Córka mojego wroga (III)

with Brak komentarzy

 

Koszmar trwał już ponad miesiąc. We własnym domu stała się niewolnicą, pomiatano nią i poniżano. Simon całkowicie wymienił służbę, a ludzie, których zatrudnił wydawali się być tak samo bezlitośni jak on. Odseparował ją od nielicznych znajomych, całkowicie przejmując kontrolę nad całym życiem Joanny. Oczywiście, na samym początku buntowała się, ale szybko zrozumiała, że w otwartej walce z nim nie ma najmniejszych szans. Postawił na szali życie jej bliskich, matki, ojca i młodszego, niepełnosprawnego brata. Za każde nieposłuszeństwo mieli płacić oni, ona miała się tylko temu przyglądać.

Oczywiście nie od razu mu uwierzyła.

Po dwóch dniach od wieczoru, gdy przyprowadził Caro, spakowała walizkę i zadzwoniła do adwokata. Kulejąc, szła przez hol, lecz nie dotarła do drzwi.

Czyżbyś zamierzała mnie opuścić? – rozległ się drwiący głos za jej plecami. Spotkała Simona pierwszy raz od kiedy ją pobił.

Tak. – Nie stać jej było na ironię. Za bardzo cierpiała.

Pozwoliłem na to?

Nie odpowiedziała. Odwróciła się do niego plecami i to był błąd. Brutalnie chwycił ją za włosy, odginając głowę do tyłu z taką siłą, że momentalnie poczuła napływające do oczu łzy.

Chodź, czas na lekcję poglądową.

Nie protestowała, doskonale zdając sobie sprawę z jego fizycznej przewagi. Wsiadła do samochodu i łykając łzy, starała się nie patrzeć w stronę siedzącego obok Simona. Dotarli do dziwnego miejsca, które chyba było szpitalem. Wysoki płot, strażnicy, ponury budynek o surowym wyglądzie. Na korytarzach personel w białych ubraniach, cisza i czający się po kątach, strach. Nie spodziewała się jednak, że w jednym z pokojów, leży na wąskim łóżku jej brat, Krystian.

Trzymajcie ją mocno. – Simon pchnął Joannę w kierunku rosłych ochroniarzy. Sam podszedł do kalekiego chłopca, który właśnie z uśmiechem próbował się podnieść. Nie zdążył. Mężczyzna brutalnie chwycił go za bezwładną nogę, po czym z impetem ściągnął z łóżka. Rozległ się przejmujący krzyk bólu, później kolejny, gdy Simon z premedytacją przydusił butem szyję chłopca.

Przestań! – Joanna dopiero teraz zrozumiała, że to nie są zwykłe odwiedziny, a to miejsce zwyczajnym szpitalem. – Przestań, do cholery!

Mam przestać? – Odchylił głowę do tyłu, zamknął oczy, po czym zatoczył nią niewielkie kółko, jakby chciał rozluźnić mięśnie. – Nie mogę. Musisz zrozumieć, do czego mogę się posunąć, jeśli dasz mi do tego powód.

Już rozu…

Nie dokończyła. Tym razem Simon wymierzył kopniaka prosto w krocze chłopca. Na tym nie poprzestał. Delektując się nieludzkim wyciem, dociskał z całej siły, miażdżąc delikatne jądra. Bezlitośnie torturował kalekie, umierające dziecko, czując jak ból tamtego, staje się jednocześnie i jego cierpieniem. Przecież pamiętał te chwile, gdy wcześniej odwiedzał go z Joanną, gdy wspólnie oglądali mecze, emocjonując się każdą wygraną ulubionego zespołu. Krystian wiedział, że nigdy nie zostanie piłkarzem, że nawet nie będzie mógł biegać czy chodzić, a mimo to marzył, że kiedyś zdarzy się cud. Z rumieńcami na bladej twarzy, opowiadał o tym Simonowi, dzieląc się tymi nierealnymi pragnieniami, bo przecież oboje dobrze wiedzieli, że chłopiec umiera. Miał dwanaście lat i może jeszcze z cztery, pięć lat życia przed sobą. Życia, które z miesiąc na miesiąc stawało się coraz trudniejsze, bo choroba była nieubłagalna, powoli odbierając mu nie tylko fizyczną sprawność, ale i nadzieję. Ubrany w koszulkę z nazwiskiem znanego piłkarza, trzymając w dłoniach piłkę, opowiadał, co zrobi, jeśli uda mu się wyzdrowieć, jak ciężko będzie trenował i ile meczów wygra, strzelając niezapomniane gole. Nieważne, że następnego dnia, ciężko było mu podnieść kubek z wodą, nieważne, że nie potrafił utrzymać już długopisu. Tylko ta wiara w cud, pozwalała mu być szczęśliwym, bo przecież jak każdy chłopiec w jego wieku, miał tyle marzeń.

I właśnie temu dziecku, żyjącemu w bólu, karmiącego się złudną nadzieją, wymierzał karę, za grzechy, które popełnił dawno temu jego ojciec. To właśnie ten chłopiec, który z taką ufnością opowiadał mu o każdej swojej tajemnicy, stał się ofiarą jego zemsty.

Przestań, błagam! – wyjęczała Joanna.

Przecież i tak do niczego mu się nie przydadzą – powiedział szyderczo Simon. Przestał dopiero, gdy ofiara zemdlała. Dopiero wtedy spojrzał w dół. Wcześniej bał się tego, co może zobaczyć w oczach Krystiana. Szturchnął go czubkiem buta, aby w końcu podejść do Joanny.

Teraz chyba rozumiesz, co miałem na myśli, poprzez bezgraniczne posłuszeństwo? – zapytał, zakleszczając palce na jej podbródku i zmuszając ją, aby spojrzała mu prosto w oczy.

Skinęła jedynie głową, bo nie była w stanie nic powiedzieć. Dygotała, po twarzy spływały jej łzy, umysł spowiła dziwna mgła.

To była udana lekcja.

Wiesz, że uważał cię za jedynego przyjaciela? – wyszeptała. – Za niedościgniony wzór do naśladowania. Tak bardzo cię podziwiał… – Głos jej się załamał, bo przez łzy nie była w stanie wypowiedzieć kolejnych słów.

I co z tego? – zapytał chłodno.

Tak, powinnam wiedzieć, że miłość innych nic dla ciebie nie znaczy.

Miłość? Nie ma czegoś takiego. – Palcem wskazującym obrysował kontur jej ust. – Wiesz, że mam na ciebie ochotę?

Odwróciła głowę. Po tym co zrobił, sam jego widok budził odrazę, a dotyk przyprawiał o mdłości. Była jednak pewna, że jeśli zacznie protestować, Simon posunie się o wiele dalej, gwałcąc ją na oczach własnych ludzi.

Leave a Reply