Dług (XI)

with 7 komentarzy

 

Niestety, na skutek niezapowiedzianej, mało towarzyskiej wizyty całego oddziału brygady policji w klubie, Mateusz wszelkie plany musiał odłożyć w czasie. Na szczęście wyszedł po dwóch dobach, wściekły, poirytowany i niewyspany. Gdy trafiał za kratki, zazwyczaj nie potrafił zmrużyć nawet oka.

Przed bramą powitał go roześmiany Artur, któremu udało się uniknąć aresztowania. I dobrze, bo miał kto zapłacić kaucję.

– Wsiadaj! – Machnął zachęcająco, a Mateusz z niejakim trudem wpakował się na siedzenie. Po drodze usłyszał dokładną relację z wydarzeń dwóch ostatnich dni, która dziwnie mało go obeszła.

– Mam dla ciebie niespodziankę – oznajmił brat, gdy już wjechali na podziemny parking.

– Oby nie taką, o jakiej myślę – mruknął Mateusz. – Chcę się wykąpać, przespać i napić. O dziwkach pomyślę później.

– Marudzisz. Seks to najlepsza rzecz na rozluźnienie.

– Nie chcę – wykrzywił twarz, wysiadając. Nie czekał na Artura. Wjechał windą na ostatnie piętro, lecz po wejściu do mieszkania, zamarł zaskoczony.

Ktoś grał na fortepianie? Owszem, nieszczęsny, wzgardzony instrument wylądował w jego salonie, ale kto u licha…?

Wiktoria. Siedziała i wpatrzona w widoki rozpościerające się za oknem, jakby od niechcenia przebiegała palcami po klawiszach. Chyba nie dostrzegła, że zyskała towarzystwo, więc starając się być bezszelestnym poszedł od tyłu do zamyślonej dziewczyny, a później usiadł za jej plecami.

– Mateusz? – Obróciła się i od razu do niego przytuliła. – Nic ci nie jest? Nie zrobili ci krzywdy? – dopytywała się zaniepokojona.

– Mnie? – Powiedzieć, że był zaskoczony jej troskliwością, to mało. Szybko mu jednak minęło, bo Wiki z całej siły go spoliczkowała.

– Ty idioto! – powiedziała z goryczą. A później stanowczo dodała:

– Czas pomyśleć o zmianie profesji.

– Niby po co? – warknął wkurwiony.

– Jeśli chcesz ze mną być, nie ma mowy o łamaniu prawa.

– Kto powiedział, że chcę? – zmrużył oczy. A potem chwycił ją w pasie, przyciągnął i pocałował. To był brutalny, pełen emocji pocałunek. I tęsknoty. W pierwszej chwili chciała zaprotestować, odepchnąć go, lecz po kilku sekundach uświadomiła sobie, jak bardzo pragnęła znaleźć się w szerokich ramionach Mateusza.

– Artur mi powiedział. Chyba się zresocjalizował? – wyszeptała, kiedy w końcu udało się jej oderwać od jego wygłodniałych ust.

– To nie była resocjalizacja, a porządny wpierdol – mruknął Mateusz. Wystarczyło jej dotknąć, objąć i przytulić, żeby podniecenie wystrzeliło z siłą, której nie potrafił okiełznać. Od razu przeszło mu zmęczenie czy senność.

– Możliwe! – Wiki nagle się roześmiała, zarzucając ramiona na jego szyję. – Co prawda przywitałam go z pogrzebaczem i siekierą, ale kiedy mi powiedział o twoim aresztowaniu, o mało co nie oszalałam.

– Nie pierwszy i nie ostatni raz mnie przymknęli.

– No widzisz! Trzeba to zmienić.

– Niczego nie będę zmieniał! – syknął coraz bardziej poirytowany.

– Mateusz – zaczęła poważnym tonem, wpatrując się w gniewne, niebieskie oczy. – Przyszłam tutaj, bo twój brat był wyjątkowo szczery i rozbrajająco prawdomówny. Teraz mnie przeprosisz, a później…

– Mam cię przeprosić? – Silne dłonie przesunęły się po szczupłych plecach dziewczyny. Ta mała, drobna kobietka działała na wszystkiego jego zmysły. Miała nad nim niezaprzeczalną przewagę i chyba o tym wiedziała.

– Od tego powinieneś zacząć.

– Mogę po swojemu? – spytał podstępnie.

– Możesz – roześmiała się. – Chociaż nie wiem, co masz na myśli.

– Pokażę ci.

Wziął ją na ręce i chociaż próbowała się wyrwać, zaniósł do sypialni. Tam rzucił na łóżko i przekręcił klucz w zamku.

– Mateusz! Najpierw rozmowa!

– Nie. – Krótko i treściwie. Zdjął koszulkę, potem rozpiął spodnie.

– Mateusz! Ja tak nie chcę!

– Najpierw seks, potem będziemy rozmawiać.

– Nie! Puść mnie chamie, bo inaczej… – urwała, bo obrócił ja na brzuch i przyciskając do łóżka, prawie że zerwał z niej spodnie.

Nie czuła podniecenia, a jedynie złość. Wczoraj wieczorem zjawił się Artur. Nie przyjmował do wiadomości odmowy i zażądał rozmowy. W końcu się ugięła, chociaż naprawdę przygotowała zaostrzoną siekierę do obrony. Tylko się roześmiał, gdy to zobaczył, po czym z rozbrajającą szczerością wyjaśnił swój udział w niedawnym nieporozumieniu. Kiedy dostrzegł, że wcale nie ułaskawił tym Wiktorii, spoważniał.

– Wiki, on cię kocha – powiedział, wpatrując się w nią intensywnie. – Nigdy wcześniej nie widziałem mojego brata w takim stanie. Postąpiłem samolubnie i teraz tego żałuję. Tylko trochę – mrugnął łobuzersko – ale żałuję.

– Kocha? – powtórzyła nieswoim głosem.

– Tak. A jeszcze teraz, gdy go aresztowali…

– Aresztowali? – jęknęła. – Za co?

– Za niewinność – zakpił. – Nie martw się, jutro wyjdzie. Proszę, to są klucze do jego mieszkania.

Pół nocy nie spała, zastanawiając się, co powinna zrobić. Lecz nie potrafiła oprzeć się pokusie, pokonać tęsknoty. Chociaż nie do końca sobie tak to wyobrażała…

– Mateusz!

– Teraz będą przeprosiny – mruknął, po czym znów ułożył Wiki na plecach, ścisnął jej biodra i językiem wtargnął w suche wnętrze. Wiła się, próbowała wyrwać, lecz zdecydowanie był silniejszy. – No Wikuś, chcę posłuchać jak krzyczysz – wymruczał, a później czubkiem języka zaczął muskać łechtaczkę. Umiejętnie, z wyczuciem, nie przejmując się tym, że całą sobą próbowała go odepchnąć. Do języka dołączył palec. Wszedł z oporem, lecz w miarę jak się poruszał, Mateusz czuł, jak słabnie też opór Wiki. Pieścił ją coraz odważniej, coraz bardziej stanowczo.

– Proszę! – zakwiliła cichutko, chociaż nie miał pojęcia, o co tym razem prosi. Aby ją puścił czy kontynuował? Wilgoć, która sączyła się z jej wnętrza, przemawiała raczej za tym drugim. Czuł, jakby wpadł w trans. Nabrzmiała łechtaczka pulsowała pod jego dotykiem, a penis stwardniał tak bardzo, że Mateusz zaczął poruszać biodrami, ocierając się o brzeg łóżka.

W końcu nie mógł dłużej wytrzymać napięcia. Uniósł głowę, napotykając zamglone spojrzenie Wiktorii. Była taka śliczna. Potargane włosy, rumieniec na policzkach, nabrzmiałe usta i oczy, w których dostrzegał pożądanie.

A miał zacząć od kwiatków i przeprosin…

Wolnym, wręcz wystudiowanym ruchem, podciągnął się w górę. Nie zdjął jeszcze ani spodni, ani bielizny, lecz gdy poczuła jak jego nabrzmiały członek ociera się o podrażnione pieszczotą oralną płatki, krzyknęła.

– Mateusz!

Nie odpowiedział. Pochylał się nad nią, lekko pracując biodrami. Miał ją w końcu tak blisko, taką cudowną, o jakiej marzył przez te wszystkie dni.

– Wiesz, że ciężar męskiego ciała może podniecać? – spytała, leniwie przeczesując jego włosy. Już nie protestowała, nie wyrywała się. Pomyślała, że później przyjdzie czas na rozmowę, bo teraz pragnęła jedynie spełnienia.

– Mnie podnieca twój uśmiech – wyszeptał. – Twoje ciało, głód w twoich oczach.

– Jak bardzo? – opasała dłońmi jego szyję. Patrzyła teraz w górę. Czuła prężące się mięśnie, pokrytą potem skórę, zapach podniecenia. Oddech miał świszczący, przerywany, twarz zaczerwienioną.

Nagle zrozumiała, że jest tylko jej. A ona tylko jego. I wcale nie chodziło tylko o fizyczną stronę ich związku. To było zupełnie coś innego, coś o wiele głębszego, chociaż zabawne wydawało się myśleć o tym akurat teraz.

– Naprawdę wróciłeś wtedy z kwiatami? – wyszeptała.

– Tak. – Zamknął na kilka sekund oczy. Czuł jak blisko jest wytrysku, a nie chciał popełnić falstartu. Rozkosz miała być przeznaczona dla niej, nie dla niego.

– Podła bestia z twojego brata.

– Więcej nie będzie się wtrącał.

– Chyba masz rację.

– Mam. – Znów na nią spojrzał. – Powiedziałem mu, że cię kocham.

Roześmiała się, bo nagle zrozumiała, że Artur naprawdę nie kłamał.

– Kochasz mnie? – powtórzyła z przyjemnością, prężąc się pod wpływem jego dotyku.

– Tak. – Pocałował ją z czułością. – Lecz zanim zamienię moje wysublimowane dania na menu z oskubanego kurczaka…

– Och, ty!

Pozwolił na to, aby zmienili pozycję. Teraz to on leżał na łóżku, a Wiki siedziała na nim okrakiem, z dłońmi opartymi o jego tors. Pochyliła się. Jedwabiste włosy musnęły mu twarz, złociste oczy śmiały się, odzyskując nagle blask, którego jeszcze w nich nie widział.

– Tobie także należy się kara. Żadnego seksu aż do ślubu.

– Ślubu? A kto tu mówi o hajtaniu się?

– Ja – pogładziła jego policzek z czułością. Jak to możliwe, by w przeciągu kilku minut wszystko się zmieniło? Wystarczyło mieć go tuż obok, przytulić się, pocałować. – Wiesz obrzydliwcze ile się przez ciebie wycierpiałam? Nie mogłeś wpaść w szał, przylecieć tocząc pianę i powiedzieć, co myślisz o takim postawieniu sprawy? Naprawdę sądziłeś, że mogłam napisać coś takiego?

– A ty nie?

– Właśnie – westchnęła. – Też zrobiłam głupstwo.

Uniósł się lekko, ujął jej twarz w obie dłonie. Tak delikatnie i czule, że nikt kto go znał, nie uwierzyłby, że to ten sam Mateusz. Zatopił spojrzenie w złocistych oczach, a później namiętnie ją pocałował.

– Wikuś! Błagam! – wyszeptał.

– Nie. Jest jeszcze kwestia twojej niewierności. Więc teraz będziesz cierpieć – roześmiała się perliście, poruszając biodrami. W oczach Mateusza pokazało się szaleństwo. Wiedziała, że nie da rady go okiełznać, ale chociaż przez chwilę chciała nasycić się swoją przewagą.

Westchnęła. Był cudowny. Silny, seksowny i cały jej. Wspaniały, chociaż daleko było mu do ideału, jaki sobie wymarzyła. Poczuła jak jedna dłoń otuliła jej twarz, jak druga zacisnęła się na piersi. Znów poruszyła biodrami, wyrywając z jego ust głośny jęk. Musiał być niezwykle mocno podniecony. Patrzyła prowokująco w dół, zdając sobie sprawę, czym może to grozić.

– Podobają mi się takie przeprosiny – wyszeptała, paznokciami rzeźbiąc czerwone pręgi na jego skórze i wyginając plecy w łuk. Mateusz zrozumiał, że nie może dłużej czekać. Błyskawicznie zmienił pozycję, zręcznie pozbywając się spodni. Teraz to on miał pod sobą drobne, kobiece ciało. Takie podniecające w swej kruchości. Jaśniejące bielą uda, cudownie zaokrąglone biodra, jędrne piersi.

W sumie za to wszystko Arturowi należało się znacznie porządniejsza nauczka, pomyślał mętnie. Lecz kiedy jego męskość zanurzyła się w wilgotnym, gorącym i ciasnym wnętrzu, przestał myśleć, zamieniając się w jedno wielkie pragnienie.

Leżał na niej, poruszając intensywnie biodrami i coraz głośniej jęcząc. Zdawał sobie sprawę, że znów nie będzie potrafił się wycofać, ale było mu wszystko jedno. Nagle uniósł się, tak, że siedziała teraz na jego udach, opasując go nogami. Pragnął patrzeć w jej twarz, gdy będzie przeżywała orgazm. Czuł, jak niewiele potrzeba, jeszcze tylko kilka ruchów, jeszcze tylko…

Wiktoria doszła gwałtownie, on zaledwie ułamek sekundy później. Jak przez mgłę widział rozkosz na jej twarzy, słyszał głośny krzyk. Ekstaza przetoczyła się przez ich ciała i umysły, po czym rozlała się szeroką falą spełnienia.

Mateusz upadł na łóżko, pociągając ją za sobą i nie wypuszczając z objęć. Jego ciężki, chrapliwy oddech, roznosił się echem po sypialni. Obróciła się, tak, aby móc patrzeć na jego twarz i czułym gestem starła pot z gładkiego czoła.

– Wikuś – wychrypiał. – Mam jeszcze kwiatki na przeprosiny. I ten fortepian, na którym grałaś.

– Szkoda, że zacząłeś od seksu. A uczucia?

– Sądzisz, że cię nie kocham? Że cały ten cy… No! To, co zrobiłem, to tylko po to, aby przelecieć cię po raz kolejny?

Posłała mu kpiące spojrzenie.

– W sumie to wcale tak nie myślę. Powinniśmy się wykąpać.

– Wykąpać? – zainteresował się gwałtownie.

– No nie, znowu? – roześmiała się. – Wiem, że jesteś dużym chłopcem i potrzebujesz dużo seksu, ale co kilka minut to chyba przesada?

– Przesada? – zadrżał, gdy kobieca dłoń zaczęła subtelnie pieścić jego mięknącą męskość.

– Wykąpiemy się i bardzo, bardzo poważnie porozmawiamy. W kwestii sposobu, w jaki zarabiasz. Może pora wrócić do zawodu wyuczonego? Właśnie. Jaki on jest?

– Nie uwierzysz – wymruczał, wtulając twarz w jędrne piersi. – Cukiernik.

– Cukiernik? – Wiki zaniosła się śmiechem, bo właśnie wyobraziła sobie Mateusza przepasanego ogromnym, białym fartuchem, upapranego mąką, z zapałem wałkującego ciasto na pierniki.

– Wprowadzisz się do mnie?

– Jak tylko wymienisz zamki w drzwiach.

– Po co? – zaskoczony uniósł głowę.

– Twój brat ma dziwaczne poczucie humoru.

– Wymienię – obiecał solennie. Miała rację, kto wie, co głupiego strzeli do łba Arturowi. Wstał i bez problemu podniósł Wiktorię. Nie pierwszy raz pomyślał, że wydawała się taka bezbronna, krucha i słaba. Wydawała się, bo miał przeczucie, że będzie nim dyrygowała jak doskonale wyszkolonym pinczerkiem. Nie, nie przeczucie, a pewność. Dziwne było raczej, iż spodobała mu się ta myśl.

– Kochanie – wtulił twarz w aksamitne włosy. – Przepraszam. Powinienem był szybciej przyjść, porozmawiać z tobą, wyjaśnić wszystko.

Kochanie? Jak to cudownie zabrzmiało. Za takie jedno słowo mogła mu wybaczyć bardzo wiele. Nagle wtuliła się w Mateusza z tęsknotą i lekko drżąc, ustami poszukała jego warg.

– Każdy robi głupstwa – wyszeptała, gdy niósł ją do łazienki. – Chociaż na szczęście, niektóre wychodzą nam na dobre.

Komentarze

  1. M
    Monia
    | Odpowiedz

    I Mateusz przepadł ??super opowiadanie ?jak wszystko ,co piszesz ,ale to już wcześniej pisałam.??czy będą dalsze części Marzenia ?

  2. K
    Karolina
    | Odpowiedz

    Chyba się popłaczę. To już koniec, prawda? Chcę więcej! Uwielbiam to opowiadanie! Taki mały kurczak trzyma w garści (skrzydełku) takiego maczo 😀 Super, właśnie na to czekałam!

    • K
      Karolina
      | Odpowiedz

      Babeczko, przyszło mi do głowy… Czy dałabyś nam kolejny słodko pierdzący epilog jak nasz cukiernik piecze ciastka dla kurczaka i piskląt? ?? A może dług cz. 2 w której Artur trafia na babkę równa sobie i która potrafi go kijem sieknąć jak trzeba? ? Ciężko mi się rozstawać z tym opowiadaniem ?

      • Babeczka
        |

        Artur? No, mogłoby być ciekawie :-))))

      • Anonim
        |

        Niezły pomysł warto przemyśleć !

  3. W
    Weronika
    | Odpowiedz

    Ja przepadłam już po starej wersji a teraz….. Cóż mogę rzec jest jeszcze lepsze a myślałam że nie może być? ach babeczko❤ i też chce ciąg dalszy „marzenia”

  4. G
    Gabriela
    | Odpowiedz

    Jak ja lubię takie słodkie zakończenia. Artur trochę zapunktował u mnie, ale tylko trochę, powinien jeszcze trochę odpokutować za to co im zrobił.

Leave a Reply