Dług (VI)

with 22 komentarze

 

– Wejdź! – powiedziała krótko, podczas gdy na twarzy Artura wykwitł szeroki uśmiech.

– Witaj piękna.

– Wpuściłam cię tylko dlatego… – zaczęła, marszcząc brwi i zatrzaskując drzwi. Lecz nie skończyła, bo mężczyzna silnym ruchem chwycił ją za kark i przyciągnął ku sobie. Za to zdążyła z całej sił zacisnąć wargi i nie był w stanie pogłębić pocałunku.

– Ja też jestem uparty – oznajmił, podczas gdy Wiki mierzyła go surowym spojrzeniem.

– Zapraszam do kuchni. Kawy, herbaty, wody? Prochów i wódki nie mam – dodała z sarkazmem.

– Kawy.

W milczeniu przygotowała mu aromatyczny napój, poirytowana faktem, że tak intensywnie wlepiał w nią wzrok.

– Proszę. Wpuściłam cię dlatego, że musimy poważnie porozmawiać.

– Wiem. Wyjdziesz za mnie?

Kubek, który trzymała Wiktoria, uderzył o podłogę.

– Co?!

– Pytałem czy za mnie wyjdziesz – powtórzył cierpliwie, a ona o mało co, nie eksplodowała ze złości. Siedzi sobie bezczelne bydlę, uśmiechając dwuznacznie i proponuje jej małżeństwo jakby pytał się o pogodę! To już szczyt bezczelności!

– Nie – odparła z udawanym spokojem. Po czym pochyliła się, podniosła skorupy i wyrzuciła je do kosza. Potem starła ścierką rozlaną kawę.

Artur nawet nie drgnął. Nie zamierzał jej pomagać.

– Dlaczego?

– Posłuchaj – Wiki wyprostowała się, a potem usiadła po drugiej stronie. – Mam dosyć zarówno ciebie, jak i twojego brata. Jestem wdzięczna za pomoc, ale to wszystko. Moja wdzięczność nie przedłoży się na coś więcej. Zrozumiałeś?

– Zrozumiałem. W takim razie będzie tylko seks.

– Byłoby wskazane, abyś więcej mnie nie nachodził. Spłaciłam dług brata, to wszystko. Wolę zapomnieć o tym epizodzie z mojego życia.

– Wolisz zapomnieć? – zmrużył oczy. Znów to robiła. Kusiła go i odpychała jednocześnie. – Wiesz, że nie odpuszczę.

– Nie wiem. Jestem zmęczona waszą atencją, zwłaszcza, że jej nie pragnę – westchnęła.

– A czego pragniesz?

– Czegoś więcej niż zaciągnięcia mnie do łóżka – wypaliła szczerze.

– Nie musimy tego robić w łóżku.

– Normalnie, jakbym mówiła do ściany! – prychnęła. – Dobrze, będę niegrzeczna i dosadna. Nie podobasz mi się. Uderzyłeś mnie, kopnąłeś, potraktowałeś jak dziwkę. Zresztą nadal mam wrażenie, że tak traktujesz. Poza tym nie jesteś w moim typie. Brzydzą mnie – wykrzywiła usta, podczas gdy w oczach Artura dawało się dostrzec coraz większą wściekłość. – Brzydzą mnie faceci obwieszeni złotem jak ty. Tylko ci jeszcze dzwonka na tym łańcuchu u szyi brakuje. Albo złotych zębów. Zero klasy.

W końcu powiedziała prawdę, za pomocą kilku, dosadnych słów. Odetchnęła, patrząc na milczącego Artura, który właśnie przetrawiał otrzymane informacje. Wyraźnie było widać, że te słowa nie tylko nie przypadły mu do gustu, ale i rozgniewały.

– Naprawdę sądziłeś, że mój opór jest udawany? – spytała cicho Wiki.

– Za to twoja szczerość z pewnością nie jest udawana – odparł z przekąsem. Po czym wstał i wyjął coś z tylnej kieszeni dżinsów.

– Przyjdź. Tutaj masz adres, datę i godzinę.

– Nie przyjdę.

– Mateusz dał słowo, że odpuści, jeśli wygram zakład.

– Jaki zakład? – spojrzała na niego zaskoczona.

– Mam się z tobą umówić na randkę.

– Ja chyba śnię! – jęknęła Wiki, ukrywając twarz w złączonych dłoniach. – Dlaczego uparliście się właśnie na mnie?

Artur nie odpowiedział. Obszedł stół, po czym kucnął przed siedzącą Wiki. I tak delikatnie odsunął jej dłonie.

– Masz najcudowniejsze oczy, jakie widziałem – powiedział po chwili. Był bardzo poważny. Bez tej kpiny, odrobiny lekceważenia i znudzenia, czających się gdzieś w głębi ciemnych źrenic. – Mówiłem już, że spartoliłem początek naszej znajomości. Lecz postaram się zrobić wszystko, aby to naprawić.

– Ale ja nie… – zaczęła bezradnie.

– Nie lecisz na mnie? – roześmiał się. – Wiem, to daje się zauważyć. Nie szkodzi, zmienimy to ślicznotko. Najpierw jednak odstawimy mojego szanownego braciszka na boczne tory, zgoda?

– To nie jest dobry pomysł. Idź już – poprosiła, masując kciukiem zmarszczone czoło. – Zastanowię się nad twoją propozycję. Tyle mogę ci obiecać.

– Byle nie za długo – odparł z przekąsem. – Masz czas do przyszłej soboty.

I zostawił ją, zamyśloną, pełną sprzecznych uczuć. Skłamała. Artur mógł się podobać, nawet takiej dziewczynie jak ona. Był bardzo seksownym mężczyzną, bezczelnym, pewnym siebie, przystojnym, odrobinę niebezpiecznym.

Tak. Wyuzdanym, wyrachowanym i bezlitosnym, dodała w myślach. Postanowiła, że nigdzie nie pójdzie. Nie będzie brała udziału w tej śmiesznej grze, toczącej się pomiędzy braćmi. Nie, ona naprawdę miała tego dość. Poza tym musiała się skupić na dzisiejszym koncercie, później na rozmowie z mamą. Nieprzyjemnej rozmowie.

Sięgnęła po wizytówkę, lecz tknięta dziwnym przeczuciem, nie wyrzuciła jej, a schowała do szuflady, gdzie lądowały wszystkie szpargały.

Tak na wszelki wypadek.

***

– Ewa? Ty tutaj?

Mateusz zdębiał po otwarciu drzwi.

– Tak, ja tutaj.

– Sądziłem, że wypoczywasz na rajskiej plaży?

– Mój mąż – zaczęła z nieukrywaną dumą – musiał wrócić w pilnej sprawie, więc wróciłam razem z nim. I od razu przyjechałam sprawdzić, co u ciebie.

– Mogłem nie być sam – powiedział z przekąsem Mateusz, wpuszczając ją do środka.

– Upchnij kochanki w sypialni i przygotuj kawę.

Cała Ewa. Uśmiechnął się pod nosem, a zaraz potem spochmurniał. Nie zjawiła się tutaj bez powodu, tego mógł być pewien.

– O co chodzi? – spytał, stawiając przed nią filiżankę z kawą.

– O tę dziewczynę, Wiktorię. Dziś koncertuje, prawda?

– Skąd mam u licha wiedzieć! – warknął.

– Sprawdziłam – oświadczyła zadowolona z siebie Ewa. – Masz na stanie elegancki garnitur, koszulę i muchę?

– Co?!

– Załatwiłam ci wejściówkę. Kupisz kwiatka i pójdziesz.

– Ja?! – Mateusz znieruchomiał, wlepiając w nią zaskoczone spojrzenie. – Oszalałaś? Po cholerę mam iść na jakiś koncert w towarzystwie zasranych sztywniaków?

– Mógłbyś przestać używać w moim towarzystwie tylu brzydkich słów? Mateusz – upomniała go łagodnie. – Naprawdę nie chcesz jej zaimponować? Nie prężeniem bicepsów, machaniem spluwą czy udawaniem twardziela.

– Niczego nie muszę udawać – wycedził. – Nie ma mowy, nigdzie nie idę!

Niestety, Ewa potrafiła być uparta, gdy tylko czegoś chciała. W końcu poddał się i z rezygnacją przystał na jej plan.

Ogromną salę rozświetlał blask bijący od kilku kryształowych żyrandoli. Mateusz z premedytacją wybrał miejsce na samym końcu, bo nie chciał aby Wiki zbyt wcześnie go zauważyła. Nerwowym gestem odrobinę poluzował elegancką muchę, klnąc w duchu na całe to ubranie. Nie cierpiał garniturów, a tutaj musiał wybrać wersję z bajerami. Ewka była w tej kwestii niezwykle stanowcza. I przed samym wyjściem wpadła na inspekcję.

– To nie impreza w klubie, a elegancki koncert. Ciesz się, że nie każę ci włożyć smokingu – pouczała go, poprawiając nieco przekrzywioną muchę.

– Tego mógłbym nie przeżyć – mruknął.

– Dam głowę, że wszystko byś zniósł – odparła z ironią. – Kwiaty kupione?

– Tak.

– Co wybrałeś?

– To – wskazał na niesłychanie długą różę w kolorze purpury. – Najwyżej przyłoży mi nią w głupi łeb.

– Nie jesteś głupi braciszku. Jesteś zakochany.

– Nie jestem! – wrzasnął, wytrącony z równowagi. – Chcę ją zaliczyć! – powtórzył z uporem.

– Niech ci będzie. – Ewa znacząco przewróciła oczyma, z trudem powstrzymując wybuch śmiechu. Postanowiła więcej o tym nie wspominać, bo kto wie, znając upór Mateusza, jeszcze postanowi zrobić jej na złość. Wtedy skrzywdzi nie tylko tę dziewczynę, ale i samego siebie. – No, idź już, bo się spóźnisz. A nie wypada.

Posłuchał. Był poirytowany, ale jednocześnie podekscytowany. Wewnątrz, wśród tłumu eleganckich ludzi, poczuł także odrobinę niepewności. Od podstarzałej raszpli w białej koszuli z logo filharmonii wziął jakąś makulaturę i poszukał swojego miejsca. Najchętniej by zapalił, lecz w tej chwili raczej nie miał możliwości, aby to zrobić. Ewa na do widzenia przeszukała mu kieszenie i zabrała paczkę gum oraz ściszyła telefon. Nerwowym gestem poprawił poły marynarki, ponuro myśląc, że następnym razem wykupi dwie miejscówki. Te fotele stanowczo były zbyt wąskie. Jego sąsiedzi byli chyba tego samego zdania, bo spoglądali na stremowanego olbrzyma z wyraźną dezaprobatą. Zdenerwowany Mateusz obiecał, że dorwie ich po występie i porachuje kości zarówno wymoczkowi po prawej, jak i chudemu łysolowi po lewej. Ta myśl odrobinę podniosła go na duchu i mógł w końcu skupić się na występie, który właśnie się rozpoczął. Oczywiście na pokaz Wiktorii musiał trochę zaczekać, bo spośród pół tuzina osób, ona była ostatnia w pierwszej części. Później miała być krótka przerwa i kolejne występy, tym razem w duetach. Szczerze mówiąc, wynudził się jak mops. Doszedł też do wniosku, iż rozumie, dlaczego fotele są tak niewygodne. To po to, aby nikt nie zasnął. Przy pierwszym artyście stać go było jeszcze na ironię, przy drugim był już jedynie znudzony, przy czwartym wkurwiony. Piąty występ trwał wyjątkowo długo i mało brakowało, a Mateusz zerwałby się z miejsca i opuścił salę psychicznych tortur. Tak, tortur, bo ten natchniony głupek przy fortepianie, najwyraźniej znęcał się nad biednym instrumentem oraz publicznością. Nadszedł jednak upragniony moment i na scenie pojawiła się smukła, dziewczęca sylwetka.

Z trudem przełknął ślinę, gapiąc się na zarumienioną Wiktorię w czarnej, skromnej i bardzo eleganckiej koronkowej sukience. Niechętnie przyznał, że wyglądała oszałamiająco. Nie miał pojęcia jak grała, bo kompletnie nie znał się na tych rzeczach, ale po aplauzie wywnioskował, że chyba bardzo dobrze. Zresztą, nie przyszedł to po to, aby pogłębiać swą wrażliwość muzyczną. W zasadzie… sam nie wiedział, po co tu przyszedł, bo przecież był to pomysł Ewki. Ale skoro już tyle wycierpiał, słuchając tych masochistycznych wypocin wirtuozów fortepianu, to nie zamierzał się teraz wycofać. Razem z tłumem wyszedł na zewnątrz, do przestronnego holu i ściskając nieszczęsnego kwiatka, poszukał wzrokiem Wiktorii.

Udało mu się namierzyć cel dopiero po kilku minutach. Stała razem z bratem i jakimś rozczochranym jegomościem całkiem z boku, tuż przy wykuszu okiennym. Wyglądała na szczęśliwą i podekscytowaną, uśmiechając się w taki sposób, że Mateuszowi momentalnie zaschło w gardle. Zauważyła go, kiedy znalazł się prawie obok.

– Ty…? – osłupiała Wiki nie mogła uwierzyć własnym oczom. – Tutaj?!

Ona wyglądała na zdumioną, jej brat wyraźnie spochmurniał. Rozczochrany uznał za słuszne się zmyć, z niejaką obawą zerkając na barczystą sylwetkę stojącego obok olbrzyma. Wśród tego całego tłumu Mateusz wyróżniał się niczym gołąb wśród stada wróbli. Po prostu nie sposób było ominąć go wzrokiem.

– Dla ciebie. – Wręczył znieruchomiałej Wiki pyszniącą się czerwienią róże, a ta ujęła ją bez słowa. – Niezły występ – dodał, uznając, że być może sam kwiatek nie wystarczy.

– Tak, występ – potwierdziła, obracając smukłą łodygę w palcach. – Co tu robisz?

– Odchamiam się.

– Aha. – Zagryzła wargi, z trudem powstrzymując wybuch śmiechu. Biedak! Wyglądał na umęczonego i dałaby głowę, że zupełnie nie lubił tego rodzaju koncertów. – I jak ci idzie? – zakpiła. Nie bała się go, nie w tym miejscu, w tłumie ludzi. Przeciwnie, poczuła się nieoczekiwanie szczęśliwa, mając pewność, że zjawił się tutaj wyłącznie z jej powodu.

– Dobrze – burknął, znów usiłując poluzować muchę. – Co za cholerstwo! Oddychać nie idzie.

– Szymon, mam prośbę. Przynieś mi szklankę wody – zwróciła się do brata.

– Taaa… Wody. Dobrze, przyniosę – mruknął posępnie i zostawił ich samych, o ile można w ogóle mówić o samotności w takim tłumie ludzi.

– Twoja obecność tutaj jest zaskakująca. Zwłaszcza po naszym ostatnim spotkaniu – dodała, unosząc kwiatka i zaciągając się jego słodkim zapachem.

– Nie skończyłem z tobą – zmrużył oczy, lekko pochylając się ku dziewczynie, która nagle się zarumieniła. Nie mógł wiedzieć, że tamten pocałunek śnił jej się po nocach, chociaż czuła też potężne rozczarowanie z powodu tego, co chciał zrobić później.

– Wywiązałam się z umowy.

– Nie do końca.

– Dlaczego? – W jej głosie pojawiły się nutki gniewu. – Bo wrzuciłam ci te pigułki do drinka? Daruj, już mówiłam, że odpłaciłam pięknym za nadobne.

– Mnie nie robi się takich psikusów.

– Zażalenia proszę kierować do Artura. – Drgnął, gdy z taką swobodą wypowiedziała imię jego brata. – To on dał mi tabletkową broń. Ja poprzestałabym na zamianie drinków.

– I teraz sądzisz, że cię obroni? – spytał szyderczo. Powoli zaczynał tracić nad sobą panowanie. Stała tak blisko, zarumieniona, z błyskiem gniewu w bursztynowych oczach, trzymając różę, którą jej dał. Czarna sukienka, bez dekoltu, rozkloszowana i z koronkowymi rękawkami, działała na wyobraźnię znacznie bardziej niż ta czerwona, którą miała na weselu. Smukła szyja, ciężki węzeł ciemnych włosów, cień rzucany na zaróżowione policzki i te usta, pełne, doskonałe, kuszące, o których śnił przez ostatnie noce.

Muszę ją przelecieć, zanim kompletnie mi odbije, postanowił z zawziętością Mateusz. Już i tak mu odjebało, czego wyrazem był ten durny ubiór i obecność na koncercie. Szkoda, że wtedy się nie udało, miałby kłopot z głowy. Cholerny Artur, powinien był mocniej przetrzepać mu skórę!

– Nic nie sądzę – odparła Wiki z doskonale wyczuwalnym chłodem w głosie. – Usiłuję prowadzić banalną, grzeczną konwersację. Normalną rozmowę, jak pomiędzy normalnymi ludźmi. To ty przybrałeś pozę szarżującego byka.

– Czyżby? – Cholera! Nienawidził jak udawała wyniosłą cizię z wyższych sfer. Aż musiał zacisnąć dłonie w pięści, inaczej nie zdołałby się opanować.

Wiki nie odpowiedziała. Patrzyła na niego ze spokojem, chociaż tylko ona wiedziała, ile kosztowały ją pozory tego opanowania. Bynajmniej nie dlatego, że wciąż była na niego zła. Miała cały tydzień, aby mogła wszystko sobie przemyśleć, poukładać, nawet wytłumaczyć własne, nieodpowiedzialne zachowanie. To zdecydowanie nie był mężczyzna w jej typie. Tamto… Zbyt wiele skrajnych emocji, za dużo nerwów, co wytrąciło ją z równowagi i sprawiło, iż zachowała się nieodpowiedzialnie, wręcz głupio.

A jednak przyszedł na jej koncert. I ona wcale nie czuła się tym zdegustowana czy rozgniewana.

– Mateusz – wyszeptała jego imię, kładąc dłoń na muskularnym torsie i spoglądając prosto w błękitne oczy. – Daj spokój. Nie wiem, co sobie wyobrażasz, ale nie pasujemy do siebie. Jesteśmy – lekko się uśmiechnęła – zbyt różni, zbyt… Sam rozumiesz?

Nie odpowiedział. Pochylił się jeszcze bardziej, nakrywając smukłą, delikatną dłoń swoją ręką. Poczuła jak szybko i mocno bije mu serce. To ją zaskoczyło. Wiki nie miała zwyczaju bawić się w niedopowiedzenia czy słowną ciuciubabkę. Była konkretna i rzeczowa, dlatego wolała postawić sprawę jasno. Jeden pocałunek niczym samotna jaskółka, nie czynił wiosny.

– A mój brat? – spytał schrypniętym głosem.

– Artur? To jeszcze gorszy pomysł – zaśmiała się cicho. – Czy mogłabym cię prosić, abyś z nim porozmawiał? Pozostaje głuchy na moje argumenty, a ja mam już dosyć prześladowania mnie telefonami czy wpraszania się na herbatkę.

– Owszem, porozmawiam z tym kretynem – odparł złowróżbnie. – A z tobą jeszcze nie skończyłem. Mam propozycję.

– Kolejny ślub? – spytała, nagle rozweselona.

– Nie. – Niemal naparł na nią ciałem, a potem wyszeptał do ucha. – Zwrócę ci pieniądze. Wszystkie, całą kwotę. W zamian za seks.

Odpowiedzi

  1. L
    Linka
    | Odpowiedz

    Pierwsza wersja była świetna, a ta jest jeszcze lepsza. Uwielbiam Twoje opowiadania.

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Ta jest rozbudowana o kilka scen, żeby za szybko się nie działo. No i nie wiem, czy nie zmienię zwycięzcy :-)))

  2. l
    lamblied
    | Odpowiedz

    Nowa wersja jest boska. ?

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Dziękuję 🙂

    • A
      Anonim
      | Odpowiedz

      Czy kolejne części opowiadań są dodawane o konkretnych godzinach, czy to raczej różnie wychodzi?

      • Babeczka
        |

        Postaram się po poniedziałku dodać w zaplanowanych tak po północy. Na razie dziś i jutro czeka mnie sporo pracy 🙁 więc dlatego dopiero w poniedziałek.

  3. Anonim
    | Odpowiedz

    Jak na razie pierwsza była ciekawsza.

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Niemożliwe 🙂 bo do starej wersji dopisałam po prostu kilka kawałków, no i zmieniłam sam początek :-)))

  4. A
    AinaIgn
    | Odpowiedz

    Ten to potrafi spieprzyć… Rzekłabym koncertowo….

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Poczekaj, jeszcze zabisuje za trzy zdania 😀

  5. A
    Anna
    | Odpowiedz

    Ohohoho co tu się dzieje. Takie coś to mi się podoba. Teraz się zaczęło dziać ?. Pierwsza wersja też fajna ale ta, to wymiata

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Szczerze mówiąc, to nie wiem, czy nie zamienię Mateusza na Artura ;-)?

  6. M
    Majka
    | Odpowiedz

    Nie. Ja chcę Mateusza

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Wiem, spodziewałam się tego 😉

  7. K
    Karolina
    | Odpowiedz

    Oj będzie gorąca walka? ani Mateusz, ani Artur nie chce odpuścić, już nie mogę się doczekać co dalej dla nas przygotowałaś? jestem za Mateuszem, ale na pewno mu jeszcze nie raz rogi doprawisz?

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Artur do końca nie odpuści 😉

  8. D
    Domi
    | Odpowiedz

    Nie mam pojecia jak zapłacic za ksiązki

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      O! Są dwa sposoby. Normalnie, online, wtedy wybierasz mbank. Możesz płacić też kartą, wtedy wybierasz opcję PayPal, dalej karta i nie musisz mieć nawet konta na PayPal. W motylowym sklepie także nie musisz zakładać konta. Jeśli chciałabyś to zrobić tradycyjnie, na przykład zapłacić na poczcie – też się zdarzają takie osoby, to pisz na motylewnosie@gmail.com

  9. S
    Syla
    | Odpowiedz

    Kiedy kolejny rozdział? ?

  10. K
    Karolina
    | Odpowiedz

    Prosimy kolejne rozdziały ❤️

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Będą, daję słowo, teraz gorący okres, bo przygotowuję Tajemnicę i Dobry zwyczaj do druku, ale za chwilę odetchnę 🙂 i popłyniemy dalej z tym tekstem…

  11. G
    Gabriela
    | Odpowiedz

    Głosuję na Mateusza, chociaż znowu spieprzył, koncertowo.

Leave a Reply