Zielone, niebieskie, ona (VIII)

with 6 komentarzy

Po raz pierwszy z taką niechęcią odwiedzał rodzinny dom. Może dlatego, że wiedział, kto czeka na niego w środku? Skrzywił się w duchu, na zewnątrz zachowując niewzruszony wyraz twarzy. Zbyt dobrze znał brata, wiedział, że jeśli wybuchnie pomiędzy nimi wojna, ten wykorzysta każdą słabość, każde nierozważnie wypowiedziane słowo.

Przywitał się uprzejmie z gosposią, która wskazała mu wyjście do ogrodu. Nie zastanawiając się, skierował tam swoje kroki.

Vasco siedział wygodnie rozpostarty w fotelu, popijając kawę i przegryzając ją ciasteczkami. Nie przywitał go, jedynie uniósł kpiąco brwi. Tylko Iago znał go na tyle, żeby wiedzieć, że tak naprawdę brat jest wściekły.

– Czego chcesz? – spytał wprost, siadając naprzeciwko.

– Dzień dobry. Wiesz, tak witają się normalni ludzie.

– Nie jesteśmy normalni.

– Wiem. Jesteśmy wyjątkowi. Ale trzeba stwarzać pozory – dodał z rozbawieniem. – Jak Laura? Zdrowa, mało sponiewierana? Wciąż szczęśliwa?

– Nie skrzywdzę jej.

– Taaa… Już ci wierzę. Poddasz się zabiegowi lobotomii?

– Nie muszę.

– Powiem ci braciszku, że i tak cię podziwiam. – Odstawił pusta filiżankę, pochylając się do przodu i bez problemu odwzajemniając lodowate spojrzenie czarnych oczu. – Cały miesiąc i nic. Żadnych połamanych kończyn, krwawych wybroczyn, zapłakanych oczu. Mam wrażenie, że moje słowa sprawiają, iż lepiej nad sobą panujesz. Chcesz mi udowodnić brak racji.

– W dupie mam twoją opinię i twoje racje. Nie skrzywdzę jej.

– Czyżby? – zadrwił Vasco, sięgając po kolejne ciasteczko. Iago nawet nie drgnął, chociaż gdy przypomniał sobie to, co wydarzyło się o poranku, poczuł niepokój. Czyżby ten skurwiel już wiedział? Niemożliwe. – Częstuj się. Nie wiem jak Celestina to robi, ale jej wypieki to nektar i ambrozja w jednym.

– Nie jestem głodny.

– Ależ z ciebie sztywniak. Więc przejdźmy do sedna naszego spotkania. O czym chciałbyś porozmawiać?

– O kim. Masz się trzymać od niej z daleka. I ja nie żartuję. Nie tym razem – dodał twardo. Vasco milczał, patrząc na niego przymrużonymi oczyma. Powoli przeżuwał odgryziony kawałek, zastanawiając się, co powinien zrobić. Gdyby chodziło o jakiegokolwiek innego człowieka, nie byłoby problemu. Zabiłby każdego, kto chciałby stanąć mu na drodze. Każdego. Wyjątkiem były dwie osoby, z których jedna siedziała właśnie naprzeciwko, a druga pewnie za chwilę się pojawi. To był nieoczekiwany problem, z którym nie umiał sobie poradzić. Czy ta dziewczyna była tego warta? Nieznacznie się skrzywił. Tak, była. W takim razie musi opracować całkiem nowy plan.

– Skoro nie jesteś ze mną, jesteś przeciwko mnie – odezwał się w końcu na pozór swobodnie. Ale Iago znał go, wiedział, co kryje się pod tym nadnaturalnym spokojem.

– Zabijesz mnie?

Vasco niemal niezauważalnie zmarszczył brwi.

– Brzydkie słowo.

– A jakie byłoby lepsze?

– To raczej ja spytam, co cię opętało? Dziewczyna jak dziewczyna, oczy ma piękne, ale reszta całkiem przeciętna.

– Czyżby? – Tym razem to głos Iago był kpiący. – Przeciętna? A co ciebie opętało?

– Intrygują mnie jej sny.

– Bzdura!

– To ty nie wierzysz.

– Przestań…

Gwałtownie umilkł, gdy rozległ się cichy stukot obcasów. Na tarasie pojawiała się wysoka brunetka, która na ich widok uśmiechnęła się promiennie.

– Wy tutaj? Oboje? Czy to jakieś święto?

– Nie mamo. – Vasco zerwał się i cmoknąwszy ją w policzek, po dżentelmeńsku podsunął fotel. – Rozmawiamy.

– Wy? To raczej dziwne.

– Chce zabić kobietę, którą kocham – odezwał się Iago, uważnie obserwując ich twarze. Na jednej pojawiło się niedowierzanie, na drugiej ostrzeżenie.

– Ty? Kochasz? – Kobieta wydawała się zszokowana jego słowami. – Możesz powtórzyć?

– Tak, kocham.

– Ale… Ty się zakochałeś? – Nadal nie dowierzała. – Nie zrozum mnie źle. Chciałabym dla ciebie jak najlepiej, lecz po tym wszystkim… Ciężko to zaakceptować.

– Jaka tam miłość – odezwał się z lekceważeniem Vasco. – Uparł się, aby zrobić mi na złość. Zobaczymy co zostanie z tej miłości za miesiąc – dodał drwiąco.

Iago jedynie wzruszył ramionami. Nie zamierzał się kłócić o coś tak oczywistego. Ale wtedy Vasco niespodziewanie dodał:

– Szyję już ma sino fioletową. Dam głowę, że nieźle się zabawiałeś w…

Więcej nie zdążył powiedzieć. Brat rzucił się na niego, nie zważając na nic, ani na obecność matki, ani na to, że nie byli już dziećmi i załatwianie w ten sposób sporów, raczej wyglądało żałośnie. Szaleństwo, które kłębiło się w jego duszy od dobrych kilku tygodni, w końcu znalazło ujście.

Zaskoczeniem zdobył przewagę. Lecz trudno było powiedzieć, że była ona znacząca; w końcu uczeń walczył ze swym mistrzem. I wtedy im przerwano.

– Spokój! – Kobieta wstała, ze zmarszczonymi brwiami przyglądając się obu synom. – Zachowujecie się jak dwóch chłopców walczących o łopatkę w piaskownicy.

– On zaczął. – Vasco odepchnął brata, wstając i przyczesując ręką wzburzone włosy.

– To mało ważne. Dałeś mi słowo. Czy zamierzasz go dotrzymać?

– Tak – odparł, ale te dwie sekundy zwłoki sprawiły, że z niezadowoleniem zmarszczyła brwi.

– Vasco!

– Tak, dotrzymam go. – Tym razem potwierdził bez namysłu. Iago stał tylko obok, rozmasowując obolałą szczękę, obserwując ich z uwagą. Pierwszy raz w życiu pomyślał, że nadopiekuńczość jego matki do czegoś się przydała. Nieważne jak, nieważne z czyją pomocą, Laura musi być bezpieczna. To był jedyny cel jego życia. Chronić ją. Uszczęśliwić.

– Mnie to wystarczy – odezwał się ze spokojem, sięgając po wychwalane ciasteczka. – Słowa danego tobie nie złamie. Wszyscy o tym wiemy. Muszę już iść, mam dziś ważne zebranie.

– Idź kochanie. – Matka pocałowała go w policzek. – I pamiętaj, że jak najszybciej chciałabym ją poznać. To musi być naprawdę niezwykła dziewczyna.

– Tak – wyszeptał cicho Vasco, patrząc na wychodzącego brata. – Jest naprawdę niezwykła – dodał, chociaż nikt nie zwrócił na niego uwagi. I dobrze, bo stracił ochotę na rozmowę. Dlatego porwał resztę ciasteczek z talerza, po czym bezszelestnie się ulotnił. Gdy matka odwróciła się w stronę miejsca, gdzie siedział, nikogo już tam nie było. Westchnęła, ale nie okazała zdziwienia. Tym co ją przepełniało, był niepokój, bo jak nigdy wcześniej czuła, że nadchodzą zmiany.

***

Gdy się obudziła, na zewnątrz panował jeszcze mrok. Otarła spocone czoło, a później ostrożnie wyswobodziła się z uścisku męskich ramion. Iago poruszył się niespokojnie, ale nadal spał.

Najpierw skierowała się do łazienki. Opryskała twarz zimną wodą, krytycznie przyglądając się swemu odbiciu. Poczuła głód, więc przeszła do kuchni. Wyjęła z lodówki sałatkę, zastawiła wodę na herbatę. Dopiero po chwili zdecydowała się również na lampkę czerwonego, cierpkiego wina, które wypiła niemal duszkiem. Alkohol nieprzyjemnie podrażnił przełyk, pełnym żaru strumieniem spłynął do żołądka. Zakasłała, sięgając po butelkę wody mineralnej. Przepłukanie ust przyniosło ulgę.

Usiadła przy stole. Jadła sałatkę, patrząc w zamyśleniu na zegar wiszący tuż przy oknie. Już nie pierwszy raz budziła się o tej godzinie. Spocona, przerażona, śniąca koszmar, którego szczegółów nie potrafiła sobie przypomnieć. Czyżby jej sny zaczęły ją zawodzić? Czy to dlatego, że się zakochała? A może powodem było to, iż pokrzyżowała przeznaczeniu plany? Tego nie wiedziała. Czasami zrywała się z krzykiem, budząc Iago, czasami, tak jak dziś, jedynie drżała z przerażenia.

– Co się ze mną dzieje? – Słowa wypowiedziane na głos, pomogły uzmysłowić jej skalę odczuwanego strachu. Brzmiały niepewnie, tchnęły tajemnicą. Z nagłą tęsknota pomyślała o mężczyźnie leżącym w pomieszczeniu obok. Był tak blisko, a jednak czasami wydawało jej się, że dzieląca ich odległość jest nie do pokonania.

Ukryła twarz w dłoniach, pochylając się nad blatem stołu.

– Lauro…

Silne dłonie, bezpieczne ramiona. A jednak obudził się, chociaż wolałaby, aby dalej leżał pogrążony w błogosławionym śnie. Nie chciała go martwić. Tyle razy widziała już pionową zmarszczkę niezadowolenia przecinającą gładkie czoło.

– Śniło ci się coś.

Nie pytał. To było stwierdzenie.

– Dobrze mnie znasz – posłała mu blady uśmiech, pozwalając z powrotem zanieść się do łóżka. – Tak, chyba znów jakiś koszmar. Nie wiem, nic nie pamiętam.

– To coś nowego, prawda?

– Może. Chyba tęsknię za domem – westchnęła, wtulając się w jego gorące ciało całą sobą. Zaciągnęła się dobrze znanym zapachem, palce wplotła w krótkie, ciemne włosy.

– Chcesz wrócić?

– Ja…

Położył palec na jej ustach. Przesunął pieszczotliwie po ich konturze, delektując się miękkością, każdym załamaniem, nieznaczną szorstkością. Był podniecony, ale wiedział, że nie tego potrzebuje Laura. Ostatnio bywała coraz bardziej zamyślona. Oczy miała zmęczone, a pod nimi rysowały się głębokie cienie. Zeszczuplała. Posmutniała. Nie on był tego przyczyną, a męczące nocne koszmary. Najwyraźniej niepokoiły ją, burzyły spokój ducha.

– Dobrze. Daj mi tylko kilka dni na zamknięcie pewnych spraw.

– A praca?

– Wezmę urlop. Albo zwolnię się – wzruszył ramionami. Ten gest przypominał jej dawnego Iago, niedostępnego, oschłego, zimnego. – To drugie tylko wtedy, jeśli nie będziesz chciała już tu wracać.

Nic nie powiedziała, nawet jeśli powinna była zaprotestować. To była jego decyzja i znała go na tyle, żeby wiedzieć, że zdania nie zmieni. Potrafił być równie uparty jak Vasco. Akurat tego wolała mu nie mówić.

– Śpij.

Wpasowała się w jego ciało. Zamknęła oczy. Była pewna, że i tak nie zaśnie, ale nie potrafiła odmówić sobie przyjemności płynącej z bliskości. Nieraz zastanawiała się, czy to ten sam człowiek, który rzucił się na nią z taką wściekłością, gdy go skrępowała. Wiedziała co kryje się w jego sercu, ale nadal nie miała pewności, co siedziało w jego głowie. Jakie demony jeszcze mogła obudzić, przywołać z nicości? Z czym jeszcze przyjdzie jej się zmierzyć? Przegnała teraz te myśli. Były niepotrzebne. Nie tutaj i teraz.

Nie chciała ich.

– Śpij kochanie. – Delikatnymi pocałunkami pokrywał jej włosy i skraj policzka. W jego ustach to słowo było takie niezwykłe, miało taką niesamowitą moc. Jednocześnie pasowało i nie pasowało do tego twardego, bezwzględnego mężczyzny, w oczach którego czasami dostrzegała szaleństwo. Takie samo jak w oczach jego brata, chociaż Iago potrafił lepiej nad sobą panować. A może to nie tak? Może wcale nie potrafił?

Myśli stawały się coraz bardziej splątane, coraz mniej wyraźne i Laura mimo wszystko zasnęła.

***

Patrzyła na spakowane walizki. Na meble przykryte płachtami białego płótna. Nie lubiła tego mieszkania, bo tchnęło dziwnym chłodem, więc i teraz nie czuła smutku, że wkrótce je opuści. Przeczuwała że już na zawsze, ale to z kolei budziło w niej niepokój.

Od kiedy podjęli decyzję o wyjeździe przestały ją prześladować nocne koszmary. Zniknęły ciemne cienie pod oczyma, zniknął strach, którego cień towarzyszył jej na każdym kroku. Była podekscytowana powrotem, tym, że będzie mogła pokazać Iago ukochane strony, przedstawić go rodzinie. Zdążyła również poznać jego matkę. Niezobowiązująca kolacja nie wniosła do życia Laury nic nowego, bo kobieta wydała jej się kapryśna i nieco wyniosła, chociaż wyglądała również na poruszoną, kiedy Iago dokonał wzajemnej prezentacji. Może by ją polubiła, kto wie, może również znalazłaby w niej przyjaciółkę, ale nie w tak krótkim czasie. Laura nie należała do wylewnych osób, które na każdym kroku zawierały znajomości, otaczając się wianuszkiem psiapsiółek. Była skryta, nieufna i trzeba było wiele czasu, aby nazwała kogoś swym przyjacielem.

Ku jej uldze na spotkaniu rodzinnym zabrakło Vasco. Dobrze, bo nadal ciężko było myśleć o nim bez goryczy. Gdyby nie ten pokręcony pomysł z orgią, kto wie, czy zdecydowałaby się na związek z Iago. Czasami miała wrażenie, że zauroczyło ją dwóch mężczyzn, tak podobnych i jednocześnie tak różnych. Niestety, tylko jeden z nich zrobił wszystko, aby to zauroczenie przekształciło się w miłość. I tylko o tym jednym myślała z rozbrajającą czułością, do tego jednego tęskniła. Za to drugiego coraz bardziej się obawiała. Była pewna, że Vasco się nie podda. Atak był kwestią czasu.

– Witaj Lauro.

Nawet nie poczuła się zbytnio zaskoczona. Tak, atak był kwestią czasu.

– Witaj.

Odwróciła się.

Stał tuż przy wejściu do salonu, oparty niedbale o framugę. Powoli, wystudiowanym gestem zdjął skórzane rękawiczki, nie spuszczając przy tym łagodnie zaciekawionego wzorku z zamarłej w bezruchu Laury.

– Co tutaj robisz? – spytała w końcu, pokonując panikę, która jak wzburzona fala zalała jej ciało i umysł.

– Patrzę.

Więc i ona patrzyła. Milczała, mierząc go beznamiętnym spojrzeniem, zastanawiając się, czy poradzi sobie sama, aż do przybycia Iago. Musiała, bo ten miał się zjawić dopiero za godzinę.

– I co widzisz? – Pierwsza przerwała milczenie, chociaż nie powinna była tego robić.

– Małą, uroczą oszustkę.

– Skoro tak twierdzisz.

– Raz mi uciekłaś. – Uśmiechał się, chociaż z jego oczu wyzierał chłód. – Drugi raz na to nie pozwolę.

– Nie musisz mi wierzyć, ale wtedy nie kłamałam.

– Nie miałem na myśli hotelowego pokoju.

– Nie? – uniosła zdumiona brwi. – A co?

– Lauro – powiedział z wyrzutem, ruszając w jej kierunku. – Jesteś inteligentna. Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi.

– Orgia? – Chciała się cofnąć, ale nie miała gdzie. Plecami uderzyła o gładką, zimną ścianę.

– Brzydkie słowo – wykrzywił twarz. – Przygotowałem przedstawienie. Dla ciebie i z twoim udziałem. A ty co? Dałaś się uwieść memu bratu.

– Jesteś zdrowo szurnięty! – Chyba pierwszy raz pozwoliła sobie na okazanie gniewu. – Skoro mnie chciałeś, to trzeba było mnie brać!

– Nadal cię chcę. Nadal mogę cię wziąć.

– Ciało tak, serce już nie.

– Daj spokój. – Był tak blisko, że czuła ciepło jego oddechu. Zapach gumy miętowej, żar szczupłego ciała. Każdy szczegół twarzy, głębię szaleństwa czającego się w przymrużonych po kociemu oczach. – Uparta kobietka z ciebie. – Wyciągnął rękę, dotykając palcami jej policzka. Wzdrygnęła się, ale nie odsunęła. Wolała nie drażnić bestii. Musiała zachować spokój i trzeźwość umysłu, bo tylko to mogło ją uratować. Vasco nie pojawił się, aby rozmawiać. Miał plan. Jaki? Tego nie wiedziała.

– To nie tylko upór.

– Nie? Pamiętam twój sprzeciw, oj, pamiętam! – roześmiał się, patrząc jak rumieni się ze złości. – Jeśli to samo co ze mną, robisz z moim bratem, to nic dziwnego, że oszalał na twoim punkcie.

– A oszalał? – Zaciekawił ją.

– Tak jak i ja. Lauro – pochylił się i teraz ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. – Musisz wiedzieć, że to nie ty decydujesz, do którego z nas będziesz należeć.

To były wyjątkowo bezczelne słowa, wypowiedziane drwiącym, pełnym pewności siebie głosem.

– Nie! – Położyła dłonie na jego ramionach, chcąc go odepchnąć. – Akurat to jest tylko i wyłącznie moja decyzja!

Nie odpowiedział słowami. Pocałował ją. Gwałtownie przylgnął do drżących warg dziewczyny, wykorzystując jej zaskoczenie. Lecz zaraz później, unieruchomił ramiona, przyciskając drobne ciało do ściany. Wszelkie wątpliwości, które miał, pojawiając się w tym miejscu, zniknęły. Wiedział, co powinien zrobić. Nie obchodził go sprzeciw. Był pewien, że jeśli się postara, zastąpi Iago. Całował ją brutalnie, pieszcząc niecierpliwymi dłońmi, wkradając się w zakazane miejsca. Nic więcej go nie obchodziło. Nie liczył się z porażką, bo dawno żadnej nie zaznał.

Do teraz.

Nie odwzajemniła pocałunku, nie wyrywała się. Znieruchomiała, zastygła. Zachowywała się, jakby wpadła w letarg. Jej wargi były gorące, miękkie, ale nie uległe. Były obojętne. Tak jaki i spojrzenie zielonych oczu. Jedynie gdzieś w głębi ciemnych źrenic dawał się dostrzec strach.

– Lauro – powiedział z wyrzutem, odrywając się od jej ust. – Słoneczko, nie udawaj obojętnej.

– Niczego nie udaję.

Patrzył na nią z góry, marszcząc czoło. Był rozgniewany, ale nie wściekły. Upór, który okazywała traktował po prostu jako przeszkodę, nic poza tym. Nie potrafił zrozumieć, że jej pożądanie zniknęło, bo jego było jeszcze silniejsze niż na początku. Gdyby odpowiednio zareagowała, gdyby odwzajemniła pocałunek, tym razem nie potrafiłby się opanować. Wziąłby ją tutaj i teraz.

– Będę musiał się postarać – mruknął. A potem puścił jej ramiona, cofając się o krok. Nie zaczęła uciekać, jak tego podświadomie oczekiwał. Stała w bezruchu, mierząc go spokojnym, beznamiętnym spojrzeniem. Nie spodobało mu się to. – Poznałaś naszą matkę?

– Tak.

– I jak wrażenia?

– Żaden z was nie jest do niej podobny.

– Nie? – zdziwił się. – Ta ciemna karnacja, to nie po ojcu, zaręczam cię.

– Nie miałam na myśli wyglądu zewnętrznego. – Podeszła do stołu, na którym stała butelka wody mineralnej i kilka plastikowych kubków. – Wiesz chyba że wracam do Polski?

– Wiem. Nie podoba mi się to. Polska tak jak Rosja, to zimny kraj – wzdrygnął się z odrazą. – Służbowo tak, ale dobrowolnie nigdy bym tam nie pojechał.

– Zimny? – Zburzył ten wystudiowany spokój, który okazywała. – Palant! To piękny kraj! – Na bladych policzkach wykwitły rumieńce.

– Nie. I na pewno tam nie pojedziesz. Jeśli chcesz się zobaczyć z rodziną, zaprosimy ich tutaj.

– Kompletnie oszalałeś – pokręciła z rezygnacją głową. – Albo i nie. Ty zawsze byłeś szalony, prawda? Bierzesz w ogóle pod uwagę to, co zrobi twój brat? Nawet jeśli hipotetycznie przyjmiemy, że ja się zgodzę, to co powie na to Iago?

– Będzie się wściekał – przyznał, po czym zerknął na zegarek. – Zaplanowałem mały eksperyment. Będziesz miała okazję poznać swego wybranka z zupełnie innej strony. Wypij wodę do końca – rozkazał. – Bo zaraz zaczynamy.

– Co zaczynamy? – Poczuła się zdezorientowana. Nie potrafiła rozgryźć tego mężczyzny. Był nie tylko szalony, był prawdziwą zagadką.

– Pij. Masz piętnaście sekund.

Gdyby nie to, że godzinę temu kupiła tę wodę w sklepie i sama ją otworzyła, to pomyślałaby, że coś do niej dosypał. Posłusznie wypiła zawartość kubka, odstawiła go i wtedy Vasco zaatakował. Zacisnął palce na szyi, ramieniem obejmując ją w pasie i podnosząc w górę. Potem zaniósł do sypialni, gdzie stało jedynie puste łóżko i niedomknięta szafa. Dopiero tam zaczęła się wyrywać; wcześniej była zbyt zaskoczona. Rzucił ją na materac, chwytając za włosy. Wdusił twarz w miękką tkaninę, tak że z trudem łapała oddech. Leżała teraz na brzuchu, przygnieciona jego ciałem, czując jak bardzo był podniecony. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że ubrana była jedynie z zwiewną sukienkę i cieniutką bieliznę, którą teraz bez problemu z niej zdjął.

– Przestań, proszę! – jęknęła, gdy tylko zdołała unieść głowę. – Myślisz że jeśli mnie zgwałcisz, to zmienię zdanie, wybierając ciebie zamiast brata? Chyba kompletnie oszalałeś!

– To nie będzie gwałt. – Połaskotał oddechem jej ucho. – Jak możesz Lauro!

– Będzie.

Zamarł w bezruchu, jakby rozważając te słowa.

– Zgoda, puszczę cię. Ale mam jeden warunek.

– Jaki? – Nie powinna pertraktować z tym psychopatą, lecz nie widziała innego wyjścia.

– Pocałuję cię, a ty odwzajemnisz pocałunek tak jak wtedy. W ciemności nocy, na nieznanej drodze. Albo jak na plaży. Dasz mi pięć minut abym cię posmakował, utrwalił w pamięci. Tylko tyle.

– Aż tyle.

– Umowa stoi?

– Tak – odparła z wahaniem, które nie uszło jego uwagi. – Na co ci to?

– Już mówiłem. – Bez problemu zmienił pozycję. Teraz leżała na plecach, on na niej, lecz ramiona miała wolne. Najgorsze było to, że tak doskonale wyczuwała twardość jego członka, ocierającego się o wnętrze jej ud. To było jednocześnie obrzydliwe i podniecające. Tak, na swój sposób było podniecające.

– Masz pięć minut – powiedziała beznamiętnie.

– To aż nadto – zadrwił.

Smakował wspomnieniem czegoś zakazanego, przerażającego. Wargi miał gorące i suche, oddech przesiąknięty aromatem mięty. Tym razem niczego nie wymuszał. Prowokował ją, drażnił. Ale Laurę po raz kolejny zaskoczyła obojętność, z jaką przyjęła jego pocałunek. Wiedziała, że to mu się nie spodoba. Pojawił się strach, że może ją skrzywdzić. Dlatego niemal wbrew sobie zarzuciła ramiona na szerokie barki, odwzajemniła pieszczotę jego ust, dając z siebie tyle, ile potrafiła dać. Przymknęła oczy, wyobrażając sobie, że to Iago. Nie pomogło ani trochę, wręcz przeciwnie, poczuła nagłą irytację.

– Słabo się przykładasz – wyszeptał Vasco z rozbawieniem. Lecz w głębi jego oczu zauważyła gniew.

– A czego niby się spodziewałeś?

– Tego!

Tym razem był brutalniejszy, bardziej stanowczy. Coraz mniej rozumiała, co chciał tym osiągnąć. Przynajmniej dopóki nie wyczuła, że ktoś wszedł do pokoju. Vasco chyba również, bo w końcu ją uwolnił.

– Jakie to głupie! – warknęła Laura, bardziej poirytowana niż zaskoczona. Wstała, otrzepując sukienkę, dopiero później spojrzała na trwającego w bezruchu Iago. Lecz nie zdążyła nic powiedzieć, gdy ten dopadł ją jednym susem, unosząc ramię do ciosu. I chociaż wiele już widziała, to tym razem zaszokował ją wyraz jego oczu.

Skuliła się w oczekiwaniu na uderzenie.

Ale on zręcznie zmienił zamiary, zakleszczając palce na jej ramieniu i przyciągając ku sobie. W prawej dłoni Iago zauważyła broń, wycelowaną prosto w leżącego na łóżku brata.

– Przecież mnie nie zastrzelisz – powiedział w wyrzutem Vasco. – To raczej do niej powinieneś mierzyć.

– Twoje pomysły są coraz głupsze i coraz bardziej przewidywalne.

– Przewidywalne? – Usiadł, marszcząc brwi. Nie spodobały mu się te słowa. – Ja nie bywam przewidywalny.

– Teraz już tak. Wychodzimy i wolałbym, abyś za nami nie szedł.

– Co za problem – wzruszył ramionami. – I tak was znajdę.

– Może.

– Na pewno.

Nie chciała, aby wdawał się z nim w słowne utarczki. Nie mogła też nie zauważyć, że zasłonił ją swoim ciałem, jakby nie do końca dowierzał szalonemu bratu. Tylko jedno niepokoiło; spojrzenie jakie jej posłał, zanim wyciągnął broń. To była nie tylko w czystej postaci zazdrość, to było coś więcej, czego nie ośmieliła się wypowiedzieć na głos.

Odetchnęła dopiero, gdy znaleźli się na zewnątrz, obok krzywo zaparkowanego samochodu.

– Wsiadaj! – rozkazał Iago.

– A bagaże?

– Nie mamy czasu.

– Gdzie pojedziemy? – spytała, drżącymi dłońmi zapinając pas.

– Mamy dwa wyjścia. Pierwsze to uciekać, licząc się z tym, że będzie nas ścigał do końca życia.

– Do końca? – zdumiała się.

– Tak. – Sprawnie włączył się do ruchu, ale wciąż na nią nie patrzył. – Do końca. Chyba już wiesz, że to możliwe?

– Chyba tak – westchnęła. – Oboje mieliście pokręconych tatusiów.

– Widać nasza matka lubi niegrzecznych chłopców – zażartował nieoczekiwanie. – I to właśnie ona jest naszym drugim wyjściem. Vasco jej posłucha. Jest jedyną osobą, która ma na niego wpływ. Dał jej słowo, że mnie nie skrzywdzi. Teraz musi dać kolejne, że nie skrzywdzi nas.

– Chyba źle skręciłeś?

– Dobrze. Nie pojedziemy autostradą, to zbyt oczywiste. Wolę boczną drogę.

– Zajmie to nam więcej czasu?

– Tak. Ale Vasco również.

– Domyśla się, gdzie jedziemy?

– Pewnie tak. – Iago wzruszył ramionami, a później zerknął na nią z namysłem. – Musiałaś go całować tak namiętnie?

– To według ciebie było namiętnie?

– Tak.

– Głuptas. Pewnie że nie było.

– Nie protestowałaś.

– Bałam się. Bałam się tego, co mógłby mi zrobić, tego, co mógłby zrobić tobie.

– Mnie nie skrzywdzi.

– Tak jesteś tego pewien? – Zerknęła na niego z namysłem. – Vasco nie sprawia wrażenia człowieka, który bałby się przekraczać granice. Chyba że uważasz, iż nie jestem tego warta?

Zahamował gwałtownie. Zjechał na pobocze, odpiął pas, po czym chwycił ją za ramię.

– Chodź! – rozkazał. Głos miał schrypnięty, oczy błyszczące podnieceniem.

– Oszalałeś? Tutaj?

– To mało uczęszczana trasa – mruknął, sadzając ją sobie na kolanach.

– Mówiłeś że nie mamy czasu.

– Na to mamy.

– Iago! Ja nie… – Jęknęła, gdy wpił się ustami w jej szyję, palce zacisnął na pośladkach. Tak, był podniecony, twardy, gotowy do seksu.

– Jesteś warta każdego szaleństwa – szeptał, podczas gdy jego dłonie nieustępliwie podążały do celu. – Każdego.

– Wariat! – Też smakował miętą, ale jego pocałunek był inny. Niósł ze sobą obietnicę ekstazy, pobudzał każdy zakamarek ciała, sprawiał, że umysł szykował się na eksplozję. A kiedy wypełnił ją, wbijając się aż do samego końca w gorące, mokre wnętrze, krzyknęła przejmująco. Ciasną przestrzeń wypełniło głośne dyszenie, chaotyczne ruchy, zapach potu i namiętności. Świat na zewnątrz przestał się liczyć, przynajmniej przez kilka magicznych, pełnych rozkoszy minut. Kochali się szybko, gwałtownie, pobudzeni niebezpieczeństwem podążającym ich tropem. Aż w końcu nadeszło spełnienie, intensywne, wręcz bolesne, a jednocześnie przynoszące ulgę. On znieruchomiał, ona opadła na niego wyczerpana.

– Wariat! – powtórzyła cicho, z zachwytem. Strach gdzieś się ulotnił. Wtopiona w ramiona Iago, poczuła się dziwnie szczęśliwa. I beztroska.

– Musimy jechać dalej – wyszeptał. – A jak zatrzymamy się na nocleg, ukarzę cię.

I chociaż w jego oczach ukazał się niepasujący do sytuacji błysk okrucieństwa, nie przestraszyła się. Coraz lepiej go poznawała, coraz bardziej wiedziała, czego może się spodziewać. Uporządkowała sukienkę, wytarła uda chusteczkami wyjętymi ze schowka, a na końcu zapięła pas. Właściwie wtedy, gdy już ruszali.

To ją uratowało.

Komentarze

  1. M
    Matylda
    | Odpowiedz

    Babeczko, oj Babeczko. Co Ty z nami robisz? W takim momencie 🙁 Czyli jednak Vasco też się zakochal? Nie wiem, czy to dobre słowo.

  2. K
    Kasia
    | Odpowiedz

    Kurcze, już się rozkręcalo, a tu lipa hehe. Teraz czekać cały tydzień na następne. Ile jeszcze będzie części?

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Będzie jeszcze jedna część 🙂

      • J
        J.
        |

        Tylko jedna 🙁 Więc smutne zakończenie pełne trupów sie szykuje 😀

  3. Jo Winchester
    | Odpowiedz

    Powiem szczerze, że Laura zaczyna działać mi na nerwy, podobnie obaj panowie. Chyba nie będę za żadnym z nich płakała, więc w sumie… Babeczko, szykujesz krwawe zakończenie?

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Zaraz tam krwawe… 😉

Leave a Reply