Nie ta chwila (IV)

with 26 komentarzy

seria "piękny drań"
 
Teraz chyba będzie przerwa 🙂 bo muszę wziąć w obroty facebooka. Niestety, nie wiem, na czym to polega, ale na niektórych grupach chciałam ogłosić przedsprzedaż, inni to robią, a mnie nie wpuścili 🙁
 

– Litka, ktoś do ciebie. – Damian wyglądał na nieco przestraszonego. – A jak skończysz, masz się stawić u szefa.

– Wietrzę kłopoty – mruknęła. Tylko że tak naprawdę się tym nie przejęła. Miała dużo poważniejszy problem. Żorę. Powinna stanowczo przerwać tę ich dziwną znajomość. Morderca i policjantka? Pasowali do siebie jak pieść do nosa!

Tymczasem przewidziane przez Julitę kłopoty miały szerokie bary, seksowny uśmiech i zielone oczy.

– Aspirant Robert Nehrebecki, wydział kryminalny – przedstawił się mężczyzna i nie czekając na pozwolenie, usiadł przy biurku Litki. – Wpadłem na słówko, bo chciałem z panią porozmawiać.

– Nowy trop w sprawie mojej ostatniej przygody? – zaciekawiła się obłudnie.

– Nie, niestety nie. Trzeba przyznać, że ten podryw na jedną noc to się pani udał – wyszczerzył zęby w uśmiechu, a Litka swoimi zgrzytnęła, momentalnie się rumieniąc. – Facet zabił trzy osoby, nie zostawił żadnych śladów, a jedynym dowodem są pani zeznania. Nawet gdybyśmy go złapali, to szkoda startować z tym do prokuratora, bo nas wyleje na zbity pysk.

– To na jaki temat chce pan rozmawiać? – spytała. O awanturze w klubie fitness nie wspomniała, bo i po co? Niezwykle niechętnie odnosiła się do pomysłu schwytania Żory i to już samo w sobie, było niepokojące.

– Pewnie pani nie wie, ale były chłopak pani przyjaciółki wyszedł na wolność.

– Nie wiedziałam – odparła powoli, gwałtownie blednąc. W zielonych oczach ukazał się strach, ale to nie zaskoczyło siedzącego naprzeciwko mężczyzny. – Kiedy?

– Dwa tygodnie temu.

– Cholera – zaklęła markotnie, a potem dodała z goryczą:

– Też mi sprawiedliwość.

– Bywa. – Pan aspirant nie wyglądał na przejętego jej gniewem. – Jak pani myśli? Czy to on mógł zlecić ten napad sprzed dwóch miesięcy?

– Ale po co? – Litka wzruszyłam ramionami. – Marco wie, że nic na niego nie mam. A nienawidzić to go sobie mogę do upadłej śmierci.

– Czyli nie ma pani pojęcia?

– Nie mam – poświadczyła równie obojętnie, co kłamliwie. – I nie chcę mieć. Ten rozdział życia uważam za zamknięty.

Niestety, gdy już wieczorem zaparkowała przed swoją kamienicą, nie była tak pewna siebie, jak w rozmowie z panem aspirantem. Nikłą ulgę sprawiały jej dwie rzeczy, prywatna broń schowana w torebce oraz nadzieja, że ten wariat znów będzie na nią czekał. Chociaż chyba płonna, bo okna w mieszkaniu były całkowicie ciemne. Litka siedziała w samochodzie, zastanawiając się, co powinna zrobić. Wyjść? W końcu jaką miała pewność, że Marco znów będzie ją prześladował? Przecież dał jej wystarczającą lekcję, więc czego jeszcze chciał?

Czas płynął, a ona wciąż pełna obaw, rozważała wszystkie za i przeciw. Bała się. Tak zwyczajnie po ludzku, bała się.

W końcu postanowiła zaryzykować.

Wysiadła, zamknęła samochód i weszła w ciemną czeluść bramy, drżącą ręką usiłując wymacać włącznik światła. Odetchnęła, gdy jej się to udało. I zaraz później zdrętwiała, bo poczuła czyjąś obecność za swoim plecami. Błyskawicznie zareagowała, ale przeciwnik okazał się szybszy.

– Żora! – wyrwało jej się, gdy sprawnie odebrał jej broń.

– A kogo się spodziewałaś? – uniósł pytająco brwi, a wtedy kobieta zrobiła coś zaskakującego. Drżąca wtuliła się w jego ramiona.

– No, tego to ja się nie spodziewałem – powiedział wesoło.

– W nosie mam to, czego się spodziewałeś – wymamrotała. – Wpadłeś na kolację?

– Powiedzmy że z zamiarem szeroko pojętej konsumpcji.

– Nieważne, chodź. – Ujęła jego dłoń i pociągnęła za sobą. Dobrze, że nie widziała w tym momencie jego twarzy i malującego się na niej osłupienia. – Zrobię jakąś sałatkę, do tego chrupiące pieczywo i nawet zaserwuję wino.

– Trzeźwa jesteś?

– Z pracy wracam. – Uznała za słuszne nieco się obrazić. – A z tobą muszę porozmawiać. W pewnej konkretnej sprawie.

– No dobrze – zgodził się z ociąganiem. To zachowanie do niej nie pasowało. Wyraźnie była czymś zdenerwowana.

– Boże! Jaki upał! – westchnęła, zzuwając w przedpokoju buty. – Przydałaby się w końcu porządna burza z piorunami. Co tak na mnie patrzysz?

– A nic, nic – uśmiechnął się szeroko. – Weź prysznic, ja zrobię sałatkę.

– Super – ucieszyła się. Tym razem w jego towarzystwie wcale nie czuła się speszona. Wręcz przeciwnie. Czuła się wyjątkowo bezpiecznie. Dopiero gdy zanurzyła się pod strumieniem chłodnej wody, pomyślała, iż to prawdziwa ironia losu. Zamiast sprawiedliwości dostała bajeczki o braku dowodów, a ochrony musiała szukać u płatnego zabójcy. Tak, życie jednak bywa popieprzone. I dlatego musi poważnie porozmawiać z Żorą. Bardzo, bardzo poważnie, bo miała dla niego propozycję.

Wilgotne włosy zwinęła w kulkę na czubku głowy, musnęła pudrem nos, a błyszczykiem usta. Potem narzuciła na siebie luźną tunikę bez rękawów. Boso, przeszła do kuchni, gdzie Żora nucąc coś wesoło pod nosem, właśnie postawił na stole wielką michę sałatki.

– Wyjmę bułeczki i gotowe – oznajmił radośnie. – Gdybym wiedział, że tak ochoczo mnie przyjmiesz, to kupiłbym coś lepszego po drodze. A! Przyniosłem trzy butelki tego wina, co wczoraj tak ci smakowało. Tylko tyle, bo muszę zamówić. I zostało w samochodzie, pójdę po nie później.

– Dziękuję – rozpromieniła się. – I obiecuję, że dziś się nie upiję.

– Możesz się upić – mrugnął okiem, po dżentelmeńsku odsuwając krzesło, na którym usiadła. – Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent, ale to po kolacji.

– Jestem głodna jak wilk – oświadczyła radośnie, sięgając po bułeczkę.

– A ja jestem ciekaw, skąd u ciebie tak dobry humor?

– Potem ci powiem. Po kolacji. – Tym razem to ona mrugnęła porozumiewawczo. Ulga, jaką poczuła, gdy się pojawił, miała zbawienne działanie. Może to dziwne, ale teraz już się nie bała, bo była pewna, że Żora poradziłby sobie z Marco równie sprawnie, jak z właścicielem siłowni. I właśnie dlatego miała dla niego propozycję.

– Wygrałaś milion w totka i zabierasz mnie na wakacje pełne seksu?

– Nie. Ale jak kiedyś wygram, to cię zabiorę.

– Dziwne słowa w twoich ustach.

– Bo nie gram w totka! – roześmiała się. – Ale daję słowo, że gdybym grała i gdybym wygrała, to bym cię zabrała.

Przyglądał jej się bacznie. Policzki znów poróżowiały od wina, widać tolerancję na alkohol miała zerową. Oczy błyszczały radością, co było bardzo nietypowe, bo jeszcze rano zażądała, aby nigdy więcej się tu nie zjawiał. I podobał mu się jej apetyt. Sposób, w jaki jadła, też był podniecający. A delikatny ruch języka oblizującego dolną wargę, powoli zaczynał mącić mu w głowie.

– To kto pierwszy? – spytała, wstając, aby odnieść talerz do zlewu. Po czym nalała sobie kolejny kieliszek wina i oparłszy się o blat, spojrzała na niego prowokująco. Tym razem był ubrany całkowicie na czarno, czarna polówka, czarne spodnie i buty. Pojawiła się też nieco frywolna myśl o czarnej bieliźnie, tym bardziej, że wyglądał tak cholernie seksownie.

– Ty. Mów.

– A więc… – nabrała powietrza do ust. – Chodzi o niejakiego Marco, eks chłopaka mojej przyjaciółki. Tej, którą ten bydlak zamordowała dwa lata temu. Może nie osobiście, ale winny jest tylko on. Tak sobie pomyślałam, że skoro jesteś płatnym zabójcą, to przyjąłbyś zlecenie na tego sukinsyna.

– Ja?

– Nie mam tylko pojęcia ile się płaci za takie usługi – dodała, lekko się rumieniąc, bo Żora wstał i podszedł bliżej. A ona nie miała gdzie się cofnąć.

– Nawet gdyby cię było stać, jest inny problem – powiedział cicho, poważniejąc.

– Jaki? Jednak żartowałeś z tymi morderstwami na zlecenie?

– Nie, nie żartowałem.

– To o co chodzi? – spojrzała w górę, zdezorientowana.

– Przyjąłem już od Marco zlecenie na ciebie.

Pusty już kieliszek roztrzaskał się na podłodze. Julita oczy miała ogromne, przerażone, bo wypowiedziane przed chwilą słowa, z trudem torowały sobie drogę do jej umysłu. I nagle rzuciła się do ucieczki, nadziewając się gołą stopą na kawałek rozbitego szkła. Krzyknęła z bólu i zachwiała, o mało co się nie przewracając.

– Mała, zwariowałaś? – Błyskawicznie przytrzymał ją w miejscu. – Przecież zrobisz sobie krzywdę.

– Ale ty… – W zielonych oczach pokazały się łzy. – Ty…

– Jakbym chciał, to dawno bym to zrobił – odparł krótko, chwytając ją na ręce i sadzając na stole. – Daj nogę, zobaczę czy mocno się wbiło.

– Ale…

– No, już dobrze. – Usiadł na krześle obok i położył sobie jej stopę na kolanie. W milczeniu obserwowała jak delikatnie bada brzegi rany, jak dotyka jej kawałkiem kuchennego ręcznika.

– Zdezynfekujemy, nakleimy plasterek i będzie dobrze – podniósł głowę i uśmiechnął się szeroko. – Hej! – Lekko poklepał ją po policzku. – Przecież nic ci nie zrobię maleńka.

– Powiedziałeś…

– Powiedziałem.

– Nic nie rozumiem – poskarżyła się żałośnie. – O co w tym wszystkim chodzi?

– Nie wiesz? Naprawdę się nie domyślasz?

Zaprzeczyła ruchem głowy. Wtedy chwycił ją za kark i przyciągając ku sobie, łapczywie pocałował. Bo ile czasu mógł wytrzymać z dala od tych cudownych ust? Szczerze mówiąc, to z każdym spotkaniem coraz mniej.

– Żora! – odepchnęła go, położywszy obie dłonie na jego torsie. – Ja nie… Nie zrozum mnie źle, ale ja tak nie potrafię. A ty od samego początku próbujesz mnie osaczyć.

– Od samego początku? Czyli od tej chwili, gdy przywiązałaś mnie nieprzytomnego do łóżka? – zakpił.

– No dobrze, nie od samego – zgodziła się. – Fajny z ciebie chłopak, ale nie dla mnie.

– Bo?

– Bo to ja się dla nikogo nie nadaję. – Tym razem odepchnęła go bardziej stanowczo.

– Dlaczego? – Naprawdę wyglądał na solidnie ogłuszonego. – Co ty bredzisz babo? Do czego niby się nie nadajesz? Do bzykania?

– Bzykają to pszczółki! – odparła urażona. – Podaj mi apteczkę z tamtej szafki.

– Dobrze – zgodził się z ociąganiem. Nic nie mówił, głównie dlatego, że dopiero teraz poczuł złość. Po cholerę się demaskował? Trzeba było trzymać gębę na kłódkę i korzystać z jej dobrego humoru. Zgodziłby się na dziwaczną propozycję, w bonusie żądając seksu, ale jego wzięło na zwierzenia. Rychło w porę!

– Ja to zrobię. Siedź spokojnie i przestań się kręcić.

– Przecież siedzę.

– Na szczęście to tylko powierzchowna rana. Mam nadzieję, że nie będzie jutro przeszkadzać.

– Jutro? – spytała zaskoczona. – Dlaczego jutro?

– Mówiłaś że idziesz na imprezę.

– Idę. Założę wygodne buty i po kłopocie.

– Nie założysz wygodnych butów – oznajmił lekko zniecierpliwiony. – Mam dla ciebie niespodziankę. No! Gotowe. Zaczekaj tu na mnie.

– A niby gdzie miałabym pójść?

Znów ją pocałował, ale tym razem było to zaledwie muśnięcie warg. Litka najpierw patrzyła jak wychodzi z kuchni, po czym zerknęła na obandażowaną stopę. Niedobrze, bardzo niedobrze. Nie dość, że wszystko było totalnie pokręcone, to jeszcze coraz bardziej podobały jej się te jego całusy.

– Proszę! – oznajmił triumfująco wręczając jej papierową torbę. – Przymierz, bo jak będzie za mała, albo za duża, to jutro mogę jeszcze wymienić.

– Za mała? – Chwyciła torbę i podejrzliwie zerknęła do jej wnętrza. Potem wyciągnęła ze środka coś czerwonego i osłupiała..

Szyfonowa sukienka w kolorze ciemnego wina była długa aż po kostki, zwiewna, z rozcięciem po lewej stronie aż powyżej biodra. Potem było coś w rodzaju grubego, lekko marszczonego pasa i luźna góra z tak głębokim dekoltem w szpic, że wydawało się to aż nieprawdopodobne. Nic dziwnego, że Litkę zamurowało.

– Gdzieś ty to kupił? W sexhopie? – spytała pełna zgrozy i niedowierzania. – Ja mam to niby ubrać na imprezę rodzinną? Chyba oszalałeś!

– Będziesz ślicznie wyglądać w tym kolorze.

– Będę wyglądać jak luksusowa prostytutka.

– Luksusowa? To już coś – zakpił. – A teraz marsz do sypialni i proszę ładnie mi się zaprezentować. Żebym miał motywację do zerwania umowy z Marco.

Łypnęła na niego podejrzliwie, ale nic nie powiedziała. W sumie co jej szkodziło przymierzyć? Nie byłaby kobietą, gdyby nie poczuła ciekawości. Poza tym pewnie i tak będzie wyglądała w niej jak strach na wróble, więc pozbędzie się głupiej kiecki bez wyrzutów sumienia.

Westchnęła, wygrzebując z dna szafy, swoje najbardziej wystrzałowe buty, które o dziwno, odcieniem idealnie współgrały z kolorem sukienki. Pełna niejasnych podejrzeń, ubrała się i spojrzała w lustro.

Do stracha na wróble było jej bardzo daleko. Za to czuła się prawie naga, bo pod spód nie założyła bielizny. Zresztą, piersi miała jędrne, ani duże, ani małe. Takie w sam raz. Materiał był podwójny, problem sterczących sutków odpadał. I nagle przyłapała się na tym, że na serio rozważa założenie tego cuda. Wyglądałaby jak milion dolarów. Na próbę rozpuściła włosy. Opadły na plecy miękkimi falami, a wtedy Litka zaczesała je na jedną stronę, frywolnie zakrywając luźnymi kosmykami prawe oko.

– Gotowa? – Żora wsadził głowę do środka i znieruchomiał. – O ja pierdolę!

– Czyli dobrze? – Odwróciła się w jego stronę i przeczesując palcami włosy, spoglądała niepewnie. – W skali od jeden do dziesięć ile byś dał?

– Sto – powiedział zdławionym głosem i jednym susem znalazł się tuż obok niej.

– Żora…

Miał gdzieś nieśmiałe protesty. Pchnął Litkę na łóżko, a potem przycisnął do materaca własnym ciałem. Jedna dłoń powędrowała na zgrabne udo, drugą wplótł w aksamitne włosy. Pożądanie wystrzeliło w górę, niczym fajerwerki w sylwestrową noc. Znów ją pocałował, namiętnie, władczo, jakby nie chciał pozwolić na żadne słowo sprzeciwu. Bo i nie chciał. Co innego miał teraz w głowie. A w zasadzie w spodniach. I kiedy dotarło do niego, że pod spodem nie miała bielizny, mało co nie eksplodował. W tej jednej chwili wszystko przestało się liczyć, wszystko oprócz smaku jej ust, zapachu i miękkości skóry, żaru drobnego ciała. Miał wrażenie, że oszalał, chociaż nie dociekał przyczyn tego szaleństwa. Zachował jednak na tyle przytomności, żeby zrozumieć, że Litka nie dała się ponieść, tak jak on. Przeciwnie, usiłowała wydostać się z jego objęć. Nie mógł na to pozwolić.

– Przestań, proszę! Żora!

Przerwał pocałunek i lekko się uniósł. Zawisnął twarzą nad jej twarzą.

– Nie mogę – wychrypiał. – Nie dam rady.

– Ale ja nie chcę, czy to tak trudno zrozumieć?

– Tak.

– Żora! Nie tym razem. Za słabo się znamy, byliśmy tylko na jednej randce – zażartowała drżącym głosem. Tego, co dostrzegła w jego oczach, nie dało się opisać słowami. Przerażało i budziło fascynację jednocześnie. – Proszę, odpuść.

Przez chwilę tylko na nią patrzył. Po czym usiadł i prawie siłą przyciągnął jej dłoń w kierunku swojego krocza.

– Nie dam rady odpuścić – oznajmił krótko. – Chyba że pobawimy się inaczej.

– Jak? – spytała z niechęcią.

– Pokażesz mi jak to robisz panem gumowym – zażądał sugestywnym szeptem, mrużąc oczy i szeroko się uśmiechając. – Będę patrzył jak sama się zaspokajasz i walił konia.

– Nie ma mowy! – zaprotestowała słabo.

– Pokażesz!

– Nie! – szarpnęła się ze złością.

– Pokaż, bo inaczej dobiorę się do twojej pupy i tak ci ją zerżnę, że przez tydzień nie będziesz mogła na niej usiąść! – syknął. – Ale już suko!

Pobladła, a w jej rozszerzonych strachem oczach, dostrzegł autentyczne przerażenie. Pisnęła, wyrywając się z jego uścisku, ale nie miała jak uciec. Przywarła więc do wezgłowia łóżka, skuliła się i rozpłakała.

Nie takiej reakcji się spodziewał.

– Litka? – zaniepokojony przysunął się bliżej, ale wtedy zasłoniła się ramionami, jakby chciała ochronić przed uderzeniem. Już nie drżała, ale wręcz dygotała, zanosząc się płaczem. Lecz on nie zamierzał się poddać. Chwycił ją i przyciągnął ku sobie. Wtulił siłą w swoje ciało i zaczął lekko kołysać, szepcząc uspokajające słowa. Czuł jak powoli rozluźnia napięte mięśnie, jak oddycha coraz ciszej. Rozdzierający płacz zamienił się w ciche pochlipywanie. W końcu całkiem ucichła i tylko co jakiś czas pociągała nosem, wtulona w jego ramiona, jak szukający ratunku kociak. Wolał nie pytać, co się stało. Domyślił się. I nagle poczuł ogromną, zimną wściekłość. Nie tylko na nieznanego napastnika, lecz także i na siebie. Ile razy przyglądał się podobnemu bestialstwu, może nie z zadowoleniem, ale z obojętnością? On nie gustował w takich zabawach, jednak nigdy nie zaprotestował, nie stanął w obronie ofiary. Po prostu patrzył.

– Przepraszam – powiedział pełen skruchy. – Powiedz mi mała, kto to zrobił?

– Nie wiem.

– Wiesz. Musiało się wiele wydarzyć w twoim życiu, skoro zdecydowałaś się na rewolucję, o której wspomniałaś.

– Nieważne. Naprawdę, teraz już nie. – Błagalnie spojrzała w górę, prosto w jego oczy.

– Gdyby to nie było ważne, nie zareagowałabyś z takim panicznym przerażeniem.

– Może, ale proszę, nie pytaj.

Widać sprawa nie była aż tak stara, skoro doprowadziła do takiej histerii. Ale on nie zamierzał się poddać.

– Jeden czy dwóch?

– Dwóch – wymsknęło się jej. – Żora, proszę, to takie trudne. – I znów się rozpłakała.

– Dwa, maksymalnie trzy lata temu?

– Dwa lata, miesiąc, trzy dni – odpowiedziała, bo przecież codziennie sprawdzała tę datę, mając nadzieję, że kiedyś obudzi się bez tych wszystkich okropnych wspomnień.

– O! – zaskoczyła go. – I dlaczego seks analny?

– Miałam miesiączkę, a ich to brzydziło.

– Cholerne pojeby – mruknął. Znalezienie się po przeciwnej stronie barykady było dziwnym uczuciem. – No już dobrze maleńka – gładził ją po włosach, z całej siły obejmując drugim ramieniem. Jednocześnie myślał, że on już się dowie, kto to był. Dowie się i policzy z tymi bydlakami. I to właśnie czułość, jaką jej okazał, wyzwoliły w Julicie lawinę, zrywając sztucznie postawione tamy.

– Myślałam że umrę, tak bardzo bolało – powiedziała drżącym głosem. – Przywiązali mnie do stołu i robili to przez kilka godzin. Bili mnie, naśmiewali się i tak… – skrzywiła się. – Trochę inaczej wtedy wyglądałam. Potrafili to ująć w mocno wulgarnych słowach, przy czym zapasiona locha było chyba najdelikatniejszym określeniem. Podchodzili od przodu i oddawali na mnie mocz. A potem wkładali mi go do ust. Kilka razu zwymiotowałam, na końcu już samą żółcią. Gdy mieli dość, rozwiązali mnie, zepchnęli na podłogę i zostawili. Przed tym zagrozili, że jeśli pójdę z tym na policję, dorwą mnie i moją rodzinę. Stchórzyłam, chociaż nie powinnam.

– Cicho maleńka. – Trzymał ją z całej siły w objęciach. A jednocześnie uświadomił sobie, że bywał świadkiem jeszcze gorszych rzeczy. Co prawda ani on, ani Sasza nigdy nie brali udziału w takich zabawach, ale dawniej często bywali inicjatorami. Cholerne życie! Jeszcze mu wyrzuty sumienia potrzebne w tej chwili.

– Rozmawiałaś o tym z kimś?

– Wstydziłam się – znów się rozpłakała. – Mam pojebane życie i nie jest temu winny nikt, prócz mnie samej. W szkole, prymuska. Studia, wybrane z pietyzmem przez rodziców. Nawet ich nie interesowało, że zawód prawnika jest nie dla mnie. Po prostu stwierdzili, że brakuje im osoby wykształconej w tym kierunku i tyle. Już wtedy mogłam to wszystko rzucić w diabły, ale nie. Ja się starałam. Ze wszystkich sił, jak zawsze. Nie miałam przyjaciół, faceta, życia intymnego. A najgorsze jest w tym wszystkim, że oni naprawdę chcieli dla mnie dobrze. Gdybym umiała otwarcie powiedzieć nie, nie doszłoby do takiej sytuacji. Ale nie potrafiłam, przez bardzo długi, długi czas. Dopiero po tym wszystkim powiedziałam dość. I wiesz co? Wcale to nie było trudne – roześmiała się, ocierając wierzchem dłoni mokre policzki. – Co prawda, zawsze będą próbowali ingerować w moje życie, taki już ich urok, ale potrafią też pogodzić się z moimi wyborami.

– To teraz powiedz mi, kto to był.

– Nikt.

– Litka! Mów!

– Nie. Proszę, odpuść. – Oparła głowę o jego ramię i z westchnieniem zamknęła oczy. – Tak jest dobrze, po co wracać do złego?

Miał wrażenie, że trzyma w ramionach malutką, puszystą kulkę. Jakby kociaka. Z drugiej strony Litka była niska i drobna, to nie powinno dziwić. Za to dużo bardziej zaskoczyła go jej bezbronność. Nic już nie mówił, tylko tulił ją do siebie, gładząc po wzburzonych włosach. I bardzo szybko przekonał się, że miało to terapeutyczne działanie, bo zasnęła w jego ramionach. W końcu delikatnie ułożył ją na łóżku, pocałował w policzek, otulił kołdrą i zgasił światło, zostawiając tylko włączoną lampkę. Potem wyszedł na balkon i zacisnąwszy dłoń w pięść, bez zastanowienia uderzył nią w chropowaty mur. Ból fizyczny odrobinę pomógł, ale Żora i tak czuł, jak dławi go zimna wściekłość.

Dopadnie ich. Dopadnie i też im zrobi z dupy jesień średniowiecza. Na żywca obedrze ze skóry i dopiero potem zabije. I nigdy więcej nie pozwoli w swojej obecności na takie zabawy.

Komentarze

  1. A
    Aricca
    | Odpowiedz

    No proszę….bohater nam rośnie ❤️
    Czemu mam wrażenie ,że oprawcami Litki byli jacyś znajomi Żory??

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Rośnie i pęcznieje 🙂

  2. l
    lamblied
    | Odpowiedz

    To tego się nie spodziewałam. :O ciekawe jak Żora wyjdzie z tej sytuacji – zabije Marco? 😀
    Biedna Litka, oby Żora wymierzył sprawiedliwość.
    Do następnego, Babeczko. 😀

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Chyba do soboty, bo na jutro nie dam rady ;( jestem wykończona łagodnie mówiąc 🙂

  3. M
    Majka
    | Odpowiedz

    Ło to się porobiło.Pewnie jednym z nich był ten Marco.Zorka zachował się super ?Czekam na więcej ?

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Nie może być zbyt łatwo, więc jeszcze raz zakręcimy akcją 😉

  4. M
    MariTH
    | Odpowiedz

    Też już nie mogę się doczekać kolejnej części. Akcja co rusz zaczyna być bardziej wciągającą

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Będzie na pewno w tym tygodniu 🙂

  5. J
    Julita
    | Odpowiedz

    Żora to miłość to dlatego, ale ty jeszcze tego nie wiesz :3

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Co to byłaby za zabawa, gdyby już wiedział 😉

  6. A
    Anna
    | Odpowiedz

    Ohoho jaki bohater się obudził ? biedna Julita, naprawdę mi jej żal ? mam nadzieję, że ich znajomość wyjdzie im na dobre

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      No, powiedzmy 😉

  7. Jo Winchester
    | Odpowiedz

    To „Ale już suko” mnie do niego to zniechęciło…

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Miał dobrego nauczyciela 😉

  8. M
    Mel
    | Odpowiedz

    Ooooo szok ? aż takich newsów się nie spodziewałam. Teraz im Żora pokaże i podejrzewam że „przepadnie” jak Sasza?. Tylko czego Marco chce od Julity?i dlaczego Żora wspominał że jest na przymusowych wakacjach w Polsce? ? Ciekawie…bardzo ciekawie…

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Powód wakacji się wyjaśni i nie wiem, czy Wam się spodoba.

      • M
        Mel
        |

        Tylko nie mów że podrywał Nike?

      • Babeczka
        |

        ;-D nic nie powiem

  9. k
    kaska
    | Odpowiedz

    Podoba mi się ten Żora ;chociaż nie taki „petarda ’ jak Sasza .Zapowiada zię baardzo ciekawie .

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      To jest zdecydowanie inny kaliber, chociaż czas pokaże czy lżejszy… 😉

  10. M
    Majka
    | Odpowiedz

    I jak tu żyć w takim napięciu aż do soboty ?Babeczko

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Wiem, ale padam, nie dam rady 🙁

      • M
        Majka
        |

        Odpocznij i wracaj ze zdwojoną siłą niczym Wonder Woman ?

  11. K
    Karolina
    | Odpowiedz

    A co tutaj robi pan aspirant Robert? Czyżby zabójstwo koleżanki miało coś wspólnego z gwałtem??
    Pisalas Bebeczko ze Żora nie bedzie taki jak Saszka, i dobrze:) Moim zdaniem Żora wywołuje tyle samo emocji co Saszka, tylko inne. Tak jak każdy człowiek jest inny i prze z to swiat jest wspaniały, tak jak twoi bohaterowie i opowiadania?
    Cieszę się że kawałki opowiadania są długie i czekam na kolejną część?

  12. P
    Patrycja
    | Odpowiedz

    Droga Babeczko, czy powiesz nam co z Wilkiem? Czy będzie miał swoją kontynuację?

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Nie martw się, po tych wszystkich Saszkach i Żorach pewnie mnie najdzie ochota na fantasy 😉

Leave a Reply to Majka Anuluj pisanie odpowiedzi