Nie ta chwila (V)

with 9 komentarzy

seria "piękny drań"
 
A poślemy ich razem na to przyjęcie 🙂

Pytanie z innej beczki. Zastanówcie się jak odbieracie przeszłość Litki, którą poznaliście w poprzednich 4 częściach. Bo spotkałam się z zarzutem, że grubas jakim była nie przeszedłby testów sprawnościowych. Tylko ja nigdzie tego nie napisałam i się zastanawiam, jak to wygląda z punktu widzenia czytającego. Może faktycznie czegoś nie doprecyzowałam 🙂
 

Dopadnie ich. Dopadnie i też im zrobi z dupy jesień średniowiecza. Na żywca obedrze ze skóry i dopiero potem zabije. I nigdy więcej nie pozwoli w swojej obecności na takie zabawy.

Nie lubił tortur. Nie cierpiał znęcania się nad ofiarą, chociaż samo mordowanie dostarczało mu niezłej zabawy. Po namyśle uznał, że także satysfakcji. Ale bez zbędnej przemocy.

Zasępił się. Co ze zleceniem od tego kretyna? Przyjął je niejako na próbę, a poza tym mógł przysłowiowo upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. W sumie to jedną nadal może. Julita po tym wszystkim nabierze do niego zaufania. Łatwiej mu będzie ją omotać, skoro będzie sądziła, że chroni ją przed Marco.

Tylko czy nadal tego chciał?

Wyrzucił niedopałek papierosa i wrócił do sypialni. Litka spała skulona, ze złączonymi dłońmi pod policzkiem. Czerwona sukienka rozchyliła się, pokazując zgrabne udo i zaokrąglenie biodra. Ciemne włosy otoczyły w nieładzie szczupłą twarz, a na policzkach łzy wyznaczyły chaotyczne ścieżki. A Żora położył się obok, tak, aby mógł na nią patrzeć.

Nie umiał sobie wytłumaczyć, dlaczego aż tak bardzo mu się podobała. Baba jak każda inna. W dodatku taki mikrus. I to pyskaty. Uśmiechnął się lekko do swoich myśli. Chwilę później sposępniał. Przysunął się bliżej, wplótł nogę pomiędzy jej uda, otoczył ramieniem smukłe plecy. Poczuł ciepło jej oddechu na szyi. Cytrusowy zapach włosów. Żar drobnego ciała.

Biedactwo!

A tych dwóch skurwieli to dorwie i na kilka godzin postara się zapomnieć, o swoich zasadach. Nieważne kim będą.

Poruszyła się niespokojnie w jego objęciach, ale wtedy zwiększył nacisk. Jakby chciał jej pokazać, że jest bezpieczna.

Bo była, a on w końcu zaczął się zastanawiać, co takiego wydarzyło się w przeszłości, że na Litkę polowało dwóch groźnych bandziorów. Ale żeby się tego dowiedzieć, musi jutro poważnie z nią porozmawiać.

***

Kiedy się obudziła, była sama w łóżku. Za to z kuchni dobiegało wesołe pogwizdywanie.

Westchnęła.

Zrzucenie ciężaru i wywołanie z niebytu wspomnień, niezbyt pomogło. W dodatku czuła się dziwnie wymięta, pognieciona i oszołomiona. Pomyślała, że prysznic będzie dobrym pomysłem. Szybko zdjęła czerwoną sukienkę, owinęła się szlafrokiem i z ciuchami na zmianę, umknęła do łazienki.

Kabina prysznicowa zawsze była doskonałym miejscem na przemyślenia.

Co ona miała z tym wszystkim zrobić? Co miała zrobić z nim? Wczoraj przez krótką chwilę miała okazję spojrzeć na zupełnie inną twarz Żory. Jakby ktoś nacisnął przełącznik, pstryk, zgasło światło, a z mroku wynurzył się potwór. Pojawiło się nieprzyjemne uczucie, gdy przypomniała sobie, że nazwał ją suką. Z drugiej strony tak czule się nią zajął. Uczciwie musiała przyznać, że nic nie stało na przeszkodzie, aby ją wykorzystał, a potem zabił i wykonał zlecenie. Absolutnie nic, a jednak tego nie zrobił. I nagle zaczęła się cicho śmiać, gdy uświadomiła sobie, że polujący na nią płatny zabójca, w tej chwili przygotowuje w jej kuchni śniadanie.

To dopiero czeski film!

Kwadrans później, ubrana w zwykłe szroty i koszulkę zawiązaną na wysokości pępka w supełek, ostrożnie przekroczyła próg kuchni.

– Obudziłaś się! – Żora najwyraźniej wyglądał na uradowanego. Na stole dostrzegła kolejny bukiet kwiatów; pachniało świeżym pieczywem i kawą.

– Przygotowałem śniadanie – pochwalił się, odkładając kuchenną ścierkę.

Mimo wszystko to był wzruszający widok. Dlatego bez namysłu podeszła do Żory, wspięła się na palce, dłońmi oplotła jego kark, a gdy uległ naciskowi i pochylił się, pocałowała go.

Smakował przyjemnością. I bezpieczeństwem. To było dokładnie to, na co miała apetyt.

– Ładne powitanie – wyszeptał, gdy już oderwała się od jego ust. Oczywiście, miał ochotę powrócić do tej pasjonującej czynności, ale Litka roześmiała się i zręcznie wyślizgnęła z męskich objęć.

– No właśnie – usiadłszy przy stole, sięgnęła po jeszcze ciepłego rogalika. – A ty tak nieładnie mnie wczoraj nazwałeś.

– A, o to chodzi – mruknął, siadając naprzeciwko. – Przepraszam, stare nawyki po szkoleniu u Aleksandra.

– Tego twojego szefo–przyjaciela?

– Tak. Kupiłem ci kwiatki na przeprosiny.

– Śliczne.

– Nie. Ty jesteś śliczna. – Stół kuchenny rozmiarami nie grzeszył. Żora wyciągnął ramię i dotknął palcami jej policzka. Oczy mu pociemniały, wypełniły się czymś mrocznym, przerażającym. Ale ona z zaskoczeniem pomyślała, że wcale się go nie boi.

– Jesteś pierwszym mężczyzną, który mi to mówi – uśmiechnęła się ze smutkiem.

– Czyli reszta to stado ślepych baranów. Chodź tu do mnie. Proszę! – wykrztusił z trudem, chwytając jej nadgarstek. Litka mimowolnie zlizała resztki okruszków z warg. I wstała, aby sekundę później znaleźć się na jego kolanach. I przepadła, chociaż wcale jej nie pocałował. Wodził tylko wargami po jedwabistej skórze, wzdłuż łuku szyi i krzywizny ramienia, dłonie zaciskając na jej talii. A ona wplotła palce w jego włosy, bo tym razem ich nie związał.

– Musimy to przerwać.

– Nie, błagam! – Przez ponad pół nocy musiał się powstrzymywać, aby nie zrobić czegoś głupiego. Nie chciał jej skrzywdzić, nie chciał, aby miała po nim takie wspomnienia, jak po tamtym gwałcie. Ale teraz stracił nad sobą panowanie. Dokładnie w chwili, gdy ujrzał ją na progu kuchni, drobną, niepewną i w tej niepewności tak cholernie seksowną.

– Żora! – Przesycony zapachem kawy gorący oddech pieścił płatek jego ucha. – Puść mnie.

– Nie! – Tym razem pojawiła się w nim złość. – Nic ci nie zrobię. Chcę tylko dotknąć, posmakować… – wydyszał, podnosząc skraj koszulki. A siedząca na nim okrakiem Litka, zdumiona uniosła brwi. Nie trudno było wyczuć jego pragnienia. I chyba to zdumienie sprawiło, że Żora bez problemów ściągnął białego t–shirt, a potem wtulił twarz w miękkie piersi.

– Przestań!

Odsunął się lekko, ale tylko po to, aby zdjąć swoją koszulkę.

– Żora! – zaczęła groźnie, lecz on zachowywał się, jakby nagle coś go opętało. Pocałował ją. Przylgnął do drżących warg z euforią, językiem zaczął badać każdy zakamarek wnętrza ust. Jednocześnie poczuła, że zsunął jej biustonosz i teraz nagie sutki bezwstydnie ocierały się o jego tors. Już nie protestowała; dała się ponieść namiętności. Sama zaczęła się o niego ocierać, poruszając biodrami, rzeźbiąc bruzdy w napiętej skórze ramion.

– Muszę cię mieć – wydyszał. – Muszę!

– Nie! – zaprotestowała, ale on chyba nie miał zamiaru liczyć się z jakimkolwiek sprzeciwem. Uniósł ją, po czym skierował się do sypialni.

– Nie, Żorka, proszę! – Tym razem udało mu się ją przestraszyć.

– Tak! – Położył ją na łóżku, przykrywając własnym ciałem. Ale gdy lekko uniósł biodra, aby rozpiąć spodnie, Litka przeraziła się nie na żarty. Już nie prosiła. W milczeniu szamotała się w jego objęciach, czując męskość ocierającą się o wnętrze jej ud.

– Błagam, nie ty!

I to chyba te ostatnie słowa go ocuciły. Zamarł w bezruchu, potem uniósł się i patrzył z góry na leżącą pod nim kobietę.

Sam nie rozumiał, co go opętało. Mieli zjeść śniadanie, porozmawiać. Tymczasem jemu totalnie odbiło. Jak wczoraj. Najgorsze było to, że za każdym razem z coraz większym trudem musiał nad sobą panować. W końcu nadejdzie taka chwila, że nic nie pomoże, żadne błagania, żadne argumenty, nawet ból i rozczarowanie dostrzeżone w jej oczach.

Stan, w którym nie istniało nic, prócz jego mrocznych pragnień. Jak wtedy, gdy zabijał.

Uniósł się z trudem, potem wstał i usiadł na skraju łóżka. Oszołomiona Litka również się podniosła.

– Nie chciałam cię sprowokować – powiedziała cicho, otulając się ramionami.

– Nie? – uśmiechnął się, ale tak jakoś niewesoło. – Prowokujesz mnie każdym spojrzeniem, każdym gestem.

– Ja?

– Powinienem już pójść.

– Nie, zaczekaj – chwyciła go za ramię. Potem okrakiem usiadła na kolanie i delikatnie, jakby na próbę położyła dłoń na jego nabrzmiałej męskości. – Mam to zrobić?

Nie odpowiedział, a jedynie naprężył ciało. Pocałowała go, podczas gdy jej palce zwinnie wślizgnęły się za elastyczną gumkę, zacisnęły na twardym penisie, wydobywając go na wierzch To był ten pierwszy, najtrudniejszy krok, bo dalej wszystko potoczyło się lawinowo. Nie miała pojęcia, że tak bardzo był podniecony. Kilka ruchów wzdłuż grubego członka, jeden namiętny splot języków i eksplodował z głuchym jękiem.

A ona stchórzyła i uciekła do łazienki.

Kiedy w końcu odzyskał trochę odwagi, czekał na nią w kuchni, popijając kawę. Zamyślony, nieobecny. I na szczęście już ubrany.

– Myślałam, że sobie pójdziesz.

– Wyganiasz mnie?

– Nie, nie – zaprzeczyła, wyłamując palce. – Czuję się niezręcznie.

– Jeśli masz ochotę, odwdzięczę się. – Jego uśmiech znów był łobuzerski. – Masz?

– Nie dzisiaj.

– Ale masz?

– Żora! – Znów była purpurowa z zażenowania. – Proszę!

– Rany! Jakaś ty płochliwa. Kawy?

– Kawy – odpowiedziała westchnieniem. – Całe szczęście nie idę dziś do pracy.

– Idziesz na imprezę. Mam pójść z tobą?

Zakrztusiła się. On z nią? Zagryzła wargi, patrząc na niego spod opuszczonych rzęs. Niewątpliwie miał w sobie dużo uroku niegrzecznego chłopca. Był też niebezpieczny, choć tak łatwo zapominała. Seksowny, inteligentny, o czym świadczył chociażby fakt, że jeszcze nikt go nie wsadził za kratki. Cóż, ona mogła. Tylko że coraz więcej przemawiało za współpracą. Ani mundur, ani prawo nie ochroni ją przed Marco. Żora zrobi to bez problemu.

– Ze mną? – powiedziała przeciągle. – No nie wiem… Znając rodziców, to nawet obsługa kelnerska będzie miała przynajmniej maturę, a wśród gości nie znajdzie się nikt poniżej podstawowego magistra. Mama zje cię żywcem.

– Mama? Czyli to ona przewodzi stadłu oficjalnemu? – roześmiał się. – Super! Mężczyzn bajeruje się trudniej, kobiety łatwiej.

– Jak mnie? – Litka z miejsca się najeżyła.

– Jak ciebie – mrugnął okiem. – No nie rób takiej groźnej miny Mała. Zjedz, wypij kawę i czas na poważną rozmowę.

– Dobrze – westchnęła. – Byłam pewna, że to powiesz. Co chcesz wiedzieć?

– Wszystko po kolei.

– Mam zacząć od przedszkola? – spytała odrobinę złośliwie. – Zgoda. Wtedy byłam jeszcze przebojowym dzieckiem, które zażarcie potrafiło walczyć w swoją łopatkę.

– Powiedziałaś dwa lata, miesiąc i dziś już cztery dni. To był początek? Przełom?

– Niezupełnie. – Splotła drżące dłonie na blacie stołu. A wtedy położył na nich swoją rękę, jakby w geście otuchy.

– Mów.

– Początek to pojawienie się w moim życiu dawnej przyjaciółki, Izy Bielskiej. Zadzwoniła do mnie, przerażona, roztrzęsiona, błagając o pomoc. Miałam jechać z rodzicami, ale postanowiłam się wycofać. Wybuchła kłótnia, bo mama oczywiście uważała, że nie powinnam się zadawać z takim zerem jak Iza – ciągnęła z goryczą. – Ale ja ostatnio dojrzewałam do buntu, więc tym razem się nie poddałam. Iza prosiła mnie, abym ukryła ją w bezpiecznym miejscu, a takie znałam. Całkiem niedaleko naszego domku letniskowego. Umówiłyśmy się w ulubionej kafejce, ale ja się spóźniłam. Przez kłótnię. Próbowałam się dodzwonić, ale nie odbierała. Dwa dni później dowiedziałam się o jej śmierci. I to była ta kropla, która przechyliła szalę. Oczywiście nie kryłam swojego zdania, oznajmiając policji, kto stoi za śmiercią Izy. Co nieco zdążyła mi powiedzieć podczas tamtej rozmowy telefonicznej. Marco nie był zachwycony moimi zarzutami…

– Chwila – Żora zmarszczył brwi. – To on?

– Co on?

– On cię zgwałcił?

– Nie wiem – wzruszyła ramionami. – Nie znałam głosów napastników, nie widziałam ich twarzy. Musiałam jednak wyrwać się ze starego życia, zapomnieć kim byłam i co mnie spotkało. Zrzuciłam zbędne kilogramy i ku rozpaczy rodziców zrezygnowałam z naukowej kariery. Nie wiem co myślałam, sądząc, że jeśli wstąpię do policji, będę mogła w końcu przyskrzynić tego gnoja. Teraz to nieważne. Miałam szczęście, bo już na początku służby trafiłam tam, gdzie chciałam jako funkcjonariusz komórki patrolowo–interwencyjnej. Na początku byłam pełna zapału, teraz… Teraz chyba zrezygnuję. To nie dla mnie – zakończyła z niechęcią.

Żora milczał, patrząc na nią nieodgadnionym wzrokiem. Tylko jedna myśl pulsowała w jego głowie. Litka tego nie powiedziała, ale on był pewien, że zleceniodawcą gwałtu był Marco.

Pozostało pytanie, czego teraz od niej chciał?

I nie tylko on.

– Zabiorę cię w bezpieczne miejsce – powiedział w końcu.

– Gdzie?

– Na Ukrainę.

– Zwariowałeś? – roześmiała się. – To akurat niezbyt bezpieczne miejsce.

– Ale najpierw musisz powiedzieć mi prawdę.

– Przecież powiedziałam – zdumiona uniosła brwi.

– Nie, nie całą.

– Nie wymyślę teraz czegoś dla twojej satysfakcji – fuknęła gniewnie.

– Wystarczy że będziesz szczera.

– Dlaczego sądzisz, że nie jestem? – Urażona, wysunęła dłonie z uścisku jego ręki.

– Przygoda w domku prawie trzy miesiące temu. Marco ze swoim zleceniem niecały tydzień wstecz. Ktoś na ciebie poluje Mała i musi mieć jakiś powód.

– Tylko że ja go nie znam.

Zmrużył oczy. Wydawała się być szczera, ale on i tak jej nie wierzył. Chyba że sama nie zdawała sobie sprawy z informacji, jakie posiadała? A on wiedział, że posiadała. Wygadał się ten skurwiel, któremu utnie jaja, oraz ten drugi, o którym nie powiedział Litce ani słowa. Bo o ile zwykły bandzior jakim był Marco nie stanowił zagrożenia, o tyle pan X był nim z pewnością.

Cóż, na trzeźwo nic z niej nie wydobędzie. Musi uciec się do podstępu z zastosowaniem dużej ilości alkoholu. Tortury nie wchodziły w grę, bo prędzej zrobiłby krzywdę samemu sobie niż jej. I nagle zrozumiał sens swoich myśli.

Chyba totalnie mu odbiło!

Ale z drugiej strony, jeśli dowie się tego, czego miał się dowiedzieć, będzie mógł negocjować. Jej życie w zamian za wskazanie miejsca, gdzie ukryto przesyłkę. Olać wynagrodzenie, nie zbiedniej, bo przecież nie dla kasy to robił.

– Znasz, jestem pewien, że znasz.

– Nie!

Nie zamierzał się już kłócić.

– Jadę się przebrać. O której mam wrócić?

– Wrócić?

– Idę z tobą.

– Ze mną? – Kąciki jej ust drgnęły, jakby chciała się roześmiać. – Na pewno? A nie będziesz strzelał do gości, gdy ktoś zrobi coś nie po twojej myśli?

– Zależy co.

– Żora!

– Dostanę buziaka na pożegnanie?

– Weź go sobie sam – odparła, wstając i patrząc mu prowokująco w oczy.

– Ty bestyjko – mruknął, pochylając się, aby przylgnąć do jej ust. Tylko na kilka sekund, bo dłużej groziło kolejnym skokiem w odmęty szaleństwa.

i

Komentarze

  1. l
    lamblied
    | Odpowiedz

    Pani Litka coś ukrywa. ?
    A co do testu sprawnościowego – grubas może go zdać, bo cały ten „test sprawnościowy” (można zobaczyć na YT swoją drogą) jest na czas, w którym trzeba się zmieścić. O ile jest w miarę bezproblemowy to później psycholog i testy psychologiczne zbierają żniwo. 🙂
    Rozdział cudny, do następnego Babeczko. ?

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Nie, mnie raczej chodziło o chronologię, czy w tych poprzednich częściach nie namieszałam.

  2. M
    Majka
    | Odpowiedz

    Chcę jeszcze ??

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      W przyszłym tygodniu 🙂

  3. D
    Domi
    | Odpowiedz

    Lubię takie tajemnice ❤️

  4. M
    MariTH
    | Odpowiedz

    Ja nie dopatruję się żadnego namieszania. Lidka wspominała, że była „jak wieprzyk” ale później wstąpiła do policji i wszystko się zmieniło. Także wszystko jest moim zdaniem po kolei. I teraz nasuwa się pytanie. Kto jeszcze ściga J. i dlaczego?

  5. M
    Mel
    | Odpowiedz

    Ciekawie się rozkreca?
    Bardzo mi się podoba że wykreowalas Litke na małą drobna kobietkę. Urocze jest to jak Żora zwraca się do niej Mała?

  6. K
    Karolina
    | Odpowiedz

    Czytałam jeszcze raz i moim zdaniem nic nie namieszalas z przeszłością Litki:)

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Dziękuję, to mi wystarczy 🙂

Leave a Reply