłużej przeszkadzał – powiedział, wstając.
– Tak, to wszystko. Podobasz mi się, chłopcze. Konkretny jesteś.
– Wiem.
I tylko tyle. Nawet się nie pożegnał. Szczerze mówiąc, już czuł mrowienie w całym ciele. Zastanawiał się, czy załapie się na szybki numerek po zjawieniu się w posiadłości tego dupka? Sama myśl o tym podniecała.
Dom, a w zasadzie luksusową willę, otaczał wysoki mur. Całość miała z dobre kilka hektarów, a wszystko zadbane, utrzymane w idealnym stanie. Zresztą, kiedy Konrad przypomniał sobie status społeczny pana prezesa, przestał się dziwić. Wysiadł przed bramą, zaanonsował się, a potem został wpuszczony do środka. Ochroniarz miał zamiar jeszcze go przeszukać, ale Kondziu spojrzał na niego tak, że od razu odechciało mu się głupot.
W ogromnym holu powitała go roześmiana Magda.
– Och, kuzynie! Jak miło cię widzieć! Mówiłam, że mój ukochany mąż się zgodzi!
– Tak, mówiłaś – potaknął szyderczo.
– Zaraz poznasz Jagienkę… O, właśnie przyszła!
Konrad lekko zgłupiał, bo spodziewał się dziewczątka, a ujrzał młodą kobietę.
– To jest ta twoja pasierbica? – spytał cicho, odrobinę pochylając się nad ramieniem Magdy. – Sądziłem, że mówisz o nastolatce.
– Ma dwadzieścia dwa lata.
– Aha. – Bacznie przyglądał się nieco spłoszonej dziewczynie. Niewysoka, drobna, o smukłej sylwetce i małym biuście, faktycznie mogła uchodzić za dużo młodszą. Włosy miała brązowe, o lekko rudawym odcieniu, oczy szare, zbyt duże na szczupłą twarz o spiczastym podbródku. Tak samo zresztą jak usta. Nie była piękna, nie była nawet ładna, ale Konrad z zaskoczeniem pomyślał, że ciężko oderwać od niej wzrok. Był w tym dziewczęciu nieuchwytny czar, urok dostępny niewielu kobietom, subtelność i eteryczność, której nie szło się nauczyć, bo była wrodzonym darem.
– Jagna, moja pasierbica. Konrad, mój nowy ochroniarz – przedstawiła ich sobie Magda.
– Ochroniarz? On? – spytała z powątpiewaniem dziewczyna, patrząc na wysokiego, ponurego mężczyznę, o czarnych, zimnych oczach. Zimnych jak lód, chociaż ten nie bywał ciemny.
– Tak, on.
– Ojciec się na to zgodził?
– Tak. I lepiej, żebyś tego nie próbowała zmienić. – W głosie macochy słychać było ukrytą groźbę. – Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, smarkata.
– Szczęście mojego ojca jest moją sprawą – zarumieniła się, odrobinę skuliła, ale nie poddała.
– No właśnie, szczęście – powtórzyła Magda szyderczo. – Dlatego siedź cicho, bo tylko wtedy twój ojciec będzie szczęśliwy.
Tym razem Jagna pobladła. Przypuszczała, że macocha miała powód, aby jako swojego osobistego ochroniarza, zatrudnić tego mężczyznę. I bardzo jej się to nie podobało. Tylko że co mogła zrobić? Jej ojciec był zakochany, zauroczony swą młodą żoną i nie trafiały do niego żadne argumenty. Westchnęła. Będzie, co ma być.
– Krzysztof przyjechał. Zaprowadź Konrada do jego pokoju, ja idę przywitać męża – oznajmiła Magda z szerokim uśmiechem.
Zostali sami. On milczał, ona w zamyśleniu wyłamywała palce. Nagle się ocknęła.
– Chodź – wskazała na schody i ruszyła przodem. Musieli wejść aż na drugie piętro. Potem skręcili w prawo i wąskim korytarzem podążyli w głąb budynku.
– To tutaj – otworzyła drzwi do niewielkiej sypialni. – Masz też własną łazienkę. Co do reszty, to nie udzielę ci żadnych wskazówek, bo ja ostatnio bywam w tym domu tylko gościem – dodała z goryczą.
Spojrzał na nią bystro, lecz gdy chciała odejść, oparł ramię o futrynę, zagradzając jej drogę.
– Jagna, tak?
– Tak – znów się zarumieniła, czując, jak po jej ciele rozpełza strach. Nie miała pojęcia, skąd Magda wytrzasnęła tego mężczyznę, ale tego, że był niebezpieczny, była już stuprocentowo pewna.
– Wiesz, że będę ochraniał nie ją, ale ciebie?
– Mnie? – zaskoczona uniosła głowę i spojrzała prosto w nieprzeniknione, czarne oczy.
– Warunek twojego ojca.
– Ale przed czym?
Uśmiechnął się, chociaż nie był to przyjemny uśmiech, raczej grymas nieprzywykłych do tego warg. Był od niej dużo wyższy; nie sięgała mu nawet do ramienia. Spod podwiniętych rękawów koszuli dawały się dostrzec drapieżne, wręcz wulgarne tatuaże. Twarz miał szczupłą, zastygłą niczym maska, w której błyszczały tylko czarne oczy, gdzie źrenice zlewały się w jedno z kolorem tęczówek. Nad nimi proste, gęste brwi. Skórę śniadą. Nos idealnie kształtny, kilkudniowy, elegancko przystrzyżony zarost. Włosy krótkie, również ciemne. Musiał być też mocno owłosiony, bo przedramiona pokrywały nie tylko tatuaże.
– Myślę, że Magda bardziej potrzebuje ochrony – wyjąkała, zastanawiając się, czego on od niej chce i dlaczego tak bacznie jej się przygląda.
– Tak, ona ma specyficzne zapotrzebowania – rzucił z przekąsem. – Lecz twój ojciec ma wobec mnie inne plany.
– Porozmawiam z nim. – Na samą myśl, że ten mężczyzna miałby wszędzie jej towarzyszyć, być niczym milczący cień, poczuła dziwną słabość. Każdy, tylko nie on!
– Rozgość się. Ja mam coś do zrobienia.
– Z pewnością. – Znów to szyderstwo w jego głosie. Jakby doskonale zdawał sobie sprawę, że chciała jedynie stąd uciec.
Kopniakiem zatrzasnął drzwi, torbę rzucił na podłogę i podszedł do okna. Ładnie tu, stwierdził z uznaniem. Potem przeszedł do łazienki, niewielkiego pomieszczenia z prysznicem i równie dużym oknem, co w sypialni.
Stanął przy umywalce, oparł dłonie o marmurowy blat i zagapił się w swoje odbicie w lustrze. Czasami nie poznawał samego siebie. Nie poznawał swoich oczu, pogardliwie wykrzywionych warg, malującego się na twarzy zmęczenia. Nie umiał odpowiedzieć na pytanie, kim był i czego pragnął. Nie wiedział, dokąd zdąża. Miał wrażenie, że błąka się po tym świecie bez celu, szukając jedynie ukojenia.
Nie wiadomo dlaczego przypomniał sobie dziewczynę, która go tu przyprowadziła.
Była słodka. Wydawała się też taka niewinna. Zupełne przeciwieństwo Magdy. Nic dziwnego, że się nawzajem nie znosiły.
Jasna cholera! Ależ ona się wścieknie, gdy się dowie, że będzie chronił jej pasierbicę, nie ją.
Tylko że to już nie jego problem. Zresztą, co za różnica. Znajdzie się okazja na seks i to niejedna.
Opłukał twarz lodowatą wodą. Potem rozebrał się bez pośpiechu i wykąpał. Nago wrócił do sypialni, po czym otworzył szafę. Zgodnie z obietnicą Magdy wisiało tam z tuzin jednakowych garniturów. Jego nowy strój służbowy. Wygrzebał jeszcze z torby broń. Jedną sztukę ukrył w szafie, drugą pod poduszką, a trzecią zostawił na wierzchu.
Wrócił do łazienki. Ujarzmił włosy za pomocą odrobiny żelu. Później ubrał się w jeden z garniturów, chociaż na zewnątrz panował wściekły upał. Akurat to było mu obojętne, przywykł do ciężkich warunków. Schował broń i był gotowy. Bez pośpiechu zszedł na dół, zastanawiając się, co dalej. W zasadzie nie udzielono mu żadnych konkretnych wskazówek. Wieczorem teatr. Czy godzina osiemnasta to wieczór?
– Jesteś! – Na schodach pojawił się elegancko ubrany Krzysztof. – Świetnie, chociaż nie pogniewałbym się, gdybyś chciał zacząć od jutra.
– Jestem gotów.
– To świetnie. Poznaj Oskara – wskazał na muskularnego mężczyznę, który wyłonił się zza jednych drzwi. – On zajmie się Magdą, ty Jagienką. Obie mogą reagować trochę nerwowo, bo nie przywykły do własnego cienia, więc musicie być wyrozumiali.
Konrad poczuł złośliwą satysfakcję, gdy w końcu pojawiła się Magda. Chociaż się uśmiechała, z błękitnych oczu wyzierała złość. Doskonale zdawał sobie sprawę, z jakiego powodu była rozgniewana. Ale wyglądała cudownie w mieniącej się srebrzyście sukience, długiej, opływowej, z głębokim dekoltem i rozcięciem aż po samo biodro. Miała na sobie też sporo kosztownej biżuterii. Zupełnie inaczej niż jej pasierbica, która nie założyła niczego, prócz delikatnego pierścionka. Sukienkę też ubrała skromną, mało wyzywającą, w kolorze morskiej zieleni, prostą, bez rękawów i przed kolano.
Przemknęło mu przez głowę, że przyjemnie się na nią patrzy, zwłaszcza gdy bezwiednie odgarniała smukłymi palcami kosmyki włosów, opadające na twarz.
Ale tylko przyjemnie, podczas gdy widok Magdy pobudzał wszystkie jego zmysły. Elektryzował, zmuszał do snucia niegrzecznych planów.
W teatrze było tłoczno, ale oni mieli całą lożę do własnej dyspozycji oraz dyskretnego kelnera, który w przerwie dostarczył zamówione napoje. Magda gawędziła z mężem, popijając szampana, ale Jagna siedziała w bezruchu, dziwnie sztywna i nieswoja.
Zdążyła już porozmawiać z ojcem i zrozumiała, że nie pozbędzie się niechcianego cienia. Pochyliła głowę i spod opuszczonych rzęs spojrzała na stojącego nieopodal Konrada.
Kuzyn? Nie wierzyła w ani jedno słowo Magdy, chociaż ponoć tożsamość tego krewniaka sprawdził zaufany człowiek. Lecz i tak wątpiła, chociaż nie ośmieliła się podzielić swymi podejrzeniami.
Kim tak naprawdę był ten mężczyzna?
W garniturze wyglądał nadzwyczaj dobrze, chociaż ani trochę mniej niebezpiecznie. Nadal kojarzył jej się z drapieżnikiem, przyczajonym, uważnym, wypatrującym okazji na atak. A może po prostu była przewrażliwiona ze względu na jego pokrewieństwo z tą kobietą? Nie znosiła Magdy od pierwszego spotkania, od pierwszego wymienionego słowa. I to nie dlatego, że została jej macochą. Wyczuwała w niej fałsz oraz obłudę.
Jej ojciec był wspaniałym człowiekiem, ale nie aż tak, aby zakochała się w nim kobieta młodsza od jego najstarszej córki.
Jagna wstała i korzystając z zamieszania, jakie wywołało pojawienie się znajomych, wyszła na korytarz. Szczerze mówiąc, nie miała ochoty zostać na drugiej części. Uległa, bo prosił ją o to ojciec, ale miała dość dusznej atmosfery, zapachu damskich perfum, wulgarnego, wtłaczającego się przemocą w płuca.
Powoli skierowała się ku wyjściu. Lecz za ogromnymi drzwiami przystanęła zaskoczona.
Padało.
Lało.
Ciemne niebo przecinały jaskrawe zygzaki piorunów.
– Nie powinnaś. – Ktoś otworzył nad nią parasol, a wtedy zadrżała. Ten specyficzny, nieco szorstki głos pewnie nie raz jeszcze będzie ją prześladował.
– Chcę wrócić do domu.
– Dobrze. Zadzwonię po szofera.
– Sama – dodała z naciskiem.
– Nie.
Spokojnie, beznamiętnie. Jakby miał do czynienia z rozkapryszonym dzieckiem. Zresztą, może właśnie tym dla niego była?
Już więcej nie protestowała. Stała, drżąc w podmuchach zimnego wiatru. I wtedy zrobił coś zaskakującego. Nie tylko dla niej, ale i dla samego siebie. Zdjął marynarkę i narzucił ją na szczupłe ramiona dziewczyny.
– Samochód zaraz podjedzie. Powiadomiłem też twojego ojca.
– Dziękuję – odparła, chociaż nie wiadomo, czego dotyczą te podziękowania.
Nie był rozmowny. Usiadł z przodu, obok kierowcy. A ona skuliła się na tylnym siedzeniu. Wciąż miała na sobie jego marynarkę, wyczuwała specyficzny zapach drugiego człowieka, zapach mężczyzny, splatający się z lekką nutą nikotyny. Coś zakazanego i elektryzującego. Posmutniała. Nie powinna myśleć w ten sposób, nie o nim.
Zamknęła oczy i oparła czoło o zimną szybę.
Poczuła niezwykłe zmęczenie. Niezwykłe, bo to była dość wczesna godzina, a ona należała raczej do nocnych marków. Cichy szum silnika, miarowy dźwięk padającego deszczu, to wszystko sprawiło, że po prostu zasnęła. Oparła głowę o własne ramię i odpłynęła.
Kiedy się zatrzymali, Konrad otworzył drzwi i skrzywił się, widząc śpiącą dziewczynę. Nie wiadomo dlaczego, postanowił jej nie budzić. Ostrożnie odpiął pas, po czym wziął w ramiona. Sądził, że może się ocknie, ale ona wymruczała coś niezrozumiale i wtuliła się w jego tors. Palce zacisnęły się na białym materiale koszuli, podczas gdy on przyglądał się temu chmurnie. W końcu wszedł do domu, potem na piętro, by na końcu rozejrzeć się w panującym półmroku.
Jasny gwint! Nie miał pojęcia, które drzwi prowadzą do jej sypialni. Gorzej, nie wiedział nawet, czy szukać ich po prawej, czy po lewej stronie. Już miał ją obudzić, gdy nagle przyszedł mu do głowy inny pomysł. Dziwny, zaskakujący.
W swojej sypialni miał całkiem spore łóżko.
Bez żadnych podtekstów oczywiście, nie w głowie były mu romanse z nieopierzonymi smarkulami. Poza tym miał Magdę.
Położył dziewczynę na jednej połowie łóżka, ostrożnie zdjął eleganckie szpilki i przykrył kocem. Tym razem dla odmiany wtuliła się w poduszkę. Cicho westchnęła, rękę włożyła pod policzek i spała dalej.
A Konrad podwinął rękawy, rozpiął kilka guzików koszuli, po czym na boso, z butelką wódki w ręku, usiadł na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Zapatrzony w twarz śpiącej Jagny, dał pierwszego łyka i odetchnął, gdy alkohol paląc przełyk, spłynął w dół do żołądka.
Może to jednak nie był dobry pomysł, aby ją tu przynosić?
Z drugiej strony to było najprostsze rozwiązanie. Jak smarkata się obudzi, sama ucieknie do własnej sypialni. Uśmiechnął się z przekąsem. Smarkata? Był zaledwie siedem lat od niej starszy, chociaż miał uczucie, jakby to było przynajmniej dwadzieścia.
Cholera! Cała nadzieja w Magdzie, że jednak przeforsuje swoje racje i przekona męża, aby dokonał zamiany. Poza tym co tu dużo ukrywać, wolałby być blisko swojej byłej narzeczonej niż tego dziewczątka. Tłumaczył to zwykłym pożądaniem, ale gdzieś tam pojawiła się niepokojąca myśl, że to nie do końca prawda.
Przysunął się bliżej łóżka i niezwykle delikatnie odgarnął kosmyk brązowych włosów. Opuszkiem palca musnął czubek nosa, potem w powietrzu obrysował kontur ust. Gdyby mógł zobaczyć swoją twarz w lustrze, dostrzegłby coś dziwnego.
Uśmiech.
Napięte mięśnie rozluźniły się, z oczu zniknął wszechobecny chłód.
Niestety, trwało to zaledwie kilka sekund. Później Konrad zmarszczył z niezadowoleniem brwi, odstawił butelkę i się podniósł. Znużonym gestem przesunął dłonią po czole i zajął miejsce na swojej połowie łóżka. Leżał na wznak, z rękoma pod głową i wzrokiem wbitym w sufit. Lecz nie rozmyślał o sytuacji, w jakiej się znalazł.
Zanurzył się we wspomnieniach.
Tych pierwszych, najprawdziwszych, gdy oboje z Magdą byli tak szczęśliwi, tak szaleńczo w sobie zakochani.
Nie umiał odpowiedzieć sobie na jedno pytanie.
Dlaczego to się zmieniło? Dlaczego zniknęło, odeszło?
A może los w końcu zdecydował się dać mu drugą szansę? Spotkał Magdę, wróciły stare uczucia, a seks był zajebisty. Cholera, więcej niż zajebisty!
Konrad znów się uśmiechnął. Lecz tym razem inaczej. Oczy pociemniały mu z podniecenia, skrzydełka nosa zadrżały, gdy przypomniał sobie to, co wydarzyło się kilka dni temu. Spodnie wybrzuszyły się, gdy penis zaczął twardnieć. Tym razem nie wspominał, a tworzył nowe scenariusze. Obmyślał najbardziej wyuzdane sposoby, w jakie będzie mógł ją pieprzyć czy poniżyć. W końcu nie miał wyjścia. Musiał zamknąć się w łazience i tam pod prysznicem się onanizował, mając pod zamkniętymi powiekami obraz leżącej na podłodze, sponiewieranej Magdy.
Tylko nie rozumiał jednego.
Dlaczego, gdy wyszedł i spojrzał na śpiącą dziewczynę, po raz pierwszy od wielu, wielu miesięcy, poczuł coś na kształt wstydu.

Leave a Reply