Zbliżamy się do końca 🙂
– Nie! – Gwałtownie przystanął, a sekundę później przycisnął mnie do pobliskiego drzewa z taką siłą, aż jęknęłam protestująco. Niestety, nic więcej nie zdążył zrobić.
– Ciociu! Ciociuuuu!
– Jasna cholera! – wysyczał Marcin, równie gwałtownie odskakując do tyłu. – Czy już nigdzie nie można… – i urwał, jakby zrozumiał, że mógłby powiedzieć za dużo.
– Teraz poznasz małe artystki – zażartowałam.
– Wracam do domu.
– Nic z tego! – Uwiesiłam się na jego ramieniu, promiennie uśmiechając w kierunku nadbiegających siostrzenic. – Chodźcie dziewczynki, poznajcie wujka Marcina.
– Wujka? – Starsza Alinka była mniej chętna do zawierania nowych znajomości. I bardziej dociekliwa. – Dlaczego wujka? To twój narzeczony?
Zerknęłam na godnie nadętego Marcina. Co on mówił? Że nie przepada za dziećmi? Coś w tym stylu.
– Niestety nie – westchnęłam teatralnie, puszczając oczko do siostry i szwagra, którzy również się pojawili. – Rodzinny spacer?
– Tak. A ty? – Prawie widziałam jak zastrzygła z ciekawości uszami.
– Ucieczka przed akcją „karmienie”.
– A! Rozumiem – pokiwała głową, śmiejąc się. – A on?
– Towarzysz niedoli.
– Oho! Mamusia działa w tym roku hurtowo. Wybieramy się nad jezioro. Idziecie z nami?
– Tak – odpowiedziałam, zanim Marcin zdążył zaprotestować. Nie wyglądał na zadowolonego, ale więcej nie oponował. Poza tym uwielbiałam grać mu na nerwach. Szliśmy dość szybkim krokiem, momentami brnąc przez solidne zaspy śniegu. Słychać było tylko nasze rozbawione głosy i śmiech. No dobrze, jedna osoba milczała i nie muszę tłumaczyć kto. Ponurak, pomyślałam buntowniczo. Te ludzkie odruchy, które zaobserwowałam, to chyba dzieło przypadku. Dlaczego był tak skryty, tak zamknięty w sobie, tak niedostępny? To kwestia charakteru, czy wpływ na to miała jego przeszłość? Przypomniałam sobie plotkę o porzuceniu przed ołtarzem. Takie rzeczy nie pozostają bez wpływu na ludzką psychikę. Nie po każdym takie wydarzenia spływają jak woda po tłustej gęsi. A szkoda, bo wyglądał niezwykle pociągająco, gdy już odważył się uśmiechnąć.
– Nie rób takiej miny – szepnęłam mu, gdy w końcu dotarliśmy do zamarzniętego jeziora. – Zobacz, jak tu pięknie. Nie mów, że zajmując się sztuką, jesteś całkowicie niewrażliwy na takie rzeczy?
– To moja sprawa, na co jestem wrażliwy – burknął, wpychając ręce do kieszeni.
– Zapada mrok, więc i tak zaraz wracamy.
Wzruszył obojętnie ramionami, starannie omijając mnie wzrokiem. Doprawdy, coraz mniej rozumiałam tego człowieka.
– Kiedy wyjeżdżacie? – zmieniłam temat na bardziej neutralny.
– Jutro po śniadaniu.
– To trochę dziwne, że zgodziłeś się przyjechać z rodzicami.
– Tylko oni mnie nie zdradzili – wymsknęło mu się, po czym gwałtownie umilkł. Uśmiechnęłam się ze smutkiem, po czym podeszłam bliżej, przytulając się do jego ramienia.
– Czasami zbyt wiele jest w naszym życiu goryczy.
– Ja na moje nie narzekam.
– Kłamczuch. – Podniosłam głowę, posyłając mu kpiarskie spojrzenie. Chyba to wyczuł, bo tym razem nie uciekł wzrokiem. – Chodź, wracamy, wołają nas.
– Możemy jeszcze zostać – zaproponował nagle.
– Zostać? Co ci chodzi po głowie panie Krytyk? – zakpiłam.
– Nie nazywaj mnie tak.
Podbiegły do nas dziewczynki, a ja nie chciałam się sprzeczać w ich towarzystwie. W drodze powrotnej Marcin wyglądał na jeszcze bardziej niezadowolonego niż w momencie, gdy wychodziliśmy. Ciekawe, czy to z mojego powodu? A jeśli tak, to powinnam się tym cieszyć, czy martwić? Zastanawiałam się nad tym przez dłuższą chwilę, ale kiedy weszliśmy do leśniczówki, otoczyło nas ciepło, zapachy jedzenia i ludzie. Ze śmiechem pobiegłam z dziewczynkami na górę, do mojego pokoiku, poprawiłam makijaż, podczas gdy one dorwały się do mojego szkicownika. Wróciliśmy na kolację, na wspólne śpiewanie kolęd w licznym gronie. Ktoś akompaniował na pianinie, ktoś zagrał kilka taktów na skrzypcach. Było wesoło i gwarnie. Czasami zerkałam w stronę siedzącego na uboczu Marcina. A gdy napotkałam jego baczne, nieco ponure spojrzenie, posyłałam mu szeroki uśmiech, czasami puszczałam porozumiewawczo oczko. Nie rozchmurzył się, a wręcz przeciwnie, wyglądał na jeszcze bardziej spiętego. Chciałam go wrobić we wspólną prezentację jednej piosenki, lecz chyba wyczuł pismo nosem, bo niespodziewanie ulotnił się ze swego fotela i musiałam sama improwizować. Kiedy zegar wybił dwudziestą trzecią, większość towarzystwa rozeszła się do swoich pokojów. Usiadłam przy stole i pijąc kawę plotkowałam z kuzynkami oraz siostrą. Na samym końcu zostałyśmy tylko my obie.
– Idę spać. Dziewczyny pewnie jutro znów urządzą nam pobudkę o świcie – powiedziała, szeroko się uśmiechając. – Boże! Nie masz pojęcia, jak puste byłoby bez nich nasze życie.
– Potrafię sobie wyobrazić.
– Przepraszam. – Pogładziła mnie po policzku, a zaraz potem zmieniła temat. – Czy coś cię łączy z tym nadętym bufonem?
– Z Marcinem?
– Chyba faktycznie tak ma na imię.
– A więc?
– A więc to jest ten typ, który zmieszał mnie z błotem podczas wystawy.
– Ten?! – Moja siostra zamarła w bezruchu wybałuszając oczy. – Ten?! – powtórzyła.
– Tak.
Nagle zaczęła się śmiać. Chichocząc jak opętana, uściskała mnie, po czym pognała na górę. Podparłam głowę złączonymi dłońmi, patrząc na śnieg za oknem, który znów zaczął padać. Zegar w holu wybił pierwszą. Westchnęłam, dopiłam herbatę i wstałam. Chciałam się jeszcze wykąpać i tylko dlatego tak długo czekałam. Teraz przynajmniej miałam pewność, że łazienka będzie cała moja i nikt nie przeszkodzi natrętnym pukaniem. O brak ciepłej wody się nie bałam, bo ta była na okrągło. Po cichutku wskrobałam się na samą górę, zabrałam potrzebne akcesoria, po czym z powrotem zeszłam na parter, bo tam było najlepsze ciśnienie. Na poddaszu zaledwie kapało, a ja spragniona byłam długiej, gorącej kąpieli.
Łazienka była malutka, ale za to z dość słusznych rozmiarów natryskiem. Odsunęłam szklane drzwi i odkręciłam wodę. Szlafrok niedbale rzuciłam na stojące w rogu krzesło, a sama z dreszczem rozkoszy weszłam pod niemal parzący strumień. Zamknęłam oczy, oparłam się o ścianę i pozwoliłam, aby kąpiel spełniła swoje zadanie. Zrelaksowała się, odprężyła, przegnała troski. Drgnęłam dopiero, gdy tuż obok dało się słyszeć dziwne chrobotanie. Wystraszona otworzyłam oczy, spodziewając się zobaczyć zbłąkaną mysz albo ciekawskiego szczura. Duchów nie brałam pod uwagę.
Nagiego Marcina również.
– Jak?... – zaczęłam zaskoczona,stuprocentowo pewna, że zamknęłam drzwi na klucz. Więcej nie zdążyłam, bo wepchnął się pod prysznic, przyciskając mnie do ściany, pod którą stałam i zaczął całować. Bez słowa wyjaśnienia, bez jakiegokolwiek pytania. Bezlitośnie rozsunął moje uda, podnosząc w górę i zmuszając do objęcia nogami w pasie. Obie dłonie zacisnął na moich ramionach. Jego język bezustannie prowokował, a twardniejąca męskość ocierała się chaotycznie o te najwrażliwsze miejsce. To wszystko było tak niespodziewane, tak zaskakujące, że przez dłuższą chwilę sądziłam, iż to tylko sen. Jednak jak mógł być tak realny, tak prawdziwy? I on… Za mną niejeden związek, ale nigdy nie miałam do czynienia z tak zdecydowanym, pewnym własnych pragnień facetem.
– Marcin! – wyjąkałam, gdy przerwał pocałunek, pieszcząc ustami moją twarz. – Zwariowałeś?
– Tak! – wychrypiał, patrząc prosto w moje oczy. – I nie. Bo czy wariactwem nazwiesz to, że pragnę się z tobą kochać?
Chciałam powiedzieć, że wcale się nie znamy, że tak naprawdę to zły pomysł, ale nie pozwolił mi na to. Uniósł w górę obie ręce, objął nimi moją twarz, placami przesunął po zaczerwienionych policzkach. Tak delikatnie, że było to niczym najcudowniejsza pieszczota. Patrzył przy tym prosto w moje oczy, ale bez uprzedniego zniecierpliwienia. Tym razem zauważyłam w nich coś jeszcze, coś, co sprawiło, że wstrzymałam na kilka sekund oddech. A przecież zawsze sądziłam, że coś takiego nie jest możliwe, że to tylko tani, marketingowy chwyt ckliwych romansideł. Bo przecież miłość od pierwszego spojrzenia nie istnieje.
– Jeśli naprawdę chcesz, to sobie pójdę – odezwał się cicho. Zaprzeczyłam ruchem głowy. Wcale nie chciałam zostać sama. Marcin z namysłem obrysował kontur moich ust, a potem płynnym ruchem wsunął palec wskazujący pomiędzy rozchylone wargi. Wessałam go głębiej, prowokująco patrząc mu w oczy. Ze świstem wciągnął powietrze, jednocześnie poruszając biodrami. Tym razem byłam pewna jego podniecenia. I to wywołało euforię.
– Nie chcę – odparłam zgodnie z prawdą.
– Wiem – wyszeptał, pokrywając drobnymi pocałunkami moją szyję. – Ale nie krzycz za głośno, bo wybuchnie prawdziwy skandal.
– Skąd pewność, że będę krzyczeć?
– Z tym temperamentem to nieuniknione. – Poczułam, że się uśmiecha. A potem skończyliśmy z rozmową. Jego silne, zdecydowane ruchy, moja pozorna uległość, nasze wspólne pożądanie,to wszystko wywołało pożar, który mogliśmy ugasić tylko w jeden sposób. Pierwszy raz głośno jęknęłam, gdy szybkim ruchem wszedł w moje wnętrze. Zacisnęłam palce na jego ramionach, przymknęłam oczy, odwzajemniałam pocałunki. Liczyły się tylko rytmiczne ruchy jego bioder, rozkosz rozlewająca się niczym fala przypływu i jak ona pochłaniająca coraz więcej i więcej. I chociaż czysto fizyczna ekstaza nie była dla mnie czymś obcym, po raz pierwszy przezywałam ją tak intensywnie, całą sobą, każdą, nawet najmniejszą komórką ciała. Jakby pojawiło się między nami coś jeszcze, coś zupełnie nowego, unikalnego. Niezwykłego. Pojękiwałam coraz głośniej, podczas gdy on starał się tłumić te jęki pocałunkami. Czułam jego silne ręce błądzące po moim ciele, czułam coraz szybsze bicie serca, coraz płytszy oddech.
Czułam nadchodzące spełnienie, nadchodzące w rytmie, w którym poruszały się nasze ciała, w rytmie tysięcy spadających kropel, spływających po rozpalonej skórze.
Pierwszy orgazm należał do mnie, lecz zaraz potem szczytował i on. Zapadła cisza, zakłócana jedynie szumem wody oraz naszymi głośnymi oddechami. Oparłam czoło o jego tors, ramionami objęłam szyję.
– Najchętniej zabrałbym cię do łóżka – powiedział cicho, pokrywając pocałunkami moje włosy. – Ale niestety, nie tutaj.
– Niech zgadnę, śpisz z rodzicami? – zachichotałam.
– Tak – również się roześmiał. Uniosłam głowę, bo po prostu musiałam to zobaczyć. Podobała mi się jego twarz, bez ciężkich okularów, ze śladami przeżytej ekstazy, z szerokim uśmiechem, który zmienił ponuraka w niezwykle pociągającego mężczyznę. – Ale jak się ubierzesz, zaniosę cię do łóżka.
– Pod drzwi – westchnęłam, z żalem lekko go odsuwając. – Jak któraś z dziewczyn się obudzi, to dostanie zawału.
– Zostajesz czy wracasz do domu?
– Zostaję do nowego roku.
– Tak? – Zerknął na mnie zamyślony. – Wiem, co zrobię. Odwiozę rodziców i wrócę po ciebie.
Przytaknęłam, sięgając po żel pod prysznic. Odebrał mi go, wylewając sobie na dłoń sporą porcję.
– Pomogę ci się umyć.
Odwróciłam się, opierając ręce na ścianie i prowokująco wypinając pupę. Zamknęłam oczy. Chciałam jedynie czuć jego dotyk na mojej skórze, lekkie, okrężne ruchy, tak delikatne jak erotyczna pieszczota. Ciekawskie palce badające każde załamanie. Gorący oddech na moim karku. A na samym końcu twardy członek ocierający się o moje ciało.
– Można przez ciebie zwariować – wyszeptał.
– Czyżby? – Obejrzałam się przez ramię, posyłając mu kuszące spojrzenie spod półprzymkniętych powiek. Na reakcję nie musiałam długo czekać.
A spać poszłam dopiero nad ranem…
Komentarze
Anonimowy
Ojej ojej boskie;) mało mi daj jeszcze♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Kamila
Anonimowy
Jak do końca?! Skoro dopiero zaczyna się rozkręcać! ?
Anonimowy
A gdzie ślub? ;P
Anonimowy
straszni grzesznicy – seks bez ślubu! 😉
Ola
Anonimowy
Jak zwykle trzymasz w napięciu do samego końca. Czekam z niecierpliwością na odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania i znając Ciebie na pewno je otrzymam.
Gorąco pozdrawiam Karola ?
Anonimowy
Jak idą prace informatykom
shaswen
Swietne. Rzucilo mi sie w oczy ze o 23 pils kawę, a potem jakoś dopila herbatę 🙂 może tak ma być. Nie wiem czemu zwrocilam uwage 🙂 nie musisz tego komentarza zatwierdzac. Ppzdrawiam. Fanka :-))
Anonimowy
Babeczko! Genialny fragment!