Pewnie zastanawiacie się, co się ze mną dzieje? Nie czytałam jeszcze komentarzy, ale niektórzy stuprocentowo wysunęli uszczypliwe supozycje odnośnie stanu mojego sprzętu, połączenia internetowego, nagłej śmierci, tudzież wypadku typu, wlazła ślepa baba i coś ją pewnie przejechało. Otóż nic z tych rzeczy 🙂 Komputer śmiga jak nigdy, tp nie kombinuje z awariami, cegła na łeb mi nie spadła, innych katastrof również nie było. Czas wolny miałam (na przykład całą niedzielę) i wykorzystałam go tym razem na błogie oraz całkowicie bezproduktywne lenistwo. A także układanie miasteczka z klocków lego.
Po prostu zrobiłam sobie wolne od neta, komputera i bloga. Bynajmniej nie dlatego, że znudziło mi się blogowanie, przestałam Was kochać czy kochać, to co robię. Po prostu musiałam odetchnąć. Tak na kilka dni. Możecie jedynie mnie zwymyślać za to, że bez ostrzeżenia. Jednak podjęłam tę decyzję bodajże w niedzielę i wytrwałam, aż do teraz. Niezbyt długo, ale zawsze.
Oczywiście powinnam teraz napisać, że pełna nowych sił, przystępuję do masowej produkcji tekstów, a nowe posty będą się ukazywały przynajmniej co godzinę 😉 Niestety, nic z tych rzeczy, chociaż musiałam wrócić do pisania, bo inaczej to wszystko śniło mi się po nocach. Do bani taka nocka, gdzie co chwilę budzę się i wyskakuję, by zapisać kolejny pomysł. Jak widać upiorna wyobraźnia nie popuściła, wyleźć musiała, chociażby w nocy, gdy nad nią całkowicie nie panowałam 🙂
Za nieobecność przepraszam. Prócz czynników technicznych, zdarzył się i taki związany z przesileniem materiału... Zwoje w mózgownicy się zagotowały, zabulgotało to wszystko potężnie, para uleciała uszami, więc się poddałam, wierząc, że jak kochacie, to zaczekacie. Zwłaszcza, że kilka dni to nie wieczność 😉 Własny mózg rzecz cenna, nadal potrzebna, nie będę przeciągać struny...
Tym razem to ona nie odpowiedziała. Zacisnęła zęby, z większą siłą wdusiła pedał gazu. Była zła, bo sądziła, że z niej żartuje. A nawet jeśli nie… Nic mu nie da, bo nic mu nie obiecywała.
– Gdzie jedziemy? – spytała po bardzo długim czasie milczenia.
– Przed siebie – mruknął mężczyzna.
– Sądzisz, że znaleźli nas przez to coś, co miałam wszczepione pod skórę?
– Tak.
– Autor ostrzeżenia również?
– Tak.
– A przypadkiem nie ma tego więcej?
– Może.
– Może, tak, nie. Wiesz jak mnie czasami denerwują te lakoniczne odpowiedzi?
– Wiem.
– Czyli robisz to specjalnie? – zerknęła w lusterko. Coś blado wyglądał. – Jesteś ranny? – spytała z niepokojem.
– To tylko draśnięcie.
– Draśnięcie?
– Jak dotrzemy do celu, zaszyjesz i po krzyku.
– Po krzyku? – wymamrotała czując narastający niepokój. Niechętnie pomyślała, że po raz pierwszy przestraszyła się tego,. iż mogłaby zostać sama z tą dziwną sprawą, z ludźmi, którzy chcieli jej śmierci, choć wcale ich nie znała. Nie znała również powodu wydarzeń ostatnich dni. Gorzej, nie potrafiła sobie go nawet wyobrazić.
– Jak masz na imię? – spytała, zmieniając temat.
– Ja? – Przymknął oczy, zastanawiając się czy odpowiedzieć. Tak dawno go nie używał. Fałszywe dokumenty, dziesiątki nazwisk, które tak naprawdę wybrane zostały zupełnie przypadkowo. Czas, który upłynął od momentu gdy ktoś inny wypowiadał jego imię. Pokręcił głową w zadumie.
– Jestem Orina – sama odpowiedziała na zadane pytanie. – A ty masz niezwykły dar doprowadzania mnie do stanu wrzenia.
– Ty mnie także.
– Ja? – zdziwiona zerknęła za ramię. – Dlaczego?
– Powiedziałem do stanu wrzenia. Nie złości – złapał jej spojrzenie w lusterku i krzywo się uśmiechnął. – Za kilometr skręć w prawo.
– Asfalt czy leśna droga?
– Leśna droga. Powiem kiedy.
– Dobrze. I nadal nie wiem, jak masz na imię?
– Czy to ważne?
– Tak. Nie myśl, że uda ci się wywinąć. Powiesz mi wszystko co wiesz, choćbym miała to z ciebie wydusić siłą.
– Siłą? – Roześmiał się, tym razem w głos. Miał ochotę zaproponować, że może podczas upojnego seksu. Coś za coś. Wiedział jednak, że dziewczyna nie żartuje. Mówił mu to jej stanowczy wzrok, surowo zaciśnięte usta. Trzeba przyznać, miała charakterek! – Nie patrz na mnie tak groźnie, wszystko powiem. Zwolnij, zaraz skręcamy.
Posłusznie przyhamowała, by po chwili skręcić w leśny trakt. Droga nie była najgorsza, choć strasznie trzęsło. Mężczyzna pobladł jeszcze bardziej. Chyba jednak to nie było jedynie draśnięcie. Oby nic naprawdę poważnego, bo kiepska z niej była lekarka.
– Schowałeś drugi samochód pośrodku lasu? Dziwaczne, lecz w tym szaleństwie być może jest metoda.
– Nie samochód.
– A co?
– Motor.
Orina gwałtownie zahamowała.
– Co?! Człowieku! Ty jesteś ranny, a ja z ledwością potrafię jeździć na rowerze. Sądzisz, że dam sobie radę z motorem? Cholera! Ja nawet nie mam pojęcia, jak się prowadzi skuter. W dodatku zimą!
– Dam radę.
– Ta, pewnie! – syknęła. – Wyglądasz jakbyś za chwilę miał zemdleć. I ja mam z tobą jechać?
– Nie masz wyboru. Zatrzymaj się – rozkazał.
Była tak poirytowana, że nie zauważyła jak mocno się skrzywił, z jaką siłą zacisnął wargi, by nie pokazać, że rana stawała się z minuty na minutę bardziej dokuczliwa. Energicznie wysiadł z samochodu, kierując się ku niewysokiemu wzniesieniu. Kiedy do niego doszedł, zrozumiała, że w rzeczywistość ten pagórek krył w sobie prawdziwą niespodziankę. Motor. Przepiękny, wyglądający na szalenie szybki i niebezpieczny.
– Za co mnie to wszystko spotyka? – wymruczała. Rzeczywiście, nie znała ani jednego powodu całego tego zamieszania. Owszem, jeden był. Książka. – A bagaże to sobie weźmiemy na plecy?
– Częściowo. Resztę ukryjemy.
Wykonał zbyt gwałtowny ruch i tym razem nie zdołał ukryć swej słabości. Zachwiał się, po omacku szukając zbawczego pnia najbliższego drzewa.
– Hej! – Orina błyskawicznie znalazła się tuż przy nim. Po raz kolejny tak blisko, tak niebezpiecznie blisko. Podtrzymała go ramieniem, a dłonią przejechała po spoconym czole. – To nie jest draśnięcie, prawda?
– Nie.
– Nie możesz prowadzić. Ja również.
– Muszę. Ty również.
– A co będziesz, gdy zemdlejesz? Zasilimy szeregi dawców organów?
– Poprowadzisz. Ja ci pomogę.
– Boże, zlituj się! Naprawdę sądzisz, że to możliwe?
– Tak.
Nagle pomyślała, że ma dosyć. Chce wyjaśnień! Rozwiązań. Faktów, a nawet zwykłych spekulacji. Nie ucieczki przed nieznanym, z kimś, kto sam siebie nazwał zawodowym mordercą i cały czas patrzy na nią z wyczuwalną kpiną. A na dodatek był zbyt seksowny, by po prostu go ignorować.
– Twoje imię! – zażądała wściekłym sykiem. Tym razem nie droczył się z nią.
– Dorian.
– Prawdziwe?
– Tak – uśmiechnął się, wciąż oparty o drzewo i jej drobne ciało. Czy to normalne, by na wpół żywy miał wciąż ochotę tylko na jedno? Aby ją pocałować.
– Ładne, nie ma się czego wstydzić. – Rękę wsadziła za połę skórzanego płaszcza. Z przerażeniem poczuła wilgoć na opuszkach palców. Spojrzała w dół i pobladła. Cały lewy bok mężczyzny był okrwawiony. Część spodni również. Co by nie powiedział, to nie było draśnięcie.
– Powinnam zawieźć cię do szpitala.
– To byłoby głupie.
– A wykrwawienie się na śmierć jest mądre? – spytała z ironią. – Poczekaj chwilę, musze zerknąć na mapę. Nie, nie chodzi o najbliższą miejscowość. Ta okolica roi się od jezior, muszą tu być jakieś domki letniskowe. Teraz przecież puste. Masz jakiś atlas w schowku?
Skinął głową, choć powinien był zaprotestować. Zawsze realizował swój plan do końca. Z drugiej strony nie zdarzyło się jeszcze, by znalazł się w tak fatalnej sytuacji.
– Nie musisz szukać – powiedział cicho. – Wiem, którędy musimy jechać.
– Samochodem – odparła stanowczo.
– Nie sądzę.
– Jest coraz zimniej, zaczyna padać śnieg, a ja nie mam pojęcia jak prowadzić to pudło. Nie wspominając o tym, że zamarzniemy. Nie mogłeś schować tu czegoś innego? – mamrotała poirytowana, pomagając mu dojść do porzuconego auta.
– Nie.
O dziwo, posłusznie zajął miejsce obok kierowcy, nieznacznie się tylko krzywiąc. Szybko usiadła obok i odpaliła silnik.
– Prowadź.
– Najpierw cofnij, byśmy wrócili do głównej drogi.
– Wspaniale.
Pół godziny później dotarli do niewielkiej chatki, położonej w otulinie ośnieżonego lasu. Chociaż dotarli, to zbyt wielkie słowo. Droga okazała się na tyle nieprzejezdna, że ostatni kilometr musieli pokonać na piechotę. Zima uparła się pokazać, na co ją stać, i z nieba padał gęsty śnieg, a wiatr ponuro wył pomiędzy nagimi konarami drzew. Orina ciężko dysząc otarła pot z czoła i z niechęcią spojrzała na solidne kraty.
– Co teraz?
– Chyba wejdziemy do środka.
– Niebiosa, dajcie mi cierpliwość… Jak?
– A tak. – Tylko kilka sekund majstrował przy solidnie wyglądającej kłódce. Potem pozwolił, by weszła pierwsza. Tak naprawdę to wirowało mu w głowie, a świat dookoła robił się coraz mniej wyraźny. Chyba miała rację z tym przymusowym postojem. Daleko by nie dotarli, gdyby to on prowadził. Oparł się i futrynę, dłonią dotknął rannego boku. Ból stał się wręcz nie do zniesienia. Na dodatek chyba faktycznie stracił dość sporo krwi. Niedobrze. Dziewczyna sama sobie nie poradzi.
– Dorian? – właśnie znalazła się tuż obok, patrząc z przerażeniem na jego białą niczym śnieg twarz, na pot perlący się na czole i spierzchnięte usta. – Dorian, nie mdlej mi tutaj. Słyszysz? Wytrzymaj jeszcze kilka minut! Cholera! – zaklęła, podtrzymując coraz bardziej wiotkie ciało mężczyzny. Ważył chyba z tonę. Z ledwością udało jej się posadzić go w pobliskim fotelu. Chyba stracił przytomność, bo głowa opadła mu na piersi, a ręce zwisały bezwładnie po obu stronach. Miała prawo kląć.
Orina wstała. Przez moment czuła jedynie narastającą panikę. Potem rozejrzała się i postanowiła działać. Zrobi tyle, ile może. A jeśli okaże się, że to za mało… Wzdrygnęła się. Nie, tak nie powinna myśleć.
Więc przestała.
Komentarze
Anonimowy
Babeczko kochana, ja chce wiecej!
Anonimowy
Babeczko!!
Dlaczego zawsze kończysz w takich momentach ?
Kocham Twoje opowiadania, to jest jedno z moich ulubionych. Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejną część : ) 🙂
Pozdrawiam. Buziaki 😉 (;
Anonimowy
Cudo. Czekam na ciąg dalszy z utęsknieniem 🙂
Kajjka
A ja się już ucieszyłam, że z tym "co godzinę" to tak na poważnie 😉 Opowiadanie… a dobra powtórzę się, a co mi tam… Super 🙂
Mariet Węgorowska
Tak żem czuł.
Jak Mika dodała post to wiedziałam, że i u Ciebie będzie. 😉
Anonimowy
No i bardzo dobrze. Odpoczynek się należy jak najbardziej!!! Ale cieszę się , że już wrocilas.opowiadanie bombowe!!! Pozdrawiam.marek
Anonimowy
Szybciej szybciej ><
Bardzo fajne ;D
Alicja K.
A wiesz że dopiero zwróciłam uwagę że to dopiero tydzień od ostatniego wpisu? Ja miałam wrażenie jakby minęły co najmniej trzy 😀 Serio! Tak czy inaczej,masz rację, czasem trzeba zrobić pauzę! Zwolnić… Inaczej zwariować by można. Tak więc ja POPIERAM "takie działania" na 100% 🙂 Nie to oczywiście żebym nie tęskniła i nie zaglądała tu po piętnaście razy dziennie,ale nie marudzę,tylko rozumiem. Przy okazji trenując cierpliwość 😉
A swoją drogą jeśli chodzi o opowiadanie,to jak zwykle chcę więcej! Już dawno żadne nie wciągnęło mnie jak "On"… Jest naprawdę cuuudowne!
Życzę nie ulegania jesiennemu przesileniu. 😉
I pozdrawiam Cię serdecznie.
Anonimowy
Nie mogę się doczekać kolejnej części. 🙂 Przeczytałam już wszystkie Twoje opowiadania. A co do przerwy to każdemu się należy. 🙂
Anonimowy
W poprzednich postach był link do wcześniejszych części, wróciłabyś do tego? To było o wiele wygodniejsze, gdy chciało się odświeżyć poprzednia część