***
Rozdział 5
Gdy niebo nocą gwiazdy wymalowało
Ziewając, zeszła do kuchni, aby orzeźwić się przynajmniej kawą. Niewysoka, dwu piętrowa kamienica, umiejscowiona na przedmieściach, w najbardziej zielonej dzielnicy, nie miała zamontowanej klimatyzacji, a na takie upały nie pomagały nawet stare mury. Jedynym miejsce, gdzie można było oddychać, był parter, na którym znajdowało się biuro oraz piwnica, której największe pomieszczenie zagospodarował David, twierdząc, że na poddaszu całkiem zaśmiergnie.
Trudno się z nim nie zgodzić, pomyślała filozoficznie Selene, włączając ekspres do kawy. Potem zajrzała do lodówki i po namyśle wyjęła z niej sok pomarańczowy, zastanawiając się, skąd się wzięła tak duża ilość świeżego kurczaka.
Oparta o blat, odkręciła butelkę i zaczęła pić, gdy do kuchni wszedł półnagi mężczyzna.
Prychnęła sokiem i potężnie się rozkaszlała.
– Co ty tutaj robisz? – wychrypiała w końcu, podczas gdy on bez pytania wyjął z lodówki dwie paczki z kurczakami.
– Pozwoliłaś mi zamieszkać – odparł z wrzutem.
– David?
– Kupiłem dobry podkład. Kryje wszystko i jest specjalnie przeznaczony dla umarlaków – pochwalił się z dumą. – Chciałem zrobić sobie dzień i przypomnieć jak wyglądałem jako człowiek, więc użyłem go na całym ciele. Została tylko dziura – wskazał wyrwę pod sercem.
– Aha – odparła słabym głosem Selene. Chociaż po krótkim namyśle musiała przyznać, że Danika miała rację. Niezłe było z niego ciacho za życia. Teraz także, ale skojarzeniu z czymś apetycznym przeszkadzał delikatny odorek nadpsucia.
– Perfumy też mam – dodał, jakby czytał w jej myślach. – Morska bryza czy coś. Sara powiedziała, że muszą być mocne i kupiła mi jakiś ekstra odświeżacz.
– Dobrze że nie sosnowy las – wymamrotała Selene i nagle zaczęła się śmiać. Zombie o zapachu igliwia to jednak za dużo, aby zachować powagę. – Na przyszłość mam prośbę. Ubierz się i nie paraduj na golasa. Mogłabym zobaczyć coś, czego nie chcę widzieć.
– Kiedy zacznę pracę?
– No tak, pracę… A co umiesz?
– Nie wiem. Musiałbym sprawdzić.
– Po ci ten kurczak, ponoć nie jesz mięsa?
– Sara powiedziała, że muszę jeść i najlepiej kurczaka, bo przez brak mięsa mogą się pewnego dnia obudzić moje krwiożercze instynkty. I dodała, że kurczak w obecnych czasach jest tańszy od warzyw.
– Mógłbyś – zrobiła nieokreślony ruch ręką, podczas gdy David z lubością wgryzł się surowe kurze udko – konsumować na osobności?
– Mhm – wybełkotał z rozanieloną miną.
– Odbierasz mi apetyt.
– Mmmm?
– Dobrze, nieważne, zrobię sobie kawę, a ty skończ.
Już miała się odwrócić w kierunku ekspresu, gdy do kuchni znów ktoś wszedł.
W świetle dnia Siergiej nadal wyglądał tajemniczo i fascynująco, zwłaszcza, że znów był ubrany w całości na czarno.
– Przyniosłem świeże bułeczki – powiedział, zamiast powitania i położył zakupy na stole. Potem z westchnieniem zwalił się na krzesło i wtedy Davidowi kawałek mięsa spadł z głośnym plaśnięciem na podłogę.
– To ten zombi? – zapytał domyślnie Siergiej. – Dziwne, bo wygląda jak żywy.
– Przyniosłeś bułeczki? – wyszeptała Selene słabo. – I co jeszcze?
Jakoś odpowiedź na to pytanie nie dała długo na siebie czekać.
– Świeże latte! – rozległo się od drzwi i do kuchni tym razem wkroczył Kristofer. Akurat w momencie, gdy David z głuchym pomrukiem rozerwał kolejnego kurczaka na pół.
– Niebiosa! – jęknęła Selene, tarmosząc włosy. – Ja chyba śnię! Co wy wszyscy u diabła robicie w moim domu? O, przepraszam – zreflektowała się, zezując w stronę nowego gościa. – Nie chciałam wzywać twojego imienia na daremnie.
– Nie poczułem się urażony. – Kristofer okazał się odważniejszy, bo podszedł do niej, pocałował w policzek i wręczył cztery kawy. – Wczoraj tak nagle zniknęłaś, że nie zdążyliśmy porozmawiać, ale zdobycie adresu to dla mnie błahostka.
– Miałeś lecieć do Dubaju – wtrącił Siergiej, któremu wyraźnie nie spodobał się ten gest.
– Lecieć? – Selene wyglądała na zaskoczoną. – To za daleko, żeby pstryknąć palcami i się tam przenieść?
– Musimy dbać o pozory. Częstuj się, umarlak pewnie nie pije, ale jedną możesz dać wampirowi. – Też zajął miejsce, ale tuż obok Siergieja. – Nie zasłużył, ale mam dobry dzień.
– Szefowo! – Sarę zastopowało w miejscu, tuż na progu kuchni. Zza jej ramienia wyjrzała strzygąca uszami z zaciekawienia Danika. – Masz gości?
– Powiedzmy.
– A co ze zleceniem? Może przełożymy? – zaproponowała obłudnie. – Taki piękny dzień, a nam się w sumie nie spieszy…
– Status pilne i w nocy była pełnia.
– Jesteś wilkołakiem? – zainteresował się Siergiej. – Nie masz aury, ale w sumie to od każdej reguły bywają wyjątki.
– A jeśli tak, to co? Stworzymy związek na wzajemnym poszanowaniu upodobań kulinarnych? – zapytała Selene, dając łyka kawy.
– O co chodzi z tą pełnią? – chciał wiedzieć Kristofer, ale ona nie zamierzała niczego mu zdradzać. Była też pewna, że w tej kwestii może liczyć na Sarę i zachowanie tajemnicy.
To nie tak, że zawsze widziała złe duchy i zawsze mogła z nimi walczyć. I zjawy i moc znikały w miarę, gdy księżyc zbliżał się do nowiu, aby na trzy dni mogła stać całkiem zwyczajnym człowiekiem. Za to gdy nadchodziła pełnia, moc osiągała apogeum. Wtedy Selene była niemal nie do pokonania i nie do zranienia.
Nikt nie miał prawa o tym wiedzieć. Zwłaszcza tych dwóch tutaj.
Z bardzo prostego powodu. Umowa krwi zawarta z potworem nie dotyczyła ludzi. Więc przez krótką chwilę Selene stawała się całkowicie bezbronna. Gdyby wtedy ktoś ją skrzywdził, gdyby Siergiej… Nie miałaby najmniejszych szans.
Cholera! Dlaczego los nie obdarował jej czymś mniej skomplikowanym? Na przykład przepowiadanie przyszłości, wróżenie z kart czy coś w tym stylu. Może mogłaby odgadnąć numery w totalizatorze? Albo wyniki meczów? Nie, ona dostała duchy, zjawy i całą galerię innych dziwactw, z którymi musiała walczyć.
– Idę się ubrać – westchnęła. – Zachowujcie się przyzwoicie, żadnych orgii, masowych mordów czy czegoś w tym stylu.
Pocierając obolałe skronie, weszła na górę, na pierwsze piętro, gdzie miała swoją sypialnię, ale myliła się myśląc, że to koniec, bo Siergiej podążył za nią.
– Chcę wziąć prysznic i się ubrać – powiedziała mało uprzejmie.
– Nie mam nic przeciwko.
– Sama – dodała z naciskiem. – Wracaj wypić kawę.
– Nie zamierzam. – Bez słowa rozwalił się w fotelu, nie odrywając od niej wzroku. Nogę przerzucił przez podłokietnik i tak siedział, przyglądając się Selene zmrużonymi oczyma. – Jakie masz na dzisiaj zlecenie?
– Nudy – wzruszyła ramionami. – Zwyczajne duchy.
– Kiedyś się bałaś tych zwyczajnych duchów.
– To było kiedyś. Kiedyś też zawarłam umowę i ktoś miał mnie chronić.
– Bo kiedyś byłaś też głupia i naiwna.
– Miałam siedem lat, kretynie! – syknęła poirytowana, bo ból głowy przybrał na sile.
– Mało kto ośmiela się tak do mnie mówić. – Zmienił pozycję i teraz pochylony do przodu, z łokciami opartymi na kolanach, uśmiechał się szyderczo. – I dalej żyje.
– Mogę być pierwsza, nie mam nic przeciwko. – Podeszła do niego i stanęła dokładnie naprzeciwko. Siergiej uniósł głowę, ona ją opuściła i wpatrywali się teraz w siebie w milczeniu.
– Zerwę tę umowę, zobaczysz.
– Możliwe. Wyjdziesz? Naprawdę chciałabym…
Nie zdążyła powiedzieć nic więcej. Siergiej błyskawicznie chwycił szczupły nadgarstek, przyciągając ją ku sobie, tak że siedziała teraz na jego kolanach. Przytrzymał jednym ramieniem szczupłe, kobiece ciało, a drugie uniósł i ścisnął palcami jej podbródek.
– Mała Selene, nie igraj ze mną. – Głos miał odrobinę zmieniony, jakby głębszy, a może tylko tak jej się wydawało, bo znalazł się za blisko. – Nie lubię tego. Mam jechać z tobą?
Przez chwilę nie rozumiała, o co pyta, tak raptownie zmienił temat.
– Na akcję – dodał ze zniecierpliwieniem, opuszką kciuka wodząc po dolnej wardze kształtnych ust. – W końcu muszę cię chronić, żeby nikt nie zrobił ci krzywdy przede mną. Jesteś moja i tylko ja będę mógł wyssać twoją krew – wyszeptał, przybliżając jeszcze bardziej twarz.
Milczała, bo ta nagła bliskość sprawiła, że serce zaczęło bić jak szalone, a całe ciało ogarnęła słodka niemoc. Jak by to było, gdyby ją pocałował? Zamknęła oczy, smakując tego subtelnego jak trzepot skrzydeł motyli, dotyku. Kciuk sunął najpierw po konturze, potem zahaczył o czubek nosa, a na końcu zjechał na lewy policzek i dotarł aż do skroni. Za kciukiem podążyły chłodne wargi, lecz nie dotknęły jej ust. Zawisły nad nimi zaledwie kilka milimetrów, spijając dźwięki ciszy, a wtedy Selene poczuła, jak Siergiej się uśmiecha.
– Wszystko w swoim czasie – powiedział, a ona drgnęła, bo uderzyła w nią fala rozczarowania. Sekundę później pojawił się gniew, bo jak mogła tak szybko kapitulować? Co za wstyd, żeby on potrafił się powstrzymać, a ona podawała mu się na tacy, niczym danie główne.
Nie zaprotestował, gdy wyrwała się z jego ramion, aby wybiec z sypialni. Nie spojrzała za siebie, nic nie powiedziała, po prostu uciekła. Zarumieniona, zawstydzona i… zawiedziona.
Uciekła, bo zrozumiała, że jeszcze chwila, a to ona by go pocałowała.
Leave a Reply