Reborn (IV)

with 3 komentarze

***

Rozdział 3

Wystarczyła wizyta u fryzjera oraz krótki wypad do sklepu. Zdumiało mnie, jaką miałam dobrą figurę, bo faktycznie wszystko, co przymierzyłam, doskonale na mnie leżało. Z makijażem nie zaszalałam, w tych tematach nie miałam dużego doświadczenia. Obawiałam się trochę srebrzystych szpilek, ale pomyślałam, że zacisnę zęby i wytrzymam ten jeden wieczór, choćbym następnego dnia miała chodzić boso, ze stopami oblepionymi plastrami. Dylemat pojawił się dopiero przy biżuterii. Miałam tylko taką po mamie, schowaną w osobistym sejfie umieszczonym w szafie mojej sypialni. Przejrzałam zawartość wszystkich pudełeczek i nagle dotarło do mnie, że spieniężenie tego, dałoby całkiem pokaźną sumkę. Jeśli naprawdę potrafię przewidzieć przyszłość albo cofnęłam się w czasie, to moja mama umrze za dwa miesiące. Pieniędzy z biżuterii starczyłoby na cały rok jej leczenia.

Zadumałam się. Mój ojciec uwielbiał inwestować zyski w nieruchomości. Kupował najpierw na siebie, potem na żonę i na córkę, później na kochankę. Dzięki temu byłam właścicielką dwóch mieszkań, kilku hektarów ziemi oraz dwunastu działek w najlepszej dzielnicy miasta.

Przecież ja miałam pieniądze! Miałam je od samego początku, więc dlaczego do cholery dałam się tak zastraszyć? Moja matka na dodatek posiadała kamienicę w centrum, domek w górach i działkę nad samym morzem. Obie miałyśmy pieniądze! Nie musiałam się na nic godzić, wystarczy, że coś bym sprzedała, było tego tyle, że wystarczyłoby na pokrycie kosztów leczenia przez pięćset lat…

Owszem, wszystko kupował ojciec, zresztą on też tym zarządzał. Wyjęłam z sejfu stertę teczek z papierami własności. Nie wiem dlaczego, ale przeglądając je po kolei, zaczęłam się śmiać.

Kretynka, to za mało powiedziane. Życiowa niedojda, idiotka, debilka, wyrzucałam sobie w duchu. Przez te osiem lat powinnam zmądrzeć, tymczasem dopiero własna śmierć uświadomiła mi, jaka byłam głupia. Słowa „własna śmierć” też mnie rozbawiły.

Zamknęłam w końcu sejf, zabierając stamtąd bransoletkę z diamencików. Była delikatna i z pewnością będzie pasować do sukienki. Ubrałam się, poprawiłam włosy, a przed wyjściem zrobiłam jeszcze jedną rzecz.

Zdjęłam obrączkę ślubną i położyłam ją na biurku w gabinecie mojego męża, który już zdążył pewnie pojechać na przyjęcie. Razem z kartką, na której napisałam: przygotuj papiery rozwodowe.

Po raz pierwszy wyszłam z własnego domu z wysoko uniesioną głową. Wiedziałam, że czeka mnie walka na śmierć i życie, ale co z tego? Mogłam zyskać tylko życie, bo przecież raz już umarłam…

Nie wiem dlaczego, ale miałam ochotę rozłożyć ramiona i krzyczeć, tak długo aż zabraknie mi tchu. Śmiać się i krzyczeć, przytulić cały świat i powiedzieć mu, że tym razem nie odpuszczę, nie poddam się. Będę walczyć do utraty tchu, walczyć o wolność. Rozwiodę się z tym skurwysynem, zostanę sławnym fotografem i będę podróżować po świecie. W marzeniach widziałam już te wystawy, tłumy podziwiające moje zdjęcia, pochlebne opinie w gazetach i na portalach internetowych. Widziałam własne przytulne mieszkanko, z widokiem na wieżę Eiffla lub wzburzone morze. Wiedziałam siebie z walizką, na zatłoczonym lotnisku w Dubaju, spacerującą ulicami Tokio czy Nowego Jorku.

Nieważne ile czasu zmarnowałam. Ważne ile mogę jeszcze przeżyć!

Zaczynając dokładnie od dziś, od godziny gdy ocknęłam się we własnym łóżku, ze wspomnieniem bolesnej śmierci pod zamkniętymi powiekami.

Ochrona przy bramie mnie nie poznała. Chwilę zajęło mi wyjaśnienie, kim jestem i wjechałam do środka, pozostawiając ich z opadniętymi szczękami. Na szczęście nie natknęłam się na nikogo z rodziny, bo na początku lekko drżały mi ręce, nie wspominając już o miękkich kolanach. Te objawy skończyły się jak nożem uciąć, gdy podszedł do mnie cholernie seksowny, wysoki brunet. Nie dlatego że podszedł, podając kieliszek szampana, ale dlatego, że jego spojrzenie powiedziało mi więcej niż słowa.

Czy dla kobiety złaknionej pochwał może być coś lepszego?

Za to później zjawił się Dawid. Serce odrobinę przyspieszyło, żołądek zapragnął ścisnąć się w supełek, ale kiedy przypomniałam sobie te chwile, gdy poharatana leżałam pod wrakiem samochodu, samotna, umierająca, ze świadomością, że tylko on chciał mojej śmierci, nagle poczułam dobrze znajomy gniew.

Dziwnie wyglądał. Czoło miał zmarszczone, błysk złości w zielonych oczach i chyba nigdy wcześniej, przez całe osiem lat nie patrzył na mnie w ten sposób.

Nigdy wcześniej też tak się nie zachował. Odepchnął mojego rozmówcę i chwycił moją rękę, brutalnie zakleszczając palce na nadgarstku.

Nigdzie nie idę – oświadczyłam stanowczo. – Nie z tobą. Mam ciekawsze zajęcie.

Te słowa rozjuszyły go jeszcze bardziej, ale mnie było to obojętne. Po ostrej wymianie zdań zostawiłam pokonanego przeciwnika na polu bitwy, w duchu krzycząc z radości.

Boże! Jaką on miał minę! I ten morderczy wzrok! Tak po prawdzie, to nie mam pojęcia, o co się tak wściekał. O sukienkę? O moje spóźnienie? Czy o to, że nie kryłam się po kątach niczym zwierzyna łowna?

To małe zwycięstwo sprawiło, że pozbyłam się resztek strachu. Damian opowiadał o swojej podróży, czarując mnie uśmiechem i zakamuflowanymi pochlebstwami, a ja słuchałam, odwzajemniałam jego uśmiech i piłam szampana, czując, jak wypełnia mnie euforia. Co prawda żadnej przygody na jedną noc nie miałam w planach, ale cudownie było poczuć się stuprocentową kobietą. Podziwianą, adorowaną, podrywaną.

I wcale nie pierwszy raz w życiu, bo już w liceum cieszyłam się powodzeniem.

Do diabła, co się ze mną stało, jakim cudem dałam zrobić z siebie przedmiot użytku codziennego, zbędny mebel?

Piąty kieliszek szampana wszedł niezwykle gładko, szóstego nie zdążyłam wypić, bo ktoś zabrał mi go z ręki.

Wystarczy – oświadczył Dawid, który pojawił się u mego boku. – Zaraz będziesz pijana.

Może chcę być pijana? – spojrzałam na niego prowokująco, po czym poszłam za ciosem i wdzięcznie oparłam się o ramię Damiana. – Idź sobie, jestem zajęta – powiedziałam kapryśnie.

Zajęta? – Mój małżonek wyglądał, jakby zaraz miał puścić parę uszami. To porównanie mnie rozśmieszyło, chociaż kiedy zaczęłam chichotać, on wyglądał jeszcze bardziej ponuro.

Tak. Aha, zostawiłam na biurku wiadomość dla ciebie. O rozwodzie.

Słucham? – Damian tylko przyglądał się nam z ciekawością, a ja nie zamierzałam za wiele mu wyjaśniać. Był towarzystwem na dzisiejszy wieczór, pewnie więcej się nie zobaczymy, nie było po co wywlekać na świat szczegółów mojego godnego pożałowania współżycia małżeńskiego.

I nie myśl, że dam się oskubać, bo jesteś prawnikiem. – Poczęstowałam się kieliszkiem z podsuniętej mi tacy, a potem wypiłam duszkiem jego zawartość, spiesząc się, aby mi go nie zabrano. Coraz bardziej szumiało mi w głowie, bo rzadko piłam cokolwiek poza odrobiną wina do obiadu. Tak, tylko wino towarzyszyło mi podczas samotnych posiłków, nikt więcej.

Wracamy do domu. – Ten dupek znów mnie chwycił, sprawiając ból. Na trzeźwo pewnie postąpiłabym inaczej, ale w mojej głowie szumiały dziesiątki bąbelków oraz euforia więźnia wypuszczonego po wyroku dożywocia, więc nie zastanawiając się, wbiłam smukły obcas buta w jego stopę. Nie żałowałam sobie, a Dawid zauważalnie poczerwieniał. Niestety nie zamierzałam na tym poprzestać. Wymierzyłam mu również precyzyjny cios kolanem w klejnoty, wkładając w to cały wypełniający mnie gniew.

Tak, widok tego skurwiela, który z głośnym jękiem złapał się za poszkodowaną część ciała, zaspokoił moje mordercze instynkty.

Chodźmy w inne miejsce – zaproponowałam Damianowi.

Jesteś pewna?

Jestem – skinęłam głową. Niestety bąbelki znów dały o sobie znać i zachybotałam się niebezpiecznie. Być może rymnęłabym na podłogę jak długa, gdyby nie silne, męskie ramię. Oparłam się o nie wdzięcznie, spoglądając zalotnie w oczy mojego bohatera.

Chyba skręciłam kostkę – powiedziałam obłudnie, licząc na właściwą reakcję. Właściwa reakcja nastąpiła błyskawicznie i nagle znalazłam się w objęciach seksownego mężczyzny. Cholernie mi się to spodobało, bo nigdy wcześniej nie miałam okazji poczuć się słabą, bezbronną kobietką, o którą ktoś się troszczył.

Zaniosę cię do salonu i poszukamy czegoś zimnego na okład – zaproponował Damian, lekko się uśmiechając. Inteligentny facet, wiedział co się święci i przyłączył się do gry, którą prowadziłam.

Dobrze – odparłam, oplatając ramionami jego szyję. Spojrzałam przy tym na znieruchomiałego Dawida, któremu o mało co, nie wyszły oczy z orbit. Jakoś się tym nie przejęłam, tylko na pożegnanie wyciągnęłam rękę i wyprostowałam środkowy palec w doskonale znanym geście.

Tak, książkowe metaforyczne określenie „opadającej szczęki” nabrało zupełnie nowego znaczenia.

Zapomniałam o nim w przeciągu zaledwie kwadransa. Damian delikatnie ułożył moją stopę na niskiej pufie, przyniósł lód oraz kolejnego drinka, a mnie coraz bardziej szumiało w głowie. Świat falował, zmieniał się, głos mojego towarzysza wydobywał się jakby z głębokiej studni, a jego dotyk wywoływał dziwne dreszcze, co do których nie potrafiłam powiedzieć, czy były przyjemnością, czy wręcz przeciwnie. Dawid się nie pojawił i byłam pewna, że spotkał w końcu swoją przyszłą ukochaną, dla której zdolny był do najgorszych podłości.

Na przykład do zabicia swojej żony, kobiety, która nigdy w niczym mu nie zawiniła.

Jesteś pijana – skwitował Damian. – Mam odwieźć cię do domu czy jedziemy do hotelu?

No wiesz! – zapowietrzyłam się.

Nie wiem, dlatego pytam.

Do domu – westchnęłam. – Nie umiem zdradzić z premedytacją, nawet takiego palanta, jak mój mąż.

To widać. – Delikatnie pstryknął mnie w nos. – Pójdę po samochód, a potem po ciebie wrócę.

Nigdzie się nie wybieram.

W zamian za opiekę, zgodzisz się umówić ze mną na kolację.

Kolację? – Wielka gula utkwiła mi w gardle. Od czasów liceum nigdzie nie wychodziłam zwłaszcza z mężczyzną. Kino, kolacja, wakacje, kompletnie nic. Nawet na takie imprezy rodzinne, jak ta, przyjeżdżaliśmy osobno.

Obiecuję. – Zamknęłam oczy, przykładając drżącą dłoń do czoła. – Chyba się upiłam.

To właśnie mówię – roześmiał się, wstając. – Wrócę za kilka minut, nie znikaj.

Żeby gdzieś zniknąć, chyba musiałabym się czołgać – przyznałam uczciwie, a on znów zaczął się śmiać. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że potrafię być zabawna. Zresztą, cały dzisiejszy dzień miałam wrażenie, jakbym poznawała się od nowa.

Oparłam się wygodnie i znów zamknęłam oczy. W głowie mi wirowało, żołądek właśnie szykował się do strajku generalnego, ale ja czułam się absurdalnie szczęśliwa. Nie dlatego, że spotkałam kogoś takiego jak Damian, lecz z powodu własnej odwagi. Przypomniałam sobie, jak na ostatnim przyjęciu, ukryłam się w damskiej toalecie, aby tylko usunąć się z ludzkich oczu. Łykałam łzy, kiedy do środka weszło kilka kobiet i zaczęły plotkować. Od słowa do słowa i rozmowa zeszła na mój temat. Ile jadowitych słów wtedy powiedziały, z jaką pogardą komentowały każdy szczegół mojego wyglądu. Siedziałam skulona w kąciku, łykając łzy i pragnęłam umrzeć, bo tylko na tyle było mnie stać.

A to przyjęcie, które pamiętałam, chociaż się nie wydarzyło…

Jeśli naprawdę cofnęłam się w czasie, to za dwa miesiące umrze moja matka, a za cztery ojciec. Przez ten czas Dawid znajdzie kochankę, którą bez skrupułów będzie się afiszował. A ja zginę w wypadku za sześć miesięcy.

Nigdy jeszcze z nim nie wygrałam, za to ze sobą przegrywałam za każdym razem.

Poczułam, że ktoś się nade mną pochylił. Odruchowo wyciągnęłam ku górze ramiona i opasałam męską szyję. Dopiero później uchyliłam powieki, a uśmiech zamarł na moich ustach, bo patrzyłam prosto w pełne wściekłości, zielone oczy Dawida.

Odpowiedzi

  1. Anonim
    | Odpowiedz

    Sztos????

    • G
      Gabriela
      | Odpowiedz

      Zabawa przednia. Ale te imiona są tak podobne do siebie, że zaczynam się mylić. Damian i Dawid ????

  2. J
    Julia
    | Odpowiedz

    Zazwyczaj nie pisze komentarzy, ale ta powieść tak mnie wciągnęła, że muszę dać znać że czekam na więcej!!

Leave a Reply