Już chciała zawrócić, gdy silne ramię opasało jej szyję, zakleszczyło w pozbawiającym tchu uścisku.
- Lalunia! - Pełne zadowolenia mlaśnięcie. - Kurwa, Marek, zobacz co znalazłem!
Pomimo oporu jaki stawiała, napastnik wywlekł ją na zewnątrz. Tam stał drugi mężczyzna, niechlujnie ubrany, zarośnięty, z papierosem zwisającym z kącika ust.
- Puść mnie! Zapłacę…
- Ta, zapłacisz. - Wyrwał jej torebkę, która od razu została przetrząśnięta. - Same, kurwa, karty. Czy płatność będzie w naturze – zarechotał.
Czegoś takiego w ogóle nie brała pod uwagę. Coś takiego mogło wydarzyć się w filmie, w książce, ale nie w rzeczywistości! Kiedy jednak poczuła szorstką dłoń na swoim udzie i drugą, zaciskającą się na piersi, krzyknęła, lecz tylko ich tym rozbawiła. I wtedy wpadła w panikę. Dookoła żywej duszy, tylko szumiąca puszcza, nad nimi skłębione obłoki i pomruki nadciągającej burzy, a ona mogła liczyć tylko na siebie, na swój spryt, na to, że da radę ich przekupić. W przeciwnym razie… Nie, o tym nie chciała myśleć, bo była to przerażająca perspektywa.
- Pojedziemy do bankomatu, wypłacę ile zechcecie – usiłowała przekonać ich drżącym głosem, gorączkowo szukając ratunku.
- Pomysł niezły.
- Pojedziemy…
Brutalne uderzenie przywołało ją do porządku. Oszołomiło, zaskoczyło, zabolało.
- Wypłacisz dziwko, wypłacisz. Inaczej prócz naszych fiutów zasmakujesz czegoś więcej – zaśmiał się ten, który zakleszczał ją w objęciach. - Dobra, dawaj ją tutaj gdzie jest dużo zielska. Przynajmniej będzie wygodnie!
- Nie! - Na oślep wymierzyła cios, lecz na próżno. To było dwóch silnych mężczyzn, bezlitosnych i podnieconych wizją gwałtu. Nagle znalazła się na ziemi, z policzkiem przyciśniętym do miękkiej trawy, podczas gdy napastliwa dłoń usiłowała zedrzeć z niej ubranie. Krzyczała, usiłując się wyswobodzić, lecz na próżno. Poczuła nagość swych pośladków, poczuła ciężar męskiego ciała i…
- Co kurwa…?
Głośny jęk, złorzeczenie, przekleństwa i silne ręce, które pomogły jej się podnieść. Tak subtelnie przeczesały jej wzburzone włosy, że zamarła zaskoczona i uniosła głowę, napotykając spojrzenie męskich oczu.
Oszołomiona zrozumiała jedno – ktoś jej pomógł. Tym kimś był nieznajomy, w którego ramiona teraz się wtuliła – roztrzęsiona i przerażona. Może nie wyglądał zachęcająco, ale dłonie miał nadzwyczaj delikatne, przynoszące ukojenie.
- Nie wrócą – zapewnił ją, a wtedy ciało Zojki przeszył dreszcz. Głos miał głęboki, lekko schrypnięty, a pod palcami wyczuwała idealnie wyrzeźbione ciało.
- Prze… przepraszam – wykrztusiła, z trudem wyplątując się z jego ramion. Nie protestował, tylko obserwował ją, mrużąc oczy.
- Twoja reakcja jest raczej zrozumiała. Zdążyłem na czas?
- Tak. - Ona dla odmiany głos miała stłumiony, drżący. Tak samo drżały jej ręce, którymi usiłowała poprawić poszarpane ubranie. - Nie miałam pojęcia, że tutaj… Że cokolwiek może mi grozić.
- To pustkowie.
- Właśnie dlatego.
- Dziwna teoria. - Zdjął kraciastą koszulę, zarzucając ją na ramiona kobiety. - Opuszczony dom, w którym z pewnością nocują bezdomni albo tacy, jak oni, a tobie nie przyszło do głowy, że to niebezpieczne?
- Nie.
- Lekkomyślność czy głupota?
- Lekkomyślność. - Nie zaprotestowała, tylko otuliła się połami koszuli. Po raz kolejny spojrzała na swojego wybawcę, tym razem dostrzegając więcej szczegółów. Wysoki, barczysty, wytatuowany. Pod spaloną na brąz skórą widać było doskonale wyrzeźbione mięśnie. Sporo od niej starszy, dałaby mu coś koło czterdziestu lat, chociaż kondycję z pewnością miał lepszą niż niejeden dwudziestolatek. Włosy ciemne, nieco posiwiałe na skroniach, półdługie, dość niechlujnie opadające na szczupłą twarz o trójkątnym podbródku i zakrzywionym nosie. Oczy zmrużone, tak że ciężko było dostrzec ich naturalny kolor. Usta wąskie, surowo zaciśnięte, zdradzające wrodzone okrucieństwo. Ubranie niedbałe, nie zwracające uwagi i zdradzające, że jego właściciel nie należy do koneserów mody.
- Za chwilę zacznie padać – przerwał milczenie, dostrzegając jak uważnie zlustrowała go wzrokiem. - Schronimy się w środku.
- Niedaleko zostawiłam samochód.
- Ja też, ale nie zdążymy.
Jakby dla potwierdzenia tych słów, nad ich głowami przetoczył się ogłuszający grom, a o ziemię uderzyły pierwsze krople deszczu.
- Już? - zdziwiła się, wyciągając dłoń i łapiąc kilka z nich.
- Biegiem! - zarządził chwytając ją za ramię. Mimo iż od domu dzieliło ich zaledwie kilka metrów i tak zdążyli zmoknąć, zanim dotarli na zdezelowany ganek.
Zojka strząsnęła z włosów wilgoć i cofnęła się aż pod drzwi. Była oszołomiona, nie potrafiła zebrać myśli. Jednak, co dziwne, ani trochę nie bała się stojącego obok mężczyzny. Tak, wyglądał na niebezpiecznego, ale miała wrażenie, że jest niebezpieczny w zupełnie inny sposób. Odwróciła głowę i napotkała jego badawczy, pełen rezerwy wzrok.
Łoskot padającego deszczu był ogłuszający. Dołączył do tego huk burzy, głuchy pomruk pokazu siły, przetaczający się po niebie oraz falami rozchodzący w powietrzu, i tak przesiąkniętym już kaskadami lejących się z nieba potoków wody. Lecz to wszystko przestało mieć znaczenie, stając się barierą, która odgrodziła ich od rzeczywistości, odseparowała od świata. Na progu zrujnowanego domu stała kobieta i stał mężczyzna, kompletnie sobie obcy, a jednak powiązani w jakiś przedziwny, trudny do opisania sposób. Żadne z nich nie było skore do wypowiedzenia pierwszego słowa, zresztą w tym hałasie nie można było i tak niczego usłyszeć. Milczeli więc, przyglądając się sobie nawzajem, ze słabo maskowaną ciekawością, z odrobiną fascynacji w niebieskich oczach i nieufnością w tych o nieokreślonym kolorze.
Ona bezwiednie przeczesywała palcami rude włosy, a on podążał spojrzeniem za każdym ruchem szczupłych dłoni, bowiem było w tym coś fascynującego, coś hipnotyzującego, chociaż nigdy wcześniej nie zwracał uwagi na takie szczegóły. Lubił kobiety agresywne, wulgarne, takie, które w sposób bezpośredni i dosadny potrafiły wyrazić swoje pragnienia. Sądził, że ta tutaj będzie bezbarwną histeryczką, ale ze zdumieniem odkrył, że potrafiła zachować zimną krew, pomimo strachu i wzburzenia. Jej spojrzenie nie było ani nieśmiałe, ani bezczelnie taksujące, było po prostu pełne dyskretnej ciekawości, ciekawości jak u dziecka, które właśnie odkrywa świat. Dziwne porównanie, ale doskonale pasowało do sytuacji.
Tak, była też piękna. Soczysta, wyrazista, o pełnych kształtach i ustach, w które mógłby wgryzać się bez żadnych hamulców. Myśl o pocałunku trochę go zaskoczyła, bo mimo wszystko nie miał w zwyczaju fantazjować o obcych kobietach.
Odpowiedzi
Emilia
Czy będzie kolejny rozdział?
Gabriela
Jej wybawca. Kim on jest i co tu robił? Czy można mu ufać?
Jopis
Ja też czekam i czekam na cokolwiek. Usycham z braku dobrej literatury 🙂