Wyklęty (XII)

with 10 komentarzy

 

W miarę jak posuwała się do przodu, korytarz stawał się coraz niższy, ale za to szerszy. Ściany upstrzone były płatami śluzu, na swój sposób odpychające, mimo iż czuła bijące od nich ciepło. Robiło się coraz bardziej duszno, a powietrze było wilgotne i przesiąknięte fetorem rozkładu. Bez wątpienia była to droga, którą nie należało się zapuszczać, lecz El nie miała wyboru.

Nie spieszyła się, wolał zachować ostrożność. To było terytorium wroga, chociaż miała wrażenie, że ten wróg był w sobie niesłychanie zadufany. Pycha niejednego zgubiła, pomyślała z przekąsem El, patrząc jak wokół niej zaczyna narastać czerwony blask. Z każdym krokiem był on coraz intensywniejszy, a kiedy spojrzała na swoje ręce, wyglądały one tak, jakby powierzchnię skóry pokryła krew. Jednocześnie robiło się coraz cieplej. Wzmógł się też smród i El krzywiła się z odrazą, usiłując jak najbardziej spłycić oddech.

W końcu stanęła w ogromnej jaskini, o trójkątnym kształcie. Wejście do niej znajdowało się dokładnie w jednym z rogów. A naprzeciwko majaczyło coś, co mogło być ruinami jakiegoś budynku. W zasadzie teraz przypominało bezwładną kupę kamieni, nic poza tym. Unosiła się nad tym aura zła, czystego, pierwotnego zła. Albo inaczej – czegoś nieludzkiego, co było tak obce, że nie tylko pozostawało niezrozumiałe, ale budziło też najgłębszą odrazę.

El nie zawahała się, chociaż podejście bliżej tego miejsca sprawiło jej wielką trudność. Posuwała się do przodku powoli, krok za krokiem, czuje rozglądając na boki. Panowała tutaj bezwzględna cisza, lecz jaskinia tylko pozornie wyglądała na opuszczoną. Gdzieś tam czaił się wróg, obserwował ją ze złośliwą radością, z satysfakcją, iż udało mu się zwabić ją w pułapkę.

To tylko w części była prawda.

Nagle przystanęła. Za plecami nie tyle usłyszała, co wyczuła czyjąś obecność.

Błyskawicznie się odwróciła wyciągając przed siebie obie dłonie. Nie zdążyła jednak wyrecytować żadnego zaklęcia.

Azack – wyszeptała El, kurczowo zaciskając palce.

Tak, to był on. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.

Czerń przesłoniła jasne tęczówki, rozlała się pomiędzy powiekami. Był też dziwnie blady, a cienie pod oczyma jeszcze podkreślały tę bladość. Twarz miał spokojną, całkowicie pozbawioną emocji, jakby nagle ktoś wymazał z niej wszystko, co ludzkie. W ciemnych włosach dostrzegła znacznie więcej srebrzystych nitek niż za pierwszym razem. Tylko ubranie się nie zmieniło i u pasa miał zawieszony ten sam miecz, co zawsze.

Azack? – Tym razem spytała z wahaniem. Nie potrafiła uwierzyć, że ma przed sobą tego samego mężczyznę, z którym jeszcze przed kilkoma dniami namiętnie się kochała.

Żadnej reakcji. Zero odzewu. Patrzył na nią tylko wzrokiem całkowicie wypranym z uczuć, z czegokolwiek. Jakby miała do czynienia z posągiem, a nie żywym człowiekiem. Nawet gdy podeszła zupełnie blisko, nawet nie drgnął.

To ja, El – dodała drżącym głosem, dotykając szorstkiego policzka. – Proszę, nie! Błagam, wróć do mnie!

Był taki zimny, wręcz lodowaty.

Nie wierzę, że nic nie pamiętasz – szeptała. Dopiero po tych słowach zdobył się na coś w rodzaju wzruszenia ramionami. Nie odepchnął jej, ale bijący od niego chłód był znacznie gorszym uczuciem.

Azack! – Wspięła się na palce, oparła dłonie na jego ramionach i dotknęła ustami sinawych warg. Przymknęła powieki, aby nie patrzeć w te nieludzkie oczy. I lekko drżąc próbowała przywołać w nim życie. Lecz pomimo tego pozostał niewzruszony. Po policzkach El spłynęły zdradzieckie łzy. Jednak się nie poddała. Tym razem objęła go za szyję i szeptała prosto do ucha:

Kiedyś powiedziałeś, że dla takich jak my, najgorszą rzeczą jest odebranie mocy. Nie miałeś racji. Najgorszą rzeczą na świecie jest utrata kogoś bliskiego. Kogoś, bez kogo nie można żyć. Dlatego nie możesz odejść. Bo dla mnie najbliższą osobą, jesteś ty. Kocham cię – przełknęła łzy, aby móc mówić dalej. – I jeśli cię stracę, to stracę również duszę.

Odsunęła się odrobinę, tak by móc spojrzeć mu prosto w twarz. Tę twarz, którą niejednokrotnie pokrywała pocałunkami, po której błądziła palcami, poznając każdy jej szczegół, każdą wypukłość. Błagała o jakąkolwiek reakcję i doczekała się jej.

Brutalnie ją odepchnął, wymierzając siarczysty policzek.

Zamroczona upadła na plecy i wtedy się nad nią pochylił. Tym razem się uśmiechał. Nigdy wcześniej nie widziała takiego zła, wyrachowania i okrucieństwa. Moc, z którą zawarł pakt, całkowicie przejęła nad nim kontrolę. A może po prostu pozwolił na to? Nie miała czasu, by o tym myśleć, bo wplótł palce w rudozłote włosy, zmuszając El do przybrania bardzo niewygodnej, prawie że bolesnej pozycji, odginając jej głowę do tyłu.

Proszę! – jęknęła, chociaż coraz mniej w niej było nadziei.

Proś! – To był bardziej syk węża, niż ludzki głos. – Tylko to ci pozostało, nędzny ludzki robaku.

Azack! – krzyknęła, bo zmusił ją do wstania, o mało co nie wyrywając włosów. Ale ból fizyczny był o wiele mniej dotkliwy niż świadomość, że z premedytacją ją krzywdzi.

Nie! – warknęła. Nie zamierzała się poddać. Chwyciła jego szczupłą twarz w obie dłonie, przekazując do pogrążonego w mroku umysłu, potężny impuls mocy. Żadnych zaklęć, żadnych czarów, jedynie czysta moc. Właśnie z niej i ze swej miłości splotła sznur, który zamierzała rzucić mu jak rozbitkowi. Z ust mężczyzny wydobył się zwierzęcy skowyt, nieruchoma dotąd twarz, wykrzywiła się groteskowo. Czerń przekroczyła barierę i cieniutką pajęczyną rozlała się z jego oczu po całej twarzy.

Walcz z tym! – rozkazała El. – Walcz!

Walczył, ale z nią. Czuła jak napina całe ciało, jak drży konwulsyjnie, wykrzykując coś w zupełnie obcym języku. Nie dała rady dłużej utrzymać go w uścisku. Kiedy ją odepchnął, po raz kolejny upadła, boleśnie uderzając o pełną załomów skalnych podłogę. On również upadł na kolana, ściskając głowę obiema rękoma.

I nagle znieruchomiał.

Za jego plecami pokazał się cień, o nieregularnych poszarpanych kształtach. Forma życia, jakiej nie znano w tym świecie. Powietrze zawirowało, powoli formując ciało, nadając mu kuszące kształty. Lecz to były tylko pozory, iluzja czegoś nienaturalnego. Tak samo jak pełen słodyczy głos wydobywający się spomiędzy kształtnych warg.

Nic się nie stało. – Złudzenie kobiety w jak najbardziej realnym wymiarze. Tak pięknej, że jej uroda zatykała dech w piersiach. Tak namiętnej, że nawet El to wyczuwała. – Ona chce zabrać wszystko, co ode mnie dostałeś. Ale ja jej na to nie pozwolę.

Aksamitny, melodyjny głos, oczy w odcieniu najczystszego błękitu. Gdyby nie ulotne wrażenie obcości, nawet El dała by się nabrać.

Azack znieruchomiał. Przestał się miotać i przeklinać. Uniósł głowę, beznamiętnym spojrzeniem obrzucając stojącą naprzeciwko dziewczynę. Twarz miał tak zmienioną, że ledwie go poznawała.

Zabij! – Wstał, by spełnić polecenie. Co do tego El nie miała wątpliwości. Ale nie wycofała się, nie uciekła. Ze spokojem oczekiwała na przeznaczenie. Kiedy wyjął miecz z pochwy, wzrokiem podążyła za ruchem jego dłoni. Kiedy czubek wbił pod jej brodę, ani drgnęła.

Zabij! – Kolejny rozkaz, jakby nieco zabarwiony zniecierpliwieniem. Ale czarnoksiężnik potrząsnął nagle głową, mrużąc oczy. Coś w nim podjęło walkę, coś przywołało wspomnienia. Zagapił się na wąską strużkę krwi, spływającą po srebrzystej klindze. Rozchylił wargi, usiłując wyartykułować jakieś słowo. A wtedy kobieta o ciele utkanym z cienia, podeszła bliżej, oparła się o jego plecy, oplotła smukłymi ramionami.

Zabij dla mnie – szeptała, wodząc czubkiem języka po jego skórze. – Dałam ci tak wiele, a jeszcze więcej mogę dać. Pamiętasz jak było nam dobrze? Żadna ludzka dziewka nie podaruje ci takiej rozkoszy, jaką dałam ci ja – kusiła. El o mało co nie eksplodowała, po raz pierwszy tracąc nad sobą panowanie. A więc kochał się z tym czymś? Nie tylko sprzedał swą duszę, ale i… Zmełła w ustach przekleństwo. Gdyby nie zimna stal wbijająca się jej podbródek, kto wie, czy nie rzuciłaby się na hipotetyczną rywalkę.

Zabij! – W aksamitnym głosie, pojawiły się pierwsze nutki zniecierpliwienia. Kobieca dłoń sunęła w dół, kierując się ku kroczu. W końcu zaczęła masować wypukłość pomiędzy nogami. Bez wstydu, bez żadnego zahamowania. Prowokująco i na pokaz.

Zabij ją, a potem będziemy się kochać. Tak jak lubisz. Albo pozwolę sprowadzić ci inne ludzkie kobiety. Dziesiątki, setki, tysiące. Ile tylko zechcesz. Zanurzysz się w rozpuście, zachłyśniesz krwią pokonanych wrogów.

Chyba nie bardzo mu trafiła do przekonania ta wizja, bo wręcz niezauważalnie zmarszczył czoło. Zmniejszył też nacisk i ostrze miecza opadło. Czerwone od krwi, mokre od łez, bo El wcale nie próbowała ich powstrzymywać.

Tysiące? – Jego głos zabrzmiał niezwykle głucho, jakby pochodził z niezwykle dużej odległości.

A nie wystarczy ci jedna? – Żadne z nich nie zauważyło pojawienia się Rothara. Naczelny Rady wynurzył się niespodziewanie z cienia. Jak duch, chociaż on akurat był jak najbardziej cielesny. Chwycił El za ramię, odciągając ją do tyłu. W oszołomionym umyśle dziewczyny pojawiła się jedna myśl – Rothar nie wyglądał na zaskoczonego. Ani obecnością widmowej kobiety, ani tym, w jakim stanie znalazł się jego brat. A to było bardziej niż zastanawiające.

Nie pokonacie nas. – Powiedziała złotowłosa bogini, oplatając Azacka ramionami. El wydało się nawet w pewnej chwili, że jej ramiona są jak macki. – Jestem silniejsza od was wszystkich.

Tak? – Rotahr uniósł brwi w geście niedowierzania. – To na co ci on?

Przyda się wierny sługa.

Bzdura. Jest łącznikiem. Sama nie mogłabyś się wydostać z tej nory, w której utknęłaś.

– Bardzo wiernym sługą. – Przeczesała ciemne, zmierzwione włosy Azacka, a El zagotowała się z wściekłości. – To korzystna transakcja dla nas obojga. Długo szukałam odpowiedniego człowieka. Złego do szpiku kości, bez żadnych skrupułów, o tak dużej mocy, że mógłby przeżyć zespolenie ze mną.

Otena! – Rothar wskazał na nią palcem, wypowiadając imię. El już nawet nie poczuła zdumienia. Podejrzenia zamieniły się w pewność.

Znasz mnie? – Po raz pierwszy dało się dostrzec uczucie jak najbardziej ludzkie, zaskoczenie.

Nasza historia na tych ziemiach jest długa i krwawa. Wiele występków zostało zapomnianych, wiele zostało wymazanych, bo były tak okrutne, że stawały się szkodliwe dla ludzkich umysłów.

Otena? – El zmarszczyła brwi. – Ona jest człowiekiem?

– Niezupełnie. Przybyła stamtąd! – Rothar wskazał niebo nad ich głowami. – Do prowadzenia swej nędznej egzystencji potrzebowała ciała. Nasze, ludzkie, jak najbardziej się nadawały.

Powstała z cienia?

– Wypełzła w nieskończonego mroku, z miejsca, gdzie nawet widmowa armia byłaby stadkiem grzecznych chłopaczków. Nie myśli jak my, nie czuje jak my, nie istnieje w takiej formie jak my. To co widzisz, to iluzja, chociaż działająca na wszystkie zmysły, nawet ten magiczny. Może pojawić się tylko tam, gdzie on – wskazał nieruchomego Azacka. – A jeśli on zginie, ona również zostanie pokonana.

Nie! – zaprzeczyła gwałtownie El.

Czy sądzisz, że gdyby była prawdziwa, sama by cię nie zabiła? Oczywiście, że tak. Ale nie może tego uczynić. Nie jest w stanie. – Kobieta widmo uśmiechnęła się drwiąco, jakby chciała zaprzeczyć tym słowom. – Dlatego jemu kazała to zrobić.

Nie! – Tym razem w głosie El brzmiała jedynie wyraźna rozpacz. Była pewna, że nie zabije Azacka, tak jak i on nie potrafił zabić jej. Ale Rothar to co innego. W takiej sytuacji zrobi to bez wahania.

Ależ marudzą. Prawda kochanie? – Otena dosłownie wpiła się w usta czarnoksiężnika. Całowała go zachłannie, a on na każdy z tych pocałunków odpowiadał z nie mniejszym zaangażowaniem.

A teraz… – odepchnęła jego głowę i głodne wargi. – Teraz ich zabij!

Powoli na jego usta wypełzł uśmiech. Nie było w nim nic ludzkiego, nic przyjemnego. Znów uniósł miecz, chociaż to nie on był jego orężem, a magia, mroczna i zła jak ta, która była jej źródłem. To chyba właśnie w tej chwili El zrozumiała, że Rothar ma rację. Jeśli chcą zwyciężyć, muszą zabić Azacka, bo gdy zachowają go przy życiu, przegrają. Nie istniało trzecie wyjście. Zło napotkało większe zło, przyciągając je, a dobro nie miało tutaj nic do powiedzenia. Nawet jeżeli coś do niej czuł, jeżeli ją kochał, to jego miłość nie była w stanie pokonać mroku. Nie w całości, bo mrok był częścią jego duszy, jej połową.

Powoli spojrzała na stojącego obok Rothara.

Jeśli będziesz w stanie, uratuj mnie… – wyszeptała.

Później gwałtownie odwróciła się, dając krok do przodu. W zasadzie to z premedytacją nabiła się na srebrzyste ostrze miecza. Stal przeszła na wylot przez smukłe ciało dziewczyny, nieco poniżej serca. El wyprostowała się i ogromnymi, pełnymi bólu oczyma spojrzała na trzymającego broń mężczyznę. Nie wycofała się, nie krzyknęła, nie płakała. Jedynie patrzyła, z coraz większym trudem łapiąc oddech. Drżącą dłoń położyła na jego piersi, drugą dotknęła szorstkiego policzka.

I odpływając w niebyt, tylko się uśmiechnęła.

Azack w milczeniu patrzył na osuwające się na ziemię ciało. Lecz wyraźnie było widać, że coś w jego duszy walczyło o wolność, krzyczało, aby działał, póki nie jest za późno. Krzyczała też kobieta uwieszona jego pleców. Z jej wykrzywionych wściekłością warg wydobywało się nieludzkie wycie, bynajmniej nie dlatego, że ktoś zginął.

Traciła kontrolę. Czarnoksiężnik, dotąd posłuszny, usiłował zerwać pęta, jakimi go skrępowała. Odrzucił wszystkie dary i walczył, chociaż tę walkę widać było jedynie w jego oczach, w napiętych rysach twarzy. Walczył i przegrywał, bo mrok w jego duszy nie chciał zerwać dziwnego sojuszu. Lecz wtedy nadeszła pomoc. Inna moc podtrzymała go, wypędzając z zakamarków zło, pomagając zerwać kajdany. Ciało Oteny zaczęło się rozpadać, rozwiewać niczym mgła. Od środka paliły je widmowe języki ognia. Jednak mylne było wrażenie porażki.

Musisz pokonać samego siebie! – syknął Rothar, padając na kolana. – Ona karmi się złem, czarną magią! Musisz to pokonać!

Azack spojrzał w dół, na leżące w kałuży krwi nieruchome, kobiece ciało. Ten widok o mało nie pozbawił go zmysłów. Ale pomógł też odepchnąć wroga.

El… – Tylko z ruchu jego warg szło odczytać znaczenie wypowiedzianego słowa. Czerń umknęła, a w jasnych oczach ukazała się rozpacz. – El!

Z wściekłością odwrócił się w kierunku niedawnej sojuszniczki.

Trzeba cię zniszczyć! Raz na zawsze! – Jego głos był stanowczy, silny, zimny jak lód na wierzchołkach gór otaczających zamek. Opuścił powieki. W zakamarkach pamięci poszukał dnia, gdy łamiąc wszelkie zakazy, skradł z siedziby Rady pewną księgę. Księgę, w której było zapisanych jedynie pięć zaklęć. Tych najpotężniejszych, najbardziej destrukcyjnych i wymagających ogromnych pokładów mocy. Wszystkie były związane z mroczną stroną, dlatego księgi nie można było zniszczyć, a jedynie ukryć.

To właśnie tego dnia postanowił wejść na zupełnie inną ścieżkę niż jego brat. W podjęciu decyzji pomogła mu żądza władzy i wrodzony egoizm. Wraz z Pironem użyli jednego z zaklęć, sprowadzając z innego wymiaru Widmową Armię. Kto wie, jak potoczyłby się losy tamtej wojny, gdyby księga nie zniknęła. Do dziś nie umiał powiedzieć, co się z nią stało. Lecz ukrył przed swym zwierzchnikiem pewną rzecz. Powodowany ciekawością, przez wiele dni studiował ostatnie, najbardziej skomplikowane runy dotyczące najsilniejszego z zaklęć. Bo użycie ich niosło za sobą zniszczenie, całkowite unicestwienie maga, który ośmieliłby się nimi posłużyć. Mało kusząca perspektywa, tym bardziej dla egoisty, który pragnął władzy, a nie śmierci.

Otworzył umysł, aby Rothar zrozumiał, co zamierza zrobić i odpowiednio się przygotował. Nie było sensu ponosić więcej ofiar niż to konieczne.

Zaopiekuj się nią! – warknął, wyciągając przed siebie obie dłonie. Zachwiał się, kiedy moc brata przestała go wspierać, lecz nie poddał. Zaklęcie nie było ani długie, ani trudne. To zawsze zdumiewało go w magii, im potężniejsze działanie, tym mniej skomplikowana forma. Potrzebna była jedynie moc, a tej miał pod dostatkiem. Nie musiał się ograniczać, oszczędzać na później, bo żadnego później nie miało być.

Zaklęcie, którym chciał się posłużyć, zabijało wszystko, co napotkało na swej drodze. Tego, który je wypowiadał. Ścierało na proch każdy byt, uśmiercało każdą formę życia.

Niosło ze sobą nicość.

I spokój.

A kiedy skulony nad ciałem El, Rothar uniósł głowę, dookoła nie było już nikogo, ani niczego. Teleportacja bez przygotowania była niezwykle ryzykowana, ale nie miał wyjścia. Nie miał też czasu i bez wahania zajął się czymś innym. Przywracanie do życia nie było jego domeną, bo zahaczało o czarną magię, lecz nie zastanawiał się teraz nad tym.

Powściągając niecierpliwość kreślił odpowiednie runy, starając się nie myśleć o czerni rozlewającej się na horyzoncie za jego plecami. Jednego był – to nie mrok zwyciężył; to potęga magii spustoszyła spory kawałek tego świata.

I zabiła tego, który się nią posłużył.

Komentarze

  1. Jo Winchester
    | Odpowiedz

    Ja mam nadzieję, że to jakieś żarty/sztuczka/cokolwiek i Azack żyje!!! Ty mi nie każ złościć się już od poniedziałku!!!?

  2. A
    Asia
    | Odpowiedz

    Ze co, ze to juz koniec? Ze Azack nie zyje? Powaznie..? ?I jak tu normalnie zacząć tydzień jak Ci juz poniedziałek psują !!! ?Wrrrr… mam nadzieje ze okaże sie ze pamięta jeszcze jedno zaklęcie, ktore chroni jego bo inaczej to ja nie wiem… ?‍♀️ Brakuje mi słów i jest mi tak smutno ??

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Może zastąpimy go kimś ciekawszym? ;-D

      • Jo Winchester
        |

        Proponuję Gargamela ze Smerfów 😀

      • Babeczka
        |

        A może Pioruna? TEGO Pioruna :-)))

      • Jo Winchester
        |

        BIORE! Z całym dobrodziejstwem inwentarza 😀

      • Babeczka
        |

        Nawet w konwencję Wyklętego by się wpasował 😀

  3. Babeczka
    | Odpowiedz

    Mam nadzieję, że z newsletterem nie było problemów, bo mój komp odmówił w sobotę rano posłuszeństwa, zawieszając się przy 35% aktualizacji… Dlatego proszę się nie zdziwić, jeśli w czwartek nie ukaże się kolejna część Nemezis – mam dostęp do motylowego konta, ale nie do własnego dysku 🙁

  4. T
    Tony Porter
    | Odpowiedz

    Nie no, wyjedzie człowiek na tydzień, a tu już mu ulubionego bohatera wysyłają w nicość. Podłość ludzka nie zna granic:) A tak na serio, to po pierwszym przeczytaniu pomyślałam: „Ok, no dobra, Azack musiał zginąć, żeby odkupić swoje grzechy, a i pozbył się zła wszetecznego, mieli z El swoje 5 minut – dobra jest”. Jednakże po ponownej lekturze tejże wstrząsającej części pomyślałam sobie, że nie, że to wcale nie jest ok, żeby Azack ginął, bo El go kocha, jest między nimi niezwykła więź, nie po to się spotkali w tym szalonym świecie, żeby zaraz się utracić, a Azack powinien dostać jeszcze jedną szansę. Skoro kiedyś nie potrafił zabić brata, to znaczy, że nie jest zły do szpiku kości, tylko trochę mniej. Owszem, zło go pociąga na maksa i nie ma opcji, żeby został grzecznym chłopcem, ale to nie znaczy, że musi robić za największe zło. A El? Śmierć Azacka będzie dla niej końcem świata. Uważam, że tych dwoje zasługuje na coś więcej. Na wspólną przyszłość. Szacun dla Rothara, że się postarał i przybył w odpowiedniej chwili. I nie bawił się w umoralniające gadki, tylko działał. Z doświadczenia (książek:)) wiem, że z magią na dwoje babka wróżyła – są zaklęcia nie do ruszenia i takie, które można obejść – między wierszami wiele zdarzyć się może.

    • Babeczka
      | Odpowiedz

      Ja cię pocieszę, że do poniedziałku niedaleko 😉

Leave a Reply