W motylowym sklepie wielka wyprzedaż książek! Zapraszam, bo na przykład Motylowa nie będzie już wznawiana i zostały ostatnie egzemplarze! Link tutaj: >>>tutaj<<<
***
– Bo mi tak dobrze – odparł szczerze. – Nareszcie poczułem się przy tobie tak, jak czuję się przy każdej innej kobiecie.
– No nie wiem, ale coś nie podobają mi się twoje słowa. Niby jak wcześniej czułeś się przy mnie?
– Po pierwsze, pamiętaj, że właśnie mnie przeprosiłaś za tego kopniaka. A po drugie, to czułem się, jakby mnie ktoś zamknął w małym pomieszczeniu z niepoczytalną wariatką, która właśnie dała nogę z psychiatryka.
– No wiesz! – Laura godnie się nadęła. W zasadzie niewiele rzeczy czy słów ją ruszało, lecz tym razem naprawdę poczuła się dotknięta słowami Bastiana. Wyplątała się z jego ramion i stanąwszy tuż obok, spojrzała na rozbawionego mężczyznę potępiającym wzrokiem. Jakoś to nie podziałało, więc palcem uniosła jego podbródek w górę, aby siła jej spojrzenia zyskała na mocy i mógł dostrzec dezaprobatę, jaką chciała mu okazać.
– Mam cię znowu pobić? – zapytała, wywołując tymi słowami kolejną salwę śmiechu. Cholernik jeden o mało co nie spadł z krzesła, a nawet chwycił się za brzuch.
– To cię śmieszy? – Starała się przybrać maksymalnie złowrogi wyraz twarzy.
– Tak – przyznał uczciwie, w duchu zastanawiając się, której części ciała przyjdzie mu bronić. Nieszczęsnych klejnotów czy twarzy? Wszystko jedno, w tym wydaniu też ją uwielbiał.
– Jak widać, mój pech ma się dobrze – mruknęła, kapitulując i siadając z głośnym westchnieniem. Podparła głowę dłonią i zapatrzyła się w nieokreślony punkt.
– Dlaczego pech?
– Faceci różnie na mnie reagują. Był taki jeden, co rzucał solą, jak mnie widział, mamrocząc coś pod nosem. Inny z kolei, na każde spotkanie przychodził obwieszony talizmanami. Ponoć miały odstraszyć zły los. Utopił się – dodała ponuro. Biedny Bastian z trudem powstrzymał kolejny atak wesołości. W obliczu tak poważnych zwierzeń nie wypadało się śmiać.
– Utopił się, bo te talizmany nosił jedynie w moim towarzystwie, a jak pojechał na randkę nad jezioro, zostawił je w domu.
– Krzyżem i święconą wodą nikt się nie bronił? – zapytał zaciekawiony Bastian. Dla formalności oczywiście, może dlatego zaskoczyła go odpowiedź.
– No, raz się zdarzyło – przyznała uczciwie Laura. – Od pierwszego roku studiów dorabiałam sobie w różnoraki sposób. Kumpel udawał medium, organizując płatne seanse. On siedział z klientką przy stoliku, ja robiłam za duszę wezwaną z zaświatów.
– A myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy – wymamrotał Dębski. – Wspominałaś coś o studni…
– Nie, to była przysługa wyświadczona przyjaciółce. – Laura machnęła ręką. – Miałam już wprawę, więc sam rozumiesz. Na taki seans przyszedł raz chłopak, cholernie przystojny, ale bardzo przesądny. Chciał skontaktować się z duszą narzeczonej.
– Zgaduję, że po odechciało mu się kontaktów z zaświatami.
– Coś w tym stylu. Miałam takie fajne szkła kontaktowe, wiesz, a la bielmo śmierci. Tę moją kieckę z cmentarza, odpowiedni makijaż i mazidło na ciele mające imitować trupią biel. To były czasy – Laura westchnęła z rozrzewnieniem.
– Powinnaś dostać angaż do filmu jako zmora lub trup.
– To co? Drugi etacik jako nieboszczka na wystawie w twoim zakładzie?
– Nie chcę straszyć klientów.
– Drań.
– Dlaczego tak bardzo lubisz udawać zwłoki?
– Bo taki trup, to ma dobrze. Zero smutku, zero złości, wyjebane po całości – odpowiedziała Laura poważnym głosem. – A tak serio, to potrzebuję pieniędzy.
– Mówiłem, że zajmę się twoją mamą. Niczym nie musisz się przejmować, ewentualne koszty biorę na siebie.
– Tak za darmo? – zmrużyła oczy, tym razem podejrzliwie.
– Kto powiedział, że za darmo. Może będę cię potrzebował, abyś odstraszyła niechciane adoratorki.
– Muszę poszukać tej kiecki.
– Nie takie odstraszanie miałem na myśli. Tamta kiecka nie będzie ci potrzebna.
– Nago w trumnie nie będę leżeć – obraziła się Laura, a biedny Bastian zakrztusił się popijana wodą. – To byłoby zbyt perwersyjne.
Nie potrafił za nią nadążyć. Czuł się jak podczas jazdy krętą górską drogą, niby już miał wyjechać na prostą, a tu zonk, kolejny zakręt i to w najmniej spodziewanym momencie. Ba! Zakręt? Zjazd prosto w przepaść, to było trafniejsze porównanie.
Może dlatego tak mu się podobało, bo uwielbiał ryzyko? Ostatnimi laty nieco zgnuśniał, ponieważ nie miał godnego siebie przeciwnika. Na żart zakrawało, że została nim ta oto drobna kobietka.
– A właśnie! – Laurze coś się przypomniało. – Co tu robisz?
– Zaprosiłaś mnie.
– To później. Ale co robisz w tej okolicy i w tej kamienicy?
– Niezłe tereny pod budowę.
– To zadupie? – Zrobiła dziwna minę. – Zabudowę czego? Krematorium? Czy otwierasz filię cmentarza komunalnego?
– Burdel, otwieram burdel. Też chcesz tam etat? – zapytał kpiąco.
– Mówiłeś, że odstraszam klientów.
– Jako żywy trup. Jak się uczeszesz i przyzwoicie ubierzesz, zaczynasz przypominać ludzką istotę, a nie człowieka pierwotnego, który właśnie opuścił próg swojej jaskini i wyruszył w świat w poszukiwaniu ognia.
– Próg mojej jaskini jest całkiem niezły. Mogę sobie przysiąść i zawodzić w nocy do księżyca. Dlaczego w rozmowie ze mną nigdy nie bywasz poważny?
– Nie potrafię – przyznał uczciwie, wstając. – Twojej mamie załatwię lepszy szpital, bratu sanatorium z rehabilitacją, a ciebie zabiorę na wycieczkę. Jedziemy z Kacprem w Polskę, załatwić pewien interes.
– Mordować i szabrować?
– Tak, gwałcić i rabować.
– Nie zostawię mamy, nawet jak trafi do sali vipów.
– Wyjedziemy rano, wracamy wieczorem. Tak byś ogarniała przez cały dzień te swoje etaty, a tak pojedziesz i zapłacę ci dwu krotność dniówki.
– No nie wiem… – Laura zaczęła się wahać. Po pierwsze, dawno już nigdzie nie była, tylko dom, praca, szpital i to wszystko. Nie licząc tamtej nieszczęsnej imprezy. Po drugie, miał rację. Wychodziła rano, wracała zazwyczaj późnym popołudniem, nawet po dwudziestej. W tym czasie też nie mogła odwiedzić mamy czy zadbać o Przemka. Po trzecie, dwukrotną?
– Czterokrotną! – zażądała twardo. Jak negocjować, to negocjować, a Bastian z pewnością nie zbiednieje. Zaraz potem poczuła wyrzuty sumienia. Chciał jej pomóc, a ona taka parszywa materialistka…
– Nie, bez dniówki. Pojadę dla przyjemności. – Zmieniła zdanie, zanim zdążył wypowiedzieć chociaż słowo. – Ale muszę być pewna, że mama i Przemek mają dobrą opiekę. Mimo wszystko pracując, mam niedaleko do szpitala czy do domu, a cholera wie, gdzie planujesz mnie wywieźć.
– Bieszczady.
– O! Przemyt? Ludzie, prochy, broń?
– Otwieram filię mojego zakładu pogrzebowego.
– Jako przykrywkę handlu żywym towarem?
– Coś ty się tak uparła zrobić ze mnie naczelnego złoczyńcę kraju?
– Fakt, daleko ci do naczelnego złoczyńcy – zgodziła się Laura, nieco złośliwie się uśmiechając.
– Nie drażnij bestii.
– Bestii? – Zrobiła dziwna minę. – Niby jakiej bestii?
– Zero szacunku dla starszych.
– Aż tak stary chyba nie jesteś?
– Mógłbym być twoim ojcem – odparł melancholijnie Bastian, zmierzając w kierunku drzwi wyjściowych.
– Serio? – Laura zmierzyła go uważnym spojrzeniem i nagle na jej bladych policzkach ukazał się delikatny rumieniec. Nie dlatego, że się zawstydziła, ale po raz pierwszy dotarło do niej, jak duża różnica wieku ich dzieli i co więcej, absolutnie się jej to nie spodobało. Nie spodobała się również myśli o „niespodobaniu”, co dodatkowo wytrąciło ją z równowagi.
– Po uwzględnieniu, że zbłądziłbym w dość młodym wieku, to tak.
Ugryzła się w język, powstrzymując się cisnące na usta słowa, że w takim razie nie jest tak źle. Po cholerę miała to mówić? Co ją obchodził jego wiek? Dla niej po prostu był… Zamyśliła się.
No właśnie. Kim do diabła był dla niej Bastian?
To dopiero było pytanie!
Odpowiedź
Gabriela
Bastian mięknie 💋