Oops! I did it again! (I)

with Brak komentarzy

Pomidor

Sammy

Ty wywłoko! – usłyszałam za swoimi plecami. Zbytnio się tym nie przejęłam, bo od dawna byłam przyzwyczajona do takich akcji. Pewnie nawet bym się nie obejrzała, gdyby tuż obok mojej głowy nie przeleciał dorodny pomidor w kolorze soczystej czerwieni.

No, tego już było za wiele!

Odwróciłam się i stanęłam oko w oko z napastniczką. Z figury modelka, z twarzy rozjuszona lwica, prawie że tocząca pianę z silikonowych, profesjonalnie uszminkowanych ust. Za jej plecami dostrzegłam wsparcie, dwie inne obce mi baby w pełnym rynsztunku – przyklejane rzęsy, paznokcie jak u wampirów z amerykańskich filmów akcji i modny ciuch z pewnością kupiony za kwotę, którą ja zarabiałam przez rok.

Niestety, ani trochę mnie to nie speszyło. Może było tak za pierwszym czy drugim razem, teraz już nie. Zmieniały się twarze napastniczek, modyfikacji ulegały epitety, jakimi mnie obrzucano, ale powód zawsze był ten sam.

Nie radzę – powiedziałam ostrzegawczo. – Mam wprawę w postępowaniu z takimi, jak wy.

Wprawę? – Główna prowodyrka pogardliwie wydęła wargi. Dobrze, należało powiedzieć wary. Wargasy! Wyglądała jak glonojad przyklejony do szyby naszego domowego akwarium.

Tak. W odpieraniu ataków radykalnie zdesperowanych adoratorek moich braci.

Braci? – Tym razem zmarszczyła również brwi, mierząc mnie uważnym spojrzeniem. – Niemożliwe. Po pierwsze nie jesteście ani trochę podobni, a po drugie ty, siostrą mojego chłopaka? Nie masz lustra w domu?

Milczałam, słusznie uznając, że nie ma co dyskutować z zacietrzewioną kretynką. Poza tym od szóstego roku życia trenowałam taekwondo, od dwunastego ju–jitsu, a całkiem niedawno zaczęłam nawet przygodę z karate. Musiałam jedynie uważać, aby nie zrobić jej krzywdy, bo już kilka razy trafiłam na komisariat. Tutaj jednak poprzestanę na wyrwaniu przyklejonych włosów i złamaniu kilku paznokci, postanowiłam. Dla takich jak te, to prawdziwy dramat. Nawiasem mówiąc, gdzie ci moi bracia mają oczy?

Kwadrans później byłam już w domu. Przeciwniczki pozostawiłam na placu boju, tarzające się w przydrożnym kurzu, ale sama również oberwałam. Pomidorem.

Hej, gnojki! – wrzasnęłam, upuszczając na podłogę torby z zakupami. – Zejść mi tu na dół! Natychmiast, bo wam nogi z dupy powyrywam!

Trzech moich braci nauczonych wieloletnim doświadczeniem, zjawiło się w mgnieniu oka. Akurat była sobota, początek długiego weekendu majowego, więc każdy z nich zażywał zasłużonego odpoczynku. Grzecznie zajęli miejsca na kanapie, naprzeciwko Wysokiego Sądu, czyli mnie, usiłując sprawiać wrażenie beztroskich i wyluzowanych.

No! – Dmuchnęłam tak, że aż mi grzywka podfrunęła do góry. – Po drodze spotkałam rudego glonojada z bandą. Którego to sprawka?

Niewinność na ich twarzach nabrała mocy i aż biła po oczach swym blaskiem.

Nie ze mną te numery – warknęłam. – Winny lepiej niech się wytłumaczy.

Moja matka wyszła za mąż za wdowca z dwójką synów. Szybko doczekali się przesłodkiej córeczki, czyli mnie, oraz rozwrzeszczanego bachora, czyli mojego najmłodszego brata. Na tym na szczęście poprzestali, chociaż dom odziedziczony po przodkach pomieściłby jeszcze drugie tyle lokatorów. Miałam więc dwóch starszy braci, Gabriela i Filipa, oraz jednego o rok młodszego, Alexa. Cała trójka od najmłodszych lat nieświadomie zatruła mi życie.

Moi bracia byli piekielnie przystojni, cholernie seksowni, każdy na swój sposób. Miałam to gdzieś, bo i ja sroce spod ogona nie wypadłam, było tylko jedno „ale”. Od kiedy pamiętam wszystkie koleżanki z podwórka, klasy, szkoły, a nawet całkiem mi nieznane dziewczyny, usiłowały zdobyć ich uwagę, a ja stałam się przysłowiowym kozłem ofiarnym. Jak z rogu obfitości sypały się prezenty, zaproszenia oraz wyrazy sympatii, wszystko dla mnie, lecz nie za darmo. Warunek: przekaż swojemu bratu, zabierz go na imprezę, wycieczkę lub wstawcie tutaj dowolne inne słowo.

Gorzej to wyglądało, kiedy któryś z nich połamał czyjeś serduszko, a niestety wraz z upływem czasu, takich połamanych serc przybywało. Nie trzeba zgadywać, kto obrywał rykoszetem.

Jednak najgorszą rzeczą było, gdy, aby się odgonić od natrętnych adoratorek, łgali, że jestem ich dziewczyną. Rzadko kiedy dawało to upragnione rezultaty, zazwyczaj stawałam się celem ataku natrętnych fanek.

Jak dziś.

Który tym razem mnie wkopał? Nooo! – Patrzyłam na nich potępiająco, podczas gdy cała trójka z całej siły unikała mojego wzroku.

Filip? – zmrużyłam oczy. – To twoja sprawka, prawda?

Przecież wolę facetów.

No właśnie dlatego najczęściej bywam twoją ofiarą!

Dlaczego glonojad? – zainteresował się niemrawo Alex, szeroko ziewając i ukazując światu wspaniałe uzębienie oraz nieco przerośnięte migdałki.

Tak mi się skojarzyło – wyjaśniłam cierpliwie. – Filip! Na sto procent to byłeś ty! Glonojady nie czepiają się Gabriela, Alex jest za młody, więc zostajesz ty.

Możliwe, że coś mi się tam wymknęło – przyznał pokornie. – Strasznie się do mnie lepiła, nic nie pomagało, nawet to, że powiedziałem o mojej orientacji.

Pomidorami we mnie rzucały! – zdenerwowałam się.

Dobrze, że nie w puszce…

Oszaleję z wami! – wplotłam palce we włosy! – Oszaleję!

Kiedy obiad? – Gabriel nagle ocknął się z zamyślenia.

Gówno, nie obiad! – Kopnęłam go z całej siły w łydkę. Spojrzał na mnie z wyrzutem i zaczął ją rozmasowywać, podczas gdy ja sapałam ze złością.

Za godzinę! Któryś mi się spóźni, to dostanie suchy chleb, zrozumiano?

Ucieszyli się z zakończenia dyskusji i błyskawicznie zniknęli, podczas gdy ja zostałam w salonie i pomstując w duchu, wstałam, aby przygotować ten cholerny obiad.

Pół roku temu rodzice uznali, że pora realizować własne marzenia i wyruszyli w podróż dookoła świata. Zostawili nam dom, trochę pieniędzy na początek i zapowiedzieli, że wrócą za trzy lata. Żaden problem, byliśmy pełnoletni, każde z nas dorabiało sobie od zakończenia szkoły podstawowej, musieliśmy jedynie podzielić między sobą obowiązki. Na mnie padło przygotowywanie obiadów, lubiłam gotować, a nienawidziłam sprzątać. Chłopcy ogarniali resztę, łącznie z praniem, prasowaniem i ogrodem. Ja robiłam zakupy, dbałam o zawartość lodówki, zbierałam kasę na rachunki oraz przygotowywałam ciepłe posiłki i niedzielne śniadanie. Taki układ w pełni nas satysfakcjonował i nikt nie próbował się wyłamać, chyba że dopadła go choroba albo coś bardzo pilnego, związanego z pracą lub szkołą.

Zabić to mało – mruczałam pod nosem. – Ukamienować! Wytarzać w gorącej smole i pierzu! Czy ja jestem jakieś przedmurze, broniące ich komfortu przed rozochoconymi adoratorkami? Przekaż mu, powiedz mu, zrób coś, aby się ze mną umówił. Kocham go, uwielbiam go, szaleję na jego punkcie! – Przedrzeźniałam te wszystkie dziewczyny. – Szlag by to trafił! Żeby jeszcze okazywali jakąś wdzięczność, to nie, sama muszę tłumaczyć kretynkom, że oni nie są zainteresowani. Nie, przystojni i seksowni faceci to zaraza tego świat! Byle jak najdalej od takich!

Zaangażowana w życie uczuciowe moich braci, prawie nie miałam swojego. Byłam zajęta nauką i pracą, facetów odstawiając na boczne tory. Wolne wieczory spędzałam w towarzystwie najlepszej przyjaciółki Lenki, chociaż i ona coraz częściej napomykała, że podwójne randki to nie jest taki zły pomysł. Czasami ulegałam, niestety nie kończyło się to dobrze.

Zbliżały się wakacje. Filip załatwił mi etat w klubie swojego kolegi, przy czym ze względu na upodobania większości tamtejszych klientów, było to najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Na dodatek praca dobrze płatna, chociaż w trybie nocnym. Pierwszy rok studiów prawie za mną, z egzaminami nie powinnam mieć problemów, a we wrześniu planowałam krótkie wakacje.

Najbliższe miesiące miałam dokładnie zaplanowane. Niestety, gdy wtrąci się złośliwy los, to z naszych planów niewiele zostaje.

Dokładnie tak, jak w moim przypadku.

Leave a Reply