– Wstawaj śpiochu! – obudził go wesoły, kobiecy głos. – Brrr! Ależ tu zimno!
Orina w pośpiechu roznieciła ogień w kominku i chuchając w zziębnięte dłonie, wyprostowała. Zdążyła się ubrać, ale brakowało jej porannej kąpieli. O zwykłym myciu zębów nie wspominając.
– Zabraliśmy ze sobą torbę pełną broni, a żadnego mydła czy innych kosmetyków.
– Bez tego da się przeżyć.
– A wiesz? Bez broni też zazwyczaj da się przeżyć.
– To nie mnie ścigają.
Miał rację. Zawstydziła się swojej zrzędliwości, zwłaszcza, że mężczyzna wstał z wyraźnym trudem. Cicho syknął, wciągając przez głowę sweter.
– Dorian, w porządku? – spytała zaniepokojona.
– Tak.
– Wiem że marudzę, ale napiłabym się kawy. Ciepłej, aromatycznej kawy. I zjadła ogromną, ociekającą majonezem kanapkę – rozmarzyła się, otulając się ramionami.
– Później.
– Jakbym nie wiedziała – mruknęła. – Motor odpada. Spójrz za okno.
Na zewnątrz widać było nieskazitelnie biały, nietknięty jeszcze kobierzec śniegu.
– Motor odpada – potwierdził.
– Wracamy do samochodu?
Niechętnie skinął głową.
– Auto pewnie też nieźle przysypało.
– Poradzimy sobie.
Patrzyła jak wciąga buty, jak zakłada ten swój długi, czarny płaszcz oraz grube rękawice. Sama poszła za jego przykładem i po chwili wyszli na zewnątrz. Choć nocą szalała zawierucha, dzień zapowiadał się słonecznie. Na idealnie błękitnym niebie nie było widać ani jednego obłoczka. A krajobraz dookoła zachwycał swym pięknem.
W końcu dotarli do przysypanego samochodu. Zerknęła z obawą na swego towarzysza, ale po intensywnym marszu, wyglądał lepiej niż ona sama. Ze filozoficznym spokojem obejrzał pojazd, przyjrzał się zasypanej drodze i wzruszył ramionami, jakby w reakcji na niewypowiedziane pytanie.
– O co chodzi? – spytała.
– Łapiemy stopa. To nie najlepsze wyjście, ale innego nie mamy.
– Dobrze, pod warunkiem, że nie zabijesz później kierowcy.
Zerknął na nią z rozbawieniem.
– Skąd ten pomysł?
– Z doświadczenia. Nasza znajomość zaczęła się nietypowo i jak dotąd tajemnica goni tajemnicę, a trup ścieli się gęsto.
– Jakie tam gęsto – mruknął, pomagając jej się przedostać przez przysypany śniegiem powalony korzeń bliżej niezidentyfikowanego drzewa.
– Musiałeś brać te ciężkie torby?
– Przecież nie ty je niesiesz.
– Ale boję się, że zwalisz mi się gdzieś na ziemię, z daleka od siedzib ludzkich, dookoła nas zaczną krążyć wilki…
– W torbie jest karabin maszynowy. Wykosisz je jedną salwą.
– Ech… – machnęła ręką. Była poirytowana. Głodna. Coraz bardziej wściekła. Co z tego, że w książce napisano przypadkowe cyfry niewidzialnym atramentem. Nie układały się one w żaden sensowny wzór, w najmniejszym stopniu nie wyjaśniały tajemnicy, której opary gęstniały wokół niej coraz bardziej. Dobrze chociaż, że nie była sama. Zerknęła na milczącego Doriana. Był blady, ale oddychał równo i bez problemu, w przeciwieństwie do niej samej. No i stanowił zagadkę nie mniejszą niż to, co wydarzyło się w poprzednich dniach. Kuszącą tajemnicę. Jaka szkoda, że nie odwzajemniła wczorajszego pocałunku.
– Gdzie się podział opatrunek po usunięciu biochipa? – spytał nagle.
– Opatrunek? – Zdumiona spojrzała najpierw na niego, potem na swoją rękę. Na gładkiej powierzchni skóry nie widać było nawet blizny. – Chyba nie jest już potrzebny? – dodała z wahaniem.
– Nie – potwierdził, przesuwając palcem po grzbiecie dłoni. – Ale rany nie goją się tak szybko.
– Bo ja wiem… Zawsze tak miałam. Ledwo się skaleczyłam, to dwa dni później nie było już po tym śladu.
– Nigdy cię to nie zastanowiło? – zmarszczył brwi.
– Nie… – zająknęła się. – A powinno?
– Tak.
– No może trochę. Na początku.
– Kiedy zauważyłaś, że zniknęła?
– Gdy cię opatrywałam.
– To nawet nie dwa dni.
Nagle poczuła przerażenie. Miał rację, to nie powinno goić się tak szybko. Wcześniej jakoś o tym nie myślała. Ale teraz…
– Może to jest właśnie część tajemnicy? – powiedział, ruszając przed siebie. – Jak często chorujesz?
– Ja? Prawie w ogóle. W przeszłości również rzadko się to zdarzało.
– Przypadłości wieku dziecięcego? Ospa, odra, różyczka?
– Nie przypominam sobie – przyznała uczciwie.
– Grypa, zwykłe przeziębienie, ból głowy?
– Ja… – Aż przystanęła. – Odkąd pamiętam byłam okazem zdrowia.
– A pamiętasz, kiedy byłaś chora na cokolwiek po raz ostatni? – On również przystanął, wpatrując się w nią czujnie.
Bardzo długo milczała, przeczesując wspomnienia. W skupieniu, nie chcąc pominąć żadnego szczegółu.
– Chyba… nigdy!
Głos miała cichy, przerażony. Oczy również.
– Sądzisz, że to dlatego?
– Nie wiem. Zastanowimy się nad tym, gdy znajdziemy się w mieście.
– Wracamy?
– Nie.
– Nie poprawiasz mi humoru.
– A muszę?
Jego głos znów był lekko kpiący, enigmatyczny, jakby to, co przed chwilą odkryli, wcale go nie zaskoczyło. Za to Orina poruszała się niczym w transie, wciąż rozmyślając tylko o jednym. Jak to możliwe, że wcześniej niczego nie zauważyła? Karolina zawsze się śmiała, że ma końskie zdrowie.
– Moja siostra chorowała – odezwała się w końcu. Znaleźli się na pustej drodze, gdzie tylko po jednej stronie widać było wyłaniający się pod rozjechanego śniegu asfalt.
– Ale ty nie? – zerknął na nią, potem czujnie wpatrzył się w widniejący przed nimi zakręt. – Coś jedzie.
– Nie zatrzyma się. Nie wyglądamy na zwyczajnych autostopowiczów.
– Ja nie wyglądam – powiedział jedynie i dał nura w gęste krzaki rosnące tuż przy drodze.
Zrozumiała co powinna zrobić. Próbując przywołać na twarzy uśmiech, stanęła na poboczu i zaczęła machać rękoma. Pojazdem okazał się ogromny tir, który ku jej zaskoczeniu dość chętnie się zatrzymał.
– Wsiadaj mała – oznajmił radośnie zarośnięty kierowca. Ze środka buchnęło ciepło i zapach tytoniu. Zakaszlała, dyskretnie spoglądając za siebie. Co ten Dorian knuje? Z ociąganiem wdrapała się do kabiny, gdy nagle poczuła mocne pchnięcie w plecy.
Jej towarzysz uśmiechnął się do zaskoczonego kierowcy. Nic nie powiedział, po prostu zajął miejsce obok milczącej Oriny. Dopiero potem sięgnął do kieszeni.
Drgnęła, bo była pewna, że wyciągnie broń. Ale nie, nie tym razem. To był plik banknotów.
– Zapłacimy za podwiezienie – powiedział ze spokojem.
– Hę? Zapłacicie? – Kierowca nadal wydawał się zaskoczony.
– Do najbliższego miasta. To miał być krótki wypad – Dorian łobuzersko mrugnął okiem – ale nawaliło nam auto. Musimy po nie wrócić.
– Wypad? – mężczyzna zarechotał, ruszając. Orina nie zareagowała, choć najchętniej porządnie przywaliłaby mu łokciem w żebra. Podłe insynuacje. Z drugiej jednak strony to bardzo przekonywujący argument. Nie powinna się złościć z powodu doskonałej wymówki.
Nagle uśmiechnęła się. Stał się cud, Dorian wypowiedział jedno, długie, złożone zdanie. I przede wszystkim nie usiłował dokonać kolejnej niepotrzebnej egzekucji. Ciekawe co sprawiło, że zmienił zdanie?
Oparła głowę o jego ramię. Objął ją, nadal wyglądając na rozbawionego. Oboje milczeli, słuchając beztroskiej paplaniny kierowcy oraz dźwięków muzyki płynącej z radia, jedynie raz po raz udzielając zdawkowych odpowiedzi.
Po dwóch godzinach dotarli do celu.
Komentarze
Agata
Widzę znów ten sam błąd. Powinno być przekonujący a nie przekonywujący argument 😉
Babeczka
Dzięki, poprawione 🙂
Anonimowy
Fajny 🙂
Anonimowy
Kiedy bd dalsza część? Juz nie mogę się doczekać aby dokończyć to czytać :3
Anonimowy
Cudowne 🙂 Jak wszystko co piszesz 🙂
Anonimowy
Kiedy bedzie nastepna czesc ? 🙂
Anonimowy
Babeczko dziękuję za wspaniałe opowiadanie i czekam oczywiście na dalsze losy Oriny. Pozdrawiam i trzymajcie się zdrowo:)
K.
Anonimowy
kiedy można się spodziewać więcej??
Cam
Anonimowy
Coś mało komentarzy się ostatnio pojawia! 🙂 W każdym razie mi się bardzo podoba i z utęsknieniem czekam na następną część. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze… 😉 Pozdrawiam.
Anonimowy
Babeczko co z tobą? 🙁
Anonimowy
Babeczko, kiedy w końcu dodasz coś nowego?
Meska
Ostatnio mnie tu nie bylo, ale widze ze nic sie tez nie pojawia. Czy wszystko w porzadku?
Anonimowy
Babeczko ! Co się z Tobą dzieje ? Zaczynam się bać, żadnego nawet najmniejszego postu no chyba, że na fb ale ja nie jestem sfacebookowana wiec naprawdę nie wiem co się dzieje. Tylko nie myśl sobie, że jestem jakąś niespełna rozumu pisząc o tej godzinie ale ja tak kończę prace, a lubię wieczorem sprawdzić co się tu i tam i Internecie dzieje między innymi na babeczkarni. Mam nadzieję, że z dzieckiem i z Tobą jest wszystko dobrze.
Weronikuś 🙂
Anonimowy
Czy tu się coś popsuło????? Czemu nikt nie zadaje pytan o powody Twej nieobecności????? Niemożliwe abym tylko ja sprawdzała czy coś się tutaj pojawia…..
Anonimowy
Gdzie jest koniec?
Anonimowy
Kiedy następną część??
Anonimowy
Będzie kolejna część?
Anonimowy
Tyle minęło czasu… a kontynuacji jak nie było tak nie ma ;( jest jakaś szansa ,że będzie?
Anonimowy
Bywam tutaj od niedawna, przypadkiem znalazłam strone i musze przyznać że jesteś świetna w swoich opowiadaniach, poświęcam godziny i zarywam noce czytając je. Dlatego błagam, wbiłaś mnie w ziemie tym opowidaniem, więc prosze ukruć męki nas wszystkich i dodaj kontunuacje albo chociaż powiedz czemu nic nie dodałaś żeby nie było błędnych domysłów. Sama zaczynam się bać czy przypadkiem nie zaprzestałaś pisać, wogule albo tego opowiadania. To by była klęska dla świata, przysięgam.
Anonimowy
Kiedy mogłaby się pojawić kontunucja tego opowiadania ? Bardzo ciekawe to ☆
Anonimowy
Babeczko jakaś szansa, że znajdziesz wkrótce natchnienie na ciąg dalszy tego opowiadania?
Julex
Anonimowy
My tu chyba oszalejmy… kiedy będą następne części !? 😉
Asirra
Babeczko, będziesz jeszcze pisała Onego? Prosimy…
Anonimowy
Witam. Czytam twoje opowiadania od tygodnia i są naprawdę świetne. Już bardzo długo szukałam takich opowiadań. Wchodzę na twój blog pare razy dziennie. Coś czuję że się uzależniłam 😀 mam pytanie.. dokończysz wgl opowiadanie "On" ? Bardzo mi się podoba. Super by było gdybyś dokończyła. Pozdrawiam. Jules 🙂
Anonimowy
Będzie kolejna część? Wcześniej pisałaś, że tak…
Babeczka
Tak, będzie. Po kolei wykańczam wszystkie rozpoczęte teksty. Ony czeka w kolejce 🙂
Anonimowy
🙂 nie mogę się doczekać 🙂