***
Rozdział 6
Czerwień pulsująca krwią
Tym razem zlecenie musiała wykonać sama. Nie chodziło o bezpieczeństwo Sary, ale tam, gdzie musiała pójść, jej asystentka nie miała wstępu.
Pełnia księżyca sprzyjała akcji. Selene dysponowała całą swoją mocą, a w tym wypadku było to niezwykle ważne.
Zacisnęła palce na okrągłych, srebrnych monetach, którymi wypełniła obie kieszenie kurtki. Głęboko odetchnęła, a później spojrzała w górę, na minimalistyczny neonowy szyld z napisem Hell. To była prawdziwa jaskinia wroga, chociaż sama nazwa ją rozśmieszyła. Właściciel nie starał się zachować oryginalności.
W całym mieście były dwa takie kluby. Jeden dla wszystkich i drugi tylko dla wampirów. Z pozoru wyglądało to na całkiem normalne miejsce. Schodami w dół, odrobinę w prawo, wąskie, wysokie drzwi, ochroniarz tuż za nimi. Głośna muzyka i przytłumione światła. Ale kiedy zeszła na dół, nie wybrała tej drogi. Wybrała tę z lewej strony. Niewidzialną dla normalnego człowieka, którą dostrzegali jedynie ci, obdarzeni mocą. Dlatego Sara nie mogła z nią pójść. Napotkałaby ścianę, nawet gdyby Selene zasłoniła jej oczy.
Tutaj nie było ochrony, bo ta część klubu jej nie potrzebowała.
Kamienne schody prowadzące stromo w dół, zawiodły ją do kolejnego wejścia, w ciemny, pulsujący czerwonym światłem i głośną, rytmiczną muzyką techno, korytarz. Był długi, ale nie pusty. Nigdy wcześniej tutaj nie była, ale pamiętała opis, przekazany jej przez jednego ze złapanych wampirów.
Odetchnęła, wyciągnęła ramię, na którym na nadgarstku zawiązała czerwoną chustę, po czym patrzyła jak wytrysnęła z niej utkana ze srebrzystego światła księżyca lina. Wiła się i chybotała, lecz w końcu odnalazła drogę.
Selene ruszyła naprzód, ale powoli, z duszą na ramieniu. Korytarz był szeroki na jakieś dwa metry, o ceglanych ścianach pociemniałych ze starości, błyszczących od spływających po niej wilgoci, chociaż nie wiadomo było, czy to woda, czy krew. Podłoga wyglądała na kamienną, a sufit, który należał do dość niskich, poprzecinanym był przewodami i rurami. Jedynym oświetleniem były czerwone lamy w przydymionych kloszach, rozmieszczone w taki sposób, że ich blask nie rozganiał mroku, a jedynie wydobywał z niego przerażająco nieznane szczegóły. Wzdłuż prawej ściany rozmieszczono niskie, skórzane kanapy, teraz wszystkie zajęte, po lewej widać było drzwi prowadzące nie wiadomo dokąd. Selene szła, mijając siedzące wampiry, udając, że nie zwraca na nich uwagi, chociaż ona z pewnością przyciągała ich spojrzenia. Była tutaj nie tylko obca, ale i niepożądana. Musiała też załatwić sprawę szybko, zanim się ockną i na nią rzucą. Na razie dostrzegała jedynie zaskoczenie, że ktoś taki jak on, odważył się tutaj wejść. Były otumanione seksem, głośnym, hipnotyzującym dźwiękiem, zapachem krwi i magii. Podnosiły głowy znad swych ofiar, z których sączyły krew i patrzyły na nią oszołomione. Stuprocentowo pewne, że są tutaj nietykalne. Nie zamierzała z nimi walczyć, przyszła tutaj po pewną dziewczynę.
Korytarz się skończył, a ona dotarła do ogromnej sali, z niskim sufitem. Naprzeciwko miała bar, po lewej stronie stanowisko DJ–a, po prawej loże, które spowijał mrok. I to czerwone światło, przeplatające się z ciemno fioletową poświatą, w blasku której wszystko wydawało się jeszcze bardziej obce i przerażające. Na parkiecie dostrzegła kilka par, przy barze niewielki tłumek, za to loże były prawie puste. Bez zastanowienia podeszła do jednej z nich. Kanapa miała kształt litery U, pośrodku stał stolik, na którym poniewierały się puste szklanki, kieliszki oraz niedopałki papierosów. W samym rogu siedział mężczyzna oraz kobieta, którą obejmował ramieniem. On wyglądał na zadowolonego, ona miała zamknięte oczy i rozchylone wargi. Wyraźnie było też widać rany po świeżym ugryzieniu.
Siergiej miał rację. Pomiędzy bajki należało włożyć strach przed słońcem, święconą wodą czy czosnkiem. Osikowe kołki też nie zdawały rezultatu. Nic, co obowiązywało w tak zwanej pop kulturze. Wampirem nie zostawało się poprzez ugryzienie, potrzeba było do tego długiego i skomplikowanego rytuału. Żaden z nich nie wypijał też całej krwi od razu, fizycznie nie dałby rady. To tak jak człowiek chciałby naraz wypić kilka litrów wody. Cały proces wyglądał zupełnie inaczej.
Najpierw był wybór ofiary. Potem jej oznaczenie. Na samym końcu służyła swemu panu jako okazjonalna przekąska, którą miał na wyciągnięcie ręki. Wypijał maksymalnie pół litra, czekał na regenerację i znów wzywał. Oczywiście, wśród wampirów nie brakowało też idiotów, którzy korzystali z jednego człowieka codziennie, ale to było bardzo krótkowzroczne. Ofiara umierała po kilku dniach, trzeba było pozbyć się ciała i szukać nowego celu. Przezorny wampir miał kilkunastu oznaczonych ludzi i dobrze ułożony plan żywieniowy. Był przeciwnikiem inteligentnym, przewidującym i nie zabijał, kogo popadnie, bo to kończyło się zazwyczaj dla niego bardzo źle.
– Przyszłam po nią. – Selene wskazała dziewczynę, a mężczyzna spojrzał na nią z zaskoczeniem. Słyszał ją pomimo ogłuszającej muzyki, bo wampiry miały niezwykle czuły słuch.
– Po nią? – Ona musiała czytać z ruchu jego warg. Spojrzał w dół, na swoją ofiarę, czule pogładził ją po włosach, po czym się uśmiechnął.
– Ona jest moja. Ma niezwykle słodką krew, pewnie – tym razem spojrzał na Selene – ty też masz słodką krew, prawda? Zamienisz się z nią? – zaproponował chytrze, a Selene jedynie prychnęła. Jeszcze mocniej zacisnęła palce na srebrnych dukatach, po czym wyjęła dłoń i wyciągnęła w kierunku wampira.
Było coś, czego bał się każdy krwiopijca.
Srebrzyste dukaty. Nie samo srebro, a srebrne dukaty. Znalazła informacje o tym, w którejś z książek, wypróbowała i ku jej zaskoczeniu, okazało się, że działa.
Wampir syknął, zerwał się z miejsca i doskoczył na pewną odległość. Dziewczyna na kanapie osunęła się nieprzytomna, a Selene od razu do niej podeszła. Nie spuszczając oczu z przyczajonego do skoku wampira, zbadała jej puls i lekko pobladła, bo był bardzo, bardzo słaby. Za słaby, aby mogła przeżyć dzisiejszą noc.
– Cholera – mruknęła.
Zlecenie dostała od pewnej wróżki. Kobieta, obdarzona niewielką cząstką mocy, żyła sobie spokojnie wraz z córką, stawiając tarota i mniej lub bardziej trafnie przepowiadając przyszłość. Jej córka, Eve, nie odziedziczyła daru matki, ale z pewnością dla wampira jej krew była słodsza i lepsza od krwi normalnego człowieka. Ofiarą stała się pewnie przez przypadek, lecz to nie miało znaczenia.
– Cholera – powtórzyła Selene. Nawet jeśli ją stąd wyprowadzi, nawet jeśli wezwie pogotowie, to dziewczyna nie miała już szans. Zostały jej nawet nie godziny, a minuty, bo serce wyraźnie biło coraz słabiej. Więcej, była pewna, że nawet nie zdąży jej stąd wynieść.
Chyba że… Otrząsnęła się ze zgrozą, bo w takim miejscu jak to, nie powinna tego robić. To byłoby niczym zabawa ogniem w pomieszczeniu pełnym amunicji i rozsypanego prochu. Nie miała jednak wyjścia. Musiała zaufać, że jej moc okaże się na tyle silna, aby ochronić i ją, i Eve.
Księżyc był w pełni.
Bez namysłu ugryzła koniuszek kciuka, z premedytacją zatapiając zęby w miękkiej skórze. Na opuszce pokazała się kropla krwi, a wtedy Selene rozsmarowała ją na dolnej wardze nieprzytomnej dziewczyny. Po czym uniosła głowę i spojrzała prosto w oczy przyczajonego do skoku wampira.
Nozdrza jego nosa drgały, język przesuwał się po wyrazistych ustach, a w rozszerzonych źrenicach rozkwitały czerwone plamy głodu. Zwęszył zapach świeżej krwi i to jakiej! Ta słodycz nie miała sobie równych, była niczym najdoskonalszy narkotyk, upajała i doprowadzała do szaleństwa. Tym razem nawet srebrzyste dukaty nie mogły go powstrzymać.
Naprężył ciało, szykując się do skoku, ale nie zdążył nic zrobić. Potężny kopniak posłał go na środek sali, wśród tańczących. Woń świeżej krwi rozniosła się po klubie z szybkością błyskawicy. Nagle Selene zrozumiała, że teraz będzie miała nie jednego, a dziesiątki przeciwników.
I nieoczekiwanego obrońcę.
Siergiej zwalił się na kanapę tuż obok niej, krzyżując nogi, położył je na stole, po czym zapalił papierosa. Zaciągał się nonszalancko, patrząc z rozbawieniem na przerażoną Selene. On wyczuł jej zapach jeszcze na ulicy.
Co za kretynka. Tutaj? W takim miejscu chwalić się swoją wyjątkową krwią?
Pochylił się i wyszeptał jej do ucha:
– Widocznie dzisiaj będę musiał spełnić warunki umowy.
Spojrzała na niego niepewnie. Później na cienie, które nadciągały z każdej strony. Migotliwe cienie o czerwonych oczach, stapiające się w jednolitą masę, mającą tylko jeden cel. Groźny pomruk tego tłumu chociaż znikał w dźwiękach głośnej muzyki, to odbijał się echem w umyśle Selene, podsycając kiełkujący strach.
Tak, bała się. Nie po raz pierwszy, ale bała się, bo nigdy nie miała do czynienia z tak licznym przeciwnikiem.
Eve odzyskała normalny puls i chociaż nadal była nieprzytomna, to oddychała spokojnie, równomiernie. Selene była pewna, że teraz nic jej nie grozi, dużo gorzej przedstawiała się sprawa z nią samą. Spojrzała na cienie, które były już tak blisko, a potem na Siergieja.
Jeden ruch jego dłoni, a wszystkie się zatrzymały, jakby napotkały niewidzialną barierę. To był gest wykonany jakby od niechcenia, a jednak pełen mocy, jakiej nie umiała nawet określić. Pierwszy raz pomyślała, że zawarła umową z kimś wyjątkowym, nawet na standardy międzyświata. Z kimś, kto, gdyby nie tamten pakt, byłby dla niej największym zagrożeniem.
Siergiej pochylił się w jej kierunku, ujął wątłą dłoń Eve i nagle Selene dostrzegła jak kontury ciała dziewczyny zamigotały. Zniknęła, pozostawiając po sobie jedynie pustkę.
– Co…
– Wróciła do domu, jest nam niepotrzebna – mruknął. – Za to ty… Chętnie popatrzę jak stąd wychodzisz.
Była pewna, że nie żartował, chociaż miała również wrażenie, że nie pozwoli jej skrzywdzić. Po prostu ją testował. Skoro weszła do jaskini lwa, podrażniła go, to teraz musiała również stąd wyjść.
– Nie ugryzą cię – rzucił jakby od niechcenia, po czym wstał. Tym razem nie był ubrany na czarno. Miał na sobie białą, luźną koszulę, której dół znikał w ciemnych spodniach, a górne guziki z premedytacją nie zostały dopięte. Jasne włosy niemal fosforyzowały w półmroku, a wargi rozchyliły się, ukazując ostre zęby. Stanął tuż obok kanapy, ręce włożył do kieszeni i przyglądał się milczącej Selene, czekając na decyzję, jaką podejmie. Mówił prawdę. Żaden z wampirów nie mógł jej ugryźć. Co do innych rzeczy… Tutaj będzie musiała bronić się sama. Przed ich ciekawskimi dłońmi, głodnymi ustami, przed niechcianą intymnością i pazerną ciekawością. Znów się uśmiechnął, bo spodobał mu się ten pomysł. Dotrzyma umowy, a jednocześnie pozwoli jej zakosztować tego, co może być przedsmakiem, gdy pakt zostanie zerwany.
Selene również wstała. W czarnych, obcisłych spodniach, w równie czarnym podkoszulku, który idealnie podkreślał kształt piersi, w ciężkich traperach i włosach związanych z tyłu głowy, bez grama makijażu, wyglądała na o wiele młodszą. Przypomniała mu tamtą dziewczynkę, chociaż to akurat to rozgniewało. Położyła na stole garść srebrników i to gwałtownie wytrąciło go z równowagi.
Skąd wiedziała?
Nie zdążył odpowiedzieć sobie na to pytanie, gdy kobieta postawiła nogę na skórzanym siedzeniu kanapy, potem drugą, a na samym końcu odbiła się od sprężystej powierzchni i wpadła prosto w jego ramiona. Rękoma opasała szyję, nogami biodra i przylgnęła do Siergieja ciepłym oddechem pieszcząc szyję.
Była taka drobna i taka ciepła. Prawie gorąca. Na dodatek zapach pulsującej w jej żyłach krwi…
Mimowolnie uniósł ramiona, aby ją objąć. Opasał nimi biodra kobiety, a potem jeszcze bardziej przyciągnął ją ku sobie. Czuł, jak mocno i szybko bije jej serce, czuł to, co wtedy, na szpitalnym korytarzu i coś całkiem nowego, czego nie znał. Przymknął oczy, wtulając twarz w miękkie włosy i pomyślał, że zaraz zrobi coś, czego absolutnie, w żadnym wypadku nie powinien był robić.
– Wyniesiesz mnie stąd. – To nie było pytanie, a rozkaz wyszeptany do ucha. Podsycił gniew i wzbudził w nim chęć rewanżu. Aż tak była pewna, że dotrzyma warunków umowy? Nie, to tak nie działało, a przynajmniej nie do końca.
– Pora na degustację, mała Selene – mruknął, po czym trzymając kobietę w ramionach, ruszył w kierunku baru. Zwarty tłum oszalałych z pragnienia wampirów, rozstępował się niechętnie, węsząc niczym zwierzęta na polowaniu, które właśnie trafiły na doskonale zapowiadający się trop, a ich długie, zwinne języki oblizywały obnażone kły. Już nie przypominały ludzi, a potwory skupione jedynie na własnych instynktach. Siergiej posadził Selene na blacie, po czym skinął na barmana, wskazując na stojące za jego plecami kieliszki. Puściła jego szyję i teraz tylko siedziała, patrząc prosto na jego uśmiechniętą twarz. Nie lubiła tego uśmiechu. Był tak nieludzki, taki zły. Pokazywał, kim tak naprawdę był jej pan czarodziej.
– Widzisz ten kieliszek? – Wskazał na puste naczynie. – Napełnij go swoją krwią, a masz moje słowo, że cię stąd zabiorę. Oni – obejrzał się przez ramię. – Nawet cię nie tkną.
– Krwią?
– Niewielka cena za moją pomoc.
– To nie fair – odparła, marszcząc brwi.
– Cały ten popieprzony świat jest nie fair. – Oblizał się, na samą myśl o smaku jej krwi. – No, dalej!
– Nie! – Położyła obie dłonie na jego piersi, odpychając z całej siły. – Poradzę sobie.
– Tak, poradzisz – stwierdził szyderczo, ale Selene nie zamierzała wdawać się w dyskusje. Wystarczyło zapewnienie, że żaden z nich jej nie ugryzie. Dotyk… To zniesie, zresztą nie była aż tak bezbronna, jak sądził Siergiej. Chociaż musiała przyznać, że kolana miała jak z waty.
Złożyła dłonie, splatając palce w specyficzny sposób. Kiedyś robiło tak plemię czczące księżyc, a ona nauczyła się tego od Daniki. Uniosła je na wysokość twarzy, dostrzegając srebrzystą poświatę promieniującą z czubków palców. Głęboko odetchnęła i ruszyła w zwarty tłum, który powitał to pomrukiem pełnym aprobaty. Z pełną świadomością, że w każdej chwili może się zatopić w jej ciele dziesiątki ostrych zębów.
Leave a Reply