Nie ten dzień (IV)

with 8 komentarzy

porwanie, mafia i seksowny oprawca
 
Znacie mnie na tyle długo, żeby wiedzieć, że moje teksty należą raczej do krótkich i zwięzłych. Niestety, albo raczej stety, zapowiada się zmiana, bo Nie ten dzień rośnie mi i rośnie, słów przybywa, pomysłów także, a końca nie widać. Zrobimy sobie więc motylowy serial, co dzień jedna część, no chyba że coś mi przeszkodzi 🙂

Babeczkowa Moda na sukces 😉 Żartowałam!
 

Ale, co dziwne, więcej jej się nie narzucał.

Po raz pierwszy miała okazję się rozejrzeć. To nie był zwykły dom. To była prawdziwa rezydencja. Ten jeden pokój był większy niż całe jej mieszkanie. Tutaj, na piętrze, sufity był niższe, ale i tak miały dobre trzy metry. Okna wąskie, wysokie, a za nimi rozciągał się widok na starannie wypielęgnowany ogród. W promieniach słońca połyskiwała tafla wodnego oczka, po prawej było widać basen, po lewej rozległy taras. Dookoła mur zieleni, wąskie ścieżki, kwiaty, wymyślne drzewa i krzewy. Przesunęła dłonią po szerokim parapecie, Nie znała się, ale to chyba był marmur. Na podłodze parkiet na wysoki połysk. Ściany w kolorze gołębim, odrobina sztukaterii, która zawsze wydawała się Dominice taka kiczowata, a tutaj uwypuklała dostrzegalny w każdym kącie przepych. Dyskretny, nie rzucający się w oczy, ale dominujący. Meble idealnie dopasowano do wnętrza, niby stylowe, ale i nowoczesne. Garderoba obok łazienki. Komoda, dwa wygodne fotele i okrągły stolik. Kominek. Ogromne łoże i telewizor zaraz na wprost. Do tego fikuśna otomana w krzykliwych kolorach, zupełnie inna niż cała reszta, ale i tak współgrająca z całością. Weszła do garderoby. Męskie ubrania wiszące po prawej stronie, po lewej także, ale tym razem ładnie poukładane na półkach. Buty, spodnie i cala reszta. Naprzeciwko ogromne lustro. Tutaj nie było ścisku, a jedynie dyskretna elegancja. Przypomniała sobie ciemnookiego mężczyznę i pomyślała, że nie bardzo jej pasuje jako właściciel tego wszystkiego. Był taki odrażająco prostacki… Zamyśliła się. Nie, nie prostacki. Był po prostu odpychająco okrutny. Może to dlatego?

Wzięła z półki zwykłą białą koszulkę, potem znalazła jeszcze luźne spodenki, na szczęście wiązane, po czym przeszła do łazienki. Powitał ją oślepiający blask srebrzystych ścian. Tak jakby w bieli zatopiono tysiące drobniutkich iskierek. Obszerny prysznic i jakby tego było mało, ogromna wanna. Wybrała wannę, najpierw staranie zamknąwszy drzwi. Nadal ją mdliło po alkoholu, ale w sumie z całej butelki niewiele tak naprawdę trafiło do jej żołądka. Pierwszą szklankę wyrzygała, drugą rozlała, a z reszty większość znalazła się na ubraniu.

Odświeżona, z wilgotnymi włosami spiętymi na czubku głowy, poczuła się odrobinę lepiej. Fizycznie, bo w jej głowie nadal wirowały jak szalone rozmaite myśli. Usiadła na szerokim parapecie i ze wzrokiem wbitym w krajobraz za oknem, próbowała to wszystko sobie poukładać.

Wpadła w pułapkę ogromnego podobieństwa do tamtej kobiety. Różnice były naprawdę niewielkie. Włosy, wyraz twarzy, no i jeszcze wiek. Dwa lata różnicy. Zresztą tam, w zaułku, wydawało się, że Lera wcale nie była ruda. To podobieństwo chyba ocaliło jej życie, chociaż było i powodem porwania. Trafiła… Bóg raczy wiedzieć, gdzie trafiła. Jakaś lokalna mafia? Z pewnością. Przy granicy kwitł przemyt, papierosy, ludzie i pewnie prochy. Nie miała pojęcia o takich sprawach, chociaż wiedziała, jak niebezpieczne są to okolice. Lera była córką miejscowego notabla, widać kogoś, kto mógł zaszkodzić interesom porywaczy. Dlatego chcieli zmusić go do współpracy.

Przypomniała sobie twarz tego mężczyzny. Aleksandra, bo Sasza było jedynie zdrobnieniem. Grubo nie pasowało do tego zimnokrwistego bydlaka. Nika przyłożyła dłonie do skroni. Rany Julek! Przecież ona miała zostać jego żoną. To była jego sypialnia i prawdopodobnie będą spać w jednym łóżku!

– Wpakowałam się! – wyszeptała z goryczą. Lecz nie mogła zrezygnować. Co by się stało, gdyby zaczęła im tłumaczyć pomyłkę? Pewnie od razu by nie uwierzyli. Ale wystarczyło porównać jej dokumenty z dokumentami Lery. Nikt tego nie zrobił, bo jeśli nawet znaleziono ranną kobietę…

– Mama! – jęknęła Nika, zrywając się na równe nogi. Ranną? Nie, dałaby głowę, że tamta umarła na jej rękach. Miała przy sobie dokumenty, zmasakrowaną twarz, kto będzie wnikał w szczegóły? Basia poświadczy, że przyjaciółka chwilę wcześniej wyszła od niej z mieszkania. Czyli uznają ją za martwą. Głupia turystka, która nocą wracała do hotelu i została napadnięta. Pewnie już zadzwonili do rodziny. A mama… Nika przełknęła ślinę. Biedna mama! Ale nie mogła nic zrobić, bo jednego była pewna. Jeśli się zdemaskuje, przestanie być im potrzebna. Nie wypuszczą jej, ot tak! Zabiją. Przypomniała sobie czarne, szalone oczy Saszy. On ją zabije. To nie było towarzystwo, z którym można pogrywać. To nie był pieprzony film czy książka, gdzie wszystko kończy się dobrze, bo tak sobie ktoś wymyślił. Życie pisało swój własny scenariusz, a ona mogła jedynie potulnie przyjąć główną rolę. I wypatrywać drogi ucieczki. Dobrze chociaż że Lera była po odwyku. Mogła tym wytłumaczyć wiele rzeczy. Brak rozwiązłości, niechęć do papierosów, prochów czy wódki. Tak naprawdę biedna Nika nigdy nie miała w ustach żadnego papierosa. A jej doświadczenie seksualne zaczynało i kończyło się na Rafale. Zresztą, uśmiechnęła się smutno, wcale nie było takie ubogie, bo przez tyle lat nie tylko zdążyli się sobą nacieszyć, ale i trochę poeksperymentować.

Ktoś zapukał.

– Proszę – powiedziała odruchowo. Do środka weszła wysoka, szczupła kobieta. Wytwornie ubrana, elegancko uczesana, z doskonale wykonanym makijażem, istnym dziełem sztuki wizażu.

– Ty jesteś Lera? – spytała. Głos miała chłodny, opanowany, zresztą takie same spojrzenie wyblakłych brązowych oczu.

– Tak, ja. – Serce Dominiki w przenośni niemal zamarło. Przestraszyła się, że kobieta być może zna prawdziwą Lerę i teraz dostrzegła różnice.

– Nadezhda. – Podeszła bliżej, wyciągając w jej kierunku bladą dłoń o starannie wypielęgnowanych paznokciach, obwieszoną złotymi precjozami. – Żona Bohdana.

– Pani domu? – spytała ostrożnie Nika.

– Tak, jak miło. – Wcale nie wyglądała na uradowaną. – Przyszłam, bo masz poślubić naszego bratanka?

– Chyba tak.

– Chyba? – Lekkie, nieco pogardliwe uniesienie brwi. – Potrzebna ci będzie nowa garderoba, kosmetyki, cała masa drobiazgów. I suknia ślubna.

Nika pobladła.

– Suknia?

– Tak. Musimy się przygotować. Będą media, lokalna prasa, ogólnokrajowa telewizja.

– Telewizja? – jęknęła. – Jak to?

– Jesteś córką najbardziej znanego polityka w tym rejonie. I największego przeciwnika tutejszych… biznesmenów – dokończyła z ironią. – A teraz wychodzisz za krewniaka takiego biznesmena. To bezprecedensowe wydarzenie. Nie możesz paradować w koszulce i męskich gaciach. Każę przynieść ci jakąś odzież, przymierzysz, może coś będzie odpowiednie. A pojutrze polecimy do Kijowa, na zakupy.

Tempo jakie obrali, wydało jej się przerażające. Ale… Pojawiła się też nadzieja. Może będzie okazja do ucieczki? W wielkim mieście powinno być łatwiej. Nie miała pojęcia jak to zrobi i co będzie potem, lecz jeśli będzie mogła, ucieknie.

– Dobrze – zgodziła się potulnie i z roztargnieniem. Nadezdha spojrzała na nią przenikliwie i wyszła. Jak widać nie zapałała sympatią do nowego członka rodziny. Nika pomyślała, że kobieta musiała być sporo młodsza od męża. O ile Bohdanowi dałaby jakieś sześćdziesiąt, sześćdziesiąt parę lat, o tyle jego żona mogła mieć góra czterdzieści. Nie była piękna, ale doskonale zrobiona. Dzieło sztuki ludzkich rąk i talentów. Piękna i… Naszego bratanka? Aleksandr był bratankiem Bohdana, nie jej. Ten ton głosu, pogarda, chłód.

Nikę olśniło! Ta baba była zazdrosna! O nią, o jej małżeństwo z Saszą. A mogła być zazdrosna tylko z dwóch powodów. Albo miała potajemny romans z tym psycholem, albo była nim jedynie zauroczona i liczyła na coś więcej po śmierci męża. Tak czy inaczej, powinna wystrzegać się tej kobiety. Nawet jeśli ta niechęć miała irracjonalne podłoże, to wkrótce Nika zostanie zmuszona do wypowiedzenia słowa „tak” i stanie się obiektem zazdrości.

Do pokoju weszła młoda dziewczyna, schludnie uczesana, w czarnej sukience i białym fartuszku. Za nią druga, niosąca całkiem sporą ilość ubrań, które położyła na jednym z foteli. Potem suchym tonem poinformowano ją, że za dwie godziny ma się stawić w jadalni na parterze.

– Obiad? – Nika dopiero teraz poczuła głód.

– Kolacja.

– Kolacja? Aż tak późno jest?

– Pani prosi o punktualność – powiedziała jeszcze pokojówka, po czym razem ze swą towarzyszką dygnęły i wyszły.

Nika najpierw przejrzała ubrania. Niestety, spodnie okazały się zbyt wąskie, bluzki za ciasne w biuście. Na szczęście pasował jeden komplet bielizny i obszerny sweter z miękkiej wełny. Był też na tyle długi, że mógł robić za tunikę. Znalazła też obcisłe, czarne legginsy. Przebrała się, ale wciąż była boso. O ile dobrze pamiętała, tak się obudziła. No nic, tutaj było tak czysto, że można jeść z podłogi. Nie wybrudzi nóg. Albo…

Weszła do męskiej garderoby. Po raz kolejny przejrzała ubrania i dopiero teraz zwróciła uwagę na metki. Sami znani projektanci. Buty, bielizna, nawet zwykłe tshirty. Były też zegarki i w końcu dowiedziała się, która godzina. Wybrała jeden na chybił trafił i zabrała ze sobą. Wzięła też parę grubych skarpet. Wiążąc włosy w kulkę na czubku głowy, rozmyślała o właścicielu tych ubrań. Nie podejrzewałaby go o tak wyrafinowany gust. W zasadzie „mówiąc” bandzior, miała przed oczyma napakowanego osiłka, w dresie albo dżinsach, z łysą głową, tatuażami i dyndającymi na szyi łańcuchami. Tymczasem Aleksandr w niczym nie przypominał tego stereotypu. Nie nosił żadnej biżuterii, przynajmniej nic podobnego nie zauważyła. Ubrany był z dyskretną elegancją, marynarka, biała koszula, buty na wysoki połysk. Tatuaży również nie dostrzegła, chociaż nie wiadomo, co skrywał pod ubraniem. Nie wiadomo też, co skrywał jego umysł czy serce, o ile w ogóle miał to drugie. Nika dałaby głowę, że nie. To był morderca, bezlitosny zabójca, który nie miał wyrzutów sumienia, bo i nie miał sumienia. W całym tym towarzystwie sprawiał wrażenie najgroźniejszego. Typ od brudnej roboty. Najpierw strzeli, później zapyta po co miał to zrobić. O ile w ogóle zapyta.

Zerknęła na zegarek. Jeszcze godzina, a ona była coraz bardziej głodna. Miała też dość krążenia po pokoju, niczym ptak zamknięty w klatce. Dostała pozwolenie na poruszanie się po całym domu, może więc najwyższa pora go zwiedzić?

Komentarze

  1. D
    Domi
    | Odpowiedz

    Bardzo się cieszę, że będzie to codzienny rytuał każdego ranka. Uwielbiam czytać Motyle rano, jeszcze w łóżku. Coraz bardziej jestem zaciekawiona- do jutra! ❤️

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      A ja przy porannej kawie mam rytuał pisania 🙂

  2. K
    Kama
    | Odpowiedz

    Nie mogę się doczekać? cieszę się, że codziennie będzie kolejna część

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Taka odskocznia od systematyczności i własnych planów 😉

  3. A
    Anna
    | Odpowiedz

    Mało mało. To tak wciąga człowieka. Może coś ze mną nie tak ale sprawdzam co jakiś czas czy czasami nie ma nast odcinka ?? Czy zdradzisz nam chociaż ile będzie odcinków?

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Ciężko powiedzieć jak ma się nienapisany jeszcze tekst, ale już teraz mam na kolejne 6 🙂 a dopiero akcja się rozkręca.

  4. K
    Karo
    | Odpowiedz

    Ale się cieszę! Cudnie będzie codziennie z kubkiem herbaty na balkonie odrywać się choć na chwilkę od tej smutnej rzeczywistości w której przyszło nam żyć..
    Uwielbiam Twój styl pisania. Nie zanudzasz zbędnymi detalami, a przy tym wszystko jest intrygująco ciekawe. 🙂
    Do zobaczenia jutro! 🙂

  5. A
    Aricca
    | Odpowiedz

    Babeczko cudowna, taka novela to moje marzenie 😉 ❤️ jeśli o mnie chodzi to możesz się nie ograniczać ???

Leave a Reply to Karo Anuluj pisanie odpowiedzi