Reborn (VII)

with 9 komentarzy

***

Rozdział 6

Ciężko było się skupić na pracy, bo wciąż powracały wspomnienia. Jej smukłych, zgrabnych nóg, krągłej pupy i malowniczo potarganych rudych włosów. Wciąż czułem pod palcami kształt kobiecego ciała, zapach skóry, smak ust.

Chyba jestem idiotą, bo te osiem wspólnie spędzonych lat mogło być całkiem przyjemne.

Skrzywiłem się. W sumie to uprawialiśmy seks, chociaż w zasadzie, to ja go uprawiałem, traktując Karolinę niczym przysłowiowy materac. Tak naprawdę cholernie się tego wstydziłem, samego upokarzającego aktu, własnego pijaństwa i tego, że uległem chwilowej słabości. Miała rację nazywając to gwałtem, bo nie dało się tego inaczej nazwać. Zgwałciłem trzykrotnie własną żonę, kobietę, która w niczym nie zawiniła, niczym mnie nie skrzywdziła. Tak jak ja była ofiarą niezdrowych ambicji ojca. Nie usprawiedliwiał mnie nawet fakt, że za dużo wypiłem, że byłem wtedy na skraju załamania nerwowego. Nic mnie nie usprawiedliwiało i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. W sumie tylko z powodu wyrzutów sumienia i obrzydzenia do samego siebie, odstawiłem alkohol i wziąłem się w garść. Bardzo długo nie mogłem patrzeć w lustro, a jeszcze dłużej prosto w przerażone oczy Karoliny.

Nigdy nic nie powiedziała, nie poskarżyła się ani słowem. Nikomu nie zgłosiła, zresztą pewnie zdawała sobie sprawę, że zostanie to szybko i bez problemu zatuszowane. Unikała mnie jeszcze bardziej, tak że czasami mijaliśmy się we wspólnym domu zaledwie raz w miesiącu. Później strach z jej oczu zniknął, ale pojawiła się obojętność. Aż do wczoraj mi to odpowiadało…

Co się tak nagle zmieniło? Nie miałem bladego pojęcia, jak wytłumaczyć własne zaangażowanie, gniew, który czułem, gdy flirtowała z innym mężczyzną. Nie umiałem też wytłumaczyć pożądania, które pojawiło się tak nagle. Czy to dlatego, że nalegała na rozwód? Czy po prostu niczym rasowy samiec alfa nie trawiłem żadnej konkurencji?

Samiec alfa? Raczej pies ogrodnika, roześmiałem się w duchu. Jaki by nie był powód, nie zamierzałem ulec nagłej fanaberii Karoliny. W przypadku rozwodu za życia jej ojca zostanę z niczym i całe moje poświęcenie pójdzie na marne. Śmierć Marty również.

Rozbawienie minęło, powrócił gniew. Muszę poważnie porozmawiać z teściem, aby zapobiec ewentualnym problemom. W sumie najlepiej byłoby zrobić jej dzieciaka, potencjalnego dziedzica całego biznesu, ale bardzo niechętnie podchodziłem do tego pomysłu. No dobrze, tak było jeszcze wczoraj, dziś w sumie mógłbym pójść na ustępstwa.

Znów wróciłem pamięcią do wczorajszego wieczoru, gdy opasała ramionami moją szyję, gdy…

Szefie!

Mało brakowało, a zszedłbym na zawał.

Kurwa! – ryknąłem, chociaż rzadko przeklinałem w miejscu pracy. – Nie wiesz, że najpierw się puka?

Mój asystent zatrzymał się zdyszany przy biurku. Jago okrągła, czerwona twarz, wyrażała tyle emocji, że mimo woli poczułem się zaintrygowany.

O co chodzi?

Szefie…! – odsapnął, poprawił włosy przyklejone do czoła i zaczął wyrzucać z siebie słowa niczym karabin maszynowy.

Mamy sprawę i to grubą, bo o zabójstwo w premedytacją. Zna pan Martę Wróblewską?

Tę aktorkę, córkę byłego prezydenta i żonę angielskiego arystokraty?

Tak, tego co jest siedemdziesiąty drugi w kolejce do brytyjskiego tronu. – Emocjonował się Marek, chociaż ja z trudem stłumiłem śmiech. Siedemdziesiąty drugi? No, kurwa, szansa na koronę jak moja na udział w solówce opery. – A ona go zabiła! Zadźgała z premedytacją na oczach świadków!

Mam jej bronić? – parsknąłem ze złością. – Co ja jestem, cudotwórca?

Ależ szefie…

Dwie godziny później wiedziałem już, że moje podejrzenia są słuszne i ta sprawa może okazać się najtrudniejszą w całej karierze. Pani Wróblewska, po mężu księżna …., wcale nie ukrywała faktu, że zabiła gnoja w ramach zemsty, bo od dwóch lat zdradzał ją z własną sekretarką. Na dodatek do pomocy przydzielono mi cholernego Mateusza, karierowicza i lizusa, który tylko czyhał, aby zastąpić mnie na stanowisku. Niestety, prezes żywił do niego wyraźną słabość i żadne ostrzeżenia czy argumenty do niego nie przemawiały. Póki co, miałem przewagę, bo moją żoną była Karolina, ale jeśli babie odbije i faktycznie będzie upierała się przy rozwodzie, mogę wszystko stracić.

Zmęczony, bo rozmowa z tą kretynką Wróblewską przypominała konwersację z lodówką, wściekły, bo miałem naprawdę niewielkie pole manewru, wstąpiłem do ulubionej knajpki, aby na szybko coś przekąsić. Zająłem stolik pod oknem, poluzowałem krawat, marynarkę przewiesiłem przez krawędź krzesła i złożyłem zamówienie. Potem, popijając lemoniadę, zacząłem dyskretnie się rozglądać.

Tutaj zawsze było pełno ludzi, ale specjalnie dla mnie rezerwowano dwuosobowy stolik. Menu mieli proste, wyrafinowane, wszystko świeże i przepyszne. Nie powiem, lubiłem tutaj jeść posiłki, zarówno lunch, jak i kolacje. W sumie to nigdy nie jadłem w domu, Karolina jakoś nie garnęła się do gotowania, a gosposia jedynie dbała o podawanie śniadania i przygotowanie czegoś na kolację. Karolina…

Zamarłem z uniesioną szklanką, bo na przeciwległym końcu pomieszczenia dostrzegłem kobietę z burzą rudych loków. Oczywiście, byłby to prawdziwy zbieg okoliczności, gdybym spotkał tutaj moją żonę i tak naprawdę w to nie wierzyłem, ale nieznajoma przykuła moją uwagę. Siedziała w beztroskiej pozie, roześmiana, żywo gestykulująca, naprzeciwko nieznanego mi mężczyzny o południowej urodzie, a ja z trudem przyswajałem fakt, że to naprawdę ona.

Ubrana w obcisły błękity podkoszulek, krótkie dżinsowe spodenki i sportowe buty, nie przypominała Karoliny, którą znałem. Poza tym kim był do cholery ten facet?

Wytrzymałem równo pięć minut. Zanim jeszcze przyniesiono mój posiłek, wstałem i zdecydowanym krokiem podszedłem do ich stolika. On spojrzał na mnie z umiarkowaną ciekawością, za to moja żona ledwo omiotła mnie wzrokiem.

O, to ty – stwierdziła obojętnie. – Vigo, pozwól, że ci przedstawię. Mój mąż, Dawid.

Ten, o którym tyle opowiadałaś?

Tyle? Za bardzo nie było o czym – dodała z lekceważeniem, a ja momentalnie się zagotowałem. Poza tym, jak to opowiadała? O mnie, jakiemuś obcemu fagasowi?

Pozwolicie, że się przysiądę. – Nie czekając na pozwolenie, zająłem wolne miejsce. – Co tu robisz? – spojrzałem na nią z potępieniem. – Półnaga, z innym mężczyzną, na dodatek mnie nie uprzedzając.

Uprzedzając? – W końcu na dłużej zatrzymała na mnie spojrzenie. – Przecież mówiłam, że będę chodzić na randki.

Po moim trupie! – warknąłem.

To da się załatwić – odparła kpiąco. – A tak serio, Vigo jest fotografem. Poznaliśmy się na jego wystawie w zeszłym miesiącu, chociaż dotąd nie było okazji się spotkać. Jest też gejem, więc przestań puszyć piórka jak nieogarnięty kogucik. U niego większe szanse na podryw masz ty, nie ja.

Traktujesz mnie jak nieopierzonego licealistę.

Ty przez osiem lat traktowałeś mnie jak powietrze i to morowe, więc nie narzekaj.

Byłem zajęty pracą!

Dawid, skończ proszę. Zaczyna boleć mnie głowa. – Uniosła ramiona i delikatnie zaczęła rozmasowywać skronie. – Chciałam porozmawiać z pokrewną duszą, zjeść coś dobrego, wstąpić do ciebie po papiery rozwodowe i grzecznie wrócić do domu. Nic więcej, daję słowo.

Faktycznie, wyglądała trochę mizernie, ale nie zamierzałem okazywać współczucia. Przede wszystkim dlatego, że go nie czułem.

Dobrze, wracamy do domu – zadecydowałem.

Ja mogę ją odwieźć – zaoferował się Vigo. Nie wiem dlaczego, ale nie ufałem skubańcowi. Coś za często gapił się na cycki mojej żony.

Wezmę taksówkę.

Zjadłaś, porozmawiałaś, wracamy – wycedziłem przez zęby. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego jej zachowanie, tak bardzo podnosiło mi ciśnienie. Normalnie jakbym z miejsca podłączył się do przewodu wysokiego napięcia.

Ale ty chyba nic nie jadłeś? – spojrzała na mnie pytająco.

Każę zapakować na wynos.

Cóż za poświęcenie. Godne małżeństwa w wieloletnim stażem – zakpiła. – Dobrze, wrócę z tobą, nie mam ochoty na przepychanki. Vigo, mam nadzieję, że mi wybaczysz?

Po wymianie kolejnych kurtuazji, w końcu siedzieliśmy w samochodzie. Karolina zapięła pas, odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy. Ja starałem się patrzeć na drogę, a nie na jej całkiem gołe nogi i wydatny biust, przy okazji zastanawiając się, z jakiego powodu zaczęło mi odbijać?

Zapomniałam o papierach – wymruczała sennie.

Już ci mówiłem, nie będzie żadnego rozwodu.

A gdybym zagwarantowała ci, że dostaniesz firmę?

Najlepszą gwarancją jesteś ty.

Uparty jesteś – westchnęła. – Ale i tak weźmiemy rozwód.

Prędzej czy później.

Wolałabym prędzej…

Nie dyskutowałem z nią, bo po co? Tylko podniosła mi ciśnienie. Po raz kolejny. Co w tą kobietę wstąpiło?

Nadmiar emocji wyładowałem na pedale gazu, więc do domu dotarliśmy w rekordowym tempie. Karolina milczała. Zasnęła lub udawała że śpi, było mi to obojętne. Gdy dojechaliśmy, ocknęła się i wysiadła bez słowa. Pewnie poszła do swojej sypialni, bo więcej jej nie widziałem. Zjadłem, zrelaksowałem się w wannie, a później usiadłem z laptopem w gabinecie. Na zewnątrz zbierało się na burzę, panował wściekły upał, ale w domu było przyjemnie i rześko. Popijając drinka, czytałem notatki zrobione podczas rozmowy z nową klientką, ale niewiele tego było. Głównie bluzgała przekleństwami, że ona temu skurwielowi jeszcze pokaże, nawet w zaświatach. Zastanowiło mnie jedno – dlaczego morderstwo popełniła w Polsce, nie w Anglii? Liczyła na lżejszy wyrok, na uniewinnienie, na siłę pieniądza i znajomości? Czy może bała się, że w obcym kraju spotka ją zemsta krewnych?

Zagrzmiało, a ja uniosłem głowę.

Zdrada, morderstwo w afekcie, chwilowa niepoczytalność. To była jedyna linia obrony, innej, przy licznych świadkach, nie było. Głupia krowa, nie mogła zrobić tego z mniejszym rozmachem, jakoś ukradkiem? Wynająć kogoś, zatrzeć za sobą ślady, cokolwiek, byle nie dziabać publicznie nożem kadłub drogiego małżonka, wykrzykując przy tym „zasłużyłeś na to, gnoju”!

Nie wiem dlaczego, pomyślałem o Karolinie. Czy byłaby zdolna do takiej zbrodni? Wątpię. Wiedziała przecież o moich wizytach w burdelu, trzykrotnie ją skrzywdziłem, a na dodatek od samego początku oświadczyłem, że dla mnie jest nic nie wartym śmieciem, przedmiotem, który użyję we własnym interesie.

Zamknąłem laptopa i postanowiłem pójść spać. Wiedziałem, że jutro czeka mnie trudny dzień, chociaż w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, jak trudny.

Komentarze

  1. J
    Jopis
    | Odpowiedz

    Fenomenalne 🙂 codziennie rano wstaje i czytam, bardzo interesująca fabuła

    • Agnieszka
      | Odpowiedz

      Dziękuję 🙂

  2. J
    Ja
    | Odpowiedz

    Super

    • Agnieszka
      | Odpowiedz

      Dziękuję 🙂

  3. P
    Paulina
    | Odpowiedz

    Poprosimy o bonusowe rozdziały ????

    • Agnieszka
      | Odpowiedz

      Po północy będzie 🙂

      • J
        Jejejka
        |

        O nie, Aga coś się pokręciło, bo nie ma kolejnego rozdziału, jestem załamana…

      • Agnieszka
        |

        Wiem, widzę, system zawiesił publikację, ale już to naprawiłam 🙂

  4. J
    Jopis
    | Odpowiedz

    Agnieszka, zlituj się nad nami 🙂

Leave a Reply