Nie ta chwila (II)

with 23 komentarze

seria "piękny drań"
 
Słowa wstępu nie będzie. Przyjemności 😉
 

Siedziała przy swoim biurku, patrząc z niechęcią na szalejący za oknem żywioł. Co prawda lato było niezwykle upalne i w zasadzie to powinna się cieszyć z odrobiny deszczu, ale Julicie wcale nie było do śmiechu.

Pan nieznajomy okazał się niezwykle sprytny. Nie pozostawił po sobie niczego, co pomogłoby go zidentyfikować. Dosłownie niczego. Za to ona wpadła w kłopoty. Na dodatek musiała skłamać. Nie mogła się przecież przyznać, że przebiła oponę w jego aucie, potem ogłuszyła go i porwała, aby przywiązać do łóżka. Wściekła, zarumieniona ze wstydu, opowiedziała bajeczkę o przygodnym seksie i że tę sielankę zakłóciło pojawienie się trzech nieznanych jej typków. Co do reszty, to już na szczęście mogła powiedzieć tylko prawdę. Chociaż i tak dziwnie na nią patrzono.

Wiedziała, kim byli napastnicy, bo figurowali w bazie, ale nie miała bladego pojęcia, czego od niej chcieli.

Nie miała też pojęcia kim był ten chłopak i to znacznie bardziej doprowadzało ją do szału.

Jedynym szczęściem w nieszczęściu był to, że podobna sytuacja się nie powtórzyła.

Za to pojawił się inny problem. Rodzice uparli się zeswatać ją z takim jednym, co wpadł w oko tatusiowi, robiąc oszałamiającą karierę naukową. Niestety, tylko tatusiowi, bo Julita na propozycję zaaranżowanej randki reagowała rozmaicie. Najczęściej pomijała temat milczeniem, ale coraz słabiej znosiła presję najbliższych. Wiedziała, że robią to ze względu na jej dobro, ale jakoś jej to nie przekonywało.

Komórka zawibrowała, a na ekraniku ukazało się słowo mama. Westchnęła i odebrała, przygotowując się do kolejnej batalii.

– Cześć – powiedziała bez entuzjazmu. – A tak, nie zapomniałam. Już kupiłam. Jest wystrzałowa – zgrzytnęła zębami, wygłaszając kolejne kłamstwo. Rodzice za trzy dni mieli trzydziestą piątą rocznicę ślubu i z tej okazji organizowali huczne przyjęcie. – Nie, nie mam ochoty aby Marek mi towarzyszył. Zresztą, ojciec i tak go zaprosił, więc o co chodzi?

Pięć minut później, otarła pot z czoła. Bitwę wygrała, ale co do całej wojny to miała przeczucie, że będzie o wiele trudniej. Mareczek skakał wokół jej matki niczym doskonale wyszkolony piesek, miał na koniec trzy fakultety, jeden doktorat, a jego ojciec został właśnie wiceministrem w rządzie. Był inteligentny, wykształcony i dobrze wychowany. Słowo „kurwa” z pewnością nie przeszłoby mu przez gardło, już prędzej by się nim zadławił. Co do wyglądu, to bynajmniej nie był brzydkim mężczyzną. Julita sama nie wiedziała, dlaczego jego kandydatura budzi w niej tak zdecydowany sprzeciw.

– Muszę pójść na zakupy – mruknęła. Bo musiała. Ostatnio jeszcze trochę zeszczuplała i sukienki, jakie posiadała, dziwnie na niej wisiały. Przydałaby się też wizyta u fryzjera. I kosmetyczki. Westchnęła, bo niezbyt pałała miłością do typowo damskich upodobań. Spojrzała na zegarek. Jeszcze dwie godziny i będzie mogła się ulotnić. Pojedzie do centrum handlowego, kupi jakąś kieckę i wróci do domu. Przygotuje sobie pełną michę nachosów, do tego zimne piwo i jakiś wyjątkowo krwawy film, gdzie trup ścieli się gęsto, a posoka tryska na wszystkie strony. Może to poprawi jej humor?

– Litka? – Do pokoju zajrzał kolega. – Zbieraj dupsko, jedziemy! Wezwanie z Awenidy.

– Centrum handlowe? Znów ktoś ukradł batonika? – spytała kwaśno.

– Nie, pobili właściciela siłowni na piętrze.

– Serio? – spojrzała na Damiana podejrzliwie. Przypadkowo wiedziała, o kim mowa. – Tego mięśniaka? Niby kto? Dywizjon komando fok? Drużyna Avengersów?

– Chodź, nie marudź. Zrobimy co trzeba i możemy pójść do domu.

– Nie dziwię, że ci się spieszy. Ile to już czasu?

– Miesiąc po ślubie – odpowiedział, uśmiechając się szeroko. – Dalej Litka, może po drodze też uśmiechnie się do ciebie szczęście i znajdziesz tego jedynego? Może jakiś muskularny przystojniak, trenujący w pocie czoła miotanie cegłami?

– Z tej rzeźni? Zapomnij! Gdzie moja klamerka?

Damian zachichotał. Już dwa razy byli na interwencji w wyżej wymienionym przybytku i już przy drugiej wizycie Julita zabrała ze sobą klamerkę, twierdząc że intensywność zapachów przekracza granice jej tolerancji.

– Konkretnie o co poszło? – spytała, gdy już wsiedli do samochodu.

– Znasz Łysola, pchał łapska pod kieckę jakiejś panienki i znalazł się obrońca.

– Nie znam żadnego Łysola – parsknęła złością. – I nie wierzę w tajemniczego obrońcę. Nie w tych popapranych czasach, zwłaszcza w starciu z tą górą mięśni.

– Pesymistka. Ja bym bronił swojej Martusi.

– Ty masz broń i czarny pas w karate. A i tak nie wiadomo, czy wyszedłbyś żywy z tego starcia. Dlatego nie wierzę w jedną osobę, musiało być ich co najmniej tuzin.

– Ochroniarz też dostał po pysku.

– Serio? – Tym razem się roześmiała. – No nareszcie ktoś zrobił to, na co ja miałam od dawna ochotę. Spiszemy zeznania, ale zapomnij o moim zaangażowaniu.

– Dobra, tylko cicho. Podjedź tam. Leje, więc lepiej będzie zaparkować pod dachem.

Zgrabnie zaparkowała, po czym oboje wysiedli i lekceważąc windy, udali się na ostatnie piętro, gdzie mieścił się najbardziej znany, najdroższy i najbardziej szemrany fitness klub w mieście.

– Sierżant Damian Łęcki i starszy posterunkowy Julita Grodzka – przedstawił ich Damian, wzburzonej panience w recepcji. – My w sprawie pobicia.

– Tam, tam – machnęła w głąb pomieszczenia. – To prawdziwy szok! Szef przeżył załamanie psychiczne! – wyjęczała, a Litka o mało co, nie wybuchła śmiechem. Szef i załamanie psychiczne? To ci dopiero dowcip!

Ale przestało jej być do śmiechu, gdy zobaczyła ofiarę. Prawie dwumetrowy facet, szeroki w barach niczym tur, leżał na sofie, głośno pojękując. I było to w pełni uzasadnione, bo twarz miał całkiem zmasakrowaną.

– Jest źle? – spytał Damian ratownika, który usiłował założyć prowizoryczny opatrunek na poharataną dłoń.

– Złamany nos, wybite trzy zęby. O jego przyrodzeniu to już lepiej nie będę wspominał, ale powiem tylko, że czeka go długa rehabilitacja. Ochroniarz ma dwie rany od noża, na szczęście niezbyt głębokie i złamaną szczękę.

– Z kim oni do diabła mieli do czynienia? Z buldożerem? – Julita nie ukrywała swego zaskoczenia. – Są tu kamery? Macie nagrania?

– Mamy – odezwał się głos za ich plecami. – Już je obejrzałem. Witam. Jestem menagerem klubu. Szymon Ogiński.

– Widać na nich napastników?

– Napastnika droga pani, napastnika.

– Jednego? – Oboje z Damianem wybałuszyli oczy.

– Jednego. Jakbym kurwa oglądał pierdolony, amerykański film, taki skubaniec był zwinny i silny! Niby chudzina…

– Chcę obejrzeć te nagrania! – syknęła Litka, tknięta dziwnym przeczuciem. – Szczupły, wysoki, blondyn? Półdługie włosy, brązowe oczy?

– No, w oczy to ja mu nie patrzyłem, ale reszta się zgadza.

– O ja chrzanię! – wyjęczała, podczas gdy Damian patrzył na nią podejrzliwie. – Pamiętasz tą moją przygodę w domku letniskowym?

– Przygodą bym tego nie nazwał.

– Nieważne. Ale to opis mojego pana tajemniczego.

– Tego od seksu na jedną noc? – ucieszył się kolega. Na szczęście nikt nie słyszał jego słów, bo właśnie szli do pokoju ochrony, aby obejrzeć nagrania.

– Tego – potwierdziła ponurym tonem Julita.

Miała rację. Poczuła też niechętny podziw. Tak sprawnie poradził sobie z przeciwnikami, że zasługiwało to niemal na nagrodę. Zwłaszcza, że wzięło się pod uwagę ich gabaryty. Chociaż nie, wzrost mieli podobny.

– To on – westchnęła Litka. – A możemy wiedzieć o co poszło?

– Aaaa… Taka mała różnica zdań – bąknął menager.

Niestety, nie bardzo był skoro do rozmowy na ten temat. Zrobili co mogli, po czym postanowili wrócić na komendę.

– Muszę do toalety – syknął Damian, rozglądając się dookoła. – Martusia wczoraj zrobiła leczo i chyba przesadziła z przyprawami. Zaczekasz?

– Tak – roześmiała się Litka. – Tylko jednej nodze. Ja tu sobie postoję.

Podczas gdy jej partner umykał wzdłuż korytarza, stanęła przed wystawą najbliższego sklepu. Niestety, był to akurat salon sukien ślubnych, co wprawiło ją w minorowy nastrój. Z coraz większym niezadowoleniem gapiła się na białe cuda kunszty krawieckiego, kiedy tuż obok rozległo się głośne chrupnięcie. Julita powędrowała wzrokiem po szybie i od razu go spostrzegła. Stał za jej placami, niecały metr dalej i z apetytem zajadał loda. Momentalnie jej dłoń powędrowała w kierunku broni.

– E, e! Nie radzę.

Znów miał na sobie sprane dżinsy, białą koszulkę i skórzaną kurtkę. Na czubku głowy okulary, w oczach ten sam kpiący błysk.

– Palant! – rzuciła od serca. – Wiesz ilu kłopotów mi przysporzyłeś?

– Ja? Wolałabyś, żeby cię zabili? – uniósł zaskoczony brwi.

– Wolałabym żebyś ty ich nie zabijał.

– Bo?

– Ręce opadają – westchnęła. Ale po broń już nie sięgała. Przypomniała sobie nagranie i stwierdziła, że nie ma najmniejszych szans, nawet gdyby do dyspozycji miała bazukę, wyrzutnię rakiet i tuzin karabinów maszynowych.

– Masz ochotę na kawę?

– Nie. Jestem na służbie.

– No, widzę – uśmiechnął się szeroko. – To może mały lodzik? – dodał, puszczając oczko.

– Jestem na służbie – powtórzyła, akcentując każde słowo. – I zaraz wróci mój partner.

– Ten słodki blondasek?

– Ten słodki blondasek ma czarny pas w karate.

– Serio? W jakiej kategorii? Przedszkolnej?

Zgrzytnęła zębami z bezsilnej złości. Po czym odwróciła się od wystawy i oparła o barierkę, patrząc w dół, na snujących się po korytarzach galerii ludzi. Niestety, słusznie przypuszczała, że on nie odpuści. Bezczelnie stanął za jej plecami, obie dłonie położył na metalowej poręczy i lekko się pochylił.

– Wiesz jak cholernie seksownie wyglądasz w tym mundurku?

– Wiesz, że mam ochotę wybić ci zęby? – Jakoś nie spodobała jej się tak wymuszona bliskość. Zwłaszcza, gdy zrobiło jej się tak dużo. Prawie się o nią oparł, zakleszczając w niby neutralnej pozycji.

– Dasz się zaprosić na randkę?

Gdyby w tej chwili nastąpił koniec świata czy na szklanym dachu wylądowałoby ufo, Litka nie byłaby bardziej zaskoczona.

– Randkę? – spytała, po czym obróciła się przodem do przeciwnika. I od razu tego pożałowała.

– Kolacja, spacer, seks. Niekoniecznie w tej kolejności – dodał z diabelskim błyskiem w oku.

– Nie ma mowy! Jesteś za młody, nie w moim typie, a poza tym nie dogadalibyśmy się na polu zawodowym. Ja i ty – dźgnęła go w pierś – to bardzo kiepski pomysł.

– A po cholerę mielibyśmy się dogadywać? Chodzi o seks. I dlaczego nie jestem w twoim typie?

– Ile masz lat gagatku?

– Dwadzieścia cztery.

– No właśnie. Ja o cztery więcej. Poza tym jestem policjantką.

– Serio? – zakpił. – No patrz! W życiu bym się nie domyślił. Ale to dobrze. Masz kajdanki?

– Tak – zmarszczyła czoło, kładąc obie dłonie na jego torsie. – Odsuń się.

– Bo?

– Bo mnie się ta sytuacja wybitnie nie podoba. I jestem na służbie. Powinnam cię też aresztować za atak na właściciela klubu fitness. O tamtych trzech trupach nie wspominając, ale nie mamy dowodów, więc pewnie byś się wyłgał.

– No co ty? Mnie? – Teraz już otwarcie się z niej śmiał. – Nie miałbym szans w starciu z takim kolosem. I co? Może jeszcze mi powiesz, że go pobiłem?

– Mamy nagrania! – oświadczyła z triumfem.

– Co z tą randką? Jesteśmy umówieni?

– Nie! – odparła ze złością. – Żadnych smarkaczy w moim życiu! I odsuń się w końcu, bo dorzucę oskarżenie o molestowanie.

Spojrzał na nią dziwnie, ale w jego oczach nadal dawało się dostrzec kpinę. Potem szybkim, zwinnym ruchem, chwycił ją za spięte w kucyk włosy, odchylił głowę do tyłu i pochylając się, pocałował. Wyłącznie po to, aby jeszcze bardziej ją rozzłościć. Ślicznie wtedy wyglądała, chociaż ponoć złość urody nie dodaje. No i uwielbiał ten truskawkowy posmak jej ust.

– Ty…! – krzyknęła, gdy tylko zdołała go odepchnąć.

– Do zobaczenia wieczorem! – pomachał ręką i błyskawicznie wmieszał się pomiędzy przechodniów.

Zanim wrócił Damian, zdążyła jeszcze posapać ze złości.

– Litka? – zdumiał się kolega. – Coś się stało? Wyglądasz jakbyś chciała mnie zamordować.

– Nasz pogromca Łysola się zjawił.

– Tutaj?

– Tak.

– I co? Co zrobiłaś?

– A co miałam zrobić? – warknęła. – Tych dwóch osiłków nie dało mu rady, więc niby ja miałam dać? Wracamy na komendę, chcę się przebrać, pójść do domu i odstresować.

Damian nie zaprotestował. Życie nauczyło go, że z wściekłymi kobietami się nie dyskutuje.

Julita jednak nie wróciła do domu. Gnębiona poczuciem obowiązku, odwiedziła kilka sklepów, kupiła kilka drobiazgów, skusiła się na seksowną, czerwoną bieliznę i na końcu wybrała sukienkę. Nic szczególnego, mała czarna, dekolt w łódkę, długość za kolano. Przyzwoita, tylko tyle mogła o niej powiedzieć. Ale nie zależało jej na własnym szałowym wyglądzie.

Wdrapując się na trzecie piętro kamienicy, po drodze wstąpiła do mieszkającej piętro niżej przyjaciółki. Na lampkę wina, kilka plotek i aby pochwalić się zakupami. Irmina ucieszyła się i zażądała osobistej prezentacji zakupionych cudeniek. Po czym z wręczyła Litce pudełko, elegancko zapakowane w serduszkowy papier.

– To dla ciebie kochanie, na urodziny.

– Mam pojutrze.

– Tak, ale ja wyjeżdżam. Będziesz się dobrze bawić pod moją nieobecność – mrugnęła porozumiewawczo.

– Bawić? – Litka zachichotała. – Aż się boję otworzyć i sprawdzić, co jest w środku.

– Możesz to zrobić w samotności swego mieszkania. A jakby co, łatwo znaleźć lepszy model.

– Irmina! Zboczona babo! Chyba wiem co uknułaś…

Wytrąbiły całą butelkę czerwonego wina, w międzyczasie podziwiając prezent, po czym Litka postanowiła pójść do siebie. Trochę było ciężko, ale świat stał się zdecydowanie piękniejszym miejscem, chociaż tak dziwnie wirował i wirował. Ponieważ swoją bluzkę ubrudziła winem, ubrała pożyczoną od Irminy luźną koszulę, narzucając ją na fikuśną bieliznę, a spodnie i buty wepchnęła do torby. Pudełko wsadziła pod pachę i w duchu błogosławiąc litościwą poręcz, wdrapała się piętro wyżej. Po kilku próbach, trafiła w końcu w zamek i z ulgą weszła do środka.

– Co tak pachnie? – mruknęła, pociągając nosem. – Czyżbym miała omamy?

Torby zostawiła przy wejściu, torebka zsunęła się w jej z ramienia, ale pudełko z prezentem dzielnie dzierżyła pod pachą. Na paluszkach, starając się zachować maksimum ostrożności, zakradła się do własnego salonu i zdębiała.

Tylko światło świec, delikatna muzyka gdzieś w tle, stół nakryty dla dwojga i ogromny bukiet czerwonych róż.

– Cholera! – jęknęła. – Pomyliłam mieszkania czy co?

– O! – Z kuchni wyjrzał najwyraźniej zadowolony z siebie, jej dobry znajomy. – Kolacja prawie gotowa.

– Że co? – Nadmiar wina nie pozwolił tak od razu zebrać myśli.

– Kolacja – wyjaśnił cierpliwie. – Mamy randkę, pamiętasz?

– Eee… Randkę? – Chciała unieść ramiona, by wpleść palce we włosy i wtedy pudełko z hukiem wylądowało na podłodze. A ponieważ wcześniej zdążyły je z Irimną otworzyć, to teraz wieczko zsunęło się, a pod nogi Żory potoczył się ogromny, lśniący czernią wibrator.

Odpowiedzi

  1. J
    Julita
    | Odpowiedz

    Oplułam się ze śmiechu o boże ????

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      To dobrze 🙂

  2. J
    Julita
    | Odpowiedz

    Az się oplułam ze śmiechu ?

  3. M
    Majka
    | Odpowiedz

    ? nieźle się zaczyna oj będzie ciekawie

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Będzie zabawnie 😉

  4. l
    lamblied
    | Odpowiedz

    HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA, popłakałam się ze śmiechu. xD 😀
    ach, ten Żora, romantyk się znalazł. no kto by pomyślał? 😀
    jak długo każesz nam czekać Babeczko na ciąg dalszy? 😀

    • D
      Domi
      | Odpowiedz

      ? ciekawe, czy będzie jej potrzebny po „randce” ?

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      lamblied – na pewno do jutra 🙂
      Domi – no co ty? w końcu Żora ma lepszy, o napędzie jądrowym 😀

  5. M
    MariTH
    | Odpowiedz

    Świetne!! Końcówka to majstersztyk ???

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Najlepsza to bedzie reakcja Żory 😀

  6. A
    Aricca
    | Odpowiedz

    Cudnie nam Żorę Saszka wyuczył❤️❤️❤️ uśmiałam się ????????

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Niestety, bezwzględności też go nauczył… 😉

      • A
        Aricca
        |

        No przecież kochamy niegrzecznych chłopców ?

  7. M
    Mel
    | Odpowiedz

    He he świetne ???a Żorka pewny siebie, zabawny, zawadiacki… podoba mi się ten chłopiec ???

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      No taki wyszedł ;-D

  8. Anonim
    | Odpowiedz

    Hej, widzę że zapowiada nam się komedia romantyczna z bandziorami w tle. Świetnie.

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Chyba tak. bo kolejny Saszka mógłby mnie dobić emocjonalnie ;-)))

  9. K
    Karolina
    | Odpowiedz

    Randkę czas zacząć… ??? Julitka będzie miała z Żorką żartownisiem wesoło, ale coś czuje że i dużo problemów jej przysparzy.

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Ona jemu chyba więcej 😉

      • E
        Eli
        |

        Kurczę, III część mi się nie otwiera ?

      • Babeczka
        |

        Spróbuj teraz 🙂

  10. A
    Ania
    | Odpowiedz

    A może Żora pójdzie z Litką na przyjecie do jej rodziców???

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      A ma pójść? Byłby jaja 🙂

Leave a Reply to Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi