W szale jęków i stęków, weźcie pod uwagę, że wyczołgałam się z wygodnego łóżeczka, by dodać tę ostatnią część. Ostatnio coraz częściej budzę się po północy, by sobie trochę popisać. Pewnie dlatego, że padam na pysk już po ósmej.
Osobiście po kolejnym odczytaniu tekstu, zaczęłam żałować, że bardziej go nie rozbudowałam. Sama nie wiem, bo z drugiej strony taki taniec godowy przeciągać w nieskończoność, to moja specjalność.
Hubert stał przy oknie i w ponurej zadumie obserwował spacerująca z wózkiem kobietę.
Żałował, że zadzwoniła. Pewnie byłoby jej ciężko, ale przynajmniej on trzymałby się z daleka. Prawie sobie darował ten głupi pomysł. Ale gdy usłyszał jej głos w słuchawce, przepadł na nowo.
Była śliczna. Pociągająca. Ponętna. Wciąż jeszcze miała odrobinę zaokrąglony brzuszek i oczywiście duże, pełne piersi. Zastanawiał się czy gdy przestanie karmić małego, wrócą do poprzedniego rozmiaru. To okropne, ale wolałby nie.
Przeczesał dłońmi włosy i westchnął.
Pełen niechęci Dominik wyruszył z misją, a jemu pozostało oczekiwać na dalszy rozwój wypadków. Najgorsze że nadal nie był pewien, czy dobrze robi? A jeśli efekt będzie odwrotny od zamierzonego? W końcu doskonale zdawał sobie sprawę, że Małgosia nie jest nim zauroczona. Była jedynie wdzięczna.
W dupie miał jej wdzięczność!
Chciał seksu! Miłości. Prawdziwego uczucia i bycia z nią do samego końca. Chciał dorobić się gromadki wnucząt, zestarzeć się razem z nią. No i chciał, by i ona go pokochała.
Tyle kobiet przewinęło się przez jego ręce. Dlaczego akurat ta pozostawała odporna? Przez jego kalectwo? Nie, nie przypuszczał, by to był powód.
Po prostu brak chemii. Jego ciągnęło do niej od pierwszej chwili, ona nadal pozostawała obojętna.
No, niezupełnie. Była wdzięczna.
Ale też i zakłopotana okazywaną jej troską. Wciąż powtarzała, że w przyszłości postara się odwdzięczyć i inne bzdury.
Nie chciał tego. Pragnął jedynie jej samej.
– O czym tak rozmyślasz? – usłyszał ciche pytanie za swoimi plecami.
– Nie zauważyłem, że skończyłaś spacerować? – odwrócił się, przybierając obojętny wyraz twarzy. Trochę go to kosztowało trudu, bo ciężko było tłumić targając nim emocje.
– Oddałam Wojtusia niani. Musimy porozmawiać.
Zaskoczyła go stanowczość w jej głosie.
– Chyba wiem o czym. – Nie ruszył się z miejsca, nawet nie drgnął.
– To dobrze. A wiesz jak głupio się czuję w takiej sytuacji?
– Bo ci pomagam?
– Hubert, litości! Finansujesz każdą moją potrzebę, każdą zachciankę. Ilość zabawek i ciuszków wystarczyłaby dla całego tuzina dzieci. Twoja hojność wcale mnie nie cieszy. Wręcz przeciwnie – peszy.
– To wyjdź za mnie.
Uparciuch, pomyślała. Podeszła bliżej i oparła dłonie na jego torsie, patrząc prosto w oczy. Znów były nieprzeniknione, niczym dwie ciemne studnie bez dna.
– Z wdzięczności? Z litości? Podaj powód.
Rozzłościła go. Zacisnął zęby z taką siłą, że o mało co nie zwichnął sobie szczęki. Dłonie również.
– Nawet nie chcesz spróbować.
– Niepotrzebnie zadzwoniłam – odparła z ciężkim westchnieniem.
– Też tak sądzę.
Drgnęła. Tego się po nim nie spodziewała. Zresztą była zła nie tylko Huberta, ale i na samą siebie. Z jednej strony pragnęła by mówił te wszystkie cudowne słowa, z drugiej bała się ponownie angażować.
Co za kuriozalna sytuacja!
– Kłamczuch – mruknęła i przytuliła się do niego.
– Nie jestem z żelaza.
– Wiem.
– To po co mnie prowokujesz?
Dobre pytanie. Naprawdę dobre. Gdyby tylko znała na nie jednoznaczną odpowiedź.
– Sama nie wiem…
Pod policzkiem czuła delikatną miękkość koszuli, pod palcami twardość jego ciała. Dlaczego choć twierdził, że mu się podoba, mówił o miłości i wspólnej przyszłości, to wciąż zachowywał się tak powściągliwie, tak oschle? Tylko wtedy, w szpitalu, przez moment doświadczyła jego czułości. Wtedy widziała, że naprawdę mu zależało. Teraz jedynie bredził o małżeństwie, albo beznamiętnym tonem oznajmiał, że jest jego.
Jakby była rzeczą, nie osobą.
– Nie chcę byś wiązała się ze mną z litości. Ale wdzięczność to dobry argument. W końcu sporo w ciebie zainwestowałem – oznajmił ze spokojem.
Tym razem zabolało.
Bez namysłu cofnęła się o krok, a potem go uderzyła.
– Łajdak! – syknęła.
Uśmiechnął się drwiąco.
– Łajdak, który obiecał ci zapłacić za urodzenie jego dziecka. Niezłą sumkę, dzięki której będziesz ustawiona do końca życia.
– Ty!... – zacisnęła dłonie w pięści. – Twierdzisz, że mnie kochasz, później traktujesz jak przedmiot. Mówisz o zauroczeniu, a potem proponujesz związek oparty jedynie na chłodnej kalkulacji. O co ci do diabła chodzi człowieku?
– O to żebyś była tylko moja, maksymalnie uzależniona od każdego mojego kaprysu, od każdej zachcianki – wycedził, mrużąc oczy. –Nie musisz mnie kochać. Wystarczy, że będziesz dobrze grać swą rolę namiętnej, zauroczonej mną żony.
– Bydlę! – powiedziała ze wstrętem. –Wiesz, że tym razem przegiąłeś? Głupi, rozpuszczony smarkacz, któremu się wydaje, że wszystko można kupić!
– Bo można – odparł chłodno, mierząc ją pogardliwym wzrokiem. – Ciebie poniekąd już kupiłem.
Miała ochotę przywalić mu jeszcze raz. Zetrzeć tę bezczelną pewność siebie, ten wyraz wyższości z jego twarzy.Czyżby teraz był naprawdę szczery? Po raz pierwszy, od kiedy spotkali się w szpitalu, nie wyczuła fałszywej nuty w jego zachowaniu.
Jeśli tak…
Powinna odejść. Dziś, zaraz. Spakować się, zadzwonić po taksówkę i odejść. Nieważne gdzie, nawet do hotelu. Miała w końcu swoje oszczędności, a sytuacja wymagała użycia wszelkich środków.
– Nie będę płaciła za towar, którego nie zamawiałam – odpowiedziała, hardo zadzierając podbródek.
– Zapłacisz, już ja tego dopilnuję.
– Jesteś potworem – otuliła się ramionami i spojrzała na niego z prawdziwym żalem. – Nie wiem czy tym razem jesteś szczery, czy też z niewiadomego powodu postanowiłeś mnie poniżyć?
– Ja ciebie? Sama to zrobiłaś.
Przestała cokolwiek rozumieć. Jeszcze wczoraj siedzieli jedząc kolację i opowiadając sobie zabawne epizody z dzieciństwa. Rankiem, podczas picia kawy, wyraźnie widziała w jego oczach pożądanie i fascynację.
Teraz znów był zimny i oschły. Jakby świadomie chciał ją skrzywdzić.
Co siedzi w tym człowieku? Cóż za demony szaleją w jego umyśle? Póki ona była oziębła, stawał na głowie, by było inaczej. A gdy tylko pozwoliła sobie na jakiś czuły gest, zamieniał się w sopel lodu. W bestię ziejącą nienawiścią i pogardą.
Dlaczego?
Usiadła w fotelu, i pochyliła głowę, wpatrując się w swoje drżące dłonie. Zastanawiała się, jakim słowami do niego dotrze? Co powinna zrobić?
Chyba było tylko jedno wyjście.
Wyprowadzić się. Zapomnieć. Znaleźć sobie normalnego faceta, który nie będzie tak pokręcony i dziwaczny.
– W sobotę organizuję przyjęcie urodzinowe – odezwał się znienacka Hubert.
– Przyjęcie?
– Tak, Okrągła rocznica, dwadzieścia pięć lat i powód do świętowania faktu, że udało mi się przeżyć. Pojutrze pojawi się firma, która organizuje całą imprezę. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
Wymamrotała coś pod nosem. Niebiosa, zlitujcie się!
– Mam się wyprowadzić?
– Nie! – wlepił w nią zaskoczony wzrok. – Miałem jedynie na myśli to, że będzie spory zamęt i być może odrobinę za głośno. Dla dziecka nie zawsze jest to dobre.
– Hubert! – Po prostu ręce opadały. – Przed chwilą wdeptałeś moja godność w ziemię, a teraz martwisz się o takie głupoty?
– To głupie, że się o ciebie troszczę?
Nic nie odpowiedziała. Naprawdę brakowało jej słów.
Wariat, pomyślała. Kompletny wariat!
– Będziesz miała się w co ubrać? – spytał zatroskanym tonem. – Czy wybierzemy się na zakupy?
– Jeszcze słowo, a będę potrzebowała pomocy psychiatry – powiedziała groźnie, nie zważając na jego zniesmaczony wyraz twarzy. – A sukienkę odpowiednią na taką okazję posiadam od wieków. I mam nadzieję, że się w nią zmieszczę…
***
Przejrzała się w lustrze z prawdziwą satysfakcją. Dobrze było się w końcu poczuć piękną, uwodzicielską kobietą.
Oczywiście musiała wybrać się na te niechciane zakupy. Najgorsze było jednak to, że Hubert asystował jej na każdym kroku i za wszystko płacił, ignorując jej sprzeciw. Do domu wróciła tak wściekła, że nie rozmawiała z nim przez cały kolejny dzień.
Co gorsza, wydawał się być tym rozbawiony.
Doszła do siebie, kiedy ponownie ubrała zakupioną sukienkę. Była prosta w kroju, praktycznie bez jakichkolwiek ozdób, ale znakomicie podkreślała każdy walor figury.
Gosia cichutko podeszła do łóżeczka, w którym spał jej maleńki synek i bardzo delikatnie pocałowała go w główkę. Siedząca obok kobieta uśmiechnęła się uspokajająco. Nic dziwnego, bo Małgosia na samym początku odmówiła przyjęcia pomocy. Dopiero z czasem doceniła, jak dobrze mieć kogoś, kto cię zastąpi choć na pół godziny.
Kiedy wyszła z sypialni, bardzo ostrożnie zamykając drzwi, na korytarzu stał już Hubert, nerwowo przytupując nogą.
– No, naresz… – i raptownie umilkł. – To ty?
– Nie, wynajęłam dublerkę – zażartowała, rumieniąc się pod wpływem jego pełnego zachwytu spojrzenia.
– Jak to możliwe, żebyś była jeszcze piękniejsza?
– Pochlebca. – Ujęła podane sobie ramię i ruszyli na dół, krętymi schodami. – Czy mnie się wydaje, czy też goście zaczęli się już schodzić?
– Jakiś kwadrans temu. Ale nie chciałem ich witać sam. Wolałem poczekać na ciebie.
– Będę musiała wrócić za trzy godziny i nakarmić małego.
– Spokojnie – pogładził ją po policzku, gdy stanęli przy drzwiach. – Wszystko jest zorganizowane tak, że jeśli Wojtek choćby raz zapłacze, natychmiast zostaniesz powiadomiona.
– Pocałuj mnie – zażądała znienacka.
– Co?
– Prosiłam o całusa – powtórzyła cierpliwie.
– Ale…
Pierwszy raz sama wyszła z inicjatywą. Gdy jej usta dotknęły warg zaskoczonego Huberta, przez całe ciało przebiegł przyjemny dreszcz. Cudownie pachniał, a na dodatek to jego zaskoczenie było takie słodkie. Drań czy nie, ale potrafił rozczulić ją swoją niepewnością. Przymknęła oczy i bardzo powoli, delektowała się tą bliskością. Smakowała go niczym wytrawne wino, w skupieniu, leciutko drżąc w jego ramionach. A on, choć odwzajemnił pocałunek, wcale nie zmienił jego tempa. Jedynie ją objął i mocniej przytulił.
W końcu uśmiechnęła się i otworzyła oczy.
– Ty mój bohaterze! Jak przychodzi co do czego, to sama muszę działać – dodała z wyrzutem.
– Dostanę więcej? Nie teraz, ale po zakończeniu przyjęcia?
– Dasz palec, a chce całą rękę – roześmiała się radośnie. – Zobaczymy – posłała mu prowokujące spojrzenie i lekko nacisnęła klamkę.
W mgnieniu oka znaleźli się w tłumie ludzi. Większość gości od razu rzuciła się w kierunku Huberta, niektórzy głośno i hałaśliwie zaczęli składać mu życzenia. Ale on wyglądał na dziwnie zachmurzonego.
Nie zastanawiała się nad tym, tylko nieco oszołomiona witała się z każdą przedstawianą jej osobą. Średnia wieku nie przekraczała trzydziestki, a towarzystwo wcale nie zachowywało się jak banda sztywniaków.
W pewnym momencie zauważyła Dominika, który wesoło do niejpomachał. Podeszła bliżej, aby się przywitać i zamarła.
Tuz obok niego stał wysoki, szczupły mężczyzna, o czarującym uśmiechu i intensywnie niebieskich oczach. Miał w sobie niezaprzeczalny urok zdobywcy, podkreślony jeszcze przez kilka banalnych zdawałoby się szczegółów.
Nikodem.
Ale skąd?...
– Witaj Małgosiu – pochylił się i pocałował oniemiałą kobietę. – Kopę lat, prawda?
– Zaledwie rok – wyszeptała pobladłymi wargami. Jego widok to był cios prosto w serce. Nie tylko zepsuł jej dobre samopoczucie. Dopiero teraz zrozumiała jak bardzo Wojtek był podobny do ojca. I jak ona sama została skrzywdzona przez tego człowieka.
– I co tam u ciebie? Małżeństwo? Może dziecko?
Zaprzeczyła ruchem głowy. Dominik przyglądał się temu z dziwnym wyrazem twarzy. Jakby obserwował wynik eksperymentu.
Nagle zrozumiała. Tylko jednej osobie powiedziała, kto był ojcem jej dziecka. Wyznała każdy szczegół, każdy detal.
– Przepraszam, ale muszę z kimś porozmawiać – powiedziała stanowczo, po czym odwróciła się i poszukała wzrokiem Huberta.
Stał z boku, rozmawiając z nieznaną kobietą. Niechciana zazdrość ukuła ją prosto w serce, gdy dotarł do niej fakt, jak bardzo tamta była piękna. Ale później powróciła złość.
– Pozwól na chwilę – słodko uśmiechnęła się do złotowłosej i pociągnęła mężczyznę w kierunku schodów. Na dole nie było miejsca, by toczyć osobiste rozmowy. Wepchnęła go do pierwszego pokoju, nawet nie zauważywszy, że znaleźli się w jego sypialni.
– Co on tu robi?! – wybuchła.
– Kto?
– Nie zgrywaj głupka. Doskonale wiesz, o kogo mi chodzi!
Zmarszczył brwi, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał. Po czym nagle roześmiał się drwiąco.
– A co? Nie cieszy cię widok ukochanego?
– Ty łajdaku! – powiedziała z goryczą. – Co chcesz osiągnąć?
– Nikodem ma chyba prawo wiedzieć o swoim dziecku. Zresztą, to jego drugie.
– Drugie? – zdumiona opadła na stojący pod ścianą fotel. – Drugie? – powtórzyła z rozpaczą.
– Jako nastolatek uwiódł koleżankę. Potem jesteś ty.
Sens słów nie był tak okropny jak szyderczy ton, w jakim zostały wypowiedziane.
– Znasz go?
– Przelotnie – wzruszył ramionami. – Spotkaliśmy się kiedyś na kilku imprezach.
– Więc skąd te szczegóły?
– Czy to ważne?
– Nie, masz rację. To nie jest ważne. Wiesz co jest ważne? – wstała i stanęła przed nim, zarumieniona ze złości. – To, że zawiodłeś moje zaufanie. Pogrywasz sobie ze mną w kompletnie niezrozumiały sposób. Nie wiem, co chcesz osiągnąć…
– Nie wiesz? To proste. Jego rodzice wywalczyli sobie prawo do opieki nad wnuczką. Gdy dowiedzą się o chłopcu, zrobią to samo. Będzie ci potrzebny ktoś wpływowy, bogaty, kto będzie w stanie stawić im czoła. Czyli ja. Bo czegóż się nie robi dla ukochanej małżonki, prawda? – dodał z satysfakcją.
– Chyba żartujesz?
– Po co?
– Chcesz aby groźba odebrania mi dziecka, rzuciła mnie w twoje ramiona? To jest ten twój genialny plan? Hubert! – wyszeptała nagle przerażona. –Dałbyś mi odebrać syna, tylko po to aby zwyciężyć? Dałbyś?
– Dałbym – odpowiedział ze spokojem.
Oczy miała ogromne, pełne bólu. Nigdy wcześniej nie widział u niej takiego wyrazu twarzy, takiej rozpaczy.
– Pomijając głupotę twojego toku myślenia oraz to, że z pewnością nie poddałabym się bez walki… Jak mogłeś?! Jak mogłeś zaplanować coś tak podłego? W ogóle pomyśleć o tym, żeby skrzywdzić mnie w ten sposób. No powiedz jak?! –przygryzła usta, z całej siły powstrzymując się, by nie wybuchnąć płaczem.
– Wydawał się dobry – mruknął. Czuł się wyjątkowo nieswojo. Sądził, że będzie się złościć, wybuchnie wściekłością, uderzy go.
Wtedy byłoby łatwiej.
A ona tylko stała, patrząc na niego w taki sposób, że od razu pożałował tego, co zamierzał zrobić.
– Powiedziałeś mu?
Milczał.
– Hubert! Powiedziałeś mu o dziecku?
– Nie. Ale zamierzam.
– Nie zrobisz tego.
– Zrobię. Zawsze kończę to, co zacząłem.
Małgosia opuściła głowę. Skuliła się, niczym dziecko oczekujące na lanie, ale jedynie przez moment.
Potem spojrzała mu prosto w oczy.
– Nie chodzi o to, kto wygra. Ale zaufałam ci. Byłeś jedyną osobą, której zwierzyłam się prawie z wszystkiego, jedyną, której zależało na tym, aby naprawdę mnie poznać. Przynajmniej tak myślałam. Teraz okazuje się, że robiłeś to po to, by móc wykorzystać każdą zdobytą informację. Co mam sądzić o człowieku, który dałby mnie skrzywdzić jedynie po to, aby zaspokoić swoje chore pragnienia? Powiedz mi, co mam sądzić? Co mam sądzić o tobie?
Łzy same potoczyły się po jej policzkach.
– Liczyłem na to, że to cię zmotywuje do podjęcia decyzji.
– Chciałeś mnie zmusić? Do czego? Do miłości?
Nagle szarpnęła dekolt sukienki. Drżącymi rękoma rozpięła zamek i niezdarnie ją zdjęła. Po czym rzuciła w znieruchomiałego Huberta.
– Masz! – wrzasnęła. – Chcesz mnie przelecieć? Nie ma sprawy! Cała noc przed nami, korzystaj. Na wszelkie możliwe sposoby, rób co tylko podpowie ci twoja popieprzona wyobraźnia! – Tym razem rzuciła w niego stanikiem.
Stał teraz przed nim drżąca, prawie naga i tak pełna goryczy, że poczuł się nieswojo.
– Masz tę jedną noc. To cena jaką mogę zapłacić za twoje milczenie. No dalej! – zadrwiła. – Boisz się, że ci nie stanie po tej całej kuracji odwykowej, pojebany ćpunie?
– Nie obrażaj mnie!
– Bo co? Bo zrobisz mi krzywdę? Już zrobiłeś! Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wielką. Nawet nie przypuszczasz… – wybuchła płaczem.
Podszedł bliżej i bardzo delikatnie ją objął.
– Pocałuj mnie – poprosił cicho, zanim zdołała się wyrwać.
– Powiedziałam, że możesz robić co chcesz.
– Nie dlatego. Po prostu mnie pocałuj. W taki sam sposób, jak przed godziną.
– Przed godziną byłeś w moich oczach innym człowiekiem. Teraz jesteś nikim.
– Pocałuj mnie – poprosił ponownie z uporem.
– Nie!
Wtedy się pochylił i sam to zrobił. Zaskakująca była czułość, zdumiewała delikatność. Niemal wbrew sobie, rozchyliła usta i odwzajemniła pocałunek. Przycisnął ją do ściany i lekko uniósł. Był silny i stanowczy, coraz bardziej zachłanny i podniecony. Chciała go odepchnąć, ale nie pozwolił na to.
– Hubert, przestań! – odwróciła głowę, przerywając. – Pozwól mi tylko odejść. Proszę! Błagam! Jeśli choć trochę ci na mnie zależy, pozwól mi odejść.
– Nie – wyszeptał. – Nigdy ci nie pozwolę. Ja naprawdę cię kocham.
– I dlatego chcesz mnie skrzywdzić?
– Przeczuwałem, że to głupi pomysł. Ale nie potrafiłem z niego zrezygnować.
– Zrobiłbyś to?
– Nie – wyszeptał. Przymknął oczy i niezwykle delikatnie pieścił jej twarz ustami. – Nie dałbym rady. Poza tym nienawidzę tego dupka!
– Nikodema?
– Miał ciebie. Twoją niczym nie skrępowaną miłość. Wszystko, o co ja muszę żebrać.
– To prawda – poświadczyła niechętnie. – W jednym się mylisz. To nie była miłość, ale zauroczenie. Opętał moje zmysły, opanował myśli, ale nigdy do końca mu nie ufałam. Tak jak tobie.
– Czyli nadal nie mam szans?
– Wariat – otworzył oczy i napotkał jej uśmiech. I nagle dotarło do niego, że trzyma w ramionach nagą, cudownie piękną kobietę, o której śnił każdej nocy i każdego dnia. Wielu rzeczom mógł się oprzeć, ale przecież nie temu?
Wsunął dłonie pod jej pośladki i uniósł ją w górę. Odruchowo otoczyła nogami jego biodra i spojrzała zdumiona.
Wtedy zrozumiała.
Mgła pożądania zasnuła ciemne oczy, usta miał rozchylone, dłonie niecierpliwie pieściły jej ciało.
– W moich snach, nigdy nie byłaś nawet w połowie tak cudowna…
– Śniłeś o mnie?
– Nieustanie.
– Nieustanie – powtórzyła, odchylając głowę do tyłu i całkowicie rezygnując ze sprzeciwu. Widmo Nikodema nagle się ulotniło. To dziwne, bo powinna być wściekła, rozżalona i obrażona. A tymczasem prężyła się, mrucząc niczym zadowolona kotka.
– Czy jak my… Nie skrzywdzę cię?
Bardzo powoli ujęła jego twarz w obie dłonie. W dużych, niebieskich oczach ponownie ukazały się łzy. Co za pokręcony facet! Ale najcudowniejsze było to, że naprawdę mu zależało. Jak cholera!
– Skoro mnie kochasz, to mnie kochaj! – wyszeptała, wodząc opuszkami placów po szczupłych policzkach. Nagle przestała się bać. Musiała mu zaufać. – Hubert!
– Co? – zdezorientowany uniósł głowę.
– Nic. Właśnie poczułam, jak nieziemsko jesteś napalony – śmiejąc się, wtuliła nos w jego szyję. – A na dole mamy szalowe przyjęcie i całą masę gości. No i Nikodema – dodała podstępnie. – Jak myślisz, czy gdyby usłyszał o dziecku, zdecydowałby się do mnie wrócić?
Mężczyzna zamarł. Wpatrywał się z niedowierzaniem, gdzieś tam w głębi czując narastającą złość. Bo akurat tego nie planował.
– Wolałabyś tu być z nim? – spytał nieswoim głosem.
– Oddałbyś mnie?
– Nie.
– To po cholerę zadajesz głupie pytania? – zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. – Wiesz, chyba zawsze będziesz dla mnie zagadką. Raz taki niepewny, prawie wystraszony. Innym razem pełen złości, stanowczy, nie biorący pod uwagę porażki. Jaki naprawdę jesteś?
– Zostań ze mną. Przekonasz się.
Dotykała jego twarzy, zamyślona, coraz bardziej podniecona. Za to on ukradkiem rozpiął spodnie i zsunął je w dół, tak że opadły prawie do kostek. Wtedy nagle sobie przypomniał.
– Nie przeszkadza ci…
– Nie. Nigdy nie będzie. Bardziej się boję, że dzieci mogłyby odziedziczyć twój pokręcony charakter.
– Jeszcze nie zacząłem, a ty już myślisz o dzieciach – pocałował ją z czułością. A potem nagle z namiętnością, nad którą tak długo musiał panować.
Małgosia odwzajemniła jego pocałunek. Każdą pieszczotę, każdy niecierpliwy dotyk. W jej duszy i ciele rozszalała się prawdziwa nawałnica.
Może to był kolejny błąd? Kolejny nieodpowiedni mężczyzna? Lecz pragnienie pojawiło się tak niespodziewanie, tak nagle, że sama poczuła się zaskoczona.
I nagle przestała walczyć. Poddała się.
Chciała mieć tego faceta z całym dobrodziejstwem inwentarza, z każdym pokręconym pomysłem. Był pierwszą osobą, która walczyła o nią z takim zacięciem.
– Kochaj mnie – powtarzała, pomiędzy kolejnymi pocałunkami.
Kiedy w nią wszedł, błogo westchnęła. Poruszał się rytmicznie, podczas gdy ona gładziła jego ramiona, odwzajemniała pieszczotę zachłannych ust.
Było inaczej niż kiedykolwiek. Jakby spokojniej, choć pożar w jej ciele narastał do niespotykanych wcześniej rozmiarów. Gdzie tkwiła różnica?
Nagle zrozumiała. Gdy krzyczała, wsłuchana jednocześnie w jego jęki, gdy wypełniał ją swoim nasieniem, zrozumiała.
Naprawdę czuła się przy nim bezpiecznie. Był jedynym stałym i pewnym punktem w jej życiu. Kimś, na kim będzie mogła polegać.
No, pod warunkiem, że pozbędzie się tych głupich pomysłów. Uśmiechnęła się, z trudem łapiąc oddech i przesunęła dłonią po spoconym czole Huberta.
– Teraz mogę za ciebie wyjść.
– No nie wiem… Zaliczyłem cię, na co mi ślub_ – odpowiedział poważnym tonem, ale w jego oczy błyszczały szczęściem.
– Świntuch!
– Teraz ty musisz mnie przekonać, bym się z tobą ożenił – dodał rozweselony.
– Co by tu powiedzieć? – zastanawiała się głośno. – Chyba wiem. Zależy mi na tobie i chyba się zakochałam.
Mężczyzna nagle spoważniał. Pocałował ją niesłychanie czule i delikatnie.
– Wiem. I przepraszam za mój durny pomysł.
– Oj, za to jeszcze się z tobą policzę! – pogroziła mu placem.
To chyba byłoby na tyle, pomyślała, gładząc jego twarz. Chyba od samego początku była skazana na tego wariata. Przypomniała sobie Nikodema i tym razem nic nie poczuła. Ani odrobiny żalu. Potem pomyślała o swoim małym synku. O tych chwilach, gdy Hubert piastował go w ramionach, z wyraźną czułością wpatrując się w chłopca.
Jak mogła pomyśleć, że chciałby ją skrzywdzić?
– Zostaniesz, prawda? – spytał z obawą, podając jej sukienkę.
– Ja zaufałam tobie. Ty zrób to samo.
Zapiął spodnie i podał jej ramię.
– Chodź kochanie. To okazja dobra jak każda inna, by oznajmić światu, że wygrałem.
Szturchnęła go oburzona, ale zareagował jedynie śmiechem.
Czasami będzie ciężko.
Bardzo ciężko.
Ale życie bez niego nie miałoby takiego samego smaku.
Nie byłoby życiem.
Odpowiedzi
Anonimowy
To chyba najbardziej nielogiczne opowiadanie ze wszystkich, nic się nie trzyma "kupy"… Kamila
Anonimowy
Wyjątkowo nie podoba mi się to opowiadanie. Jest baaaardzo chaotyczne.
Anonimowy
Pięknie! Uwielbiam szczęśliwe zakończenia. Na świecie jest tyle zła, choć tutaj zaznajmy trochę ciepła 🙂 Opowiadanie było piękne, gratulacje dla autorki!
Anonimowy
Oj Babeczko, co jak co ale tego na prawdę się nie spodziewałam. Po poprzedniej części i do połowy tej byłam prawie pewna, że on coś odwali i się rozstaną. A tu zonk i happy and. Jesteś po prostu cudowna. No i fajna odmiana, ponieważ bohatera-psychopaty dawno nie było tutaj 🙂
ps. nadal czekam niecierpliwie na kontynuację Niekompletnych, pamiętaj, że duża część osób czytających w tym ja na prawdę uważają, że fantastyka to coś, w czym czułaś się jak ryba w wodzie. Kazde opowiadanie było inne, wbrew temu, co niektóry teraz uważają, że piszesz wg schematu.
Pozdrawiam,
el0infierno 🙂
IS
Przyznam, że nie spodziewałam się, że Hubert wpadnie na taki plan 🙂
Nie przejmuj się niektórymi komentarzami. Ludzie w internecie są, jak dziewczyny w sieciówkach: wchodzą do sklepu, buszują w ładnie poskładanych ubraniach, biorą 20 rzeczy do przymierzalni, cykają sobie fotki, zostawiają wszystko na podłodze i wychodzą z komentarzem, że "nic tu nie ma", "wszystko szmaty" albo "beznadziejne drogo". Skoro tak, to po co brali te rzeczy do przymierzenia? 😉
Serdecznie współczuję pracownikom tych sklepów i za żadne pieniądze bym się z nimi nie zamieniła.
Ale co zrobisz? Ludzi na siłę nie zmienisz :))
Pozdrawiam ciepło i pisz dalej 🙂
laid back
Bardzo Cię lubię,Babeczko i twoje pisanie,ale niestety naciągane to i na siłę.
Anonimowy
nieskrępowana razem, Babeczko:)
Babeczka
Zabij mnie, nie mogę znaleźć tego słówka…
Anonimowy
"Poza tym nienawidzę tego dupka!
– Nikodema?
– Miał ciebie. Twoją niczym nie skrępowaną miłość. Wszystko, o co ja muszę żebrać.
– To prawda – poświadczyła niechętnie. – W jednym się mylisz. To nie była miłość, ale zauroczenie. Opętał moje zmysły, opanował myśli, ale nigdy do końca mu nie ufałam. Tak jak tobie".
super moment :)))
Anonimowy
Ctrl + F i wpisujesz szukane słowo, Babeczko 😉
Babeczka
Wielkie dzięki. Ostatnio czytałam sobie jeden ze starych tekstów i wyobraźcie sobie, że jeszcze znalazłam błędy. Dwa! A sprawdzony był z tysiąc razy…
Mokosz M
Babeczko! Wiele już Twoich opowiadań przeczytałam. Większość bardzo mi się podobała. No każdy ma swoje gusta przecież 🙂 Ale kiedy czytałam powyższe rozbolał mnie żołądek. Nie, nie obawiaj się – nie zemdliło mnie 🙂 Raczej poczułam, jakby ktoś mi przywalił pięścią w brzuch. Mam tak tylko wtedy, gdy czytany tekst na prawdę mnie poruszy. Nie wchodzę w szczegóły fabuły itd. Chodzi o sytuację – spotyka się dwoje ludzi, kochają się, ale bojąc się odrzucenia nie mówią o tym, albo świadomie ranią się nawzajem. Wszystko zmierza do katastrofy. I czujesz, jakbyś była obok, za pancerną szybą i chciałabyś im krzyknąć, że to nie tak, uświadomić im, że nie ma się czego bać! Gdzies w połowie już widziałam, jak Gosia zabiera dziecko i odchodzi, a Hubert zostaje sam i wraca do nałogu i po prostu mnie to przeraziło. Tak bardzo potrzebowałam dziś szczęśliwego zakończenia! Dziękuję! 🙂 No i wspomnieć jeszcze muszę. że pokręcony Hubert bardzo mi się spodobał, ma w sobie jakiś taki magnetyzm, że trudno mu się oprzeć. Fajna sprawa, jeszcze raz dzięki 🙂
Babeczka
Faktycznie, w pierwszym momencie pomyślałam – "aż tak źle?"
Na szczęście czytając dalej, ulżyło mi 😉 Pewnie tak samo, jak Tobie gdy w końcu przeczytałaś zakończenie…
Anonimowy
achhhhh :)) dziękuję Babeczko !!
Jeśli chodzi o głupie komentarze,mówi się trudno i żyje się dalej ,zawsze trafią się jakieś młotki:P
Anonimowy
Cudowne opowiadanie 🙂 A to , że dodajesz części opowiadań w różnych odstępach czasowych to rozumiem każdy ma dom, pracę czy zły dzień, a blog to tylko i wyłącznie hobby. Powiem coś jeszcze właśnie przez to przynajmniej u mnie ciekawość rośnie czy jest już część opowiadania czy jej nie ma i co ciekawego się dzieje w nim. To, że nie skończyłaś poprzednich opowiadań, a zaczynasz nowe można to skwitować tak : jak pomysł jest to trzeba z niego korzystać, tu i teraz . 😉
Babeczka
Sama nie wiem, co lepsze? Z jednej strony mam ochotę być skrupulatna i dotrzeć do końca tego pierwszego, z drugiej nie każdemu aktualny tekst się podoba (rzecz najnormalniejsza pod słońcem) i dodaję kolejny, w innym klimacie. A czasami mam ochotę tak szybko się z Wami czymś podzielić…
Przyznam jednak, że trzymam się zasady – przeplatać nie więcej niż trzy naraz. I chyba na razie przy niej pozostanę…
Anonimowy
Korzystaj z weny i czasu bo jak to jest to grzechem będzie nie skorzystać, a różnorodność w opowiadaniach mi się osobiście podoba 🙂
Anonimowy
Babeczko nie chce mi sie wierzyc ze to juz koniec..:( myslam ze to opowiadanie bedzie dluzsze:)
Monika
Super Babeczko 🙂
Anonimowy
No cudowne 🙂
Babeczka
A ogólnie podsumowując – takie sobie opowiadanko, na szybko pisane i z pewnością szybko się czyta. Obecnie mam chrapkę na coś bardziej rozbudowanego, skomplikowanego i bynajmniej nie tylko romansowego 🙂
Dziękuję, kłaniam się i do zobaczenia przy kolejnej części "Głupiej miłości".
Anonimowy
ŻAŁUJĘ…ŻE TAKIE KRÓTKIE…MOGLI SIĘ JESZCZE TROCHĘ PODROCZYĆ..OPISÓW WSPÓLNEGO MIESZKANIA TEŻ BYŁO NIEWIELE A TO PRZECIEŻ MOGŁOBY CIEKAWIE I ZABAWNIE ROZWINĄĆ CAŁĄ OPOWIEŚĆ…ALE I TAK OGÓLNY POMYSŁ MI SIĘ PODOBA…ODKRYŁAM TWÓJ BLOG Z PÓŁTORA TYGODNIA TEMU A JUŻ PRZECZYTAŁAM 12 OPOWIADAŃ..WYBIERAM JEDNAK TYLKO TE, KTÓRE SĄ JUŻ ZAKOŃCZONE BO CHYBA BYM UMARŁA CZEKAJĄC NA JAKIEŚ KOLEJNE CZĘŚCI POKRĘCONYCH BOHATERÓW…DLATEGO PROSZĘ POKOŃCZ NIEKTÓRE Z NICH A NASTĘPNIE ZABIERAJ SIĘ ZA NOWE:) ŻYCZĘ CI DUŻO CIEKAWYCH POMYSŁÓW I DUŻO CZASU NA MOŻLIWOŚĆ ICH ZREALIZOWANIA I PRZELANIA ICH NA SŁOWA PISANE TAK BY MOGŁO CIESZYĆ NIEJEDNEGO CZYTELNIKA:)POZDRAWIAM
J.A