Słowa wstępu nie będzie 🙂
– Za godzinę wychodzę – oznajmiła mu Jagna po śniadaniu. – Ale wolałbym sama, bez twojego towarzystwa.
– Nie. – Miał w dupie, co wolała. Praca to praca. – Chyba że twój ojciec na to pozwoli.
– Raczej nie – westchnęła. – Dostał dwa kolejne listy z pogróżkami. No dobrze, pomożesz mi z paczkami.
– Jakimi paczkami?
– Zobaczysz. I o ile możesz, nie zabieraj broni. Proszę.
– Pewnie. Będę cię chronił dobrym słowem – sarknął.
– Tam, gdzie jedziemy, się nie przyda.
– O tym ja decyduję.
Więcej się z nim nie kłóciła, uznając, że to nie ma sensu. Konrad znów został objuczony torbami, które wrzucił do bagażnika, hamując kolejny napad gniewu.
– Gdzie jedziemy? – spytał, gdy już siedział z kierownicą, a Jagna z tyłu.
– Do potrzebujących
– Potrzebujących? – zdziwił się. – Chcesz się pozbyć swoich maskotek?
– Nie są moje. Kupuję je dla chorych dzieci i często dla ich rodzeństwa.
– To akurat nic dziwnego, śpisz na kasie – mruknął.
– Nie ja, ale mój ojciec – odparła ze spokojem. – I wierz mi, wcale nie jest chętny na wydawanie pieniędzy dla potrzebujących. Oczywiście od czasu do czasu razem z Magdą lubią pokazać gest – dodała z goryczą. – Te zakupy finansuję ze środków, które zostawiła mi matka. To po jej śmieci zgłosiłam się jako wolontariuszka do hospicjum. Umieranie w samotności jest straszne. Coś o tym wiem, bo kiedy ona łapała ostatni oddech, mój ojciec romansował już z twoją kuzynką.
– Aha – mruknął tylko. Wolontariuszka? Hospicjum? Miał rację, ta dziewczyna była jednocześnie delikatna i twarda. Inna nie dałaby rady. Wiedział o tym, bo swego czasu też tego próbował. Wytrzymał trzy miesiące, po czym się poddał.
I nagle zawstydził się wczorajszych myśli o egoistycznej smarkuli, która nie zna życia, wydając na prawo i lewo kasę tatusia.
– Gdzie konkretnie mam jechać?
– Odwiedzimy pewną samotną matkę, żeby miała trochę czasu dla siebie. Potem rodziców, których synek ma wrodzoną wadę serca. Głównie zajmuję się opieką, aby bliscy mogli trochę odetchnąć.
Na czubku języka miał słowa, że gdyby w odpowiednim czasie zrobili skrobankę, to pozbyliby się kłopotu. Ale kiedy zerknął w lusterko, zacisnął tylko usta. Dobra, był draniem, ale jakoś nie w smak był mu dokuczanie Jagnie. Tym bardziej że to, co robiła, budziło w nim niechętny podziw, a nie pogardę.
To było pięć długich, pouczających godzin. Jagna oczywiście zaangażowała go do pracy i Konrad najpierw został zatrudniony przy pucowaniu okien, potem przerzucił się na odkurzacz, a na końcu dostał mopa. Wściekły był nieziemsko, lecz nie protestował. Za to przy wizycie w drugim domu, włożyła mu w ramiona półroczne niemowlę i kazała uśpić.
– Możesz zanucić kołysankę.
– Ja?!
– Cokolwiek, nawet zwykłe la, la, la.
– Jeszcze czego! – warknął, ale kiedy maluch zaczął wpatrywać się w niego ogromnymi oczami, bardzo szybko ogłosił kapitulację. Co mu tam! Jagna była zajęta czymś w łazience, nie usłyszy, jak fałszuje. Konrad odchrząknął, po czym na próbę zanucił jedyną znaną melodię. Kilka minut później rozkręcił się na całego, a po kwadransie usiadł w fotelu, trzymając chłopca w ramionach.
– Śpi? – zajrzała do malutkiej sypialni.
– Tak.
– Świetnie – pochwaliła. – Rodzice wrócą za godzinę. Wytrzymasz, czy chcesz go położyć w łóżeczku?
– Wytrzymam.
Już nie wyglądał ani na obojętnego, ani na rozgniewanego. W dziwnym skupieniu przyglądał się chłopcu, zastanawiając, ile jeszcze dni życia zostało temu maluszkowi. To były nieprzyjemne myśli, zupełnie inne niż te, do których przywykł.
Czy to miał na myśli Krzysztof, mówiąc o hobby córki? I to z takim niezadowoleniem? Cholerny, stary cap! Lepiej by docenił jej pracę, a nie kręcił nosem. Następnym razem przeleci Magdę w ich małżeńskim łóżku. Stary się o tym nie dowie, ale jakaż satysfakcja, pomyślał złośliwie Konrad.
Kiedy wracali, on nadal był zamyślony, ona zmęczona. Nie tyle fizycznie, ile psychicznie, bo każda taka wizyta, widok dziecka skazanego na śmierć, sprawiał, że miała ochotę płakać i krzyczeć z bezsilności. Potem odwróciła wzrok od widoków przesuwających się za oknem i spojrzała na siedzącego z przodu Konrada.
Spisał się na medal, pomyślała z rozrzewnieniem. I ta kołysanka! Doprawdy, dziwny mężczyzna. Ciekawe co powie, gdy usłyszy, że co tydzień będą odwiedzali te rodziny? Może nawet się ucieszy? Co tydzień, aż do pogrzebu…
Z trudem powstrzymała łzy.
Za to na miejscu zastali istny chaos, z setkę kręcących się po posiadłości ludzi, rozstawiających okrągły namiot i scenę dla muzyków. Przy wejściu powitał ich sam Krzysztof, który od razu chwycił Konrada za ramię, odciągając na bok.
– To niby sprawdzeni ludzie, ale uważaj na nią. Za kilka godzin będzie spokój, lecz do tego czasu nie odstępuj jej na krok.
– A Magda? – spytał krótko Konrad, któremu nie w głowie było pilnowanie, a seks.
– Wysłałem ją do spa, wróci późnym wieczorem.
Kurwa jasna! zaklął w myślach Kondziu. A miał taką ochotę na solidne rżnięcie. Trudno, zrobi to sam, a później wykona polecenie i będzie uważał na smarkulę.
Niestety, po prawdziwym, ostrym seksie z Magdą, własna ręka przestała mu wystarczać. Lodowaty prysznic pomógł okiełznać te rozdmuchane pragnienia. Potem wbił się w świeży garnitur, chociaż miał ochotę na coś mniej formalnego, chociażby zwykłe dżinsy oraz koszulkę. Po czym bez wahania zapukał do drzwi sypialni Jagny.
Niestety, odpowiedziała mu jedynie cisza.
– Co do kurwy nędzy? – zaklął, wchodząc z impetem do środka.
W pokoju nikogo nie było. W łazience również. Konrad stanął pośrodku, rozglądając się z uwagą. Po czym wyjął z tylnej kieszeni telefon i wybrał numer Jagny.
Nic, cisza, chociaż tak naprawdę to o niczym nie świadczyło. Coraz bardziej wściekły, włączył lokalizator w swoim iphonie, sprawdzając, gdzież zawędrowała jego podopieczna. Jakież było jego zdziwienie, gdy dostał adres w centrum miasta.
No ładnie, pomyślał skwaszony. Głupia smarkula nie mogła usiedzieć na miejscu i postanowiła się ukradkiem wymknąć. Tylko pewnie nie wiedziała, że mógł ją namierzyć za pomocą zwykłej funkcji w telefonie. Wkurwiony na maksa, także wymknął się ukradkiem, obiecując sobie w duchu, że on już sobie z nią porozmawia na temat podobnych, głupich wybryków.
Gdy dotarł na miejsce, zaczynało zmierzchać. Pod podanym adresem znajdował się znany klub taneczny, chociaż była to sława wątpliwej jakości. Konrad sapnął ze wściekłością, po czym wszedł do środka. Impreza dopiero się rozkręcała, więc z łatwością dostrzegł, że Jagny nie było ani przy barze, ani na parkiecie. Przy stolikach czy w lożach także. Nie zamierzał dalej szukać w ciemno. Zaczepił przechodzącą kelnerkę i to od niej dowiedział się, że na piętrze znajdują się jeszcze specjalne pokoje dla vipów. Znalazł ją w trzecim i to, co ujrzał, doprowadziło go do furii.
Kiedy wrócili do domu, Jagna wykorzystała ten moment, gdy ojciec wziął Konrada na bok i pobiegła do swojej sypialni. Błyskawicznie się odświeżyła, przebrała i ukradkiem wymknęła z domu. Okazało się to całkiem prostym zadaniem, zwłaszcza że przed bramą czekała już taksówka. Pragnęła jedynie odrobinę prywatności, bo randka z wymarzonym chłopakiem oraz snującym się za nią ponurym Konradem, była kuriozalnym pomysłem. Trudno, ojciec powinien zrozumieć pewne rzeczy. Zresztą, wypije drinka lub dwa, porozmawia z Robertem, może nawet zatańczy i grzecznie wróci do domu tuż przed północą.
Był bratem jej koleżanki z roku. Starszym o dwa lata, doskonale rokującym adwokatem, z rodziny o wieloletnich prawniczych tradycjach. Jagna była nim zauroczona od pierwszego spotkania, a gdy jeszcze zaprosił ją na niezobowiązujące spotkanie w klubie, miała wrażenie, że znalazła się u bram nieba. Co prawda krążyły o nim niezbyt przyjemne plotki, ale kto by się tam przejmował plotkami.
Robert powitał ją przy wejściu. Pocałował w policzek i od razu wyczuła bijącą od niego nieprzyjemną woń alkoholu oraz nikotyny. Zachowywał się nieco dziwnie, jakby byli parą z wieloletnim stażem. Objął ją w pasie, przytulił i zamówił mocnego drinka, mimo że prosiła o coś słabego i bez wódki. Potem zaprowadził do góry, do niewielkiego pomieszczenia, a jego ciekawskie dłonie błądziły po jej ciele bez żadnych zahamowań.
Dopiero wtedy poczuła się odrobinę zaniepokojona. Nie dlatego, że znaleźli się tam sami, ale dlatego, że towarzyszyło im dwóch kolegów Roberta. Dostrzegła też na stoliku coś podejrzanego, garść białych, okrągłych pigułek.
– A inni? – odważyła się zadać pytanie, gdy Robert zwalił się na niską kanapę i pociągnął ją za sobą, zmuszając, aby usiadła na jego kolanach.
– My ci nie wystarczymy? Trzech prawdziwych facetów – zakpił. – Trzech przystojniaków, o których marzy niejedna dziewczyna.
– Czuję się dziwnie – wyjaśniła, próbując wyplątać się z jego ramion.
– E, tam! Marudzisz! Czeka cię wieczór niezapomnianych wrażeń – mrugnął porozumiewawczo do kolegów, wrzucając do drinka Jagny jedną pigułkę. – Pij mała, za naszą owocną znajomość!
Szczerze mówiąc, nie tego się spodziewała.
– Myślałam, że zaprosiłeś mnie na randkę?
– Randkę? – zarechotał. – Ja z tobą brzydulo? Chcemy ci wyświadczyć przysługę, żebyś w końcu zakosztowała prawdziwego seksu.
– Nie! – Szarpnęła się na tyle energicznie, że prawie udało jej się wyswobodzić. Ale Robert nie zamierzał odpuścić. Cyklicznie, raz w miesiącu, jeden z ich trójki sprowadzał tutaj upatrzoną ofiarę. Obojętnie kim była, obojętnie jak wyglądała, musiała być jedynie słaba i nieśmiała, nawet lekko wyobcowana. Tym razem to on typował i postanowił udowodnić kolegom, że bezkarnie będą mogli zaliczyć córkę znanego biznesmena. Sama wystawiła mu się na cel, gdy poznali się na urodzinach Ewy, jego siostry. Poza tym nie obawiał się konsekwencji, bo w końcu ojciec był znanym adwokatem, wujek sędzią, a ciotka prokuratorem. Już raz wpadł i bez problemu wydostali go z tarapatów. To go ostatecznie rozzuchwaliło.
– No pij! Nie kryguj się głupio! – Potrząsnął nią, trzymając za kark. – Przyszłaś tu zgrywać ważniarę? To nie z nami gówniaro!
– Puść mnie!
– Grzecznie wypijesz, co przygotowaliśmy, a później obciągniesz każdemu jak rasowa kurwa!
– Ale ja nie…
Uderzył ją, powalając na kolana. A kiedy zerwała się, próbując uciec, brutalnie chwycił za włosy, zatrzymując w miejscu. Krzyknęła, bo zabolało. W szarych oczach ukazały się łzy i przerażenie.
Nie spodziewała się tego po Robercie, nie po tym grzecznym, ułożonym studencie prawa. Wydawał się jej wspaniałym mężczyzną, na dodatek wierzyła, że między nimi było coś więcej niż sympatia.
– Co w ciebie wstąpiło? – jęknęła zaszokowana.
W odpowiedzi roześmiał się głośno. I gwałtownie umilkł, bo tuż obok pojawił się nieznajomy mężczyzna. Jego koledzy także zagapili się na przybysza, lecz szybko pozbyli się tremy i zaczęli sobie z niego niewybrednie żartować.
– Patrzcie na niego! W tym garniaku chyba wybrał się na pogrzeb, a trafił na imprezę! Ależ sztywniak!
Jagna zerknęła za ramię i od razu poczuła ulgę.
Konrad.
Zadrżała, gdy dostrzegła ogrom wściekłości w ciemnych oczach. Pomimo iż nie zrobiła nic złego i tak poczuła strach. Jak wcześniej w jego towarzystwie.
On nie prosił, nie wdawał się w dyskusje. Zaatakował. Był szybki, zwinny i silny. Pierwszemu zamienił twarz w krwawą miazgę, drugiego kopniakiem posłał pod ścianę, prawdopodobnie łamiąc mu żebra, a potem uniósł głowę, patrząc prosto na oniemiałego Roberta.
Uśmiechnął się, sprawiając, iż przeciwnik puścił włosy dziewczyny, chcą rzucić się do ucieczki. Nie dał rady przebiec nawet metra.
Konrad powalił go na ziemię. Usiadł na nim okrakiem i bezlitośnie zaczął okładać zaciśniętymi pięściami. Nie obchodziło go, że chłopak przestał się bronić. Świat oglądał teraz zza czerwonej kurtyny mgły, spuszczona ze smyczy brutalność opanowała jego myśli. Krew tryskała na wszystkie strony, a twarz ofiary przestała przypominać ludzkie oblicze. Powieki były opuchnięte, z nosa została krwawa miazga, a całe oblicze wyglądało, jakby ktoś je zamalował czerwoną farbą.
Nie wiadomo, czym by się to skończyło, gdyby nie pojawiła się ochrona. Ich przybycie przerwało ten brutalny spektakl. Lecz kiedy jeden z muskularnych ochroniarzy chciał się rzucić, na wciąż klęczącego Konrada ten uniósł głowę i płynnym ruchem wyciągnął broń.
– Nie radzę! – wycedził przez zęby. Ocknął się z dzikiego amoku i wstał, chociaż jak wiele kosztowało go zatrzymanie potoku agresji, wiedział tylko on sam.
– Zabieram tę panienkę – wskazał na drżącą Jagnę. – I będziecie mogli posprzątać.
Nikt nie ośmielił się zaprotestować. Konrad schował broń, zdjął marynarkę, narzucając ją na dygoczącą z emocji dziewczynę, po czym chwycił ją w ramiona i skierował się ku wyjściu. Nie bał się, że ktoś mógłby zaatakować go od tyłu. Patrząc na ich twarze, widział jedynie strach czający się za groźnie zmarszczonymi czołami.
– Dobrze, że się zjawiłeś – odezwała się w końcu, gdy już znaleźli się na zewnątrz. – I przepraszam, że uciekłam.
– Mnie nie musisz przepraszać. Ja mam to w dupie. Wykonuję tylko swoją pracę.
Postawił ją przy samochodzie. Dopiero wtedy odważyła się na niego spojrzeć. Na bieli koszuli czerwone plamy wyglądały przerażająco. Ręce aż po łokcie były czerwone, jakby zanurzył je w farbie. Przeniosła wzrok na jego twarz, potem na oczy i aż wstrzymała oddech.
Dostrzegła tam jedynie czystą satysfakcję.
Strach powrócił, chociaż nie miała ani jednego powodu, aby się bać.
– Nie chcę wracać do domu – odezwała się w końcu drżącym głosem. – Pojedziemy do mojego mieszkania, zgoda?
Z obojętnością wzruszył ramionami. Otworzył drzwi, gestem nakazując jej zajęcie miejsca, po czym sam usiadł za kierownicą i ruszył gwałtownym zrywem.
Czuł się cudownie! Już zapomniał, że adrenalina potrafiła uzależniać. Potem pomyślał, że chciał spokoju, ale tak naprawdę to go nie uszczęśliwiło. Potrzebował emocji, akcji, walki i przemocy. Przynajmniej od czasu do czasu. Ta krótka potyczka z lichym przeciwnikiem wprawiła go w euforię. Prowadził jak wariat, nie zważając na siedzącą obok dziewczynę.
Jagna milczała. Najchętniej kazałaby mu się zatrzymać, aby mogła wysiąść i uciec. Bała się tego człowieka od samego początku, a teraz przerażenie osiągnęło apogeum.
Tylko że jej chyba nic nie zrobi? W końcu był jej ochroniarzem…
Wjechali do podziemnego garażu. Konrad zgrabnie zaparkował, a gdy wyszli, znów wziął ją na ręce. Akurat to było zaskakujące, chociaż Jagna czuła wdzięczność, bo po tym wszystkim, po akcji w klubie i szalonej jeździe, miała nogi jak z waty.
Mieszkanie, które kupił jej ojciec, znajdowało się na ostatnim piętrze luksusowego apartamentowca. Ogromny salon był połączony z jadalnią i kuchnią. Z boku przylegały do niego dwie sypialnie, każda z własną łazienką oraz toaleta.
– To mój pokój – wskazała Jagna na jedne drzwi. – Możesz skorzystać z drugiego.
– Skorzystać?
– Wyglądasz… – uczyniła nieokreślony ruch ręką. – Koszmarnie. Tam jest pomieszczenie gospodarcze i pralka z suszarką.
– Koszmarnie? – prychnął z pogardą. – Dobra, przebierz się, potem przyłóż coś zimnego do twarzy. Ja też się ogarnę.
Wzięła długą, odprężającą kąpiel, zmywając z siebie cudzą krew. Ubrała luźny dres, włosy związała na czubku głowy. Z wyraźnym przygnębieniem przyglądała się tej części twarzy, w którą uderzyła dłoń Roberta. Nie wyglądało to dobrze, lecz po namyśle postanowiła nic z tym nie robić. Zresztą, sama była sobie winna. Nie trzeba było uciekać, nie trzeba było tak bezkrytycznie wierzyć komuś, kogo spotkała zaledwie dwa razy. Naraziła nie tylko siebie, ale i Konrada, bo była pewna, że rodzice Roberta nie odpuszczą. Trudno, porozmawia z ojcem, przyzna się i poprosi o pomoc. Co prawda jej obrońca przesadził, ale gdy uświadomiła sobie, że plotki być może były prawdziwe… Rany! Ależ z niej naiwna kretynka! Chociaż naprawdę myślała, że spędzą razem czas na imprezie w towarzystwie znajomych. W życiu nie przyszłoby jej do głowy nic innego.
Kiedy weszła do salonu, zastała jedynie ciszę. Pstryknęła guziczkiem czajnika, wyjęła z lodówki kartonik soku. Po namyśle przyniosła także z barku butelkę whisky. Nie przepadała za alkoholem, ale przygotowała dwa słabe drinki. I właśnie gdy krzywiąc się, upiła pierwszy łyk, w salonie zjawił się Konrad.
Zdjął ubranie i teraz był owinięty jedynie ręcznikiem.
A Jagnę zamurowało.
Bynajmniej nie dlatego, że nigdy wcześniej nie widziała nagiego mężczyzny.
Ale… Takiego nie widziała, nawet na okładkach magazynu czy zdjęciach w internecie.
To umięśnione ciało wręcz krzyczało o sile, jaka w nim drzemała. Zbrązowiałą od słońca skórę pokrywały liczne tatuaże i blizny. Z szerokiego torsu schodził w dół wąski pasek ciemnego owłosienia, znikając za skrajem ręcznika.
Był idealny. Tak bardzo, że nie potrafiła oderwać od niego wzroku.
– Wsadziłem wszystko do pralki. Za godzinę powinno być gotowe do ubrania – burknął, sięgając po drinka. Dał łyka, po czym wykrzywił twarz.
– Co to za siki? Podaj butelkę.
Bez słowa wykonała polecenie. Znów drżały jej dłonie, ale z zupełnie innego powodu.
– Nie mam… – odchrząknęła. – Nie mam nic, w co mógłbyś przebrać.
Wzruszył tylko ramionami, opierając się rant kuchennej wyspy. Wyglądał na znudzonego, chociaż przecież musiał dostrzec jej niezdrowe zainteresowanie. Cóż, nie ona pierwsza, nie ostatnia. Dziwki też reagowały zachwytem, przynajmniej póki nie zaczął ich pieprzyć.
– Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać?
– Wiedziałem.
– Czy to aż taka tajemnica?
Nie odpowiedział. Za to uniósł głowę i zmrużonymi oczyma wpatrywał się w jej twarz.
– Przyłóż lód – nakazał. – Trochę pomoże.
– Przeżyję.
Wykrzywił usta z niezadowoleniem, a potem uniósł ramię i opuszkami palców dotknął opuchniętego policzka.
Jagna zamarła w bezruchu, chociaż jej serce ruszyło do morderczego galopu, a całe ciało ogarnęła zniewalająca, pełna słodyczy słabość. Miał gorące, prawie parzące palce. Wydawały się nieco szorstkie, chociaż muskały jej skórę niezwykle subtelnie. Nie wiadomo kiedy z policzka zsunęły się niżej, dotknęły rozchylonych ust. Wtedy prawie bez udziału świadomości i ona dotknęła jego piersi, kładąc otwartą dłoń na muskularnym, wytatuowanym torsie. Konrad przechylił lekko głowę i spytał chrapliwym szeptem:
– Masz ochotę na seks?
– Nie! – Gwałtownie przyciągnęła ku sobie własną dłoń i odchyliła się w tył. – Nie – dodała już spokojniej.
– Szkoda – mruknął, badawczo jej się przyglądając. – Ja mam.
Komentarze
Karolina
I od razu dzień jest lepszy po przeczytaniu Twojego opowiadania😊 Kondziu to facet o wielu talentach, aż się rozczulilam nad tym fragmentem jak trzyma dziecko w swoich ramionach😚 akcja powoli się rozkręca, czekam na więcej😉
Konrad zrób Jagnie najpierw usta usta a nie od razu seks😃
Babeczka
To mam nadzieję, że uda mi się dziś dodać kolejną część, może nie do porannej, ale do popołudniowej kawy 🙂
Karolina
Mam nadzieję że znajdę czas na czytanie bo na kawę to ciężko, do 18 w pracy a później chciałam upiec tort u mojej kuzynki jako niespodziankę dla moich sióstr na urodziny u mojej kuzynki:) Ale czekam z niecierpliwością co tam dla nas przygotowałaś za emocje w następnej części😘
Babeczka
Tylko się dziecięca z tatusiem pozbędę, bo to nie pisanie po jednym zdaniu 😀
AinaIgn
Uffffffff jeśli nie mogę przeklnąć to nic chyba nie powiem 😲
Nie no aż mnie zatkało.
Grunt to jasno określać swoje potrzeby …pomyślał Konrad i zadał pytanie….
Jagna się nie zgodziła i dobrze…. Dzisaj potraktowałby ja chłodno i przedmiotowo… I choć za głupotę się płaci to jednak ma dobre serce i zasługuje na szacunek i cieplejsze uczucia☺
Hmmm pewnie Jagny serce i pożądanie aż wyrywają się do Konrada ale rozum leje zimnym kubłem po głowie….
Ciekawe czy Jagna choć trochę da mu do myślenia….
Dobra dosyć bo sama resztę dopiszę a wolę Agusi wersję 😁😁😁😁
Babeczka
Ja myślę, że oni na razie są na etapie „obwąchiwania” :-)))
Anna
Kondziu i małe dziecko. Pewnie słodkie widok. Dobrze. Ze skubany pojawił się w dobrym momencie. W sumie chciałabym widzieć na żywo ta akcje. Co jak co ale myślałam że jagna skusi się na buziaka. Czekam na więcej ♥️
Babeczka
No gdzie, za szybko :-)))
Hinc
Kondziu pasuję ci taki mały bobas 😁Jagna masz szczęście że Kondek cię znalazł, należało się pożądane wpierdziel takiemu śmieciowi jak można tak wykorzystywać naiwne dziewczyny 😤 Kondziu masz u mię butelkę pożarnej wódki 😉❤️
Babeczka
Ja myślę, że takie zestawienie zawsze wywołuje rumieniec emocji :-)))
lamblied
Co za rozdział, tyle emocji.. 😀 Kondzio w swoim żywiole. 😀
Babeczka
Emocje to dopiero będą ;-D
Majka
Chcemy więcej 🙂