Zielone, niebieskie, ona (III)

with 7 komentarzy

Odważyła się w końcu wykręcić głowę. Napotkała spojrzenie jego oczu. Uśmiechał się, a ich kąciki marszczyły się zabawnie, nadając twarzy nieco figlarny wyraz. Lecz to tylko pozory, bo ona widziała malujący się w nich uczuciowy chłód i wyrachowanie.

– Pewnie się zastanawiasz, dlaczego później? Otóż dzień po kolejnej, znakomicie zaplanowanej akcji, dowiedziałem się, że mój mały, prywatny i spersonalizowany pokaz miał świadka. W dodatku ten świadek dokładnie potrafił opisać pewien znak szczególny mojego wyglądu. On, a w zasadzie ona, ukryła się pod łóżkiem. Przyznam, że nie spodziewałem się czyjejkolwiek obecności. Zlekceważyłem procedury. Sama rozumiesz, sukcesy rozleniwiają człowieka do tego stopnia, że zaczyna on być nieostrożny. Popełniłem błąd, który muszę naprawić. Ale zanim cię zabiję, chciałbym się dowiedzieć, gdzie się spotkaliśmy, skoro ci się śniłem? Nie zaprzeczaj, słuchałem nagrania z twoim zeznaniem.

– Jak… – odchrząknęła. – Jak się dowiedziałeś?

– Mam przyjaciół.

Nie była głupia, nie musiała pytać o szczegóły. Patrzyła na niego w milczeniu, po raz kolejny przeżywając tamtą scenę, gdy wycelował broń w jej głowę i strzelił.

– Skoro i tak mnie zabijesz…

– Jakość twojej śmierci chyba ma znacznie? – Ponieważ wciąż na niego patrzyła, ujął palcami jej podbródek, ściskając z taką siłą, że nie potrafiła poruszyć głową ani na milimetr. W jego oczach zamigotało okrucieństwo i Laura zrozumiała, że jednego może być pewna. Nie kłamał.

– Czy to aż takie ważne?

– Nie żartuj – posłał jej karcące spojrzenie. – Gdyby nie było, już dawno leżałabyś martwa, zagrzebana w piasku. Naprawdę chcę wiedzieć, kiedy i gdzie się spotkaliśmy. Mam znakomitą pamięć do twarzy, zwłaszcza kobiecych, ale twojej za nic nie kojarzę. Byłaś kelnerką w barze, gdzie zamawiałem jedzenie? Może dziwką w jakimś klubie? O! Zarumieniłaś się! Uroczo. Dziwki się nie rumienią, więc wycofuję ostatnie.

– Nie znamy się – powiedziała zgodnie z prawdą. – Nigdy się nie spotkaliśmy.

– Kłamiesz! – Niezadowolony zmarszczył brwi.

– Nie kłamię. Powiem ci prawdę, tak jak powiedziałam temu policjantowi. Powiem nawet więcej. Ale i tak mi nie uwierzysz.

– Czyli tylko ci się śniłem?

– Nie ty. Moja śmierć. Zabiłeś mnie w hotelowej łazience jednym strzałem. Wycelowałeś pomiędzy oczy, pociągnąłeś za spust. – Nie miała pojęcia skąd w niej tyle odwagi. Mówiła, patrząc mu prosto w oczy. Bez odrobiny zakłopotania czy zażenowania. Bez strachu, jakby nie siedziała na pustej plaży w objęciach mordercy. – Wtedy się obudziłam. Sytuacja ze snu zdarzyła się na jawie, ale dokładnie pamiętałam nocny koszmar i zamiast łazienki wybrałam kącik pod łóżkiem. Lecz przeznaczenie walczy o swoje – uśmiechnęła się ze smutkiem. – Zawsze walczyło o swoje, a ja zawsze przegrywałam.

– Zawsze? To nie był pierwszy raz?

– Nie.

Umilkła. On również się nie odzywał. Zastanawiał się, co powinien zrobić. Ostrożność i wieloletnia praktyka podpowiadały jedno: zabić. Ale ciekawość wciąż brała górę nad zdrowym rozsądkiem. Poza tym dziewczyna miała takie piękne oczy, duże, zielone jak wiosenna trawa, otoczone wianuszkiem długich, ciemnych rzęs. W zasadzie była całkiem zwyczajna, ładna, ale zwyczajna. Tylko te oczy i wykrojone w przemyślny sposób usta, z kącikami uniesionymi w górę, jakby czaił się w nich ukryty uśmiech, zwróciły jego uwagę.

– Opowiedz o tym – wymruczał, wtulając twarz w niesforne, złociste kosmyki włosów. – Opowiedz o swoich snach, o swoim darze.

– Nie ma tego wiele. I to nie dar, to przekleństwo – dodała z goryczą.

– Dlaczego?

– Pewnej nocy śniłam, że jadę ulicą miasta. To była wąska, dość wyboista droga, bez pobocza, z nierównym chodnikiem po obu stronach. Szła nim matka z dzieckiem, chłopcem. Miał może dwa, może trzy lata. Nigdy o to nie zapytałam. Wyrwał się jej, wbiegając prosto pod koła prowadzonego przeze mnie samochodu. Zginął na miejscu. Byłam przerażona, bo dotąd moje sny dotyczyły mniej ważnych spraw. Rok później zaczęłam kurs prawa jazdy. Instruktor kazał mi skręcić w prawo, w wąską, krętą uliczkę. Od raz ją poznałam. – Westchnęła. Przymknęła oczy, oparła się o jego pierś, głowę położyła na ramieniu. Jakby był kochankiem, a nie oprawcą. – Jechałam ostrożnie, bardzo ostrożnie. Zdążyłam wyhamować. Jadący z naprzeciwka samochód już nie.

– Chłopiec zginął?

– Tak.

– Często się to zdarza?

– Sny? Nie wiem. Czasami po prostu nic nie pamiętam, chociaż jestem przekonana na sto procent, że było niezwykle ważne. Są nieregularne, nieprzewidywalne. Najdłuższa przerwa to trzy lata, najkrótsza to dwa dni.

– Bardzo ciekawe. Mam w to uwierzyć? – Mocniej zacisnął ramiona, sprawiając jej tym ból. Lecz nie poruszyła się, nie zaprotestowała.

– Wierz, w co chcesz – powiedziała zmęczona. – Żałuję tylko, że umrę tak daleko od domu. Tak strasznie daleko…

Pomimo że siedziała teraz odwrócona do niego plecami i nie mógł widzieć jej twarzy, wyciągnął dłoń i bardzo delikatnie starł z policzka łzy, które wymknęły się spod przymkniętych powiek.

– Powiedzmy, że jestem na tyle szalony, żeby ci uwierzyć. Ale nic za darmo. Zabawimy się.

– Zabawimy?

– Nie tak jak myślisz słoneczko, nie tak! – Nie mógł się nie roześmiać, widząc minę dziewczyny. – Zupełnie inaczej. Puszczę cię wolno. Na razie.

– Tak po prostu?

– Tak po prostu. Lecz zaplanuję twoją śmierć z wyjątkową precyzją. Puszczę wodze wyobraźni i możesz mi wierzyć, będzie wyjątkowo okrutna. Twierdzisz, że twoje sny cię ostrzegają. Skoro tak, to nie powinnaś mieć problemu, aby mnie przechytrzyć i po raz kolejny umknąć przeznaczeniu.

Odwróciła się. Teraz siedziała tak, że jej prawe ramię dotykało jego lewego. Była przy tym niesłychanie zdumiona, jakby nie tego się po nim spodziewała.

– Zaplanujesz? A co jeśli nic mi się nie przyśni?

– Pech. Zginiesz.

– A jeśli mi się uda?

– To ułożę następny plan. I następny. A po nim kolejny. To fascynujące usiłować zabić kogoś, kto jest ode mnie słabszy, a jednocześnie silniejszy, bo wie, gdzie mogę uderzyć. Niesłychanie fascynujące. I podniecające – wymruczał, pochylając się nad nią. Ręką złapał jej włosy, silnym szarpnięciem odgiął głowę do tyłu i wpił się ustami w smukłą szyję dziewczyny. – Podniecasz mnie! – szeptał. – Podnieca mnie też możliwość igrania z losem.

– Przestań! – Usiłowała go odepchnąć, ale nie było to łatwe, bo znajdowała się z góry na przegranej pozycji. Uderzenia jej dłoni były słabe, nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Nawet gdy użyła paznokci, wbijając je w jego kark, zareagował jedynie mocniejszym uściskiem.

– Dlaczego? To takie przyjemne… Obserwowałem cię. Masz szczupłą talię i cudowne piersi, jędrne, duże, cholernie cudowne! – Gdy to mówił, jedna jego ręka rozpięła zamek bluzy, potem bez problemu poradziła sobie z guziczkami piżamy, a na końcu wślizgnęła się pod bawełniany materiał. Drugą przytrzymywał dziewczynę w takiej pozycji, aby nie mogła zbyt energicznie zaprotestować.

– Obiecałeś mnie puścić!

– Obiecałem cię nie zabijać.

– Proszę! – Nie chciała tej wymuszonej bliskości, nie chciała jego dotyku na swej skórze. Brzydziła się nim, a przynajmniej usiłowała to sobie wmówić.

– To ci się nie śniło, prawda? – zadrwił, a potem pochylił się, łapiąc zębami jeden sutek. Bawił się nim, na zmianę przygryzając i ssąc. Przerwał tylko po to, aby zrobić to samo z drugim, a wtedy ręką dodatkowo zaczął masować nagie piersi.

– Przestań! – wydyszała. Po strachu czy rezygnacji nie pozostał najmniejszy ślad. Teraz była wściekła. Na niego i na siebie, bo nieoczekiwanie jej ciało zaczynało reagować na te pieszczoty. – Przestań, bo…

– Naprawdę mam przestać? – Pokrywając drobnymi pocałunkami delikatną skórę, wędrował w kierunku jej ust. Nie spieszył się do celu, jakby wiedział, że oczekiwanie na przyjemność, to w zasadzie połowa tej przyjemności. Zakreślił językiem chaotyczny wzór na linii żuchwy, przygryzł mocno płatek zaróżowionego uszka i dopiero wtedy zdecydował się spróbować smaku jej ust. A kiedy to zrobił, dziewczyna zaniechała protestu. Jej dłonie opadły na jego ramiona, palce zacisnęły się na szorstkim materiale kurtki. Przylgnęła do niego, upajając się pocałunkiem, zatracając w niedoświadczanej wcześniej przyjemności. Nawet nie spostrzegła, że zmusił ją do zmiany pozycji i teraz siedzi okrakiem, poruszając biodrami, ocierając się o jego udo. To nie on zakleszczał ją w uścisku swych ramion; teraz robiła to ona sama. Pozwolił jej na to łaskawie, ze zdziwieniem odnotowując fakt, że nie tylko mu się to podoba, ale także nie potrafi się temu oprzeć. Była cudownie gorąca, miękka, a nade wszystko pachniała tajemnicą. Fascynowała go. Intrygowała. Budziła pożądanie, chociaż było ono na razie jak leniwy, ledwo co wybudzony z drzemki potwór.

– Słonko, nie gwałć mojej nogi – powiedział ze śmiechem, odrywając się od jej głodnych warg. – Jeśli chcesz to zrobić, pojedziemy do mnie i tam się zabawimy.

Wtedy to do niej dotarło. Znieruchomiała, a jej oczy robiły się coraz większe, oddech coraz spokojniejszy. Nagle odepchnęła go z cichym jękiem, zrywając się na równe nogi. Zaczęła uciekać, lecz wtedy silne szarpnięcie zatrzymało ją w miejscu.

– Nie, to nie tak. – Wyglądał na poirytowanego. – Zobacz!

Chwycił jej rękę i chociaż protestowała, położył na swoim kroczu. Bez problemu wyczuła sztywnego, nabrzmiałego członka.

– Mówiłem, że mnie podniecasz.

– Mówiłeś. – Przełknęła ślinę, nie mogąc oderwać dłoni od tej cudownej twardości pomiędzy jego udami. Była jak ofiara zahipnotyzowana wzrokiem napastnika. Patrzyła prosto w oczy potwora i też czuła fascynację, graniczącą z obłędem. Jej podbrzusze pulsowało podnieceniem, kolana miała jak z waty, piersi nabrzmiałe, łaknące kolejnych pieszczot. I była coraz bardziej pewna, że powinna wyrwać się z jego ramion, uciekając jak najdalej stąd. Wtedy znów ją pocałował, w mgnieniu oka wprowadzając chaos. A kiedy jego ręka powędrowała w dół, wślizgując się za gumkę spodni i docierając do najbardziej intymnego miejsca, dziewczyna przeciągle zajęczała.

– Zrób wszystko, żeby przeżyć, proszę! – Przycisnął ją do siebie, gorączkowo szepcząc tę prośbę. – Tak bardzo chciałbym cię nie zabijać…

Ocierała się teraz o sztywnego penisa, oddawała każdy pocałunek z żarem, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Była tak rozpalona, że nie potrafiła nad sobą zapanować. Wiła się w jego objęciach, pojękiwała, wzdychała. Całkowicie straciła kontrolę nad swoimi czynami. A on, chociaż panował nad sobą o wiele lepiej, też nie umiał się wycofać. Jednym palcem pocierał nabrzmiałą łechtaczkę, drugi zanurzył w wilgotnym wnętrzu. Pieścił ją, doprowadzając na skraj orgazmu. Aż w końcu przekroczyła tę granicę, drżąc w jego ramionach. Oczy miała zamknięte, usta rozchylone, krwiste rumieńce na policzkach, szyi i dekolcie. Palce zacisnęła na jego brakach. Dyszała jak ryba wyjęta z wody, a złote kosmyki włosów rozsypały się na jej ramionach.

– Słoneczko – mruknął, patrząc na nią z góry. – Dam z siebie wszystko, obiecuję. Będziesz miała taką śmierć, jak żadna inna moja ofiara. Ale ty masz przeżyć, zrozumiałaś?

Powieki zatrzepotały, uniosły się. W zielonych oczach powoli ukazywała się świadomość tego, co się wydarzyło. I nagle dziewczyna z cichym okrzykiem wyrwała się z jego uścisku.

Nie gonił jej. Patrzył, jak znika na końcu ulicy. Kiedy tak się stało, położył rękę na wciąż twardej męskości.

– Masz przeżyć – wyszeptał z uporem. Pierwszy raz w jego życiu, coś nie było tak oczywiste, tak przewidywalne. I kiedy to sobie uświadomił, zaczął się śmiać.

***

Wszystko wydawało się takie normalne, takie zwyczajne. A jednak z drżeniem serca oczekiwała na każdy kolejny poranek, zasypiając ze strachem, który wręcz ją paraliżował. Dla niego umowa była oczywista. Dla niej nie. Jej sny były darem kapryśnym, nieprzewidywalnym. Czasami wręcz nie pamiętała ich już po przebudzeniu. Mijały kolejne dni, a Laura coraz bardziej się bała. Zresztą, nie tylko. Na samo wspomnienie zajścia na plaży odczuwała przejmujący wstyd. Jak mogła tak się do niego łasić? Jak mogła pozwolić, aby dotknął ją w tym miejscu? Do cholery, przecież on planował ją zamordować i to z zimną krwią! A ona zachowywała się jak suka w rui. Poczucie wstydu i winy, o mało co nie wpędziło ją w depresję.

Tego dnia czuła się wyjątkowo źle. Wcześniej wróciła z pracy, łyknęła tabletkę przeciwbólową i położyła się na łóżku, otulając kocem. Nie miała pojęcia, co jej dolega; szykuje się jakieś przeziębienie czy to tylko stres? Nie spostrzegła kiedy zasnęła, za to doskonale pamiętała, co jej się śniło.

Iago. Była z nim w jakiś domu. Dookoła same plaże i bezkresne, aż po horyzont, wody oceanu. Słońce znajdowało się wysoko na niebie i przedmioty rzucały niewiele cienia. Mężczyzna stał na tarasie i popijając wino, gapił się przed siebie. Ona siedziała, splatając nerwowo dłonie. Miała wrażenie, że na coś czeka.

Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie. Pojawił się on, morderca. Zaczął ją całować, pieścić, a Iago przyglądał się temu beznamiętnie. Sama Laura była bezwolna, całkowicie pozbawiona swojej woli, jakby ktoś nią sterował. Mechanicznie oddawała pocałunki, odwzajemniała pieszczoty. Nie czuła tego podniecenia, co poprzednio. Raczej zażenowanie. W końcu Iago wypił swoje wino, podszedł bliżej i odstawił kieliszek. Patrzył przez chwilę w jej oczy, okrutnym, pozbawionym ludzkich uczuć wzrokiem. Uśmiechnął się pogardliwie i zaczął rozpinać spodnie.

Miałem rację, jest wyjątkowa, prawda?”, spytał ten drugi za jej plecami.

Tak, jest wyjątkowa”, odpowiedział Iago i w tym momencie obudziła się, drżąc na całym ciele.

Mdliło ją, więc napiła się wody, potem kawy. Z filiżanką w dłoni usiadła przy oknie, zastanawiając się nad znaczeniem snu. Miała wrażenie, że tym razem był inny. Nie przedstawiał wersji jej przyszłości, a ostrzegał. Przed kim? Przed inspektorem policji? Czyżby to właśnie on był w zmowie z mordercą? Przecież pracował w policji, ścigał go. Czy jedno przeczyło drugiemu? Oczywiście, że nie. Zamyśliła się. Było coś, jakiś drobiazg, czyjeś zdziwienie… Nie mogła przypomnieć sobie szczegółów, ale wydawało się to niesłychanie ważne. Niestety, przegrała tę potyczkę, pozostając jedynie z pewnością, że niedostępny policjant maczał w tym wszystkim place i to niekoniecznie legalnie.

Nadeszła noc, a Laura leżała w łóżku, wpatrując się w ruchome cienie na suficie. Nie mogła zasnąć. Dręczyło ją wspomnienie spotkania na plaży. Nagle przypomniała sobie imię mordercy. Usłyszała je przecież na komisariacie, kiedy po raz pierwszy pokazano jego zdjęcie. Vesco? Nie, Vasco. Miał na imię Vasco. Poczuła zadowolenie, bo przestał być nagle tak anonimowy, tak obcy. Zamknęła oczy, próbując zasnąć. Nic z tego. Coś ją dręczyło, coś, czego nie umiała określić słowami. Dziwny niepokój zżerał od środka, nie pozwalając na zebranie myśli, zapanowanie nad chaosem. W końcu wstała, ubrała się i wyszła. Nie wiadomo dlaczego, skierowała swoje kroki na komisariat. Beznadziejnie, bo przecież był środek nocy. Pewnie spał w domu, więc po co go tu szukała? Nie rozumiała tego, ale przez całe swoje życie nauczyła się jednego – nie walczyć z intuicją.

Serce zabiło jej mocniej, gdy spostrzegła na parkingu znajomy samochód.

A więc nie spał. Siedział tutaj i pewnie głowił się nad rozwiązaniem zagadki kolejnego morderstwa. Zawstydziła się swoimi podejrzeniami. Przecież nie wszystkie jej sny były prorocze. Czasami bywały też całkiem zwyczajne i dotyczyły całkiem zwyczajnych pragnień.

– Co tu robisz? – Ostre pytanie zaskoczyło ją, przeraziło. Odwróciła się na pięcie, stając twarzą w twarz z Iago. Minę miał ponurą, wzrok posępny. Nie wyglądał, aby ucieszyło go to spotkanie.

– Ja… Czy to ty? Czy to ty nim jesteś?

– Nie rozumiem! – syknął poirytowany. – Przestań bredzić kobieto, chyba że się czegoś naćpałaś. Jestem zmęczony, głodny i przepocony, bo nawaliła nam klimatyzacja. Chcę pojechać do domu, a nie sterczeć tutaj, odpowiadając na twoje bezsensowne pytania.

Przy ostatnich słowach, po prostu ją wyminął. Lecz dziewczyna poczuła nagłą determinację. Podążyła za nim i kiedy zatrzymał się przed samochodem, wygrzebując z kieszeni kluczyk, odezwała się raz jeszcze, tym razem lepiej formułując pytanie.

– Czy to ty zdradziłeś mu szczegóły śledztwa? Przekazałeś nagranie z przesłuchania? Powtórzyłeś moje słowa?

Zamarł z ręką w kieszeni. Udało jej się go zaskoczyć. Lecz bardzo szybko odzyskał nad sobą panowanie. Pstryknął pilotem, otworzył drzwi i dopiero wtedy odwrócił się, chwycił ją za ramię i prawie siłą wepchnął do auta.

– Porozmawiamy podczas jazdy – wycedził. Zauważyła, jak bardzo był wściekły. Na skroni pulsowała mu niewielka żyłka, oczy pałały gniewem. A jednak nie wyrywała się, nie uciekła. Posłusznie zapięła pas i cicho krzyknęła, gdy ruszył z piskiem opon.

– Skąd wiesz? Powiedział ci?

– Nie.

– A co? Znów miałaś sen?

– Tak.

Biorąc zakręt, rzucił jej spojrzenie tak pełne jadu, że po raz pierwszy poczuła się niepewnie w jego towarzystwie. Nawet więcej, poczuła strach.

– Głupek! – syknął Iago. – Miał cię sprzątnąć, a on bawi się w jakieś podchody. Sam będę się musiał tym zająć.

– Ale dlaczego?

– Mamy wspólnego pracodawcę, który nieźle płaci. Sądzisz, że na państwowej posadzie byłoby mnie stać na taką brykę?

– Nic nie sądzę. Nic nie rozumiem – wyszeptała. Takiego rozwoju sytuacji się nie spodziewała. – Zawarł ze mną układ. Chce mnie zabić, a ja mam temu zapobiec.

– Wariat. Uwierzył w te twoje bajdurzenia?

– Tak.

Podjechali pod okazałą posesję. Drzwi bramy otworzyły się automatycznie, wjechali do środka, później Iago zręcznie zaparkował na podjeździe. Wysiadł, ona również. Rozejrzała się, jakby szukała ratunku, ale nie pozwolił jej na wiele. Prawie siłą wepchnął do domu, a potem wbił kod zabezpieczający wyjście.

Najpierw coś zjem. Nie lubię pracować na głodnego.

Chwycił ją za ramię, pociągnął za sobą. Szedł szybkim krokiem, ledwo za nim nadążała. Pchnął w kierunku jednego z wysokich stołków, sam podszedł do lodówki. W milczeniu przyglądała się jak zdjął marynarkę, rzucając ja na oparcie fotela, jak pazernie wbił zęby w kanapkę. Też poczuła głód, więc wstała i podeszła do lodówki. Wyjęła stamtąd coś, co wyglądało jak owocowy deser, nie zważając na zdumione spojrzenie Iago.

Nie lubię umierać na głodnego – wyjaśniła, a wtedy on nieoczekiwanie się roześmiał. Niedobrze, pomyślała, przeżuwając kolejny kęs. Taki roześmiany przedstawiał sobą niezwykły widok. Czarne włosy i śniada cera silnie kontrastowały z bielą koszuli i zębów, jak tamtego dnia, gdy spotkała go po raz pierwszy. Szczupłe dłonie wcale nie wyglądały na delikatne. Był raczej smukły, chociaż podejrzewała, że pod ubraniem kryje się niespodzianka. Widać to było w silnym kontraście pomiędzy szerokimi ramionami, a wąskimi biodrami. To nie był typ kanapowca, o zwiotczałych mięśniach i wklęsłej klatce piersiowej. Nie miał też figury napakowanego goryla, na bicepsach którego koszulki pękają w szwach. Po prostu umiał wykorzystać to, co dała mu natura. Pewnie też umiejętnie to udoskonalił.

O czy myślisz?

O tym, jak wyglądasz nago – wypaliła, a zaraz potem zaczerwieniła się, aż po korzonki włosów. Za to on przestał jeść, gapiąc się w niemym zdumieniu.

Słucham?

Kiedy mnie zabijesz? – Zmieniła temat, chociaż tak naprawdę nie wierzyła, że coś może jej grozić. Inaczej śniła by o swojej śmierci, a nie o dziwnej rozmowie. Przynajmniej raz w życiu przydał się jej dar.

A co? Spieszysz się gdzieś? – zakpił. – Zresztą, kto powiedział, że chcę cię zabić?

Ty.

Źle mnie zrozumiałaś. Mówiłem, że będę się musiał tobą zająć. Tylko tyle.

Nadal nie rozumiem.

Nie wchodzi się w drogę Vasco. Skoro chce zabawy, musi ją dostać.

Zamyśliła się, bezwiednie oblizując palce. Były słodkie, jak deser, który przed chwilą zjadła. Nie zauważyła, że stojący naprzeciwko mężczyzna zamarł w bezruchu, patrząc na nią dziwnie zachłannym wzrokiem. Nie zdawała sobie sprawy, jak podniecający był ten gest; delikatne muśnięcie czubkiem języka, wessanie pomiędzy wargi, powtórzenie tego samego z kolejnym placem.

Wciąż nie rozumiem. Po co mnie ze sobą zabrałeś, przywiozłeś w to miejsce?

Nie odpowiedział. Powód się zmienił. Chciał ją wypytać o szczegóły, dowiedzieć się, od kogo usłyszała o jego podwójnej działalności. Nie wierzył w te historyjki, bo nie było czegoś takiego jak prorocze sny. Była jedynie twarda, bezlitosna rzeczywistość, życie, z którego należało czerpać całymi garściami. I właśnie on to robił.

Napijemy się. Wolisz czerwone czy białe wino?

Czerwone. I niech nie będzie słodkie. Nienawidzę słodkich win.

Postawił na blacie kuchennej wyspy dwa kieliszki. Nalał do pełna, rozpinając jednocześnie koszulę.

Przepyszne – powiedziała z uznaniem już po pierwszym łyku. – Co to za marka?

Pochodzi z prywatnej winnicy mojego ojca. Nie do kupienia w zwykłym sklepie.

Szkoda, ale i tak pewnie nie byłoby mnie na nie stać – westchnęła, zdejmując bluzę. Całkiem zapomniała, że pod spodem miała na sobie jedynie cienką koszulkę i zero bielizny. Pod materiałem wyraźnie odznaczały się sterczące sutki.

Przepraszam – bąknęła zakłopotana, chcąc na powrót się ubrać. Ale zatrzymał jej dłoń, więżąc ją w stalowym uścisku.

Nie.

Głos miał schrypnięty, dwa tony niższy, pełen podniecenia.

Zostaw.

Przyciągnął ją ku sobie. Twarz ujął w obie dłonie, policzki pieścił kciukami. W ciemnych oczach widziała kiełkujące pożądanie.

Nie zdradzę was – powiedziała cicho. – Chciałabym tylko wrócić do domu.

Dlaczego tu przyjechałaś?

Pieniądze. – Trudno było skoncentrować się na słowach, gdy pokrywał delikatnymi pocałunkami jej szyję. Jeszcze trudniej, gdy czubkiem języka obrysował linię żuchwy, aby w końcu przylgnąć ustami do rozchylonych warg. Lecz nie zatrzymał się tam na długo; powędrował dalej. Nos, przymknięte powieki, gładkie czoło.

Zawsze pieniądze, prawda? – spytał, a ona dosłyszała w tym wiele goryczy. – Na to aby móc kupić więcej i więcej…

Lekarstwa i rehabilitację mojej matki. Codzienny ciepły posiłek i buty na zimę, dla mojego rodzeństwa. Znam angielski, jestem najstarsza i jedyna pełnoletnia. Wybór był oczywisty.

Ale chcesz wrócić.

Nie podoba mi się tutaj. – Spojrzała z powagą w jego oczy. Dzieliła ich tak niewielka odległość, zaledwie dwa, trzy centymetry. Czuła ciepło jego oddechu, subtelną nutę wypitego wina, aksamitną szorstkość skóry.  – Jestem zbyt samotna.

Znałaś go wcześniej, prawda?

Nie, nie znałam.

Wiesz że to bardzo głupie wytłumaczenie?

Ale jedyne prawdziwe. Innego nie będzie.

Uparta dziewczyna…

Znów ją pocałował, jakby trzymanie się z dala od jej ust, było dla niego udręką nie do zniesienia. Przypomniała sobie wydarzenie na plaży, lecz zaraz potem rozwiało się ono, zniknęło. Może to nie była rzeczywistość, a kolejny sen? Kolejny koszmar? Lecz czy koszmar mógł być tak cudowny?

Zsunął koszulę ze swoich ramion. Teraz stał przed nią na wpół obnażony. Nie przerywając pocałunku, zdjął jej spodnie, tak, że Laura pozostała jedynie w kusej, cienkiej bluzeczce. Położył obie dłonie na pośladkach, ścisnął je, przyciągając dziewczynę ku sobie tak blisko, że wręcz wpasowała się w jego ciało.

Właśnie wtedy zrozumiała, że Iago nie ma zamiaru kończyć na samym pocałunku.

Nie! – zaprotestowała, wykręcając głowę i usiłując go odepchnąć. – Nie chcę! Nie tak! Nie ty!

Nie? – Zaskoczony zmarszczył brwi. – Nie ja?! – powtórzył, a w ciemnych oczach ukazała się furia. Przez moment myślała nawet, że ją uderzy. Ale nie, jedynie mocno odepchnął. Upadła na podłogę i w pośpiechu, drżącą dłonią poszukała porzuconych spodni.

 

Komentarze

  1. A
    Ana
    | Odpowiedz

    Super, uwielbiam to opowiadanie 🙂

  2. Jo Winchester
    | Odpowiedz

    Faktycznie, ta część niewiele wyjaśnia, ale za to dowiedziałam się, że panowie są braćmi. Jestem zaskoczona, że Iago wypuścił dziewczynę. Jeśli zaś chodzi o mordercę, wydaje mi się, że nasza bohaterka preferuje jego właśnie. W seksualnym znaczeniu 😛
    Ps. Czy pytałyście już o płatność kartą płatniczą? Bo jestem ciekawa, czy byłaby taka możliwość płacenia za opowiadania.

    • B
      Babeczka
      | Odpowiedz

      Z tego co zauważyłam na sprzedajtresci można już tak płacić.

  3. Jo Winchester
    | Odpowiedz

    Chciałam zakupić Doppio, całość. Niestety nigdzie nie widzę możliwości zapłacenia kartą płatniczą. Visa ku ścisłości.

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Niby jest, płatność przelewem lub kartą. Muszę zrobić jakiś zakup i sprawdzić jak to działa.

  4. T
    Tony Porter
    | Odpowiedz

    Hohoho! Coraz ciekawiej się robi. Rywalizacja między braćmi doda historii smaczku. Obaj mają do Laury słabość, a ona tę słabość odwzajemnia. Jak na razie Vasco prowadzi. Zastanawiam się, czy Iago aby na pewno jest złym gliną, czy też jest tu jakieś drugie dno i to wszystko nie do końca jest takie, jak nam się zdaje. Ciekawe, kiedy pan inspektor uwierzy w wizje Laury. A Laura całkiem nieźle się trzyma, zważywszy na okoliczności – straciła na sierotkowatości, a zyskała na całuśności:)

  5. Babeczka
    | Odpowiedz

    Podobał mi się ten twój komentarz z „całuśną falą uderzeniową” 🙂 niestety, zniknął razem z poprzednią stroną 🙁

Leave a Reply