Zielone, niebieskie, ona (I)

with Brak komentarzy

Stała w łazience hotelowego pokoju. Wyglądał zwyczajnie, jak tysiące innych takich pokoi – szerokie łóżko, stół, dwa krzesła, komoda. Neutralne kolory, obraz na jednej ze ścian, nowoczesny, futurystyczny, dwie barwne plamy przeplatające się ze sobą niczym drapieżnik ze swą ofiarą, zamykający ją w śmiertelnych objęciach bezkształtnych ramion.

Powoli weszła do łazienki. Z trudem zebrała myśli, zastanawiając się, dlaczego się tutaj znalazła. Nie pamiętała, czuła jedynie odgórny przymus, jakby coś nią kierowało, coś nieludzkiego i bezwzględnego w swych zamiarach.

Pstryknęła włącznikiem światła, mrużąc oczy pod naporem zimnego blasku. Teraz otaczała ją biel, czysta, chłodna, pozbawiona emocji. Pomieszczenie nie miało okna, nie było też duże. Po prawej umywalka i toaleta, po lewej prysznic, ze szklanymi, mlecznymi drzwiami, które teraz były rozsunięte. Na niewielkiej półeczce leżał telefon.

Przypomniała sobie. Zostawiła go tutaj, gdy sprzątała. Dziś miała poranną zmianę, a za sobą nieprzespaną noc. Kiedy po raz drugi wypadł jej z kieszeni służbowego mundurka, odłożyła go na bok. Stratę spostrzegła dopiero, gdy wróciła do domu. A raczej do wynajętego we wspólnym mieszkaniu pokoju.

Dlatego tu była.

Zmarszczyła brwi, sięgając po telefon. Usiłowała przypomnieć sobie coś ważnego, coś bardzo ważnego, ale nie potrafiła tego zrobić. Włożyła komórkę do kieszeni dżinsów. Chciała się wycofać, zgasić światło i wyjść, ale nie zdążyła. W progu zatrzymał ją szmer ludzkich głosów. Jeden z nich należał do kobiety. Był sztucznie piskliwy, nienaturalnie rozbawiony. Drugi męski miał w sobie coś, co sprawiło, że Laura otrząsnęła się ze strachem.

Okrucieństwo.

Mrożący krew w żyłach chłód.

Cofnęła się, bardzo powoli przymykając drzwi. Nie miała pojęcia, co powinna zrobić. Wyjść i przeprosić za wtargnięcie, tłumacząc jego prozaiczny powód? Schować się za szklaną ścianą prysznica? Przecież bardzo szybko zostanie zauważona. Chyba że… Ręczniki były równie białe, jak kafelki pokrywające ściany. Gdyby dobrze się nimi otuliła, być może udało by się jej ukryć? Głupie. Potrząsnęła z rezygnacją głową, a potem ostrożnie zerknęła przez niewielką szczelinę.

Para już nie rozmawiała. Kobieta leżała na skraju łóżka, mężczyzna na niej. W panującej dookoła absolutnej ciszy, słychać było tylko ich przyspieszone oddechy, ciche pojękiwanie i mokre pocałunki. Lecz Laura nie zdążyła się nawet zarumienić, gdy mężczyzna sięgnął ręką za plecy i spod skraju skórzanej kurtki wydobył broń.

Rozległ się cichutki świst.

Wstał, chowając pistolet.

Na łóżku leżała martwa kobieta. Oczy miała szeroko otwarte, zaskoczone. Usta wciąż nabrzmiałe od pocałunków. Piersi figlarnie wyglądały spoza rozpiętej bluzki, ramiona bezradnie leżały na bokach.

Jej oprawca stał przez moment w bezruchu, jakby podziwiając swoje dzieło. Tak samo zamarła przyczajona za drzwiami łazienki Laura. Przerażona, oszołomiona. Sparaliżował ją strach, przynajmniej do chwili, gdy mężczyzna pogwizdując skoczną i wesołą melodię, odwrócił się, jakby czegoś szukając. Wtedy cofnęła się w panice, a telefon wypadł z płytkiej kieszeni, z hukiem uderzając o glazurowaną posadzkę.

Błyskawicznie dopadł drzwi. Nie miała żadnych szans na ucieczkę. Uderzyła plecami w rant umywalki. Jęknęła z bólu, ale wtedy on stał już naprzeciwko.

Nie był potworem, nawet go nie przypominał.

Włosy miał brązowe, zaczesane pod górę. Twarz ogorzałą. Lecz jej uwagę przykuły oczy. Jedno w kolorze wiosennej zieleni, drugie błękitne jak wody oceanu za oknem.

– Nieładnie – powiedział, uśmiechając się drapieżnie, a ręką sięgając za plecy.

A gdy ujrzała wycelowaną w siebie lufę broni, zrozumiała, że nie ma dla niej ratunku.

Strzelił i to był koniec.

***

Poderwała się gwałtownie na łóżku.

Dookoła panowała obezwładniająca duchota, za oknem dawało się słyszeć odgłosy nadciągającej burzy.

Koszulka lepiła jej się do pleców, włosy do skroni.

Ale nie tylko przez pogodę.

Zawsze tak miała, gdy śnił jej się TAKI sen.

Koszmar.

Nie namyślała się długo. Wstała, umykając pod prysznic. Chłodna woda ostudziła ciało, wyciszyła zmysły. Mocna kawa oczyściła umysł. Poszukała telefonu i z ulgą spostrzegła, że był tam, gdzie zawsze. Leżał na niskim stoliku, podłączony do ładowarki. Sprawdziła połączenia. Dwa z Polski, jedna wiadomość z banku o kolejnej super ofercie. Od razu ją wykasowała. Oddzwoniła, ale tym razem to po drugiej stronie nikt nie odbierał.

Zaczęła się ubierać. Włosy związała niedbale, twarz ledwo musnęła pudrem. Szła do pracy, miejsca gdzie nikt nie zwracał uwagi na jej wygląd zewnętrzny. I nie był to powód do zmartwień.

Do Hiszpanii przyjechała przed trzema miesiącami. Nie znała tutejszego języka, chociaż doskonale mówiła po angielsku. Posadę załatwiła koleżanka, która wiedziała w jak bardzo beznadziejnej sytuacji znalazła się Laura. Na spółkę z dwoma innymi dziewczynami wynajmowały malutkie mieszkanko, czasami wychodziły wieczorami na miasto, rzadziej w dzień na zakupy. Nie była to przyjaźń jak z kinowego hitu, raczej zwykła znajomość, bo każda z nich była pochłonięta tym, aby jak najwięcej pracować i jak najwięcej zarobić.

Dotarła do dwupiętrowego budynku. Nie był to kurort, tylko całkiem zwyczajny hotel, chociaż po drugiej stronie ulicy szumiało morze. Lecz nie było tam piaszczystych plaż, a port, w którym cumowały łodzie rybackie.

Przebrała się, po namyśle zostawiając telefon w szafce. Wciąż miała w pamięci dziwny koszmar, który przyśnił jej się tej nocy.

Uwinęła się ze sprzątaniem wyjątkowo szybko. Wróciła do pokoju dla pracowników, napiła wody. Przebrała. I wtedy zaterkotała jej komórka.

Iza, jedna ze współlokatorek, która pracowała w tym samym hotelu, co Laura.

– Kochana, mam prośbę. Zostawiłam mój pierścionek pod sto siedem. Mam głupi zwyczaj zdejmowania biżuterii, gdy myję ręce i całkiem o nim zapomniałam. Mogłabyś mi go przynieść?

– Pierścionek? – Z wyraźną nieufnością spytała Laura. – Tylko pierścionek? Nie telefon?

– A z czego do ciebie dzwonię? – roześmiała się tamta. – Jesteś jeszcze w pracy?

– Tak. Pójdę po niego – westchnęła. – Sto siedem?

– Tak. W łazience, na umywalce. Dzięki stokrotne!

Rozłączyła się.

Laura weszła na pierwsze piętro, odnalazła odpowiednie drzwi i weszła do środka, posługując się specjalnym kluczem dla ekipy sprzątającej. Na szczęście pokój wciąż nie miał lokatora, inaczej gęsto musiałaby się tłumaczyć. Pstryknęła włącznikiem i spostrzegła srebrny pierścionek z perłą, leżący na niewielkiej półeczce… Dokładnie tam, gdzie telefon ze snu.

Przerażona, runęła do tyłu. Wypadła z łazienki i wtedy usłyszała chrobot klucza. Cały czas pamiętała nocny koszmar i dlatego zamiast wrócić do dopiero co opuszczonego pomieszczenia, zanurkowała pod dużym łóżkiem. Wczołgała się aż pod samo wezgłowie, tuląc do ściany jak przerażone ciemnością nocy dziecko.

Rzeczywistość stała się przerażającym koszmarem.

Te same dźwięki, ten sam cichutki świst. Męskie kroki, wesołe pogwizdywanie. Światło zapalone w łazience. Zapach śmierci.

Później cisza.

Cisza tak intensywna, że aż powodująca ból.

Nie miała pojęcia, jak długo już leży, chociaż wydawało jej się, że wieczność. Za oknem rozległ się huk gromu, zabębniły krople deszczu. Pokój pogrążył się w mroku. Laura nadal trwała w jednej pozycji, zaciskając kurczowo pięści. Gdyby nie sen, schowałaby się w łazience. Wtedy by ją znalazł i zabił. Koszmar jak zwykle uratował życie, tym razem jej życie.

Całkiem zdrętwiała. Zaschło jej w gardle, żołądek skręcał się z głodu. Spostrzegła, że było coraz ciemniej. Nadchodziła noc, a ona wciąż chowała się pod łóżkiem, na którym leżał trup nieznanej kobiety.

A może to tylko iluzja? W końcu ostrożnie poruszyła zdrętwiałymi kończynami. Bardzo powoli wyczołgała się i pierwszą rzeczą jaką ujrzała, była kobieca dłoń bezwładnie zwisające za krawędź łóżka, smukła, z długimi, zadbanymi paznokciami w kolorze krwistej czerwieni. Wzdrygnęła się, potem wstała.

Tak, to była kobieta ze snu. Chociaż teraz nie było w jej oczach zaskoczenia. Nic w nich nie było, nic, prócz śmierci. Laura rozejrzała się dookoła i w tym momencie napotkała czyjś przerażony wzrok.

– Co ty?… – Iza zachłysnęła się ze wzburzenia.

Dalej wszystko potoczyło się w oszałamiającym tempie. Po godzinie Laura siedziała w pustym pokoju, na niewygodnym krześle, otulona szorstkim kocem. Dygotała roztrzęsiona, nie potrafiąc nad tym zapanować. Nie do końca rozumiała to, co się wydarzyło. Za to bardzo dobrze pamiętała twarz mordercy, a w zasadzie jego oczy.

Drzwi otworzyły się z przeciągłym zgrzytem. Do środka wszedł mężczyzna. Średniego wzrostu, szczupły, śniady. Włosy miał czarne, modnie przystrzyżone. Oczy tak ciemne, że nie widać źrenic, brwi idealnie proste, potęgujące wrażenie surowości, nieprzystępności. Usta wąskie, zaciśnięte, wyglądały jakby w ogóle nie przywykły do uśmiechów. Odpychał całym sobą, każdym szczegółem wyglądu, ubrania, każdym gestem i spojrzeniem. Wystudiowany, pełen rezerwy, jak kot.

Przedstawił się, ale oszołomiona dziewczyna nawet nie zwróciła na to uwagi. Zapamiętała jedynie imię. Iago. Kojarzyło jej się z misiem, bohaterem dziecięcych kreskówek, sympatycznym, nieco niemądrym, zupełnym przeciwieństwem tego mężczyzny.

– Chciałbym usłyszeć pani wersję wydarzeń.

Te słowa zabrzmiały tak, jakby nie miał najmniejszych wątpliwości, co wydarzyło się w hotelowym pokoju i kto jest mordercą. Chyba wtedy po raz pierwszy dotarła do niej powaga sytuacji, chociaż głos miał niski, pozornie przyjazny. Lecz pod tym spokojem czaiło się coś groźnego, coś, co z miejsca obudziło jej antypatię.

– To nie ja – powiedziała na wszelki wypadek.

– O nic pani nie oskarżam. Tylko pytam.

Odetchnęła głęboko i zaczęła mówić. Musiała bardzo uważać, aby oddzielić fikcję ze snu, z jawą. Udawało jej się do momentu, gdy poprosił o rysopis mordercy.

– Przede wszystkim miał dziwne oczy. Jedno niebieskie, jedno zielone. Nie wiem czy celowo… O co chodzi? – spytała spłoszona, widząc jego zdumione spojrzenie.

– Zauważyła to pani spod łóżka? A on nie dostrzegł pani obecności?

W tym momencie zrozumiała, że palnęła głupstwo. Umilkła, nerwowo skubiąc rąbek koca. Miała mu wyjawić swój sen? Wziąłby ją za wariatkę. Chociaż z drugiej strony to lepsze niż być główną podejrzaną.

– Słucham! – Jego głos był rozkazujący, pełen satysfakcji. W oczach pojawił się błysk, jak u psa myśliwskiego, który złapał trop.

– Ja… To strasznie głupie… Ja nie widziałam mordercy.

– Czyżby?

– Widziałam jedynie jego nogi. Nawet nie do kolan. Ale wcześniej…

– Spotkałaś go wcześniej?

– I tak, i nie.

– Czyli?

– Przyśnił mi się – rzuciła w końcu z desperacją. Gwałtownie przy tym poczerwieniała.

– Morderca? A może numery na loterię? Albo kursy akcji na giełdzie? – zadrwił. – Wiesz, że nasza rozmowa jest nagrywana?

– Wiem. Ale nie umiem tego lepiej wytłumaczyć. Śniłam o tym, że szukam telefonu w jednym z pokoi, które sprzątałam. Znalazłam go w łazience. Nie zdążyłam wyjść, gdy ktoś się pojawił. Para. Kobieta i mężczyzna. Całowali się. Pieścili. Ona leżała na plecach, on na niej. – Wyrzucała z siebie słowa z szybkością karabinu maszynowego. – Wtedy sięgnął po broń i ją zastrzelił. A gdy wszedł do łazienki, zastrzelił mnie.

– Bardzo prawdopodobne. Jest tylko jeden szkopuł. Ty żyjesz.

Leave a Reply