Zapadła cisza. Biały mag gwałtownie poczerwieniał.
– Przemilczałem kilka mało istotnych szczegółów.
– Jak ten, kim może być nieznana moc z gór? – El przechyliła głowę na bok, uważnie mu się przyglądając.
– Miałaś wyjść za mąż i więcej się tym nie zajmować – wycedził. – Vadar nie jest zdrajcą. Widziałbym o tym.
– A może też byś to przemilczał, jako mało istotny szczegół?
– El! – syknął. – Nie życzę sobie tak jawnego lekceważenia z twojej strony!
– Mistrzu! – Nie zamierzała ustąpić mu pola. – Chodzi o nasz świat, a nie twój honor.
– Dobrze – zgarbił się lekko, jakby to wszystko strasznie go zmęczyło. – Powiem wszystko, chociaż są to tajemnice, które powinienem przekazać jedynie następcy. Tak jak mój poprzednik przekazał je mnie.
Usiadł na swoim miejscu, z zasępioną twarzą napełniając sobie kielich. Napełnił go aż po górną krawędź, potem opróżnił duszkiem.
– Gdy już odeszły demony, pojawiło się nowe, całkiem nieznane zagrożenie. Przybyło z nieba, w postaci ognistej kuli. Uderzyło gdzieś w górach, dlatego z początku zostało zlekceważone. Do jaskini trafił przypadkiem mag, zbierający informacje o tych okolicach. Nie do końca był taki szlachetny, jak sądził. Poza tym – Rothar posłał każdemu z nich uważne spojrzenie. – Żadne z nas nie umiałoby się oprzeć tej sile. Umiała ona odnaleźć zło w najbardziej szlachetnym sercu. Może jedynie niektórzy opieraliby się dłużej, inni krócej, to wszystko. Mag zawarł pakt. Stał się pośrednikiem, bo to stworzenie nie potrafiło poruszać się po naszym świecie samodzielnie. Zebrano wszystkie siły i ruszono w kierunku śnieżnych szczytów. Zło spotkano w połowie drogi, na lodowym płaskowyżu. Walka była wyczerpująca, ale przypominam wam, że wśród naszych szeregów walczyło sporo mieszańców, demonich potomków z ludzkimi kobietami.
– Demony po stronie ludzi? – wtrąciła pytanie zdumiona El.
– Wolały to niż niewolę. Tak, bo to jest niewola – odpowiedział cicho Azack.
– Udało się zabić tego maga. Nieznane zło wycofało się do swej kryjówki. Tam je dorwali, ale nie mogąc pokonać, zamknęli to miejsce najsilniejszymi zaklęciami, które znali. I wszystko zachowali w tajemnicy. Przez dziesiątki lat był spokój. Aż do teraz.
– A ty wolałeś kłamać niż chociaż przez chwilę pomyśleć, że moje ostrzeżenia są prawdziwe? – spytał z goryczą Azack.
– Niezupełnie. Ale wolałem tego nie rozgłaszać.
– Jak znajdziemy tego, który służy tej sile?
– Nie wiem. El? – Rothar spojrzał na zamyśloną uczennicę. – Potrafiłabyś?
– Też nie wiem – uśmiechnęła się niewesoło. – Mam wrażenie, że ten drugi stwór przyczaił się, znikając na jakiś czas z naszego zasięgu. Dysponuje wielką siłą i doskonale wie, iż powinien się przed nami ukrywać. Przecież gdyby nie słowa Oteny, w ogóle nie bralibyśmy pod uwagę jego istnienia.
– Są pewne zaklęcia – odważyła się odezwać jedyna kobieta ze składu Rady. O ile El dobrze pamiętała, miała na imię Lanea. – Każda magia zostawia ślad, chociaż czasami jest on tak subtelny, że prawie nie idzie go wytropić. Nie pamiętam wszystkich, ale co to za problem, sięgnąć po właściwe księgi.
– Musielibyśmy wrócić – mruknął zamyślony Rothar. – Z tobą El.
– Zapomnij. Ja zostaję.
– Azack musi zostać osądzony.
– Nie. – Nie rozgniewała się, nie uniosła głosu. Jedynie wzruszyła ramionami. – Możecie wracać, ale nas zostawcie w spokoju. I to nie jest prośba.
– Ty uparta… – zaczął poczerwieniały z emocji Rothar, ale szybko urwał w pół słowa.
– Tak, jestem uparta. A on się ma ze mną ożenić.
Tym razem we wzroku Mistrza dostrzegła prawdziwą rozpacz.
– Ależ El – zaczął. – On? Oszalałaś chyba! Gdyby doszło do takiej wojny, jak ta cztery dekady temu, jak myślisz, po której stronie barykady by stanął?
– Po której? – powtórzyła obojętnie, ale zaraz potem dodała groźnym tonem. – Ręczę ci, że po mojej, jaka by ona nie była.
– Boisz się, że tym razem przegrałbyś z kretesem braciszku? – wtrącił złośliwie Azack. Członkowie Rady wspaniałomyślnie się nie wtrącali; niektórzy z nich nawet z trudem hamowali wesołość.
– A ty siedź cicho – upomniała go El, marszcząc brwi. Teraz dla odmiany poczerwieniał czarnoksiężnik. – Gdybyś nie zbłądził w młodości, to nie wpadłbyś w tarapaty i sidła Oteny. Proszę się nie martwić Mistrzu, już ja mu przeprowadzę takie szkolenie ideologiczne, że za kilka lat sami będziecie go błagać, aby został członkiem Rady. Poza tym mamy wspólnego wroga, nie czas na głupoty.
Rothar się zgarbił, Azack intensywnie wpatrywał w sufit, jakby dostrzegł tam coś niezwykle interesującego. Obaj nie wydobyli z siebie ani słowa protestu – El prócz ostrej reprymendy rzuciła od niechcenia zaklęcie, które skutecznie ostudziło ich zapał do kłótni.
– Musimy wracać – odezwał się ponurym tonem mag. – Będziemy szukać każdej informacji, która może się przydać.
Jednocześnie pomyślał, że w sumie to niepotrzebnie się martwi. Wyraźnie było widać, że jego brat znalazł się pod przysłowiowym pantoflem i co dziwniejsze, chyba mu się to podobało. Kochał El, to widać było jak na dłoni. Był też jedynym znanym przypadkiem człowieka, który wyrwał się spod wpływu Oteny. Wszystkich, którzy jej ulegli, trzeba było zniszczyć, zetrzeć na proch. Nikt z nich nie potrafił się wyrwać z jej szponów, chociaż trafili tam i silniejsi, i szlachetniejsi od Azacka. A on, stojący po stronie mroku, tego dokonał. Co prawda z jego udziałem, lecz innym nawet cała Rada nie pomogła.
– Służyć pomocą? – spytała uprzejmie El. – Teleportacja? A może coś wygodniejszego i bardziej komfortowego?
Rothar łypnął na nią okiem, podejrzewając drwinę, ale dziewczyna wyglądała na najzupełniej poważną.
– Przejście – mruknął. – Konie niech zostaną, nie lubią naszej magii.
– Zaopiekujemy się nimi.
– Dziękuję – skinął głową. – Pomóc ci?
Rzuciła mu pełne politowania spojrzenie. Kilka gestów, kilka zaklęć i przed nimi pojawiło się migoczące niczym tafla wody przejście. Droga na skróty, wygodniejsza i bezpieczniejsza wersja teleportacji. Ale też niezwykle trudna zarówno do wyczarowania, jak i do utrzymania. Jednak nie było widać, aby El miała z tym jakikolwiek problem.
– Proszę – wskazała gestem na obramowanie w kształcie wydłużonego prostokąta. – Będziemy czekali na wieści.
Każdy z członków Rady żegnał się zwyczajowym gestem i cichym mruknięciem. Jako ostatni miał przejść Rothar. Lecz zanim to zrobił, pochylił się w stronę brata.
– Dbaj o nią – poprosił. Poważnie, wręcz błagalnie.
– To akurat jest jedna z niewielu rzeczy, jakie mogę ci obiecać i jakiej zamierzam dotrzymać. – Azack krzywo się uśmiechnął.
– Wiem. – O dziwo Rothar odwzajemnił jego uśmiech.
El uniosła dłoń w starożytnym geście, który oznaczał życzenia dobrej podróży. Zanim jednak czarodziej przeszedł granicę, odwrócił się raz jeszcze i omiótł ich spojrzeniem. W szarych oczach maga mignęło coś dziwnego. Azack odruchowo zasłonił ramieniem stojącą obok niego kobietę, a potem wysyczał coś z wściekłością. Rothar znów się uśmiechnął, lecz to nie zwiodło czarnoksiężnika. Ułamek sekundy wystarczył, by zorientował się on w sytuacji. Jego dusza i ciało nosiły ślad Oteny, tamtego nieludzkiego bytu. Może dlatego dostrzegł coś, czego inni nie byli w stanie.
– To on! – powiedział, zmienionym pod wpływem gniewu głosem.
– On? – El spojrzała na niego nic nie rozumiejącym wzrokiem.
Migocząca tafla zapulsowała i zniknęła. Przejście zamknęło się, gdy tylko przeszła przez nie ostatnia osoba.
– Rothar.
– Oszalałeś?!
– Nie. – Azack na chwilę przymknął oczy. – Dlatego Otenie udało się zbiec, chociaż użyłem najsilniejszego zaklęcia, jakie zna ten świat.
– Ale… – zamyśliła się. Upór maga, aby zaprzestać poszukiwań. Jego jawne lekceważenie słów brata. Zachowanie w tajemnicy informacji o tym, czym mogłoby być narastające niebezpieczeństwo. Jej własne przeczucie, że Otena uciekła do jaskini, która była schronieniem dla innego przedstawiciela jej gatunku. To przeczucie, które Rothar potraktował z taką oobjętnością.
– To ma sens – powiedziała powoli. – Ale Rothar?
– Mam wrażenie, że nie jest tego do końca świadomy.
– Jak można nie być do końca świadomym takiej rzeczy?
– Nie wiem. Lecz weź pod uwagę, jak mało wiemy o tym bycie. Według naszych standardów to nieskończone zło, ale czym tak naprawdę jest?
– Myślę, że czymś w rodzaju pasożyta – powiedziała, siadając. Azack podszedł bliżej, kucając obok i przykrywając jej dłonie swoją ręką. Był zaniepokojony nagłą bladością twarzy El, bólem w szeroko otwartych oczach.
– Rothar – wyszeptała. – Chociaż ostatnio w tylu rzeczach się nie zgadzaliśmy, jest dla mnie jak ojciec. Jest, był, dopóki się nie pojawiłeś, jedyną bliską, troszczącą się o mnie osobą. Zachowywał się tak normalnie… Dlaczego podejrzewasz, że to on?
– Nie podejrzewam. Jestem pewien. Pamiętaj, że przez bardzo długi czas znajdowałem się pod wpływem Oteny. Teraz wyczułem coś, co było jej niezwykle podobne. Wystarczył ułamek sekundy, ale jestem pewien, że to on. I też mnie to nie cieszy – pogładził kciukiem blady policzek.
– Rothar – wyszeptała El. Azack podszedł do kominka, nad którym wisiał jego miecz. Ujął doskonale wyważoną rękojeść, spoglądając na czarodziejkę. Potem z melancholią pomyślał, że dziwnie układając się koleje losu. Teraz to on będzie bronił ludzi przed zagładą.
– Kiedyś… – zaczęła z wahaniem. – Kiedyś Rothar zniknął na kilka dni. Wraz z nim dwóch innych członków rady. Wrócił sam. Nigdy nie tłumaczył się z tego, co wtedy robił, ani co się stało z tamtymi magami. A nikt nie śmiał pytać. Myślisz, że to wtedy?
– Pamiętasz kiedy to było?
Poszperała w pamięci, w końcu podając przybliżoną datę.
– Czyli mniej więcej w tym samym czasie, gdy ja zacząłem być poddawany niewidzialnej presji. Zgaduję, że Rothar wiedząc, co tak naprawdę może się wydarzyć, wyruszył na wojnę. I nie wrócił z niej sam.
– Przegrał?
– Tak.
– Ten wróg jest znacznie gorszy, prawda? Bardziej inteligentny, przebiegły niż Otena.
– Niestety obawiam się, że tak – westchnął.
Wstała. Powoli, bardzo powoli, jakby przytłoczona czymś niesłychanie ciężkim. Podeszła do Azacka i wręcz wpadła w jego objęcia. Wtuliła twarz w pachnącą wiatrem koszulę. Kilka zdradzieckich łez, które wymknęły się z jej oczu, wsiąkło w miękką tkaninę. A potem otoczyły ją silne ramiona, a szorstkie wargi zaczęły błądzić po włosach.
Wróg? Pobratymiec Oteny?
Co za różnica, póki mieli siebie.
Zwycięstwo nie było mrzonką – było czymś najzupełniej realnym, czymś na wyciągnięcie ręki.
– Warto ocalić ten świat, prawda? – uśmiechnęła się. – W końcu chcemy podarować go naszej córce.
– Cóż... Mieliśmy się zająć wiciem miłosnego gniazdka, ale chyba będziemy musieli wyruszyć na wojnę kochanie.
El uniosła głowę i posłała mu przekorne, nieco kpiące spojrzenie.
– Jeśli tym tekstem chcesz się wyłgać od sprzątania, to nie ma mowy. I nie martw się panie czarnoksiężniku, zło zaczeka.
Komentarze
Kas
Mam nadzieję że szybko będzie rozwinięcie do tego opowiadania.Już nie mogę się doczekać 😀
Jo Winchester
Czytelniczka TINA miała nosa do Rothara 🙂 Mnie zastanawia jedna kwestia. Jak mag pokroju Rothara może nie wiedzieć o obecności takiej siły w sobie? Ciekawe, ciekawe 🙂
Całe opowiadanie na duży plus. Szkoda, że już się skończyło 🙂 Pozostaje mi czekać na kontynuacje 🙂
Tony Porter
Ha! A jednak Rothar! Zdecydowanie ma to sens. Szczęście, że Azack to wyczuł, a El nie wróciła z Radą. Muszę przyznać, że nasza Pani Czarodziejka zdecydowanie zyskała na wizerunku po ostatnich wydarzeniach. Dorosła, dojrzała. Przestała zadzierać nosa. A że rządzi całym towarzystwem, to bardzo dobrze. A i nic dziwnego, bo przecież wspomaganie od środka ma – córcia pewnie mocno charakterna jest:) A co do finału samego w sobie, to… hmmm… powiedziałabym, że się Autorka ślizgnęła po wierzchu, zatkała nam „gęby”, zostawiła niedosyt i zdziwko, że co, że to koniec? No ale, jak to koniec? No a tak to właśnie – ciąg dalszy nastąpi:) Oby dość szybko, bo dramaturgia pójdzie się paść. Niecierpliwie czekam na Nukiego w akcji:)
TINA
Wszystko pięknie. Ale taki koniec to zdecydowanie początek końca 😉
Zbiera się na jakąś sagę. Śmiało można książkę pisać bo temat rewelacja.
Przynajmniej w mojej opinii 😊
Babeczka
Dziękuję.
Będzie Wilk 🙂 Jako kontynuacja. Ale tym razem nie chcę iść na żywioł, tylko wszystko sobie przemyślę, więc trochę poczekacie 🙂