***
Trzeba przyznać, że na takiego faceta, mogłabym patrzeć całą dobę, a nie tylko marne kilkanaście sekund. Pomijając poczynione przeze mnie szkody, był doskonały. Wysoki, szeroki w ramionach, wąski w biodrach, dłonie miał smukłe, ale bynajmniej nie wyglądały na delikatne. Twarz trójkątną, o wyrazistych kościach policzkowych i ostrym podbródku. Oczy lekko skośne, o niesamowicie intensywnym odcieniu błękitu. I ciemne, prawie czarne włosy, opadające grzywką na czoło.
W szczegółach banalny, w całości idealny.
Szkoda tylko, że ten ideał miał teraz w oczach prawdziwą żądzę mordu…
– Prze… przepraszam – wyjąkałam, miotając się dookoła w poszukiwaniu chusteczek. – Zaraz to wytrę, mogę nawet ponieść koszty prania.
W końcu znalazłam, ale nie zdążyłam nawet go dotknąć, bo odskoczył gwałtownie do tyłu.
– Kurwa! – ryknął, sprawiając, że wszystko wyleciało mi z rąk, a kolana momentalnie się ugięły. – Co to ma być, do cholery?
– Sos „palce lizać” – przyznałam uczciwie.
Poczerwieniał, sapiąc ze złości. W zupełności go rozumiałam, też bym nie była zadowolona, bo plamy z majonezu, który był bazą naszego specjału, niezwykle ciężko było sprać.
– Zmyję to trochę, bo niestety nie mogę zaoferować niczego na zmianę. Chyba że coś mojego? – wskazałam na oparcie krzesła, gdzie wisiał elegancki żakiet w kolorze wesołego różu. Zabrałam go ze sobą na wszelki wypadek, gdyby przyszło mi wracać późnym wieczorem.
– Rozprawię się z tobą później – wywarczał, ruszając w stronę drzwi gabinetu.
– Prezesa jeszcze nie ma. Proszę zaczekać tutaj!
Nieznajomy ani trochę się nie przejął moimi słowami. Gubiąc sos i sapiąc jak parowóz z zeszłego stulecia, zniknął za drzwiami, a ja zostałam przy biurku, zastanawiając się, co dalej? Może to był jakiś znajomy prezesa, że zachowywał się jak u siebie? Może ktoś z rodziny?
Cholera… Znów zastygłam jak słup soli.
A może sam prezes?!
Nie, niemożliwe, żeby absolutnie nikt nie wspomniał o jego aparycji.
Posprzątałam biurko, chusteczkami przetarłam podłogę, dokończyłam nieszczęsną kanapkę, a ten nadal nie wychodził z gabinetu. Spojrzałam na zegarek. Szef powinien zjawić się pięć minut temu. Nigdy się nie spóźniał, bo miał na tym punkcie fioła.
Czyli on naprawdę…
Nawet bałam się dokończyć to pytanie. Ostrożnie podeszłam do drzwi i zapukałam. Nic, zero odzewu. Zapukałam raz jeszcze, nieco głośniej, ale nadal nikt nie odpowiedział. Ryzykując życiem, zdecydowałam się wejść do środka. Czułam się niczym złodziej zakradający się do luksusowej rezydencji.
W gabinecie nikogo nie było, ale wiedziałam już, że obok jest łazienka. Nie kąpał się, bo wtedy byłoby słuchać szum wody, a panowała ogłuszająca cisza. Może ten mizofobik padł tam na jakiś atak, spowodowany przypadkowym kontaktem z odrobiną sosu majonezowego? Musiałam to dyskretnie sprawdzić.
Na palcach podkradłam się pod lekko uchylone drzwi, po czym ostrożnie je pchnęłam i wsadziłam do środka głowę.
Trafiłam idealnie na moment, gdzie pan prezes nagi wyszedł spod prysznica. Gdyby chociaż mnie nie zauważył, ale nie, cholernik od razu spojrzał prosto w moim kierunku. Pewnie, gdybym patrzyła mu prosto w oczy, to padłabym trupem na miejscu, ale ja byłam zajęta gapieniem się na coś innego.
Rety, jak ten facet był zbudowany! Idealnie opalony, idealnie wydepilowany. Powiodłam spojrzeniem poniżej pępka i pomyślałam, że tam też jest zbliżony do ideału. Pewnie gapiłabym się i dłużej, ale rzucił mi ręcznikiem prosto w twarz.
– Wynocha! – wydarł się, a ja uznałam szybki odwrót za całkiem słuszną decyzję.
Truchtem wróciłam za biurko, usiadłam i się zamyśliłam.
Chyba zapiszę się jako kolejna rekordzistka, może nawet prześcignę poprzednią w minimalnej ilości godzin. Zresztą i tak tam trafię, jako jedyna wywalona przez prezesa osobiście. Co za pech. Po cholerę zachciało mi się zaglądać do łazienki? Sam sos może by przeżył, ale to podglądanie chyba już nie. Jakby to ująć, poznałam jego walory fizyczne od podszewki. Innych chyba nie będę miała okazji poznać.
– Do mojego gabinetu. Natychmiast! – O mało nie zeszłam na zawał, gdy te słowa rozległy się nad moja głową. Dlaczego do licha tak się skradał?
Posłusznie wstałam i podążyłam we wskazane miejsce. Zatrzymałam się przed olśniewającym bielą biurkiem, po którego drugiej stronie siedział prezes, znów nieskazitelny i wymuskany, z odpychającą miną seryjnego mordercy. Właśnie tak powinien wyglądać rasowy psychopata, czarujący i bezduszny jednocześnie.
On siedział, ja stałam, pochylając głowę, aby nie widzieć tego zimnego, rybiego spojrzenia.
– Poznałaś zasady? – Odezwał się w końcu.
– Tak – potaknęłam.
– Więc co to do kurwy nędzy miało być?
– Pech? – W końcu odważyłam się na niego spojrzeć.
– Pech? – Poczerwieniał do tego stopnia, że aż się wystraszyłam, czy przypadkiem nie dostanie jakiegoś wylewu. Normalnie, nawet oczy nabiegły mu krwią. Po czym wypuścił ze świstem powietrze i zerwał się z miejsca. Zdążyłam nawet pomyśleć, że szkoda umierać tak młodo, bo pewnie udusi mnie w napadzie szału, ale on tylko zaczął latać po gabinecie bluzgając przekleństwami. Jak już wyczerpał wszelkie możliwe hasła, które w przyzwoitym filmie zastąpiono by dźwiękiem bip, opadł na fotel i znieruchomiał, mierząc mnie ponurym spojrzeniem.
– Nie, nie zwolnię cię – odezwał się w końcu, mrużąc oczy.
Pewnie że nie zwolni; uprzykrzy życie do tego stopnia, aż sama odejdę. Oj, niedoczekanie twoje! Jestem twarda babka i tak łatwo się nie poddam.
– Jutro masz być punktualnie, co do sekundy. Z kawą. Kawa ma być parzona z ziaren od rolników pasjonatów, pozyskiwana z dzikich zbiorów na Sumatrze. Ma mieć odpowiednią temperaturę i grubość kremy. Do tego kanapka z chińskiej bułki ugotowanej na parze, bez cebuli i mięsa, za to z podwójna ilością tofu. Za każde uchybienie potrącę z pensji, więc bądź szybka, dokładna i punktualna – dokończył, wyraźnie drwiącym tonem.
– Chińska bułka? – powtórzyłam osłupiała.
– A teraz wynoś się i żebym cię nie widział przez resztę dnia.
O nic więcej nie pytałam, bo pewnie i tak by nie odpowiedział. Postanowiłam jeszcze raz uważnie przeczytać pozostawione dla mnie notatki, a w razie czego zasięgnąć języka wśród innych pracownic. Ktoś w końcu musiał wiedzieć, o jaką chińska knajpę chodziło.
Tylko kawa i lunch? Byłam pewna, że będzie o wiele gorzej. Faktycznie wyglądało na to, że jako sekretarka będę miała nietypowy zakres obowiązków. To od razu poprawiło mi humor.
Nie miałam jednak pojęcia, że kawa i kanapka to zaledwie początek, a zła sława pana prezesa nie bierze się z niczego.
Odpowiedzi
Gabriela
Jak ja się cieszę, że nigdy nie trafiłam na takiego Szefa Dziwaka ????
Agnieszka
Szef jak szef, ale sekretarka też z piekła rodem 🙂
Anonim
Zapowiada się świetnie można kupić tę książkę
Agnieszka
Tekst w trakcie pisania 🙂