Wyklęty (I)

with 21 komentarzy

Zlecenie wcale nie okazało się takie proste, jak przypuszczała.

W półmroku nie dawało się dostrzec zbyt wielu szczegółów. Chociaż stodoła była stara i od wielu lat popadała w ruinę, to jednak nadal była to solidna konstrukcja, bez dziur i nadgryzionych zębem czasu krokwi. Jedynie w miejscu, gdzie obluzowała się deska, wpadał ukosem złocisty promień wieczornego słońca, jasną plamą rozlewając się na klepisku. Panująca dookoła cisza, wwiercała się w uszy, sama w sobie będąc pewnym rodzajem dźwięku.

El przycupnęła zaraz za progiem. Nie czuła strachu, lecz irytację. Po raz kolejny omiotła całe pomieszczenie uważnym spojrzeniem. Po prawej dostrzegła stertę zeszłorocznego siana. Po lewej zwalone byle jak drewno. I to wszystko. Żadnych palm krwi, żadnych zwłok i żadnych śladów, chociaż po słowach mieszkańców wioski spodziewała się całych stosów trupów. Znacznie gorsze było, że jeszcze nigdy wykrycie czegokolwiek sprawiło jej tyle kłopotu. Stąd irytacja.

Z namysłem spojrzała w górę, odgarniając nieposłuszne kosmyki włosów. Znów nic. Wydawało się, że pod powałą wiszą jedynie okazałe pajęczyny, może z dwa lub trzy nietoperze, lekko już nerwowe, bo niedługo miał zapaść zmrok.

Co u licha? – mruknęła, zaciskając palce na amulecie, który zwisał jej z szyi. Każde miejsce miało swą specyficzną aurę, historię którą nawet średnio zdolny mag potrafił przywołać z przeszłości. Lecz to… Było jałowe, jakby dopiero co przed chwilą przybito ostatnią deskę. Właśnie to obudziło jej czujność. Cisza, nicość. Jakby ktoś usunął wszystkie ślady własnej, mrocznej działalności.

El była uczennicą człowieka, którego uważano za największego maga tego świata. Najzdolniejszą uczennicą, o której mistrz nieraz powtarzał, że z czasem pewnie go przerośnie. Została wysłana do stolicy Dolin, a kiedy odrobinę zboczyła z trasy, całkowicie przypadkowo przyjęła proste zlecenie w leżącej na uboczu wiosce. Chciała się rozerwać, a tymczasem siedziała teraz na progu podupadłej stodoły, marszcząc z niezadowoleniem brwi i szukając rozwiązania.

Niby magia, ale nie wyczuwam magii – mruczała, jednocześnie kreśląc w powietrzu palcami zaklęcie ochronne. Najsilniejsze jakie znała. Niewielu na tym świecie było zdolnych, by go użyć. Mętnie pomyślała, że zamiast ruszać do walki w pojedynkę, powinna skontaktować się z mistrzem. Powstrzymywał ją jedynie wstyd. Pierwsze zadanie w terenie, a ona już nie potrafi sobie poradzić. Lecz niepokój narastał, a El czuła się coraz bardziej nieswojo. Gorzej, bo miała wrażenie, że jest również obserwowana. Jakby ktoś wpatrywał się w nią beznamiętnie, oceniająco, tak intensywnie, że dziewczyna poczuła jak zimny pot spływający wąską strużką wzdłuż kręgosłupa. Irracjonalne przerażanie było tez powodem gęsiej skórki i nagłej słabości w dole brzucha. Z taką siłą zakręciło się jej w głowie, iż musiała podtrzymać się ściany.

Ofiary, które podobno zniknęły w tym miejscu, nagle nie wydały się jej zwykłym zbiegiem okoliczności. Może mieszkańcy wioski mieli rację? Coś nieludzkiego, jakieś pierwotne zło czaiło się w okolicy, sprawiało, że ginęli ludzie. A może poniosła ją wyobraźnia, gdy zabrakło wiedzy oraz umiejętności, by rozwikłać zagadkę?

Nagle wszystko zniknęło równie nagle jak się pojawiło. Oszołomiona dziewczyna wstała. Przestała wyczuwać niebezpieczeństwo, przestała się bać. Lecz pozostał niepokój i pytania, na które nie potrafiła znaleźć odpowiedzi.

Skupiła się w sobie, starając się wyczuć wszelkie formy życia w pobliżu. Gromadka myszy, jakiś ptak, który przysiadł na skraju dachu. Dużo dalej, zatrwożeni mieszkańcy, którzy uwierzyli, że im pomoże. Nic poza tym.

Przesunęła dłonią po mokrej od potu twarzy..

Wczoraj zatrzymała się w leżącej nieopodal wiosce. Chciała jedynie napoić konia i odetchnąć, ale kiedy odpoczywała popijając wodę, podeszło do niej kilka osób. Trzech mężczyzn, jedna kobieta. Wszyscy mieli podkrążone oczy, przekrwione białka i blade twarze, naznaczone cierpieniem. Dowiedziała się od nich, że od kilku miesięcy giną w okolicy ludzie. Najpierw tylko ci, którzy znaleźli się w starej, stojącej na uboczu stodole. Z czasem także inni, którzy jedynie oddalili się od zabudowań, idąc w tamtym kierunku. W końcu nieznane dotarło do granic wioski. Kilkoro dzieci zniknęło ze swoich domów, w nocy, z izb pełnych ludzi. Czy zgłosili to gdzieś? Tak, niejednokrotnie. Przybyły oddział żołnierzy niczego nie znalazł. Kilku magów, przysłanych ze stolicy również. A ludzie nadal ginęli. Dzieci, kobiety, mężczyźni w sile wieku, słabowici staruszkowie. Nieznane zło rozzuchwaliło się swą bezkarnością.

Łaskawie obiecała zająć się tą sprawą, w końcu do celu miała zaledwie dwa dni drogi, a czas narady wyznaczono dopiero za siedem księżyców. Mogła pomóc tym biedakom. Szczerze mówiąc nie wierzyła w tajemniczą, nadnaturalną siłę, bardziej w bandę sprytnych rozbójników, którzy uprowadzali ludzi, aby móc sprzedać ich jako niewolników za morzem. W krainie dolin takie rzeczy były od wieków zabronione, ale nie wszędzie tak było. Albo w fatalny zbieg okoliczności i potęgę ludzkiej wyobraźni.

Tymczasem natknęła się na coś zupełnie niezrozumiałego.

El weszła do stodoły, stanęła na środku. Zamknęła oczy, starając się używać teraz tylko jednego zmysłu. Tego, którym tak szczodrze została obdarowana.

Coś wyczuła. Nieuchwytny ślad dziwnej mocy. Zmarszczyła brwi. Dziwnej, a może tak starej, że wydawała się jej zupełnie obca? Tylko skąd na tym odludziu…

Pani! – rozległo się trwożne wołanie na zewnątrz. – Pani! Żyjesz?

Prychnęła z pogardą. Może i nie umiała zidentyfikować wroga, ale jej zaklęcia ochronne zrobiły swoje.

Nic mi nie jest – odkrzyknęła, zbierając się do wyjścia. Tutaj nie miała już czego szukać.

Pani! – Ulga w głosie mężczyzny była doskonale wyczuwalna. – Czy coś znalazłaś w tej przeklętej stodole?

Nie to, o czym myślisz – mruknęła. Wolała nie wdawać się w szczegóły. Szczerze mówiąc było jej wstyd. Łaskawie podjęła się tego zadnia, łaskawie, bo miała się już za wielką czarodziejkę która bez problemu poradzi sobie z kłopotami zapyziałej wioski. I poniosła klęskę, do której nie zamierzała się przyznać.

Wiem pani – odparł mężczyzna ze smutkiem. – Pozostaje nam jeszcze jedno wyjście. Zresztą, wielu już je wybrało.

Opuścicie wioskę?

Tak. Przynajmniej ci, którzy chcą żyć.

Czyli wszyscy. – El naciągnęła na głowę kaptur. Pomimo złocistego wieczornego słońca, zadrżała. Wróciło wspomnienie strachu, który zaatakował ją z taką siłą w tamtym miejscu.

Pani… – Po drodze dołączył do nich drugi mężczyzna. – Jesteś magiem, znasz się na tych sprawach. Czy to nie… widmowa armia? – dokończył trwożnym szeptem.

Nie wiem. – El postanowiła być szczera. – Ale widmowa armia chyba działała nieco inaczej. Mniej dyskretnie, bardziej krwawo. No i jak by się ukryła cała armia? W dodatku dlaczego w stodole?

Może jakiś zapomniany dezerter?

Wątpię. – Jednak słowa mężczyzny, podsunęły jej pewną myśl. W widmową armię nie wierzyła, chociaż tak naprawdę znała ją jedynie z opowieści snutych przy ognisku. Był jednak ktoś, równie groźny jak tamto nie pochodzące z tego świata wojsko.

Azack, Vidren, Koll. Trzy imiona, które znał na pamięć każdy mieszkaniec tego świata. Czyste zło w ludzkiej postaci. Magowie, którzy sprowadzili na nich to całe nieszczęście, czarnoksiężnicy będący przekleństwem własnej rasy. Jeśli to byłby któryś z nich…

Powinnam zawiadomić mistrza – wyszeptała, kuląc ramiona. – Cokolwiek by to nie było.

Na nocleg zatrzymała się w największej chałupie we wsi. Nie dostała osobnej izby, ale przynajmniej ugoszczono ją własnym łóżkiem. Leżała, w ciemności wsłuchując się w całkiem normalne odgłosy dobiegające z każdego kąta domu. Chrobot. To pewnie myszy. Rytmiczne pochrapywanie. Brzdąc z katarem tuż obok. Szczekanie psa gdzieś w oddali.

Przewróciła się na drugi bok. Teraz księżyc świecił prosto w jej twarz. Doskonale, srebrzyste światło pomagało zebrać myśli, skoncentrować się. Bo jeśli niczego nie wymyśli, jutro będzie musiała skontaktować się z mistrzem. To ostateczny termin, nie ma sensu dłużej zwlekać. Nawet jeśli w przypadku kompromitacji, stanie się pośmiewiskiem. El wyznawała jednak zasadę, że lepiej chuchać na zimne.

Widmową armię skreśliła. Demonów w ogóle nie brała pod uwagę. Odeszły wieki temu, pozostawiając po sobie jedynie legendy i rody, w których płynęła ich krew. Najbardziej prawdopodobny był któryś z czarnoksiężników, lecz na co mu taka zabawa w kotka i myszkę? Z drugiej strony nie znała się na rytuałach czarnej magii. Może potrzebowała tak wiele ludzkiej krwi, lecz nie naraz? Jedna ofiara co jakiś czas, cyklicznie, konsekwentnie. Wioska leżąca na takim uboczu dawała szansę, że nikt się tym zbyt szybko nie zainteresuje.

Chyba sama siebie zaczaruję, abym zasnęła. – El rozbawiła ta myśl, gdy wtem gdzieś całkiem blisko rozległo się głuche warknięcie. Wilk? Tutaj, tak blisko ludzkich siedzib?

Ostrożnie wstała, starając się nie robić zbyt wiele hałasu. Udało jej się dotrzeć do drzwi, ale kiedy spróbowała je uchylić, przeraźliwie zaskrzypiały.

Do stu!… – wymamrotała El, rzucając w pośpiechu odpowiednie zaklęcie. Drzwi nie odważyły się ponownie zaskrzypieć. Wyślizgnęła się na zewnątrz, drżąc z zimna, bo noce były już coraz chłodniejsze.

I nagle zastygła w bezruchu, otulona ramionami.

Naprzeciwko niej stał wilk.

Ogromne zwierzę, o ciemnej, skołtunionej sierści i połyskujących czerwono ślepiach.

O ile jego rozmiar mogłaby jeszcze zaakceptować, to nie kolor oczu.

Błyskawicznie wyciągnęła przed siebie dłoń, rozcapierzając palce i wypowiedziała tylko jedno słowo. Potężne słowo, a mimo to miała wrażenie, że stwór rzuci się na nią bez wahania. Lecz on tylko wpatrywał się w nią, głucho powarkując.

– Pamiętam – wyszeptała dziewczyna, oblewając się zimnym potem, bo właśnie uzmysłowiła sobie, gdzie widziała rycinę przedstawiającą podobnego stwora. Była to historii pełna krwi, historia ostatniej wielkiej wojny. Widmowa armia, zdrajcy i ich słudzy. Zwierzęta, które nie były zwierzętami, a sługami mroku zamkniętymi w kudłatych lub pierzastych ciałach.

Wiem kim jesteś! – powiedziała dobitnie. – Nie chowaj się w ciemności, to na nic.

Nikt nie odpowiedział, ale potwór zniknął jak duch, którym być może był. El odetchnęła głęboko, przyrzekając sobie, że jutro nada telepatyczne wezwanie do mistrza. Powoli zaczynała rozumieć, co się tutaj dzieje i szczerze mówiąc, bardzo jej się to nie podobało.

Zapowiadało odrodzenie zła, które z takim trudem zostało pokonane.

***

O poranku wczorajsze wydarzenia wydały jej się irracjonalnym snem. Stodoła, w której znikali ludzie? No dobrze, a ilu ich było? Zaledwie szóstka. I dwoje dzieci z chałupy na skraju wsi. Jeden pastuszek. To wszystko. Dziwna atmosfera? Może przesadziła? Rzadko przebywała wśród ludzi, prócz tych, którzy tak jak ona, uczyli się posługiwać magią. Wcześniej nie był lepiej, bo jako szlachetnie urodzona, też była izolowana od pospólstwa. No i wilk o czerwonych oczach? To również wydało jej się teraz mało prawdopodobne.

Przestała być pewna swej racji. A co jeśli zbłaźni się w oczach mistrza? Z drugiej strony, jeśli jej przeczucia były słuszne…

Pani… – Rudowłosa dziewczynka pociągnęła ją za rękaw bluzy przerywając te rozterki. – Pani, mam dla ciebie wiadomość.

Dla mnie?

Tak. On kazał, abyś zaczekała na niego w karczmie. Zjawi się po zmroku, by z tobą porozmawiać.

On? – El niezauważalnie pobladła. – Kim jest on?

Mężczyzna, który nam pomaga.

Odrobinę odetchnęła. Pomaga? Nie, żaden z wygnanych czarnoksiężników nie bawiłby się we wsiowego bohatera. W takim razie oczywiście spotka się z tym człowiekiem, kto wie, może dowie się czegoś nowego na temat tego, co się tutaj działo. Próbowała wypytać jeszcze dziewczynkę o szczegóły, ale tamta niewiele wiedziała. Tajemniczy mężczyzna nie był ich współplemieńcem. Pojawiał się cyklicznie drugiej nocy pełni i znikał, gdy nadchodził świt. Skąd wiedział, że będą gościć czarodziejkę? Nie wiedział, kazał przekazać tę wiadomość magowi przybyłemu do wioski, by zbadać sprawę zniknięć. Wyjaśnił, że to ważne i dał jej całą srebrną monetę. Nic dziwnego, że dziewczynka z takim zapałem to wszystko opowiadała.

El cały dzień spędziła, błąkając się po okolicy, ale nie wykryła nic ciekawego. Nawet stodoła, była tylko stodołą. To po raz kolejny ją zirytowało. Kiedy zaczęło się ściemniać, skierowała się do okazałego budynku, leżącego przy głównym trakcie, o ile tak można było nazwać tę zarośniętą chwastami drogę. Jedyna karczma we wsi była po prostu paradną izbą w domu najbogatszego gospodarza. Usiadła przy popękanym ze starości stole, zamówiła posiłek i dzban wina. W jakiś sposób musiała poprawić sobie humor, chociaż tutejszy trunek bardziej przypominał ocet niż szlachetny napój.

Gdy światło słońca zastąpił blask księżyca, izba zapełniła się ludźmi. Byli to przeważnie mężczyźni w sile wieku, którym udało się wymknąć spod czujnego oka małżonek. Lecz nawet podchmieleni, nie odważyli się jej zaczepić. Jedynie od czasu do czasu zerkali w stronę siedzącej na kielichem wina dziewczyny ze słabo maskowaną ciekawością.

Gwar głosów może nie ucichł, ale zdecydowanie zmienił swe natężenie, gdy do izby wszedł podróżny ubrany cały na czarno. Na głowę miał zarzucony kaptur, u boku lśniący srebrzyście miecz, na którego rękojeści wiły się czarne oraz czerwone runy.

El od razu zrozumiała, z kim ma do czynienia. Odruchowo ścisnęła spoczywający na jej piersi amulet, ale wtedy on powoli odwrócił się w jej stronę i zsunął kaptur.

Był wysoki, szczupły, zwinny. Rozwichrzone, dawno nie strzyżone, kruczoczarne włosy, pokryła na skroniach siwizna. Twarz miał trójkątną, o ostrym podbródku, wysokich kościach policzkowych, ziemistą, wysmaganą wiatrem. Jasne, błyszczące oczy otaczały głębokie cienie. Kształtne wargi zaciskały się na wpół surowo, na wpół kpiąco.

Wyglądał dokładnie na tego, kim był, a wrażenie to potęgował jego ubiór.

Czarnoksiężnik. Wyklęty. Wygnany. Poszukiwany za zło, które ponad cztery dekady wyrządził temu światu. Jedyny nie pojmanym i jedyny nie skazany za swoje zbrodnie. Najsilniejszy i jednocześnie najbardziej przegrany.

Lecz El bynajmniej nie czuła strachu. Zaledwie ciekawość, bo sam się zjawił i zdemaskował. Musiał mieć w tym jakiś cel i z pewnością nie była nim chęć unicestwienia jej nieskromnej osoby.

Azack! – wskazała go palcem, wymawiając po tysiąckroć przeklęte imię.

Aż tak jestem sławny? – uniósł brwi, chociaż wcale nie wyglądał na zaskoczonego. Głos miał szorstki, głęboki, taki, który jeszcze długo wibrował w przestrzeni pomiędzy nimi.

Aż tak jesteś niesławny.

Racja – zadumał się. – Czarodziejka?

Nie wiesz? – Tym razem naprawdę się zdziwiła.

Twoja aura jest… nietypowa – dokończył z oporem. Widać nie w smak był mu fakt, iż nie potrafił rozpoznać, z kim ma do czynienia.

Jest. Lecz sądziłam, że ktoś taki jak ty, bez trudu sobie z tym poradzi.

Nieważne. Teraz jestem pewien. Czarodziejka. Tylko wy, tak zwani stojący po właściwej stronie mocy, macie tyle pychy w głosie – dodał, zajmując miejsce przy stole, dokładnie naprzeciwko spiętej dziewczyny.

Z bliska widać było więcej szczegółów; bruzdy rzeźbiące jego twarz, pajęczynę zmarszczek w kącikach oczu, spierzchnięte usta czy zmęczenie w jasnych oczach. To, co wzięła za grę cieni, okazało się bliznami. Dwie biegły po obu stronach czoła, trzecia odbijała się czerwienią tuż nad wargą, wytyczając ślad w górę. Chyba nie bardzo dbał o to, aby magia maskowała jego prawdziwy wiek. Zresztą u osoby władającą nawet niewielką mocą, było niezwykle trudno go określić. Co dopiero u prawdziwego czarnoksiężnika.

– Rada się ucieszy – powiedziała po długiej chwili milczenia, podczas której obserwowali się czujnie. – Z tego, iż w końcu chcesz się poddać.

Bzdury pleciesz – mruknął. – Jeśli to zrobię, pozbawią mnie mocy. Równie dobrze mogą zabić. Akurat ktoś taki jak ty, powinien to zrozumieć.

Zrozumiała. Dla niej magia była jak powietrze, którym oddychała. Nie potrafiłaby bez niej żyć. Tak jak nie można żyć bez powietrza.

To czego chcesz? Walczyć?

Nie – opuścił głowę, przerywając kontakt wzrokowy. – Pomocy.

Zapadła cisza. Na bardzo długą chwilę.

Ty chcesz pomocy?! – wykrztusiła w końcu z siebie. – Ty?!

To było nie tylko dziwne. Było zatrważające. Czuła w nim siłę, z którą nawet ona zawahałaby się mierzyć. Poza tym był też niezwykle doświadczony, nie tylko z racji wieku, ale i tego, co wydarzyło się w przeszłości.

Dokładnie pięćdziesiąt lat temu wybuchła Wielka Wojna. Lecz wróg nie przybył z zewnątrz, zza gór czy zza morza. Wrogiem byli ci, którzy mieli bronić. Pewna grupa magów zbuntowała się i chcąc przejąć władzę, sprowadziła do tego świata widmową armię. Armię, która nie musiała jeść, nie musiała spać, która nigdy się nie męczyła i która nie znała litości. Ich przywódcą był Piron, a jego zastępcą właśnie Azack. Początkowo zyskali przewagę, lecz członkowie Rady bardzo szybko znaleźli odpowiedni przeciw czar. Wojna chociaż niezwykle brutalna i pomimo tego, iż pochłonęła tyle ofiar, była krótka. Trwała zaledwie dwa lata. Później zaczęło się polowanie na Pirona i jego towarzyszy. Udało się złapać prawie wszystkich. Prawie. Trzech umknęło, a wśród nich był właśnie Azack.

Wyklęty prosi o pomoc czarodziejkę? Uczennicę swego najgorszego wroga oraz królewską córkę, trzecią w kolejce do tronu Królestwa Dolin? – spytała z namysłem.

Nic nie wiem o tym, że jesteś pupilą Rothara.

Ale reszty jesteś świadomy?

Nosisz symbol królewskiego rodu – wskazał haft na kurtce.

Może ją pożyczyłam?

Nie – zmrużył oczy. – Nie pożyczyłaś jej.

Dobrze. Koniec słownych gierek – oświadczyła twardo. – Mów, o co ci chodzi. Zaraz później wzywam posiłki.

Telepatia przy tak wielkiej odległości? – zdziwił się.

Nie musisz wierzyć.

Wierzę, bo ja bym potrafił to zrobić. Nie wiedziałem jednak, że ty też – zmrużył oczy, lustrując ją uważnym spojrzeniem. – Dobrze wybrałem.

O co chodzi?

O góry.

A co z nimi nie tak? – zdumiała się tak bardzo, że na moment prawie zapomniała o nienawiści do tego człowieka. Zresztą, czy można go było nazwać człowiekiem? – I dlaczego potrzeba ci pomoc białego maga?

Wy i wasze dziwaczne podziały – skrzywił się. – Moc nie jest ani biała, ani czarna. To my nadajemy jej kształt, wyznaczamy cel i wykorzystujemy wedle własnego widzimisię.

Zirytowała się, bo wolałaby w końcu przejść do meritum sprawy.

Po co? – powtórzyła ostro, nieco już zniecierpliwionym tonem. Wręcz pożałowała, że postanowiła go wysłuchać, zamiast od razu próbować skontaktować się z mistrzem. Dała się podejść jak dziecko.

Potarł czoło kciukiem, jakby zastanawiając się, od czego powinien zacząć.

Zazwyczaj trzymam się z daleka od ludzkich siedzib. I sama wiesz, że nie wiele jest rzeczy, które potrafią mnie przestraszyć.

Może za wyjątkiem całego składu Rady Magów – zakpiła.

Nie obstawiłbym ich zwycięstwa – uniósł głowę, odwdzięczając się również kpiącym spojrzeniem. Wzdrygnęła się, bo jeszcze u nikogo nie widziała takich oczu, hipnotyzujących swą siłą. Może to ich kolor, tak jasny, że wręcz stapiał się z odcieniem białek? Może kontrastowa oprawa z czarnych brwi i rzęs oraz głębokie, sino–fioletowe obwódki? Czy właśnie to połączenie dawało wrażenie niesamowitości, przywoływało na myśl całkowity brak ludzkich uczuć?

Pomińmy to. Mam mało czasu.

Czasu masz wystarczająco dużo – odparł suchym tonem. – Mało kto zapuszcza się w góry. Niedostępne szczyty bronią się mrozem, śniegiem oraz złą reputacją.

Demony już dawno opuściły swe siedziby.

Lecz strach w ludzkich sercach pozostał.

Przypuszczano, że tam się ukryłeś – powiedziała w zamyśleniu skubiąc pajdę czerstwego chleba.

I wielokrotnie tam mnie szukano – uśmiechnął się krzywo, bo przecież fakt, że przez tyle lat umykał Radzie, był dla niego powodem do dumy.

Was szukano – poprawiła go.

Nie mam pojęcia, gdzie ukrył się Vidren czy Koll. Byliśmy sojusznikami tylko przez krótki czasu. Nie zdradzę ci też, gdzie jest moja kryjówka, bo zamierzam do niej wrócić.

Sam? – Wróg czy nie, przeraziła ją ta myśl. – Sam przez tyle lat?

Jestem magiem, lubię samotność – wzruszył ramionami.

Ale tyle lat? – uparcie drążyła temat. – Przecież… są pewne potrzeby… no i… – zamilkła zmieszana. Wolała nie pytać o sprawy sobie obce. Jak dotychczas nie miała okazji obdarzyć zainteresowaniem jakiegokolwiek mężczyzny.

Potrzeby? – Ramiona oparł o stół, lekko przekrzywił głowę, a usta drżały mu od z trudem powstrzymywanego śmiechu. Bawiło go jej zawstydzenie. – Nie, nie o taką pomoc proszę, chociaż jesteś piękna, zbyt piękna moja panno czarodziejko.

Aby pokryć zmieszanie, upiła odrobinę z kubka, który dotychczas tylko trzymała w dłoni. Zarozumiały dupek, pomyślała z urazą. Jednak nie pierwszy raz mówiono jej takie słowa, chociaż chyba pierwszy wypowiedziane były tak beznamiętnie.

Odchrząknęła.

Doszliśmy więc do sedna. O jaką pomoc prosisz?

Jakiś czas temu zaczęło mnie prześladować wrażenie, że ktoś obserwuje moją siedzibę. Oczywiście w pierwszej kolejności pomyślałem o członkach Rady, ale aura ich mocy byłaby zupełnie inna. To, co wyczułem, wzbudziło mój niepokój.

Tylko niepokój? pomyślała, przypominając sobie swoją wczorajszą wizytę w przeklętej stodole. Uczciwie, choć niechęcią musiała przyznać, że ona poczuła dużo więcej niż niepokój.

Dam głowę, że najpierw próbowałeś porozumieć się z niewidzialnym obserwatorem?

Coś w tym stylu – skrzywił się. – Ale to… To jakby inna forma życia.

Jak widmowa armia? – wyszeptała. Doskonale pamiętała opowieści z tamtego czasu, o nieprawdopodobnym wręcz okrucieństwie.

Nie – na chwilę zamknął oczy. – To coś gorszego El, coś znacznie gorszego. Coś nad czym człowiek, jakiej by mocy nie posiadał, nie jest w stanie zapanować.

Pominęła milczeniem fakt, że znał jej imię. W końcu mógł się dowiedzieć od któregoś z mieszkańców wsi.

Co może być tak złe, że chcesz przed tym ostrzec najgorszych wrogów? – spytała nieufnie.

Nie wiem. Ale to coś sprawia, że po raz pierwszy od wielu lat poczułem strach.

Czy mogła mu ufać? Nie, po stokroć nie! Ten potwór nie czuł żadnej skruchy, nie żałował ani jednego swego występku. W oczach miał lód, taki sam, jaki pokrywał górskie szczyty, pośród których zamieszkał, cierpki uśmiech i całkowity brak empatii. Nie potrzebowała magicznego zmysłu, aby wyczuć bijące od siedzącego naprzeciwko mężczyzny zło i aby zrozumieć, że on nigdy nie byłby zdolny do poświęceń. W jego planach musiało być coś więcej, niż ostrzeżenie przed nieznanym niebezpieczeństwem.

Mam przekazać wiadomość Radzie czy wyruszyć z tobą na wojnę? – spytała z ironią.

Masz przekazać wiadomość Rotharowi. Nikomu więcej, bo nikt więcej nie uwierzy w moje słowa.

Mistrz uwierzy? – zdumiała się. – Przecież cię nienawidzi. Walczyliście…

Mało wiesz El. – Znów ten krzywy uśmiech, lekceważenie ukryte pod gładkimi słowami. To właśnie denerwowało ją najbardziej.

Nie jestem bezrozumnym dzieckiem, które tylko bawi się pokazywaniem magicznych sztuczek! – Rozgniewała się. Purpurowy rumieniec rozlał się po szczupłej twarzy, w zielonych oczach zabłysła złość. Uniósł dłoń i oparł na niej podbródek, wpatrując się w dziewczynę. Bogowie obdarowali ją niezwykle hojnie. Pochodzenie, uroda, talent magiczny. Ideał, który mógł dać władzę absolutną. Lecz on był zbyt zmęczony, aby na nowo walczyć o to, co kiedyś doprowadziło do jego zguby. I zbyt stary dla tej młódki.

Nie chcę przebaczenia czy odkupienia. Chcę spokoju. Tylko tyle potrzebuję, aby żyć.

Wielu chętnie widziałoby cię martwego.

Wiem – wzruszył obojętnie ramionami. – To mało ważne.

Sądzisz że Mistrz będzie wiedział, co dzieje się wśród śnieżnych szczytów?

Nie sądzę. Zawsze był sła… Nieważne.

Słaby? Zawsze był słaby? To dziwna opinia, jak na pokonanego.

Słabszy. W niektórych dziedzinach. Mieliśmy jednego nauczyciela. – Azack znów szeroko się uśmiechnął. Lecz ten uśmiech po raz kolejny nie dotarł do jego oczu, zatrzymał się na ustach, niczym grymas, którego nie potrafił powstrzymać. Uśmiechając się, jeszcze bardziej wyglądał na tego, kim był.

Zamyśliła się. Tak, mogła przekazać wiadomość Rotharowi. Powinna ją przekazać. O tym, czego doświadczyła, o ostrzeżeniu Azacka. Miała świadomość tego, że mogła to być pułapka. Dlatego czym prędzej musi osiodłać konia i opuścić to przeklęte miejsce. Lecz jednocześnie do głosu doszła ciekawość. A co w przypadku, gdy Wyklęty ma rację? Coś pojawiło się w ich świecie, coś, co nie chciało zbyt szybko zostać zdemaskowane.

Nad czym się zastanawiasz?

Zło większe od zła – odparła, nadal zadumana. – Co podejrzewasz?

Niewiele.

Kłamiesz. Ktoś taki jak ty, nie poprzestałby na wezwaniu pomocy. – Ona także oparła się o blat stołu, odważnie mierząc się z jego spojrzeniem. – Albo to pułapka zastawiona przez ciebie i twoich towarzyszy. Tym razem nie widmowa armia, ale coś innego. Gorszego.

Koll nie żyje. Vidren uciekł na drugi koniec znanego nam świata. Jestem sam.

To były płotki. Ty pomagałeś Pironowi.

Widzę że historia magii zaliczona na piątkę – roześmiał się cicho, a dziewczyna czujnie na niego spojrzała. Nie, nie bała się, chociaż może powinna. Czuła raczej niechęć i niezdrową ciekawość. Był legendą, postrachem dzieci, sennym koszmarem dorosłych. A jednak ona się go nie bała. – Tak, pomagałem Pironowi. Niczego nie żałuję, może jedynie przegranej. Widmowa armia była moim pomysłem. Czekała na wezwanie, bo już kiedyś syciła się krwią mieszkańców tego świata – oblizał spierzchnięte usta. Wtedy El zadrżała, bo ten niewinny gest obudził w niej coś nieznanego, dziwnego.

Sądziłeś, że uda wam się to, co nie udało się jednemu z najsilniejszych demonów?

Miałem nadzieję.

Płonną – odparła szorstko. Ten brak skruchy rozwścieczył ją. – Ale przynajmniej jednego możemy być pewni. To nie widmowa armia.

Nie.

Zamilkli. Ona wpatrywała się w niego czujnie, on z pobłażaniem.

Rozpoznanie czarodziejki wcale nie było tak łatwe. Była inna, chociaż od pierwszego spojrzenia wyczuł w niej niezwykłą moc. Nic dziwnego, że Rothar uznawał ją za swą potencjalną zastępczynię. Skrzywił się na samo wspomnienie naczelnego maga i całej Rady. Zramolałe staruchy, zaklął w duchu.

Obserwował twarz dziewczyny, zmarszczkę, która przecięła gładkie czoło, gdy podał powód wyjścia z ukrycia. Była nieufna, czujna i wcale się temu nie dziwił. Lecz nie miał wyboru. Chociaż po tamtym strachu pozostało jedynie blade wspomnienie, uczucia, których wtedy doświadczył, były tak niezwykłe, że znalazł się pod wewnętrznym przymusem szukania pomocy. Czarodziejka była niczym prezent od losu, lecz jednocześnie musiał być podwójnie ostrożny. Nie chciał skończyć przed Radą w charakterze oskarżonego.

Pozwolisz że spytam, co robisz na tym pustkowiu?

Podróżuję – ucięła krótko.

Osoba z twoim talentem tylko podróżuje?

Nie przeceniaj mnie. Jestem w drodze do stolicy.

Dla odmiany na jego twarzy ukazało się osłupienie.

Zdajesz sobie sprawę, że zboczyłaś? – spytał, patrząc na nią z niedowierzaniem.

Może odrobinę.

Odrobinę? – prychnął pogardliwie.

Stąd w góry dzień drogi. Tak, odrobinę.

Panno czarodziejko… – zaczął z wahaniem. Nie lubiła, gdy tak się do niej zwracał. Było coś protekcjonalnego w tych słowach, coś o nieco pogardliwym wydźwięku. Jakby dorosły człowiek zwracał się do rozkapryszonego dziecka. – Tak, stąd dzień drogi w góry. Ich szczyt zresztą majaczą na horyzoncie. Kojarzysz bagna Lotaru?

Tak – zmarszczyła brwi, zastanawiając się, do czego on zmierza.

Jesteś o dziesięć dni drogi na północ od nich.

Na północ? Jak to dziesięć dni? Przecież ja… – Gwałtownie wstała. Podeszła do grubego karczmarza, który od samego początku gapił się na nich trwożnie. – Jak nazywa się ta miejscowość?

Północne Pustkowie – odpowiedział, w panice nieco się cofając.

A stolica? Ile dni drogi stąd do stolicy?

Daleko pani – wyjąkał. – Bardzo daleko. Będzie z tuzin, zanim miniesz rozległe bagna…

Więcej nie słuchała. Wybiegła na zewnątrz. Po raz pierwszy odkąd tu przybyła, niebo nie było zasnute chmurami. Poszukała punktów orientacyjnych i pobladła.

Ten przeklęty czarnoksiężnik miał rację. Po stokroć miał rację! Tylko jak…

Nie rozumiem – pokręciła w oszołomieniu głową. – Nie rozumiem co się stało. Czy to twoja sprawka?! – warknęła, odwracając się w jego kierunku, bo wyszedł za nią.

Moja? Nie – zaprzeczył beznamiętnym tonem. – Ale znam to zaklęcie. Bardzo stare, niewielu magów się nim jeszcze posługuje.

Magów?

Masz rację, to raczej domena takich złych duchów jak ja – roześmiał się głośno, jakby bawiło go jej zgubienie. – To zaklęcie używane przez tych, którzy nie lubią ograniczeń. Problem polega na tym, że raczej pamiętałbym, iż go użyłem. A prócz mnie, nie ma w tej krainie nikogo, kto jeszcze tak silnie związany byłby z mrokiem. Te płotki, które oszukują na uzdrowieniach, nie są godne nawet wspomnienia.

Albo kłamiesz!

Ciebie mogę okłamać, to żaden problem. Siebie nie, bo nie mam po co – wzruszył ramionami. Oparł się o rozchwiany murek, niezgrabnie na nim siadając. W ręku miał pajdę chleba, którą po kawałku podjadał. – Prócz mnie może jeszcze Rothar i dwóch, albo trzech członków Rady mogłoby się posłużyć takim zaklęciem.

Sugerujesz że Rada ma w swoich szeregach zdrajcę? – zadrwiła. – I to w dodatku sługę ciemności, którego nikt jeszcze nie wykrył?

Najciemniej pod latarnią – odparł, bacznie się jej przypatrując. Złoszczące się kobiety bywały raczej brzydkie. Ta przeciwnie. Zielone oczy skrzyły się gniewem, policzki pokrył rumieniec. Nawet rudozłote włosy sprawiały wrażenie, jakby żyły własnym życiem, wijąc się w nieposłusznych lokach wokół pociągłej twarzy. Przekrzywił głowę, czując coś dziwnego, gdy jego spojrzenie zawadziło o pełne, kuszące wargi.

Bzdura! – Podeszła tak blisko, że prawie otarła się o jego ciało. – Winnym możesz być tylko ty! Tak wygląda twoje poszukiwanie pomocy!

Nie odpowiedział. Uniósł ramię, dotykając pałającego czerwienią policzka. Pogładził go kciukiem, rysując na aksamitnej skórze coś nieokreślonego. Czerń źrenic rozlała się pomiędzy powiekami, gdy zaczął wypowiadać pierwsze słowa zaklęcia.

Nie! – Uderzyła go w twarz.

Mrok umknął. Rozbawiony Azack pocierał znieważony policzek.

Ech, panno czarodziejko – powiedział w końcu zeskakując z murka, na którym siedział. – Wracaj lepiej do domu i powiadom Rothara. I przestań rozmyślać o tej zrujnowanej stodole. To akurat byłem ja.

Ty?!

Czymś musiałem przyciągnąć twą uwagę. Bałem się, że nie zdążę przybyć na czas, więc posłałem mego towarzysza, aby wzbudził twoją ciekawość. A ta stodoła to kozioł ofiarny wyobraźni tutejszych mieszkańców.

Przecież znikali w niej ludzie? – przyglądała się podejrzliwie, zastanawiając się, cóż go tak rozbawiło. – I co całkiem sporo ludzi. Czy przypadkiem nie był za to odpowiedzialny właśnie twój tak zwany towarzysz?

Znikali. Ale że akurat sporo? Powód jest nieco inny.

Jaki? – drążyła, nie mając zamiaru odpuścić.

Dach na głową, odludne miejsce, duża ilość siana. – Teraz otwarcie się już śmiał, a El oblała się rumieńcem, gdy zrozumiała, co miał na myśli. – Nie za szybko okoliczni chętni na miłosne igraszki zorientowali się, że mogą przypłacić życiem owe przyjemności. W tym czasie kilka par, niekoniecznie małżeńskich, zniknęło właśnie w tym miejscu. I tak biedna stodoła dorobiła się tak nieciekawej reputacji.

I to nie twoja sprawka? – spytała podejrzliwie.

Nie moja i nie mojego towarzysza. Chociaż i tak pewnie mi nie uwierzysz.

Czy sprawcą mogła być ta siła, której obecność wyczułeś w górach?

Nie wiem. Całkiem prawdopodobne, że tak – nieoczekiwanie spoważniał. – Czasami miałem wrażenie… Coś ulotnego, nieokreślonego. Dałbym głowę, iż nie miało nic wspólnego z mocą, którą wyczułem w górach.

A z czym? Z tobą miałoby?

Tak, ze mną już bardziej.

Może nie wszystkie demony odeszły, tak jak sądziliśmy przez ostatnie setek lat?

To nie demon. Ich moc nie należała do mroku. Była po prostu inna.

Skąd wiesz?

Mieszkam w zamku, który dostałem niejako w spadku – posłał jej krzywy uśmiech. – Jeśli już mielibyśmy przyjąć twoją terminologię, to moc demonów miałaby kolor nieba przed burzą. We wszystkich odcieniach szarości. Wracaj do Rady panno czarodziejko. Przekaż Rotharowi moje słowa. Być może już zorientował się, że coś pojawiło się w naszym świecie. A być może nie.

Nie obiecuję pomocy.

Ja również nie. Chciałem tylko przekazać wam ostrzeżenie.

Zastanawiam się, ile ono jest warte?

Może niewiele – zadumał się. – Nieważne. Powiedz mu, że to pilne. Nie musicie ze mną w żaden sposób współpracować. Ale ta moc rośnie w siłę. Na początku też ją lekceważyłem, sądząc iż to tylko złudne wrażenie. Myliłem się. Niech Rothar nie popełni błędu, bo może za to zapłacić cały ten świat.

Przekażę – obiecała krótko. Akurat te słowa tchnęły szczerością. Może nie do końca mu wierzyła, ale było coś w jego oczach, co mówiło więcej niż słowa.

Dobrze. – Skinął głową. – Żegnaj panno czarodziejko.

Odwrócił się, kierując ku ciemnej ścianie lasu. Cicho gwizdnął i w połowie drogi dołączyło do niego jakieś zwierze. El zadrżała, bo była pewna, że jest to ten sam wilk, którego spotkała ubiegłej nocy. Czyste zło, o pałające czymś nieludzkim ślepiach. Jedyny towarzysz wygnanego, skazanego na potępienie czarnoksiężnika.

I nie wiadomo dlaczego, poczuła z tego powodu ogromny smutek.

Komentarze

  1. Jo Winchester
    | Odpowiedz

    Dobry wstęp 🙂 Bardzo lubię postaci takie jak Azack, niepokorne i z taką nietypową aurą. Teraz będzie trzeba czekać z niecierpliwością na kolejne poniedziałki 🙂 Ładnie budujesz tę historię. A ja kolejny raz zastanawiam się, dlaczego kobiety (przynajmniej w opowieściach) wolą niegrzecznych chłopców? 😀 O ile można tak nazwać Twojego głównego bohatera. Dobrze, że do poniedziałku nie jest aż tak daleko 🙂

    • m
      mańka
      | Odpowiedz

      teraz to ja się bezczelnie wtrace? ale niestety kobiety w zyciu codziennym wola niegrzecznych chłopców, szczerze sama nie wiem czemu, ale podobno łobuz kocha najbardziej???

      • Jo Winchester
        |

        Bezczelnie Ci odpowiem tak: coś w tym jest, cholerka 😉

      • J.Gibson
        |

        Łaaaaał…. Taki niegrzeczny zawsze pociągający.
        Najlepiej pirat, z jednym okiem i drewnianą nogą?
        Któż to wie co jeszcze ma drewnianego?

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      A ja powiem, że grzecznych wybieramy w życiu, a niegrzecznych w marzeniach :-)))

      • J.Gibson
        |

        Chorera! Teraz mi to mówisz?
        Trzeba było 14 lat temu!
        ????

      • Babeczka
        |

        Nauczona doświadczeniem, bo swoich „niegrzecznych” przepędziłam, gdzie raki zimują 😉

    • Rebel G.
      | Odpowiedz

      Bo grzeczny jest bezpieczniejszym wyborem, bo chcemy mieć rodzinę, bo nasi rodzice niegrzecznego nie zaakceptują? Ale marzymy o nawróceniu tego złego, że się zmieni, jesteśmy wychowane na romantycznych bajkach o uzdrawiającej mocy miłości ? no i uzależnione od emocji, czasem wręcz toksycznie.

      • Babeczka
        |

        Ale to takie przyjemne, nikomu, ani niczemu nie szkodzące uzależnienie. Pewnie dlatego kobiety kochają książki o bad boys :-)))

        PS. Właśnie dopisałam kolejny kawałek i lekko sponiewierałam „niegrzecznego” 😉 A co tam, niech ma za karę ;-D

  2. A
    Anonim
    | Odpowiedz

    Długi, fajny. Szkoda że później będą krótsze 🙁

  3. m
    mańka
    | Odpowiedz

    Wsztstkim pania przede wszystkim tym piszacym dla nas, oraz czytelniczkom życzę wspanialych walentynek i jak to sie mowi, oby wam sie…. ???❤❤❤???

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      A dziękujemy, dziękujemy :-)))

  4. T
    Tony Porter
    | Odpowiedz

    Oj, jak ja lubię takie klimaty! Mroczno, tajemniczo, niebezpiecznie. Zapowiada się super. Z wyglądu Azack bardzo mi się podoba, z charakteru „ciutek” mniej:) Drań przed duże „D”, nie jakiś tam wypłosz. Wilk/nie wilk też mi się bardzo podoba. Zarozumiała panienka z tej El – nie ukrywam, że mam nadzieję, że Azack utrze jej piękny nosek, a nadchodzące wydarzenia nauczą ją pokory i szacunku dla innych ludzi. Ciekawa jestem, co Azack zamierzał, próbując rzucić czar – pocałować El czy „pogrzebać” jej w głowie? Obstawiam „pogrzebanie”:) A może jedno i drugie:)

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Typ: złoczyńca z poczuciem humoru…

    • Rebel G.
      | Odpowiedz

      Zgadzam się! Super bohater, a młoda czarodziejka nieco zuchwała i irytująca.
      Bardzo lubię te klimaty, świetnie Ci opowiadania z magią wychodzą ❤️ super, super, super. Czekam na ciąg dalszy!

      • T
        Tony Porter
        |

        Prawda, że aż się prosi i w powietrzu warczy, że El należy się nauczka? Chowana pod kloszem, w przekonaniu o własnej wyjątkowości, nie zadająca się z „pospólstwem” – aż mnie ręka świerzbi. Od czarodziejki wymagałabym nieco więcej rozumu i rozumienia świata. Mądrość książkową to ona posiada, ale życiowej to już nie za bardzo. Azack ją nauczy:)

      • Babeczka
        |

        Aż mnie język świerzbi, żeby co nieco z tego temperowania ujawnić…. Ogólnie to chyba przypadnie na 15 część ;-)))

      • T
        Tony Porter
        |

        Ha! Jest na co czekać! Długo, co prawda, ale wierzę, że warto:)

  5. A
    Ania
    | Odpowiedz

    „grzebanie” bedzie pewnie pozniej 😀

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Tak, stanowczo „grzebanie” będzie później 😉

    • T
      Tony Porter
      | Odpowiedz

      He, he, Ania – dobre! Właściwe skojarzenia masz:)

Leave a Reply