Dług (V)

with 3 komentarze

 

 

– Spokojnie. – Artur objął ją i przytulił. – Nie pozwolę mu na nic więcej. Słowo!

– Nie mieszaj się do cholery! – warknął rozwścieczony Mateusz, ruszając w ich stronę.

– Podciągnij portki, bo się w nie zaplączesz i rymniesz jak długi.

Po czym spojrzał w dół, na drżącą dziewczynę, na dłonie, które zacisnęła na jego przedramionach. Ona naprawdę była śliczna. I słodka. Może warto byłoby zamienić tę znajomość na coś więcej niż jednorazowe bzykanko?

Te oczy… Potrząsnął głową z niedowierzaniem i zerknął na brata, który właśnie zapinał spodnie. Zawsze go podziwiał, ale mówiąc oględnie, metody podrywania miał cokolwiek nieżyciowe. Tak jak teraz. Rzucić się, wsadzić, spuścić. To wszystko.

– Policzymy się w domu – powiedział lodowatym głosem Mateusz.

– Porozmawiamy – potwierdził ze spokojem Artur. Jeden zero dla niego. Byle nie wypaść z roli. W zasadzie to nie było nawet trudne.

– Policzymy!

– Porozmawiamy.

– Śledziłeś mnie?

– Sądzisz, że to było trudne?

– Wyrodna menda! – warknął Mateusz, podchodząc bliżej. Wiktoria zadrżała i jeszcze mocniej przytuliła się do Artura. Nagle pomysł Szymona, by spakować się i wyjechać, nie wydał się ja wcale tak zły. Pogubiła się. Nie rozumiała własnych reakcji, własnych pragnień. To, że ją pocałował, było mało znaczące w porównaniu do tego, że ona oddała ten pocałunek. Jak mogła? Jak mogła pozwolić sobie na coś takiego względem tego bydlaka?

– Ja? A kto tym razem chciał oskubać kurczaka?

– Drwina ci nie wychodzi.

– Twoje własne słowa.

Mateusz dopiął spodnie, nie spuszczając z nich wściekłego wzroku. Do czego to doszło, że młodszy brat panował nad sobą lepiej niż on? Zawsze było odwrotnie. Chęć zdobycia tej kobiety była tak silna, że tracił nad własnymi poczynaniami całkowitą kontrolę. Zdrowy rozsądek. Wszystko. Kurwa! Jak on chciał ją mieć! Podniecenie wcale nie zniknęło, było tak samo silne, jak wczoraj, jak przed chwilą, gdy się z nią całował. Już prawie ją zdobył! Nie podaruje temu sukinsynowi numeru, który mu wyciął! Nie podaruje.

– Odwieź cię do domu? – Artur pochylił się troskliwie i opuszkiem palca przesunął po drżących wargach dziewczyny.

– Tak.

– To chodź.

– Moje nuty… – Zerknęła na rozrzucone na podłodze arkusze. Potem na stojącego obok Mateusza. – Nieważne.

– Nie bój się. W moim towarzystwie nic ci nie zrobi.

– Jest większy – mruknęła. – Wydaje się silniejszy.

– Racja. Ale nawet gdyby się na mnie rzucił, to będziesz miała czas na ucieczkę – Artur łobuzersko puścił oczko. Szli krętymi korytarzami, ona wciąż przytulona do jego ramienia, on z wyrazem triumfu na twarzy.

– Czy?...

– Tak. Spuściłby mi lanie, ale nie bój się. Nie zrobiłby krzywdy. Są pewne granice, których żaden z nas nie przekroczy.

Zabrzmiało to odrobinę pocieszająco.

– Nie sądziłam, że pomoc może nadejść z twojej strony.

– Pierwsze wrażenie bywa mylące.

Milczała, kiedy wsiadali do niskiego, sportowego wozu. Milczała, kiedy jechali przez rozświetlone miasto. Artur również. Patrzył jedynie na jej wyrazisty profil, na pełne wargi, ogromne, świetliste oczy. I złapał się na tym, że rozmyśla nad czymś więcej niż jednorazowy numerek. Dochodził do trzydziestki, może więc najwyższy czas się ustatkować? Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się snuć takich planów, czuł się więc zaniepokojony oraz w równym stopniu podniecony. I pierwszy raz w życiu pożałował swego głupiego, nieodpowiedzialnego zachowania, wtedy w klubie, gdy zjawiła się by oddać pieniądze.

– Wiesz gdzie mieszkam? – spytała nagle zaskoczona Wiktoria.

– Tak.

– Skąd?

– Powiedzmy, że o każdym z naszych dłużników wiemy sporo rzeczy.

– No tak.

Ponownie umilkła. Nagły ból głowy nie pozwalał jasno formułować myśli. A przecież wcale nie pozbyła się problemu jakim był Mateusz. Wręcz przeciwnie, sytuacja stawała się coraz gorsza i coraz bardziej się komplikowała.

– Co dalej? – spytała, kiedy wysiedli i stanęli przed poczerniałymi ze starości drzwiami starej kamienicy. – Co mam zrobić?

– Nic. Porozmawiam z bratem – odparł Artur. Kurde! Naprawdę przestawał się dziwić Mateuszowi, że dostawał w jej towarzystwie małpiego rozumu. On również zaczynał świrować. Najpierw chciał się jedynie zemścić. To było głupie. Teraz coraz bardziej pragnął nie tylko seksu. Naprawdę chciał czegoś więcej. – Przejdzie mu.

– Boję się. O siebie, o brata.

– Spokojnie Wiki – objął ją, przyciągając ku sobie. – Wiem, jak sobie z nim poradzić. Poza tym będę pilnował, by nie zrobił ci krzywdy.

– Dlaczego? – spojrzała na niego z powagą.

– Pewnie mi nie uwierzysz – uśmiechnął się krzywo. – Ale nie ma w tym żadnych podtekstów. Mnie samemu trudno to zaakceptować.

Zarumieniła się. Artur w niczym nie ustępował bratu. Więcej, z nich dwojga to on był tym przystojniejszym. Dotychczas miała go za dupka, czy powinna zmienić zdanie? Cichutko westchnęła i pocałowała go w policzek.

– Na razie chcę się położyć oraz przespać. Oboje potraficie nieźle namącić.

– Prawda – roześmiał się i również ucałował jej policzek. – Do zobaczenia Wiktorio. Nie martw się o Mateusza. Daję słowo, że nie będzie cię niepokoił.

Odczekał, aż dziewczyna zniknie w ciemnej bramie. Następnie przeszedł na drugą stronę ulicy i nie zważając na padający deszcz, zadarł głowę. W oknach na drugim piętrze zabłysły światła. Roześmiał się cicho i pogwizdując, wsiadł do samochodu. Może świrował, ale miał ochotę na mocne rąbanko. Trzeba skoczyć do klubu, aby wyłowić jakiegoś gorącego kociaka. A później porozmawia z bratem.

***

– Nie gadam z tobą! W zasadzie to powinienem wywalić cię na zbity pysk! – wysyczał rozwścieczony Mateusz, gdy Artur pojawił się w jego kuchni.

– Przesadzasz. Postępujesz kretyńsko i ja to wykorzystuję. Nigdy nie dymałeś dziewicy?

– Co za różnica, używana czy nie? – Mateusz wzruszył ramionami. Siedział na wysokim taborecie przy wyspie, pijąc kawę i paląc papierosa za papierosem. Wczorajszego wieczoru przesadził z alkoholem, dziś odczuwał tego wyraźne skutki. – Chcę ją do cholery jedynie zaliczyć!

– Ja też – odparł ze spokojem Artur. – Kiepsko mi wyszedł początek, ale nadrabiam zaległości. Najgorsze jednak jest to, że zastanawiam się na czymś więcej. Może się ożenię? – dodał z rozbawieniem.

– Ty?! – Brat wybałuszył na niego oczy. Zapomniał nawet o dokuczliwym ssaniu w żołądku i bólu głowy. – Pojebało cię?

– Czasami mam wrażenie, że tak.

– Akurat cię zechce – mruknął Mateusz, sięgając po kolejnego papierosa.

– Postaram się by zechciała.

– Ja już ją prawie miałem! Powinienem skuć ci mordę, za ten numer, który mi wywinąłeś.

Artur odstawił kubek, odłożył papierosa i podszedł bliżej.

– Wal! Będę miał niezbity dowód na to, jak dzielnie walczyłem w jej obronie.

– Idiota.

– Wal, bo będę musiał poprosić o to któregoś z chłopaków.

– Odczep się! – Mateusz zerwał się z miejsca. – Kurwa! Aż trudno czasami uwierzyć, że mamy tych samych rodziców.

– Ha, ha! Ale wiesz co? Daję słowo, że jeśli będzie kiepska w łóżku, to dam ci skorzystać. Przelecisz ją w końcu i po sprawie.

Nie wiadomo, które z tych słów doprowadziły do obłędu. Artur zachwiał się pod wpływem potężnego uderzenia, podczas gdy jego brat stał naprzeciwko, dysząc z wściekłości. W końcu odwrócił się i wyszedł. Choć w głowie miał mętlik, wiedział jedno – nie odpuści. Nie wierzył w głupie gadki brata o ustatkowaniu. Ten skurwiel miał co noc inną, czasami brał hurtem, po trzy lub cztery. Nie dopuści do tego, by Wiktoria stała się jedną z wielu, zaliczonych i odrzuconych. To nie była dziewczyna, która godzi się na jednorazowy seks. Za delikatna, za dobra na takie numery. Tak, tylko w takim razie czego on chciał od niej? Przecież nie trwałego związku?

Mateusz jęknął. Pora na zimny prysznic, tabletkę na ból głowy oraz przemyślenie całej sprawy. Najwyraźniej w świecie, też zaczynało mu odbijać. I to bardzo.

Zimny prysznic nie pomógł, za to tabletka już tak. W końcu udało mu się pozbierać, załatwić kilka pilnych spraw i odpowiedzieć na pytania zaciekawionej siostry, która zaskoczyła go telefonem. Odruchowo odebrał i nie miał wyjścia, musiał z nią porozmawiać.

– Bardzo ładna dziewczyna. Delikatna, wykształcona, to dawało się dostrzec na pierwszy rzut oka. Tylko dlaczego mam wrażenie, że nie przyjechała z tobą z własnej, nieprzymuszonej woli?

– Do niczego jej nie zmuszałem – burknął. – Poprosiłem, zgodziła się i tyle.

– Mati!

– Słowo honoru, że tak było.

– Nie jestem pewna, jak u ciebie jest z tym honorem. Arturowi także się spodobała, zauważyłeś to, prawda?

– Nie mów? – zgrzytnął zębami. – Nie zauważyłem.

– Oj braciszku, braciszku! – Zaczęła się śmiać. – Dobrze, nie będę wywierać na tobie presji. Ale węszę rodzinne niesnaski i doskonale wiesz, o czym mówię.

– Nie bardzo. – Wolał kłamać niż przyznać się do czegokolwiek. – Nie znam tak skomplikowanych słów. Poza tym obaj mamy ochotę ją zaliczyć i tyle. Nie dopatruj się w tym drugiego dna.

Ewa znów wybuchła śmiechem. Potem szybko się pożegnała, obiecując przesłać mailem kilka zdjęć z podróży poślubnej i rozłączyła się.

Mateusz poczuł, że ból głowy wrócił. Klnąc na czym świat stoi, tym razem sięgnął po coś więcej niż zwykłe środki przeciwbólowe. Odprężony, zadzwonił do jednej ze stałych podrywek, ale nawet całkiem niezły seks, nie dostarczył tej samej satysfakcji, co wcześniej. Wściekły na siebie i na swoją kochankę, kazał się jej wynosić, a kiedy usiłowała zaprotestować, od słów przeszedł do czynów, brutalnie wypychając kobietę za drzwi.

Wypił drinka, zjadł coś i w końcu się poddał. Spryskał twarz zimną wodą i chwyciwszy butelkę mineralnej, zbiegł po schodach. Mimo iż nie powinien prowadzić w tym stanie, wsiadł za kierownicę, ruszając z wizgiem opon. Nie miał daleko, bo jego apartamentowiec stał zaledwie kilka przecznic od ulicy, przy której znajdowała się stara kamienica. Znów zaparkował łamiąc wszelkie zakazy, po czym nie wyłączając silnika, uchylił szybę, zapalił papierosa i zagapił się w doskonale znane okna. Było jeszcze zbyt jasno, aby paliłby się w nich światła, ale wiedział, był pewien, że Wiktoria jest w domu.

Nagle papieros wypadł mu z ust, bo dostrzegł coś zaskakującego. Artura z ogromnym bukietem kwiatów.

– Kurwa! Cholera jego mać! – zaklął, błyskawicznie gasząc silnik i wysiadając z samochodu. Co za podstępne bydlę! I właśnie gdy stanął pod wejściem w ciemną czeluść bramy, zdał sobie sprawę, że Wiki nie wpuści go do środka. Gorzej! Bardzo prawdopodobne, że otworzy mu Artur. A wtedy, tego Mateusz był stuprocentowo pewien, skuje temu pacanowi tę gładką gębę. I straci kolejne punkty. Syknął z irytacją, wydłubując ostatniego papierosa. Nie, musi działać inaczej. Złapać ją z zaskoczenia, najlepiej w jakimś odludnym miejscu.

– Huj by strzelił! – zaklął wulgarnie, ale nie poczuł ulgi. Dopiero gdy dostrzegł najwyraźniej wściekłego braciszka, który ze złością walnął bukietem kwiatów o chodnik, poczuł się lepiej. O wiele lepiej. Zadowolony, znów wsiadł do samochodu i pojechał prosto do burdelu prowadzonego przez znajomego, kolegę jeszcze ze szkolnej ławki. Ten nagły i wzmożony apetyt na seks nie był niczym niezwykłym, za to pomagał zapomnieć o niej. Kiedy Mateusz dodał do tego jeszcze inne bonusy, mógł nawet uznać, że ta noc należała do wyjątkowo udanych.

***

Pomimo tego, co się wydarzyło, Wiki nie bała się wyjść z domu i nie wypatrywała niebezpieczeństwa za każdym rogiem. Nie dlatego, że liczyła na wstawiennictwo Artura, bardziej na rozsądek Mateusza, który po pierwszym wybuchu wściekłości powinien odpuścić. Rozgniewała go swoim oporem oraz tą podmianą drinków, ale przecież to nie był powód do osobistej wendety, rozmyślała poirytowana Wiki. Irytacja wynikała głównie z faktu, iż pięć dni po pechowym weselu, znów musiała wyciągać swego braciszka z jaskini rozpusty. Mętnie tłumaczył się, że chciał odzyskać trochę pieniędzy, ale nie uwierzyła mu.

Posadziła winowajcę na krześle, sama stanęła naprzeciwko i za pomocą dosadnych słów, wytłumaczyła głupkowi nie tylko konsekwencje jego nałogu, ale również możliwość umieszczenia go w ośrodku leczenia uzależnień i to na długi czas.

– Zacząłeś chodzić na terapię. Zacznij też myśleć! – dodała, z goryczą wspominając ich stracone oszczędności.

– Dobrze – zgodził się potulnie.

– Od dziś kontroluję każdy twój ruch. Mówisz gdzie idziesz, z kim i kiedy wracasz. A spróbuj skłamać, nie będzie zlituj! Mama wraca za tydzień. Przygotuj się na poważną rozmowę.

Szymon tylko westchnął. Wiedział, że Wiki miała rację, ale czasami tak trudno było mu opanować własne ciągoty. To wszystko wydawało się banalnie proste – jedna moneta, kilka ruchów i zwycięska wygrana w postaci szeleszczących banknotów. Niestety, tak było na początku, bo ostatnio szczęście coś mu nie dopisywało.

Powinien być wdzięczny siostrze za załatwienie sprawy z długiem. Jemu nie darowaliby brakującej kwoty. Zostałby rozliczony, co do złotówki, bez odrobiny pobłażania czy litości. Wiki wyszła z tego obronną ręką i chyba nawet zyskała wielbiciela, bo nieco skołowany Szymon już kilka razy odprawiał spod drzwi natrętnego adoratora. Raz nawet ośmielił się spytać, czy mimo wszystko nie miałby ochoty na spotkanie, ale siostra spojrzała na niego tak wymownie, że czym prędzej wycofał się ze swej propozycji.

Nie miał bladego pojęcia, że biedna Wiki spędziła trzy bezsenne noce, a i nadal słabo sypiała. Powodem nie były wspomnienia, strach czy nawet natręctwo Artura. Nie, powód był całkiem inny, miał prawie dwa metry wzrostu i najbardziej niebieskie oczy, jakie zdarzyło jej się w życiu widzieć.

No i jeszcze tamten pocałunek…

Nadal nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego go odwzajemniła? Dlaczego pozwoliła temu prostakowi na tak wiele i co gorsza, dlaczego do diabła, sprawiło jej to tak wielką przyjemność?! Do tego doszła świadomość, że w niedzielę ma koncert, a w poniedziałek wraca mama. Dla biednej Wiktorii zapowiadały się dwa bardzo ciężkie dni. Jej wrodzony perfekcjonizm nie czuł się dopieszczony, bowiem gdy siadała przed fortepianem, od razu pojawiało się wspomnienie tamtego burzowego dnia. Czekała ją także wyczerpująca, nieprzyjemna rozmowa w sprawie nałogu Szymona i utraty oszczędności.

W niedzielę rano wstała niezwykle wcześnie. Przygotowała sobie mocną kawę, po czym usiadła przy kuchennym stole, kontemplując ciszę i usiłując przegnać natrętne, powracające niczym bumerang, natrętne pytania. I właśnie gdy podjęła męską decyzję o długim spacerze, odezwał się natrętny dzwonek.

Wstała, wzdychając, podeszła do drzwi i zerknęła przez lufcik.

Oczywiście Artur. Po raz kolejny, jakby mało mu było poprzednich porażek. Ten mężczyzna był niezwykle uparty, chociaż Wiki pomyślała z niesmakiem, że na nic zda się jego upór.

Uderzył ją, kopnął. Kto wie, do czego by się posunął, gdyby nie jego brat. Co prawda dwukrotnie jej później pomógł, ale to akurat było działanie z wyrachowania.

Nie, koniec z unikami. Musi stawić mu czoła, wytłumaczyć, że nie ma u niej żadnych szans. Choćby był jeszcze przystojniejszy. Żadnych.

Odpowiedzi

  1. l
    lamblied
    | Odpowiedz

    Podoba mi się ta nowa wersja. 😉

  2. Anonim
    | Odpowiedz

    Starą wersję czytałam już jakiś czas temu. Bardzo mi się podobała. Ale nowa ,po liftingu jest jeszcze lepsza 💕

  3. G
    Gabriela
    | Odpowiedz

    I tak trzymaj Wiki. Szymon mnie niepokoi, on przez te uzależnienie znowu cos narobi.

Leave a Reply