Nie mogłam się oprzeć pokusie kija i marchewki 🙂
Tak a propos pogody - ależ w Poznaniu wieeeejjjjjeeeeeeeeeeeee!!! Gdyby tak jeszcze padał śnieg... A u Was?
Nie tego spodziewałam się po tym drętwiaku. Do tego stopnia, że zamiast złości poczułam jedynie zaskoczenie. Pewnie dlatego nie zareagowałam. Dopiero kiedy oderwał się od moich ust poczułam gniew. Bo przerwał…
– Miałem rację. Chłopa ci potrzeba – zadrwił, odsuwając się. – Niestety pani artystko, nie jestem zainteresowany.
– Sądzisz, że ja tak? – odpowiedziałam, starając się, aby dosłyszał w moim głosie ironię. – Zwłaszcza że wcale nie całujesz tak dobrze.
– To nie ty przerwałaś.
– Zaskoczyłeś mnie – mruknęłam, poprawiając sukienkę. – Dawaj butelkę i się wynoś.
Wzruszył ramionami z obojętnością, ale posłuchał. A może po prostu znudziła go ta słowna utarczka tak samo jak mnie. Zostałam sama. Poczułam tę samotność nie tylko fizycznie. Co do jednego ten parszywiec miał rację. Potrzebowałam mężczyzny. Lecz nie do uprawiania seksu. Pragnęłam miłości, ciepła silnych ramion, banalnych rozmów przeplatanych pocałunkami.
Chciałam się zakochać.
Poczłapałam do mojego malutkiego pokoiku na górze. Na razie byłam sama, bo całe towarzystwo świętowało na parterze. Pomyślałam, że to to dobrze. Nie miałam siły na czcze rozmowy, na wymuszone uśmiechy. Odkorkowałam butelkę i pociągnęłam prosto z gwinta. Przestałam przejmować się nawet tym, co powiedzą rodzice. Zresztą, w tym tłoku pewnie nawet nie zauważą mojej nieobecności.
Szampan od wieków działał na mnie nasennie. Pamiętam jeszcze, że pusta butelka wypadła mi z rąk, a potem nic. Kiedy się obudziłam, obok mnie smacznie pochrapywało kilka osób. Za oknem panowała ciemność. No, niezupełnie, bo zaczął padać gęsty śnieg. Niemrawo się ucieszyłam, bo lubię gdy w powietrzu wiruje biały puch, przykrywając całą brzydotę tego świata. Po cichutku zczołgałam się z łóżka, z torby wygrzebałam ciepłą tunikę i góralskie skarpety, po czym udałam się do łazienki. Długa, odprężająca kąpiel, doskonale mi zrobiła. Przebrałam się, lecz nie czułam zmęczenia. Nic dziwnego, spałam ponad siedem godzin. Za to byłam głodna. Pomaszerowałam na dół, do kuchni. Zauważyłam, że w kominku tli się jeszcze ogień. Umiejętnie go podsyciłam, wsłuchując się w panującą ciszę. Z talerzem pełnym smakołyków, z kubkiem gorącej herbaty i z kolejną butelką szampana, rozsiadłam się na kanapie przed kominkiem. Najpierw zaspokoiłam głód i pragnienie. Potem sięgnęłam po alkohol. Płomienie pełzały po grubych polanach, za oknem padał śnieg. Powinno być mi tak dobrze, a odczuwałam jedynie bezbrzeżny smutek. Dwadzieścia siedem lat samotności. Nieliczne momenty, gdy miałam nadzieję, że to zmienię. I ten pamiętny rok… Zagryzłam wargi. Nie, nie będę płakać. Już nie. Powinnam wspominać jedynie dwadzieścia minut bezbrzeżnego szczęścia. O całej reszcie zapomnieć.
Zegar w holu wybił północ. Butelka była w połowie pusta. Smętnie pomyślałam, że zaśpię na jutrzejsze śniadanie. Wzruszyłam ramionami. I co z tego? Wygodnie wyciągnęłam się na kanapie, opierając głowę o puszystą poduszkę. Nie miałam koca, aby się przykryć, ale ciepło bijące z kominka sprawiło, że w zasadzie go nie potrzebowałam. Patrzyłam w powoli wypalający się żar, najpierw wspominając, potem marząc. Miałam nadzieję, że i tym razem szampan zadziała bezbłędnie.
I słusznie.
Lecz kiedy się obudziłam…
Szorstkie palce błądzące po mojej twarzy. Delikatnie pieszczące rozgrzany policzek. Poruszyłam się, ale nie otworzyłam oczu. Bałam się, że nieznajoma dłoń przerwie to, co robiła.
– Obudziłaś się w końcu. – Suchy, beznamiętny głos. Aż trudno było uwierzyć, że ta sama osoba tak czule mnie dotykała. – Wstań. Ogień już dogasa.
Nawet gdybym chciała to zrobić, zabrakło mi sił. Czułam się taka lekka, bezwolna, nienaturalnie słaba, jak szmaciana kukiełka. Westchnęłam tylko, lekko się uśmiechając. Marcin wymamrotał coś pod nosem, po czym ujął mnie pod pachami i posadził. Dopiero wtedy otworzyłam zaspane oczy. Dookoła panował półmrok, rozświetlony jedynie tlącym się żarem. Za oknem magiczna, roziskrzona biel. Ja prawie naga, obok mnie kompletnie obcy człowiek.
– Która godzina? – wymamrotałam sennie.
– Prawie czwarta rano.
– A ty? Co tu robisz?
– Dostałem wspólny pokój z rodzicami. Ojciec strasznie chrapie – mruknął z zakłopotaniem. Siedziałam na kanapie, a on kucał tuż obok. Tym razem to ja górowałam nad nim. Leniwym ruchem podniosłam dłonie i zdjęłam z jego nosa ciężkie okulary. Uniósł brwi w niemym zdumieniu, ale nic nie powiedział. Za to bez nich wyglądał tak bezbronnie. Zupełnie inaczej.
– Dlaczego tak bardzo mnie znielubiłeś od pierwszego wejrzenia? – Palcami przesunęłam po linii żuchwy, po szczupłych policzkach, ośmieliłam się obrysować kontur ust.
– Ja ciebie? Raczej powiedziałbym, że było odwrotnie.
– Patrzyłeś na mnie w taki sposób, jakbym była marnym robakiem, którego trzeba rozdeptać.
– Byłem w złym humorze – wyjaśnił niechętnie. – Po drodze zapłaciłem mandat za nadmierną prędkość, wcześniej nieudana randka, a na samym końcu ty i ten bohomaz.
– Powiedziałam prawdę.
– Wiem. Wtedy też to wiedziałem.
– Oj panie krytyk – zażartowałam, dając mu pstryczka w nos. – Ładnie to tak wyżywać się na bezbronnej kobiecie?
– Mimo wszystko daleko ci do bezbronnej kobiety.
– Taka herod baba ze mnie?
– Nie, niezupełnie to miałem na myśli. – Patrzył uważnie w moje oczy. Po raz pierwszy bez wrogości.
– Powinieneś zrezygnować z okularów, na rzecz szkieł kontaktowych.
– Lubię nosić okulary.
– Podnoszą IQ? – zachichotałam. Mimo wszystko gdzieś tam w moich żyłach nadal bulgotał szampan. Potem szeroko ziewnęłam, przecierając oczy dłońmi zaciśniętymi w pięści. – Idę dalej spać.
Przytaknął ruchem głowy i wstał. Ja chciałam zrobić to samo, kiedy nieoczekiwanie zabrakło mi siły. Uniosłam się lekko i z powrotem opadłam na miękką kanapę. Zanim zdążyłam zakłopotana coś powiedzieć, dwie silne męskie dłonie ujęły mnie w pasie i postawiły w pionie. Zachwiałam się, ale nie klapnęłam z powrotem.
– Za dużo szampana – wyjaśniłam mętnie myśląc, że piekielne bąbelki mi nie służą. Zresztą, kto wie? Może mi się to po prostu śniło?
– Upiłaś się szampanem?
– Bez przesady. Ale trochę szumi mi w głowie – przyznałam uczciwie. Po czym zaryłam nosem w jego pierś. Poprzednio wydawało mi się, że jesteśmy równego wzrostu, tym bardziej, że należałam do wysokich kobiet. Teraz jednak nie miałam na nogach szpilek. Jedna z męskich dłoni zjechała poniżej pasa, zaciskając się na moim pośladku. Po raz kolejny westchnęłam, ale tym razem z zadowoleniem.
– Nie masz na sobie bielizny – powiedział schrypniętym głosem.
– Chyba nie.
– I jesteś pijana.
– Chyba trochę.
– A jesteśmy tutaj sami…
– Tak? – uniosłam głowę, łapiąc spojrzenie roziskrzonych oczu, źrenic pełnych skrywanych dotychczas pragnień. – Pocałujesz mnie? Na zgodę – dodałam podstępnie.
– Jak zacznę, mogę nie skończyć.
– Całować? – spytałam zdumiona.
– Nie – pochylił się, a jego oddech owiewał moją twarz i szyję. – Kochać się z tobą.
Gdyby powiedział rżnąć, pieprzyć czy bzykać, skreśliłabym go na wstępie. Nie cierpiałam tak dosłownych określeń. Ale „kochać się z tobą” zabrzmiało tak namiętnie, tak podniecająco, że nie mogłam opanować pokusy wystawienia jego cierpliwości na próbę.
– Jak lubisz? – spytałam ponownie, ocierając się biodrami o jego biodra, wnętrzem ud, o jego nogi. Ze świstem wciągnął powietrze, a męskie dłonie bezczelnie wkradły się pod gruby materiał tuniki. Kiedy poczułam gorące palce na mojej skórze, zadrżałam. I wtedy nagle przyszło opamiętanie.
Chyba oszalałam! Rzucać się na obcego faceta, na dodatek takiego, którego patologicznie nie cierpiałam. Bąbelki zlasowały mi mózg, a panujące dookoła warunki dodatkowo podgrzały atmosferę. Dziwne było tylko jedno – że mnie nie odepchnął.
Chciałam się energicznie wyrwać z jego ramion, co mi się udało, ale zaraz potem straciłam równowagę. Po raz kolejny nie pozwolił mi upaść.
– Masz rację, powinnaś iść dalej spać – oświadczył ze spokojem. Pozornym spokojem, bo wyczytałam w jego twarzy podniecenie, w oczach pożądanie. – Zaniosę cię.
Chciałam zaprotestować, ale nie pozwolił na to. Podniósł mnie, a ja nie miałam wyjścia. Musiałam objąć go za szyję. Z westchnieniem ulgi oparłam głowę o jego ramię.
– Mam pokój na samej górze.
– Wiem gdzie masz pokój – odparł.
– Skąd?
– Po prostu wiem.
Stare schody odrobinę skrzypiały, a w holu panowała prawie nieprzenikniona ciemność, a jednak Marcin pewnym krokiem podążył na samą górę. Przytulona do niego, machałam stopami, czując kiełkujący powoli żal.
Jaka szkoda, że nie niósł mnie do wspólnej sypialni…
Zanim zdążyłam rozkręcić się na dobre, postawił mnie przed drzwiami pokoju.
– A teraz grzecznie do łóżka – rozkazał lekko zniecierpliwionym tonem.
– A buziak na dobranoc? – wypaliłam bez zastanowienia. Nie widziałam wyrazu jego twarzy, ale poczułam dotyk gorących ust. Delikatne muśnięcie i to wszystko. Zaraz potem odszedł bez słowa.
Odpowiedzi
Joanna L
Oh Babeczko kochana 🙂
Weź jakoś przyślij do mnie takiego Marcina 🙂 🙂
DZiękujemy za kolejny kawałek!!!
Anonimowy
Super 🙂 czekam na więcej 😉
Anonimowy
Super 🙂 czekam na więcej 😉
Anonimowy
To opowiadanie zaczyna mi się coraz bardziej podobać 😀 Pozdrawiam :*
Anonimowy
Och, Babeczko! Liczyłam na więcej..
Anonimowy
Rany. Nie wytrzymam tego napięcia. Kończ Waśćościanko. Ale nie w takich momentach
Anonimowy
No weź… za krótko!
manieczka
cudowne, wspaniale, przepiękne idealne
Anonimowy
Zapowiada sie super;)ale wciąż czekam na "on":)
Anonimowy
Super Babeczko ?
Anonimowy
U mnie też wieje. Bo też Poznań 😉
Monia
To się zapowiada :)jak ja lubię się obudzić i mieć co poczytać do kawki. Dziękuję Babeczko 🙂 co do pogody, jestem z łódzkiego i strasznie wieje,przydałby się śnieg i brak potrzeby wychodzenia z domu…
paulina graczyk
Proszę o więcej ?
Anonimowy
Kiedy Babeczko można spodziewać się kolejnej części?
Anonimowy
Już uwielbiam to opowiadanie hehe Super! Czekamy na kolejne części 🙂
Anonimowy
Odnośnie harmonogramu – po co wrzucać ponownie Sylwestrową Opowieść? Przecież my, czytelnicy, nie jesteśmy upośledzeni i jak mamy ochotę do czegoś wrócić to potrafimy to sobie znaleźć. Takie trochę się to wszystko robi na siłę :/
Babeczka
Mam w tym swój cel i jest nim posiadanie dostępnej Sylwestrowej na blogu w całości 🙂
Marta Ratajczak
A ja no bardzo chętnie przeczytałam po raz kolejny to opowiadanie i gdyby nie było wrzucone pewnie bym nie przeczytała znowu a tak bardzo miło mi się zrobiło. A jak chcesz narzekać to stwórz swojego bloga i rób wszystko "idealnie"
Ostatnio bardzo modne stało się krytykowanie innych w sieci….
Anonimowy
Nie narzekam tylko wyrażam swoją opinię – nie dlatego, że "to ostatnio bardzo modne", tylko dlatego, że cenię sobie wolność słowa i żadne kąśliwe uwagi żadnej Marty tego nie zmienią. Poza tym każdy kto ośmieli się skomentować dzieło innej osoby musi sam tworzyć własne dzieło idealne? (sic!) – gdyby tak było to krytykami filmowymi mogliby być tylko wybitni reżyserzy, a recenzentami książek wyłącznie laureaci literackiej nagrody Nobla. W tym kontekście to co piszesz jest trochę … (napisałabym żałosne, ale przecież zostanę posądzona o narzekanie).
Anonimowy
To nie będzie co czytać w sylwestra skoro czytałam. 🙁
Anonimowy
Kochana Babeczko a kiedy Uzurpator?
shaswen
Ludzie, odpuśćcie sobie w końcu to marudzenie i jęczenie. Roszczenia i roszczenia…. dzięki Babeczko za opowiadania 😉
Tony F.P.
Tak sobie siedzę i myślę, w jakimże to kierunku Babeczka zakręci fabułą, jakich użyje "technik", żeby bohaterów nieco sponiewierać i jakie asy wyciągnie z rękawa: niedoszłą małżonkę Marcina, "I ten pamiętny rok" Pauliny, innego amanta, brak talentu… możliwości jest sporo, a Babeczka lubi czasem zagrać piątym asem:)
Paulina zaskoczyła mnie nieco paradowaniem bez bielizny w domu pełnym ludzi, ale skoro tak lubi? Kto jej zabroni?:) Marcin na pewno nie. Mam nadzieję, że jej chętne poddawanie się pieszczotom obcego faceta wynika z upojenia bąbelkami i jej zadziorność wróci do gry. Wbrew padającym nieraz na blogu opiniom nie uważam, że wszystkie Twe opowieści, Babeczko, są na jedno kopyto i łatwe do przewidzenia – nie raz i nie dwa mocno mnie zaskoczyłaś. Na plus, oczywiście. "Sylwestrową" to sobie nawet odświeżyłam w tygodniu poświątecznym, ale skoro Ty mówisz, że masz w tym cel, to ja całkowicie zdaję się na Ciebie:) I życzę Ci, żebyś nie przejmowała się jojczeniem, że nie ma, że za krótkie, że jakieś nie takie, że płatne… roszczeniom końca nie ma. I nie daj się poganiać – ja i tak pełna podziwu jestem, że czasowo i merytorycznie ogarniasz dwie historie. Weny nieustającej życzę, a marudzenie niech spływa po Tobie, jak po przysłowiowej tłustej gęsi:)Twórcza i merytoryczna krytyka dobrze robi autorowi i jego twórczości, ale marudzenie dla samego marudzenia dobrze robi tylko marudzącemu.
Pozdrawiam:)
Anonimowy
Kiedy Uzurpator?