Reborn (III)

with 4 komentarze

***

Rozdział 2

Każda wygrana sprawa napełniała mnie satysfakcją. A im była trudniejsza, tym lepiej. Tym razem broniłem wnuka znanego polityka, który robił karierę w Brukseli. Chłopak przesadził z prochami i mocno odleciał, gwałcąc dziewczynę kumpla. Na szczęście wszystko zakończyło się pomyślnie, może nie dla wszystkich, bo poszkodowana i jej rodzina mogli nie być zadowoleni z wyroku.

Zresztą, co mnie to obchodziło. Ja zrobiłem swoje, zainkasowałem całkiem niezłą sumkę i zyskałem kontakty, które w przyszłości mogły przynieść dodatkowe profity.

Wsiadłem do Jaguara, zastanawiając się, czy wrócić do domu, czy może zjeść na mieście. W końcu wygrało zmęczenie i chęć zamknięcia się w czterech ścianach eleganckiego gabinetu. Poza tym wieczorem miałem wyjście, więc przyda się odrobina odpoczynku.

Z niechęcią pomyślałem o Karolinie. Kobieta, którą poślubiłem wbrew własnej woli, kierując się jedynie względami praktycznymi, od wielu lat była dla mnie kulą u nogi. Unikałem jej ze wszystkich sił, ale od czasu do czasu byłem zmuszony pokazać się z nią publicznie. Jak dzisiaj, na urodzinach ojca.

Nie umiałem ocenić, czy była ładna, czy brzydka, bo mnie od samego początku wydała się odrażająca. Ze wstydem przypomniałem sobie te momenty, gdy uprawialiśmy seks, chociaż nie do końca „my”. Miałem wtedy spory kryzys życiowy, tęsknota za Martą sprawiała, że wariowałem i często piłem do nieprzytomności. To właśnie wtedy przydarzyły się „te” incydenty. W końcu wziąłem się w garść i przestałem wlewać w siebie tyle alkoholu, a jeśli chodzi o seks, to stałem się stałym klientem ekskluzywnego burdelu. Zresztą, nie miałem dużych potrzeb, raz z racji pracy, dwa z racji obrzydzenia do samego siebie, że zamiast żony wybieram dziwki.

W zasadzie czekałem tylko na śmierć tego starego pryka, szanownego teścia. Gdy w końcu przeniesie się na tamten świat, to będę mógł cieszyć się pełnią władzy, bo niby kto mi zabroni? Karolina? Owszem, posiadała sporą część udziałów po matce, nawet więcej niż ja obecnie, ale za dobrze ją znałem, aby stanowiła dla mnie jakiekolwiek zagrożenie. Przy rozwodzie zażądam połowy, może nawet więcej niż połowy, a ona i tak to podpisze.

Prychnąłem z pogardą. Dlaczego to mnie musiała trafić się tak bezbarwna, nijaka żona? To zlęknione spojrzenie, pochylona głowa, cichy głos, to wszystko najpierw nieziemsko mnie wkurwiało, a teraz już tylko budziło politowanie i pogardę.

Wyglądała fatalnie, ubierając się w workowate, bezkształtne ciuchy. Nie malowała, nie dbała o siebie, żadnych operacji plastycznych, udoskonaleń, chociaż kiedyś zasugerowałem jej, że mogłaby sporo poprawić za kasę tatusia. Nie chodziła na zakupy, nie pracowała. Szczerze mówiąc, nie miałem bladego pojęcia, czym wypełniała swój czas i wcale nie chciałem tego wiedzieć. Owszem, lubiła czytać, ale chyba nie to absorbowało ją od tylu lat przez okrągłe trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku? Nie miała znajomych, przynajmniej ja nikogo nie znałem, przyjaciółek, koleżanek. Opiekowała się jedynie chorą matką i z krążących plotek wiedziałem, że tylko z powodu pieniędzy na leczenie zdecydowała się za mnie wyjść.

Jak to się zaczęło? Pewnego dnia w podrzędnym barze poznało się dwóch facetów. Polubili się na tyle, że wkrótce zaczęli prowadzić wspólne interesy, chociaż jeden z nich był prawnikiem, a drugi aptekarzem. Potem ich drogi się rozeszły, ale nadal utrzymywali kontakt. Ojciec Karoliny po latach został właścicielem największej i najsłynniejszej kancelarii w kraju, a mój rekinem przemysłu farmaceutycznego. Jego następcą miał zostać mój starszy brat, mnie wyznaczono inny cel, ponieważ zdecydowałem się studiować prawo.

Kiedy zdradzili mi swój wielki plan, od razu zaprotestowałem. Kochałem siostrę koleżanki ze studiów, cudowną dziewczynę pełną życia, o dobrym sercu i szczerym charakterze. Poza tym Marta była piękna. Długonoga, złotowłosa, o szerokim uśmiechu i intensywnie błękitnych oczach, przypominała cud natury, a nie zwykłą kobietę. Mieliśmy plany, ona zaszła w ciążę, ja szalałem ze szczęścia, ale los zadecydował inaczej.

Pół biedy gdyby ojciec zagroził mi wydziedziczeniem. Byłem młody, pełen zapału, poradziłbym sobie ze wszystkim. Byle z Martą u boku. Lecz on chyba wiedział, że pieniądze to słaby argument, zagroził mi czymś innym, jej życiem. Oznajmił wprost, że mogę sobie wziąć ją jako kochankę, ale poślubić muszę Karolinę.

Pewnie nawet wtedy bym się nie ugiął, ale zdarzył się wypadek. Wzburzona Marta po rozmowie z moimi rodzicami, wybiegła prosto pod koła rozpędzonej ciężarówki.

Nawet jej nie reanimowano. Nie otwarto też trumny, tak bardzo była zmasakrowana.

Miałem dwa wyjścia. Spakować się i wyjechać gdzieś daleko, na drugi koniec świata, albo ożenić się z wybraną przez ojca kandydatką, odebrać mu władzę i zemścić się za ukochaną.

Wybrałem to drugie.

Brama otworzyła się bezszelestnie, a strażnik wyjrzał z budki i grzecznie mnie pozdrowił.

Zatrzymałem się na podjeździe przed głównymi drzwiami, jak nigdy dotąd czując niechęć przed wejściem do własnego domu. Cisza, pustka i ta kobieta, napełniająca mnie obrzydzeniem. To jej spojrzenie zranionego zwierzęcia, ten wygląd. Cholera! Muszę znaleźć sobie kochankę, bo inaczej zwariuję. Przynajmniej będę miał gdzie nocować, w domu pojawiając się tylko zmuszony okolicznościami.

Poszedłem prosto do sypialni, po drodze wydając polecenie, aby obiad przyniesiono mi do gabinetu. W jadalni mogłem się natknąć na Karolinę, a na to nie miałem ochoty. Zjadłem, przejrzałem pocztę mailową, wypaliłem cygaro, aby w końcu uznać, że czas się odświeżyć i przebrać, bo za dwie godziny zaczynało się przyjęcie.

Pojechałem sam, wiedząc, że Karolina powinna być już na miejscu. Ubrany dość oficjalnie, bo i impreza należała do bardziej eleganckich, zostawiłem kluczyki parkingowemu i wszedłem do rzęsiście oświetlonego ogrodu, od razu wpadając na matkę.

Gdzie twoja żona? – syknęła ze złością. – Miała być godzinę temu!

Miała – odparłem obojętnie, zastanawiając się, czy przypadkiem nie przydarzył jej się przykry wypadek. Najlepiej śmiertelny, wtedy od razu miałbym święty spokój.

Dzwoniłam do niej, ale nie odbiera.

Może umarła? – zakpiłem.

Mała strata. – Moja matka była podobnego zdania, co ja, przynajmniej w kwestii Karoliny. – Ale nie ma kto zająć się Wiktorem.

Czy smarkacz nie ma rodziców?

Twój brat bryluje w towarzystwie, a bratowa chciała poplotkować z rodziną. Już ja pokażę tej niewdzięcznej kretynce, co oznacza lekceważenie moich poleceń.

Miałem dosyć wysłuchiwania pretensji, zwłaszcza gdy dotyczyły mojej żony. Wziąłem z tacy kieliszek z szampanem, przywitałem się z kilkoma osobami, po czym stanąłem z boku, uważnie lustrując towarzystwo. Może znajdę jakąś gorącą brunetkę albo seksowną blondynkę i nadchodząca noc będzie całkiem znośna? Niezobowiązujący seks, tego było mi trzeba. Zaletą takich przyjęć było to, że mogłem spotkać wiele atrakcyjnych kobiet, aktorki, modelki, wschodzące i błyszczące już na nieboskłonie sławy gwiazdy. Od koloru do wyboru.

Wodziłem wzrokiem za kobietami, ale prawdę mówiąc, byłem znudzony ich trywialną powtarzalnością, brakiem powiewu świeżości. Niby inne, ale takie same, w ten sam sposób prezentujące swoje wdzięki, z tak samo olśniewającym uśmiechem i kuszącym spojrzeniem.

Żadna nigdy nie dorówna Marcie.

Byłem taki głupi, sprzeciwiając się otwarcie woli ojca. Powinienem załatwić to zupełnie inaczej, a teraz pewnie bylibyśmy już małżeństwem. Miałbym najpiękniejszą żonę na świecie, cel w życiu i słodką córeczkę.

Po sekcji zwłok dowiedziałem się, że to dziewczynka.

Tym razem sięgnąłem po drinka. Szampan był za słaby, aby stłumić niechciane wspomnienia, abym mógł przestać czuć ten rozrywający ból. I nagle zamarłem w bezruchu.

Nieopodal pokazała się kobieta. Wyjątkowa i wyjątkowo wyróżniająca się z tłumu. Może to z powodu czerwonej sukienki, może z powodu ogniście czerwonych włosów, ciężko było to określić. Materiał opinał pełne kształty, podkreślając krągłość bioder i piersi, uwypuklając wąską kibić. Kiedy szła, w rozcięciu aż do samej góry ukazywały się smukłe, zgrabne nogi, a ich piękno podkreślały jeszcze srebrzyste szpilki. Nie miała wyrazistego makijażu, nie nosiła biżuterii, a jedyną ozdobą były falujące, miękko opadające na plecy rude włosy. Z uznaniem zlustrowałem całą sylwetkę, a kiedy dotarłem do twarzy, o mało co nie zakrztusiłem się popijanym drinkiem.

Karolina?

Niemożliwe!

Chociaż… Pokasłując, usiłowałem skupić się na szczegółach. Kolor włosów, kolor oczu, wzrost, rysy twarzy, kształt ust, wszystko się zgadzało.

Tylko dlaczego wyglądała zupełnie inaczej?

I dlaczego z pochylonego, skulonego wyrzutka, nagle przeistoczyła się w seksownego wampa? Co to do cholery miało znaczyć?

Nie, to musi być kobieta bliźniaczo do niej podobna. Nie uwierzę aż w taką przemianę, nie ma mowy. Lecz im dłużej się w nią wpatrywałem, tym większą miałem pewność, że to moja żona.

Nigdy wcześniej nie uśmiechała się tak szeroko, nie patrzyła na innego mężczyznę tak odważnie, prawie że prowokująco. Nigdy wcześniej nie wzbudziła też takiego zainteresowania, zwłaszcza wśród płci przeciwnej.

Wkurwiłem się. Nie mam pojęcia dlaczego, ale poczułem narastający gniew. Pizgnąłem drinkiem o trawnik i bez namysłu ruszyłem w jej kierunku. A kiedy dostrzegłem, jak jej rozmówca obejmuje ją w pasie, prawie eksplodowałem.

Łapy precz! – warknąłem, odpychając go. Po czym brutalnie zacisnąłem palce na nadgarstku Karoliny. – Idziemy! – rozkazałem, nie spodziewając się sprzeciwu. Naprawdę się tego nie spodziewałem, więc kiedy wyrwała się mi z uścisku, spojrzałem na nią zdziwiony.

Nigdzie nie idę – oświadczyła stanowczo. – Nie z tobą. Mam ciekawsze zajęcie – roześmiała się perliście, zerkając na odepchniętego przeciwnika, który nagle też zaczął się uśmiechać, zerkając na mnie z jawną kpiną w oczach.

Idziemy! – powtórzyłem, cedząc słowo. – Masz mi wytłumaczyć, co to wszystko znaczy.

Niby co? – wzruszyła ramionami. – Zostałam zaproszona na przyjęcie, więc jestem.

Gdzie suknia, którą kupiła dla ciebie moja matka?

Zostawiłam ją sobie do trumny, idealnie będzie pasować. Twoja matka może i ma pieniądze, ale nie ma za grosz gustu.

Słucham? – Zamurowało mnie. To naprawdę była moja żona? Jakim cudem… – Miałaś być wcześniej i zająć się Wiktorem!

Bo co? – spojrzała na mnie prowokująco.

Bo ja tak każę!

Prychnęła.

Nie mam czasu na głupie słowne przepychanki. Zresztą, prawnika nie przegadam. Chodźmy! – Wsunęła dłoń pod ramię swojego towarzysza. – Zainteresowałeś mnie tą podróżą po Azji. Musisz mi wszystko opowiedzieć. Mam nudne życie i nudnego męża, chyba powinnam to zmienić – dodała ze śmiechem.

A później po prostu mnie zostawili.

Znieruchomiałego, ogłuszonego i wściekłego.

To była jakaś cholerna alternatywna rzeczywistość. To nie mogła być Karolina, którą poślubiłem osiem lat temu. Co się tutaj do kurwy nędzy wydarzyło?

A przede wszystkim, dlaczego ona wyglądała tak… tak… Pięknie!

Nie miała prawa tak wyglądać, nie miała prawa mnie lekceważyć, nie miała prawa obrażać mojej matki. Nie miała żadnego cholernego prawa sprzeciwu!

Poluzowałem krawat i ruszyłem w tę samą stronę, co oni.

Już ja jej pokażę nudnego męża i nudne życie. Gwarantuję, że od teraz będzie ono o wiele ciekawsze.

Chciała ze mną walczyć? Nie ma sprawy, podejmę wyzwanie. Tylko że po zwycięstwie nie okażę litości, nie odpuszczę. Rozwiodę się z nią, wszystko zabiorę i wyrzucę na bruk.

Uśmiechnąłem się ponuro, uświadamiając sobie przewagę, jaką miałem nad tą sierotką.

Tak, szykowała się znakomita zabawa.

Odpowiedzi

  1. J
    Jejejka
    | Odpowiedz

    Wyśmienite. Aż chciałoby się jeszcze, tu i teraz! Ciekawa historia.

  2. P
    Paulina
    | Odpowiedz

    Wrzuć więcej ????

    • J
      Jejejka
      | Odpowiedz

      Będą codziennie publikowane koło północy. Pozdrawiam

  3. G
    Gabriela
    | Odpowiedz

    No i zabawa się zaczyna.

Leave a Reply