Basen (II)

with 8 komentarzy
atrakcyjny ratownik i kłopotliwa znajomośćTa część miała być dłuższa i ostatnia. Niestety z uwagi na obowiązki domowe, osobiste i zawodowe nie dałam rady jej zamknąć. Dlatego daję co mam, też spory kawałek, a zakończenie postaram się opublikować w tygodniu. Buziaki!

 

Obudziłam się w doskonałym nastroju. Niemal chciało mi się tańczyć i śpiewać. Na komórce miałam piętnaście nieodebranych połączeń. To Aśka, żądna świeżych wiadomości na temat ubiegłego wieczoru, usiłowała się do mnie dodzwonić.

Ledwo odłożyłam telefon, ktoś energicznie zastukał do drzwi.

– Wiedziałam, że przyjdziesz – powiedziałam z melancholią, wpuszczając ją do środka. – Zwłaszcza jeśli nie odbierałam. A ja nawet nie zdążyłam się ubrać.

– Mnie to nie przeszkadza. Szykuj kawę i mów, bo inaczej umrę z ciekawości i będziesz mnie miała na sumieniu.

– Ech…

Szybko odwiesiła płaszcz i usadowiła się przy kuchennym stole.

– No!

To jedno małe słowo miało tak wielką moc, że musiałam się ugiąć.

– Pomyliłam się.

– Aż tak źle?

– Nie, pomyliłam się co do terminu. Tak w zasadzie to umówił się ze mną na dziś wieczór.

– To dlaczego wyglądasz tak… tak promiennie?

– Bo wiesz, to była bardzo dobra pomyłka.

Tym razem w oczach miała dwa ogromne, pulsujące ciekawością znaki zapytania.

– Nina! Litości! Wykrztuś to z siebie!

– Pamiętasz tego drugiego, tego na którego wpadłam?

– Tego, którego usiłowałaś utopić?

– Poślizgnęłam się, ile razy mam to powtarzać!

– No dobrze, już dobrze. Tylko błagam, mów dalej!

– Sama nie wiem co mam powiedzieć. Kochaliśmy się pod prysznicem i było po prostu bosko. Tak cudownie, że nie potrafię tego opisać słowami. Zresztą – dodałam, widząc rozdziawione ze zdziwienia usta Aśki – on również jest cudowny.

– Ty?… Z nim?! To on się na ciebie rzucił z wściekłością czy na odwrót?

– Nikt się na mnie nie rzucał – odparłam z urazą.

– Ty się rzuciłaś?

– Aśka! Bo nie wytrzymam! Samo jakoś tak wyszło…

– Samo? – spytała z ironią, słodząc kawę. – Daj mleko, wiesz, że nie pijam bez mleka.

– Już – zakrzątnęłam się i z lodówki wyciągnęłam również wczorajszą kolację. Nie zjadłam jej, bo byłam zbyt przejęta. – Chcesz kanapkę?

– Dawaj. I jaki był? – Pazernie wbiła się zębami w chleb.

– Ech… – Nagle zabrakło mi słów. –Powiem ci tylko, że nigdy nie przypuszczałam, że może być tak cudownie. I chyba pierwszy raz w życiu miałam orgazm.

Aśka zakrztusiła się jedzeniem. Musiałam ją porządnie walnąć w plecy, ale i tak przez bardzo długą chwilę chrząkała i parskała.

– Co?… Nie chcesz…Ekh! Nie mów, że nigdy wcześniej…

– Myślałam, że tak. Popij czymś – doradziłam zaniepokojona jej czerwoną twarzą. – Nie rozmawiałam o tym, bo wiesz – zewsząd atakują nas tymi artykułami, pierwszy raz odlot, drugi raz jeszcze większy odlot. To faktycznie jest nie do opisania, choć nie rozumiem, dlaczego dopiero z Kamilem?

– Ja też. Oj, ja też. Duży był?

– Ogromny – przyznałam w roztargnieniu. – Zabawne jest to, że nic więcej o nim nie wiem. Kompletnie nic. Czy jest młodszy, czy starszy? Aśka!

– Co znowu marudo?

– Zauroczył mnie całkiem obcy człowiek! I gdyby to jeszcze po pierwszej randce? Ja oszalałam!

– E tam. Za bardzo się przejmujesz. A z Mikołajem to niby po co się umówiłaś?

– Ale on mi się chociaż podobał. Kamil nie.

– Teraz już tak. Kiedy znowu się zobaczycie?

– Nie wiem. Nie umówiliśmy się.

Spojrzałyśmy na siebie.

– Dzisiaj – powiedziałam stanowczo. – Chcę jeszcze!

Roześmiała się.

– Wiedziałam! Masz w oczach prawdziwy głód i byłam pewna, że pobiegniesz do niego tak szybko, jak to będzie możliwe. A właśnie. Nie idziesz do pracy?

Zerwałam się z jękiem. Pewnie, że szłam. Właściwie już powinnam być w szkole i z dziennikiem w ręku maszerować na lekcję.

Pół godziny później wybiegałam z domu, w niedopiętym płaszczu, z gołą głową i obłędem w oczach. Jednak kiedy skończyłam zajęcia, wcale nie byłam pewna czy powinnam iść. Wczorajszy wieczór wydawał mi się taki nierzeczywisty, taki nierealny. Czy aby na pewno mi się nie przyśnił?

Przypomniałam sobie siniaki na pupie. Nie, z pewnością to nie był sen. Zagryzłam wargi i nieuważnie przyglądając się rozłożonym przede mną papierom, rytmicznie stukałam długopisem w stół.

Iść, nie iść, iść, nie iść…

Z hukiem zamknęłam dziennik. Idę – zadecydowałam. Muszę go zobaczyć! Całe moje ciało tęskniło za jego dotykiem, usta za pocałunkami. Znów chciałam ujrzeć ciemne, nieco drwiące oczy, zatopić się w silnych ramionach.

To było silniejsze niż rozsądek czy poczucie wstydu, że zrobiłam to tak szybko, z całkiem nieznanym mężczyzną. Silniejsze niż cokolwiek.

Niemal wybiegłam ze szkoły. Na drogach wciąż było ślisko, ale jechało się dużo lepiej. Tym razem potrzebowałam zaledwie dwudziestu minut, by dotrzeć pod budynek pływalni. Nie miałam ze sobą stroju, ale czy to ważne? Nie przyszłam po to, by pływać…

Pięć minut zajęło mi przekonanie pani z informacji, że muszę się zobaczyć z kuzynem, bo mam mu coś do przekazania. Była zdecydowanie nieufna i sceptyczna, ale moje argumenty miały w tej chwili niespotykaną siłę przebicia. Najpierw jednak zadzwoniła. Kamil widać zorientował się o co chodzi, bo potwierdził moją wersję.

– Prosto korytarzem i trzecie drzwi na prawo. To pokój instruktorów.

Podziękowałam w pośpiechu i ruszyłam naprzód. Niemal biegiem.

Jednak przed samym wejściem, lekko mnie przystopowało. Przygładziłam włosy, poprawiłam ubranie i głęboko odetchnęłam. Ostatni raz miałam taką tremę na maturze…

Stał w samych bokserkach, tuż obok wąskiej szafki, z której właśnie wyciągał pomarańczową koszulkę.

– Cześć! – Powitał mnie szerokim uśmiechem, a ja poczułam, że moje serce szamocze się niczym ptak.

– Cześć.

Głos miałam schrypnięty, a na dodatek byłam pewna, jak moje policzki robią się coraz bardziej gorące. I coraz mocniej czerwone.

Stałam przestępując z nogi na nogę i nie wiedziałam, co dalej. Byłam za to coraz bardziej speszona i zakłopotana.

– Zapomniałam wczoraj majtek…

Zaczął się śmiać. Rzucił koszulkę na krzesło i podszedł do mnie, a potem zamknął w niedźwiedzim uścisku. Poczułam jego nos tuż przy swoim uchu.

– To najzabawniejsza wymówka, jaką słyszałem – wyszeptał. – Ależ jesteś zziębnięta.

– Tych od stroju – brnęłam dalej w rozpaczy.

– Wiem. Zabrałem je na pamiątkę.

– Serio?

– Tak. Oprawię w ramkę, powieszę nad komodą i co dzień będę wieczorem zapalał świeczkę.

– Jak możesz? – Lekko uderzyłam go w ramię. – Jak możesz tak się ze mnie nabijać?

– Mogę – wymruczał. Sięgnął za moje plecy i przekręcił klucz w drzwiach. – Teraz nikt nam nie przeszkodzi.

Nie musiałam się pytać dlaczego. Już czułam jego podniecenie. W zasadzie ja także po to tu przyszłam.

Najpierw tylko musnął moje usta. Potem z sekundy na sekundę robił się coraz bardziej śmiały, coraz bardziej zdecydowany. Zanurzył palce we włosach i całował z taką siłą, iż zabrakło mi tchu. Żarliwie, zachłannie, niecierpliwie…

Nie myślałam, że można tak bardzo kogoś pożądać!

Wtuliłam się w Kamila, czując żar ciała, a on posuwistymi ruchami ocierał się o moje biodra. Wyczuwałam, że był gotowy. Twardy, nabrzmiały i gorący.

Wczoraj to on rządził. Dziś ja miałam ochotę na przejęcie pałeczki. Nie przerywając pocałunku zsunęłam jego bieliznę, następnie płaszcz z mych ramion, a torebkę rzuciłam na ziemię. Pchnęłam Kamila do tyłu, a potem zmusiłam, by usiadł na krześle. Nie namyślając się ani chwili dłużej, lekko uniosłam spódnicę i usiadłam na nim okrakiem.

– Mmm... – wymruczał chwytając mnie w pasie. – Nie masz majtek?

– A po co?

– Nino, wstydź się! W taką pogodę?

Faktycznie, trochę trudno uwierzyć, że w trzaskający mróz nosiłam cieniutkie samonośne pończochy, wysokie kozaczki i dość krótką sukienkę. A co tam. Przecież nie powiem, że specjalnie zdjęłam je w aucie, tuż przed wyjściem.

– W każdą pogodę – wyszeptałam. Poczynając od samej góry, guziczek po guziczku, rozpinałam ubranie, patrząc mu prowokująco w oczy. Jednocześnie delikatnie ocierałam się o nabrzmiałą męskość. Z pewnością doskonale czuł, jak bardzo byłam już mokra i podniecona. Widziałam jak jego oczy coraz bardziej ciemnieją, a oddech przyspiesza. Kciukiem obrysował owal mej twarzy, potem warg, a na końcu wsadził w na pół rozchylone usta. Zaczęłam go ssać, tak jak gdyby to był członek, z premedytacją zatapiając wzrok w czarnych oczach.

Jęknął i naprężył uda. Czułam jaka wije się pode mną, jak gorączkowo pragnie znaleźć się już w środku, ale wcale nie miałam zamiaru przerywać tych słodkich tortur.

Płynnym ruchem rozpięłam staniczek. Tu również dokonałam przemyślanego wyboru, odpinał się z przodu, a ponieważ nie miał ramiączek, gładko opadł gdzieś na podłogę. Wplotłam dłonie we włosy Kamila i przyciągnęłam go ku sobie.

– Możesz z nimi zrobić wszystko, czego zapragniesz…

Zerknął w górę, z diabelskim błyskiem w oku. Jedna jego dłoń zjechała na mój pośladek, ugniatając go, a usta zacisnęły się na starczącym, twardym sutku. Gryzł go i ssał z taka siłą, że po kilku sekundach zaczęłam jęczeć zarówno z bólu, jak i z rozkoszy. Ręką mocno masował drugą pierś, czasem celowo w nią uderzał, a wtedy moje jęki przybierały na sile.

Nie umieliśmy dłużej czekać. Lekko uniosłam biodra, a potem z całą siłą nabiłam się na sterczącego członka. Pocałunkiem zagłuszył mój krzyk. Zaczęłam się poruszać, ujeżdżając go niczym narowistego ogiera. Kamil wtulił twarz w moje piersi, bawił się nimi coraz brutalniej, ale oszołomiona, nie czułam bólu, tylko przyjemność. Dziką, niekończącą się przyjemność, nie dającą porównać się do niczego innego.

Pragnęłam tego co wczoraj. I wiedziałam, że się zbliża. Ogromna, nieokiełznana rozkosz, przetaczająca się falą przez moje ciało. Jeszcze tylko trochę, jeszcze tylko…

Nie panowałam nad sobą. Widziałam nieprzytomne oczy Kamila, słyszałam jego świszczący oddech, tak głośny jak mój własny.

Jeszcze tylko dwa razy, raz… Chwycił mnie za kark i przyciągnął głową do swego ramienia. Ukąsiłam go, by nie krzyczeć, by nie wyć z odczuwanej rozkoszy. Cała drżałam, wtulając się w szerokie ramiona.

– Nino, zejdź! Ja…

Nie dał rady dłużej się powstrzymywać. W tym samym momencie, gdy ja przeżywałam swój orgazm, Kamil wystrzelił, a jego jęki zmieszały się z moimi.

Zamarliśmy z bezruchu. Słychać było tylko nasze dyszenie, najpierw głośne, potem coraz cichsze, zamierające.

W końcu uniosłam głowę, a Kamil impulsywnie chwycił moją twarz w dłonie i zaczął całować. Pokrywał pocałunkami najpierw policzki, później dotarł do ust. Mimowolnie uśmiechnęłam się, szczęśliwa jak nigdy wcześniej w życiu.

– A ja myślałem, że lepiej niż wczoraj nie mogło być.

– A było?

– Uhm. Jak ja przeżyję kilka najbliższych godzin bez ciebie?

– Dasz radę! – Tym razem już otwarcie się śmiałam. Gładziłam jego kark, zjechałam na owłosioną pierś.

Westchnął, ale i jego oczy się śmiały.

– Dobrze, zmykam, bo z pewnością moi kursanci zastanawiają się gdzie jestem.

– Już teraz?

– Za pięć minut zaczynam. Nawet nie wiesz ile bym dał, by zostać i jeszcze raz to powtórzyć.

Domyślałam się. Wciąż był niesamowicie twardy i naprężony.

– Czeka cię lodowaty prysznic.

– Owszem. Inaczej zgorszę całą grupę – mrugnął do mnie okiem.

Wstałam i skromnie obciągnęłam spódniczkę, przyglądając się, jak się ubiera.

– To takie… Niezwykłe. Przecież ja o tobie nic nie wiem – powiedziałam zadumana, podnosząc z ziemi bieliznę.

– Stanu wolnego, dwadzieścia sześć lat, obecnie robię doktorat na awfie, nie mieszkam z mamą i nie rzucam brudnych skarpetek pod łóżko. A to jest moja dodatkowa praca, którą bardzo lubię. Teraz ty – powiedział ze śmiechem, wciągając koszulkę.,

– Uczę w szkole i chyba jestem trochę starsza…

Spojrzał na mnie pytająco.

– O jakieś cztery lata.

– I co z tego – wzruszył ramionami podając mi płaszcz. – Zaczekasz, aż skończę?

– Chciałabym, ale obiecałam przyjaciółce, że dziś zostanę z jej dzieciakami. Wiesz, mają z mężem piątą rocznicę i chcą ją uczcić.

– A jutro? I numer telefonu?

– Jutro może być. I wtedy dostaniesz też numer telefonu.

Możliwe, że tym brakiem zaufania troszkę go uraziłam. Ale skoro dostał mnie prawie na tacy, miałam prawo zachować odrobinę tajemniczości.

– Szkoda. – Pochylił się i jeszcze raz mnie pocałował. – Chętnie wpadłbym na śniadanie.

– Mam nadzieję, że trafi się nam jeszcze nie jedna taka okazja?

– Trafi – szeroko się uśmiechnął. – Wzięłaś wszystko?

Skinęłam potakująco głową.

Żegnaliśmy się prawie dziesięć minut. Dopiero gdy zza rogu wyłonił się niezadowolony Mikołaj, wyrwałam się z ramion Kamila i uciekłam, przesyłając mu jeszcze buziaka. Złość na twarzy jego kolegi zniknęła i ostatnie co zapamiętałam, to malujące się na niej zdumienie.

Komentarze

  1. A
    Anonimowy
    | Odpowiedz

    Zdecydowanie za krótkie ale świetne

  2. A
    Anonimowy
    | Odpowiedz

    Dziwnie mi się to czytało. Nie zrozum mnie źle, opowiadanie jest świetne, tylko takie dziwnie nie realne. Spotykają się- wspaniały seks, drugi raz się widzą- jeszcze lepszy seks, do tego on jest przystojny, zabawny i nią wyraźnie zainteresowany więc trochę dla mnie za słodko. Ciekawe jak się skończy ta historia 😉

    S.

  3. Babeczka
    | Odpowiedz

    Przyznam szczerze, że ma być słodko. Jak diabli! A za lukrowane, mega słodkie zakończenie, to niektórzy mnie chyba zabiją… :-)))
    Ale błagam, darujcie mi, czasem i tak muszę!

    A teraz i sobie pomaślę :-))) Krążę po necie i właśnie trafiłam na artykuł o blogach. Ponoć przy ponad 100 tys wejść na miesiąc, można uznać bloga za duży. Babeczkarnia miała we wrześniu prawie 117 odsłon. Muszę więc sobie pogratulować, a Wam wszystkim serdecznie podziękować!!!

  4. A
    Anonimowy
    | Odpowiedz

    To my gratulujemy !!!!! Twoje opowiadania to taka odskocznia od zbyt intensywnego i skomplikowanego świata 😉

    I poniekąd dzięki Tobie pokochałam imię Gabriel 😉 "Historia…" totalnie mnie oczarowała, główny bohater irytujący ale kochany. Do tego dzisiaj skończyłam czytać "Piekło" i "Ekstazę Gabriela" i całkiem odpłynęłam. Moje dziecko, jeśli będę takowe miała będzie właśnie tak miało na imię 😉

    S.

  5. A
    Anonimowy
    | Odpowiedz

    Ciekawie… a czy jest dzisiaj szansa na "Nikomu ani słowa"?

  6. A
    Anonimowy
    | Odpowiedz

    A będzie dzisiaj nikomu ani słowa?:)

  7. A
    Anonimowy
    | Odpowiedz

    A dlaczego ma nie być słodko?:) Opowiadanie cudowne.

  8. R
    Rouse Karmen
    | Odpowiedz

    Mmm… Ja tam uwielbiam lukier! Jest ok! :-)!

Leave a Reply